30 lat od tragicznego pożaru. Golden Life: Życie choć piękne, tak kruche jest

"Fajnie, że jesteście. Tego koncertu nie zapomnicie do końca życia" - w pewnym momencie rzucił ze sceny Adam Wolski, wokalista grupy Golden Life. Kilka godzin później jego słowa nabiorą tragicznego wymiaru.

Pomnik upamiętniający ofiary pożaru Hali Stoczni Gdańskiej z 1994 roku. Widać na nim cytat z piosenki Golden Life
Pomnik upamiętniający ofiary pożaru Hali Stoczni Gdańskiej z 1994 roku. Widać na nim cytat z piosenki Golden LifeŁukasz GłowalaAgencja FORUM

24 listopada 1994 roku w Hali Stoczni Gdańskiej odbywała się impreza muzyczna - koncert grupy Golden Life połączony z transmisją rozdania nagród MTV. Godzinę po zejściu muzyków ze sceny zauważono ogień na drewnianej trybunie w głębi sali. Pożar szybko zaczął się rozprzestrzeniać, wówczas wśród publiczności (na sali było jeszcze ok. 700-800 osób) wybuchła panika.

Gdy zgasło światło, wszyscy rzucili się do głównego wyjścia, które nie było w pełni drożne - dwie kraty były zamknięte na kłódkę. Stłoczeni w korytarzu ludzie zaczęli się wzajemnie przewracać...

Wśród śmiertelnych ofiar pożaru były dwie osoby: 13-letnia Dominika Powszuk stratowana przez uciekający tłum oraz operator telewizji Sky Orunia Wojciech Klawinowski, który wrócił do płonącej hali, by wynieść z niej sprzęt telewizyjny.

"Wiele osób było przekonanych, że jest to atrakcja pirotechniczna, która dodatkowo miała uatrakcyjnić koncert. Początkowo do gaszenia pożaru ruszyło kilku obecnych na sali ochroniarzy i strażaków z zawodowej jednostki straży pożarnej Stoczni Gdańskiej. Być może dramatu by się udało uniknąć, gdyby sprawnie zadziałały wszystkie znajdujące się w hali gaśnice. W tym momencie ogień obejmował zaledwie 4 m kw. powierzchni" - wspominał tragedię "Dziennik Bałtycki" w 2000 r.

W wyniku ciężkich obrażeń zmarło w szpitalach kolejnych pięć osób, w tym dwóch ochroniarzy, którzy wcześniej wynosili z płonącej hali nieprzytomne osoby. Rannych zostało około 250-300 osób. Całą noc w Gdańsku było słychać sygnały karetek, wożących rannych do szpitali. Część poparzonych trzeba było przetransportować drogą lotniczą do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.

Przyczyną pożaru było podpalenie, ale sprawcy do dziś nie udało się odnaleźć.

W hołdzie ofiarom tragedii grupa Golden Life napisała balladę "24.11.94" ze słowami "Życie choć piękne tak kruche jest, zrozumie ten, kto otarł się o śmierć". To właśnie ten cytat w 1996 roku trafił na pomnik postawiony przed miejscem, gdzie stała hala. Pomnik składa się z ceglanej ściany, przed którą ustawiono dwie kolumny połączone belką. Część instalacji pochodzi ze spalonej hali.

"Kiedy odwiedzaliśmy naszych fanów w szpitalu, oni nas bardzo prosili, żebyśmy napisali dla nich piosenkę" - opowiadał w radiowej Trójce Adam Wolski, wokalista Golden Life.

"Tekst powstał dosyć szybko. Napisała go [Iwona Turbiarz] żona naszego gitarzysty, która była akurat świeżo po porodzie i miała wszystkie emocje na wierzchu. Myśmy dopisali do tego muzykę. Utwór powstał w pięć minut" - dodawał frontman Golden Life.

Wolski nie ukrywa, że tragiczny pożar miał bardzo duży wpływ na twórczość zespołu.

- To taki znak czasu, w którym staliśmy się bardzo dorośli i smutni. Ja do dzisiaj silnie przeżywam ten numer, czasem nie sposób powstrzymać drżenia głosu kiedy śpiewam - opowiadał Interii 15 lat po pożarze hali.

Jarosław "Pastyl" Turbiarz, gitarzysta Golden Life, wspominał, że 24 listopada 1994 roku bardzo wydoroślał.

- Dotknąłem chyba po raz pierwszy prawdziwego, nie wydumanego problemu z którym przyszło mi się zmierzyć. Co prawda byłem już np. mężem, ojcem. Tak czy inaczej wiem, że postawił mnie ten dzień na baczność i krzyknął: "Pastyl, żyj" - takie właśnie jest albo przynajmniej potrafi by życie...

Miesiąc po tragedii w Gdyni odbył się festiwal zorganizowany na pomoc poszkodowanym w pożarze. To wówczas odbyła się premiera piosenki "24.11.94". Nagranie wydano także na wyjątkowym singlu (500 egzemplarzy). Całość poszła na specjalne aukcje, z których dochód przeznaczono również dla poszkodowanych.

W 1997 r. ruszył proces w sprawie pożaru hali Stoczni Gdańskiej. Pierwszy wyrok zapadł dopiero w czerwcu 2010 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku uniewinnił wówczas organizatorów imprezy z Agencji FM oraz byłego komendanta stoczniowej straży pożarnej. Jedynym skazanym był ówczesny kierownik stoczniowej hali. Skazano go na karę 2 lat pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem kary na 4 lata.

W czerwcu 2012 r. Sąd Okręgowy w Gdańsku skazał też organizatorów na karę jednego roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. W 2013 roku Sąd Apelacyjny w Gdańsku utrzymał wyroki sądu niższej instancji.

Matteo Bocelli zaprasza na swój świąteczny koncertINTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas