Rihanna w Gdyni: Bity, hity i spóźnienie
To nie był piorunujący koncert. To była po prostu świetna zabawa. Rihanna w Gdyni wyszła na scenę z godzinnym opóźnieniem, czym zirytowała wielu widzów. Przez kolejne półtorej musiała więc odkupić swoje winy. Ale co to dla niej!
Rihanna na zakończenie Open'era - Gdynia, 7 lipca 2013 r.
Wokalistka z Barbadosu zaśpiewała w niedzielę (7 lipca) na scenie Open'er Festivalu dzień po zakończeniu imprezy. Posiadacze czterodniowych karnetów mogli zobaczyć jej występ za darmo. Reszta natomiast przyjechała do Gdyni specjalnie dla Rihanny.
Zanim scenę przejęła jedna z największych gwiazd światowego popu, zaprezentował się na niej brytyjski raper Dizzee Rascal, z którym udało nam się porozmawiać pół godziny przed jego występem.
- Uwielbiam polską publiczność. Za każdym razem skaczą i są aktywni, nie stoją nieruchomo w miejscu. Cieszę się za każdym razem, kiedy tu przyjeżdżam. Rihanna? To niesamowite widzieć, jak się rozwija. Dzisiaj zamierzam przekazać dużo energii. Wykonuję sporo materiału z mojego nowego albumu, który ukaże się w październiku - powiedział nam przed swoim koncertem raper, który skutecznie poderwał ludzi do zabawy.
Wszystko jednak na nic, bowiem dobra atmosfera ulatniała się z każdym kwadransem spóźnienia Rihanny. Co jakiś czas usłyszeć można było donośne gwizdy i skandowanie: "Be-yon-ce! Be-yon-ce!".
Rihanna tak się zasiedziała na plaży w Sopocie, że na gdyńskiej scenie wyłoniła się dopiero o 23.
Setlista wokalistki została tak ułożona, by zdetonować publiczność dopiero w drugiej połowie koncertu. Najpierw pomęczyła Rihanna widzów utworami głównie z dwóch ostatnich albumów, nie zawsze singlowymi.
Wybuch nastąpił przy "We Found Love". Fani zaczęli tańczyć, skakać i wymachiwać rękami bez opamiętania, niektórzy mieli nawet na ten moment przygotowane... race! To oczywiście nawiązanie do teledysku ilustrującego ten utwór. Nie trzeba chyba dodawać, że wnoszenie, a tym bardziej odpalanie rac na takiej imprezie to czyn surowo wzbroniony. Zabawa miała więc ten pyszny posmak zakazanego owocu. Ale żeby nie było, że żyjemy w państwie bezprawia - ochrona postanowiła ukrócić tę kolorową rebelię.
Zobacz teledysk "We Found Love" Rihanny:
Po "We Found Love" Rihanna już nie spuszczała z tonu i rzucała hit za hitem z klubowym bitem: "S&M", "Only Girl (In The World)", "Where Have You Been"... spontaniczne tańczenie właściwie nie ustawało ani na moment.
Rihanna w trakcie utworów wspierała się dodatkowymi, nagranymi wcześniej ścieżkami wokalu. I wcale tego nie ukrywała. Niejednokrotnie widzieliśmy, jak piosenkarka oddaje się swoim kocim ruchom, nie zawracając sobie głowy mikrofonem, podczas gdy z głośników wciąż dobywał jej głos. Zwłaszcza na początku koncertu można było odnieść wrażenie, że Rihanna pełni rolę jednoosobowego chórku dla swojego playbacku. Później jednak postanowiła trochę pośpiewać, co jej się oczywiście chwali. Na miłe słowo zasługują również rockowe akcenty wieczoru, zwłaszcza zadziorne solówki Nuno Bettencourta, które stanowiły przemyślany kontrapunkt dla klubowych dźwięków.
A jaką Rihannę zobaczyliśmy na scenie? Wokalistka śpiewała nam bardzo pikantne historie i łapała się za krocze częściej niż Michael Jackson w szczycie formy. Jednocześnie jest w Rihannie gracja i powab: kiedy z aktorskim polotem wypłakuje balladę "Stay", przeobraża się w delikatną księżniczkę. Potrafi być zarazem niegrzeczna, ostra i eteryczna.
To właśnie "Stay" i następujący po nim przebój "Diamonds" - oba z ostatniego albumu "Unapologetic" - zakończyły niedzielny występ Rihanny w Gdyni.
Po zejściu wokalistki ze sceny, niejako za karę za to godzinne spóźnienie, ludzie jak jeden mąż odwrócili się na pięcie i zaczęli zmierzać ku wyjściu. Bez skandowania, klaskania i piszczenia. Po prostu - koncert się skończył, idziemy spać.
No, może nie wszyscy spać, a w każdym razie nie od razu. Organizatorzy uczynili całkiem miły gest w stosunku do uczestników wydarzenia i z głośników sceny głównej, po koncercie, zaczęli puszczać przebój za przebojem. Efekt tego był taki, że kilka tysięcy osób zostało pod sceną, by bawić się dalej. Co prawda napis "Prosimy o spokojne i powolne opuszczenie terenu" nie nastrajał zabawowo, ale kto by sobie zawracał głowę jakimiś napisami.
Michał Michalak, Gdynia