Open'er Festival 2015: Młodzi przejmują sceny
Mika Aleksander
To, że na wakacyjnych, muzycznych festiwalach przeważają ludzie młodzi, jest sprawą normalną. Podczas 14. edycji Open'era młodzież dominowała także na scenach.
Tuzów na miarę Faith No More, Pearl Jam, Prince'a czy Sex Pistols, którzy gościli na wcześniejszych edycjach Open'era i zwykle uważani byli za jego największe atuty, próżno szukać w tegorocznym line-upie. Najstarsi z występujących na Main Stage zakończonego właśnie festiwalu to Faithless - przyjechali z show celebrującym dwudziestolecie działalności i The Prodigy - mogą pochwalić się 25-letnim stażem. Sceny, nie tylko główną, zdominowali artyści młodsi i doświadczeniem, i wiekiem.
Drake - gwiazda pierwszego dnia, nie ma trzydziestki. Hozier, który mimo wczesnej pory koncertu zgromadził pokaźną publiczność, liczy sobie 25 wiosen. Dla nieco młodszych od niego muzyków Years & Years namiot okazał się za mały. Przy znakomitej frekwencji na Main Stage wystąpił Disclosure, tworzący go bracia Guy i Howard Lawrence mają lat 45 - razem!
Podobnie sprawa wygląda z artystami rodzimymi. Na czele Curly Heads stoi 22-letni Dawid Podsiadło, rok młodszy jest Fismoll, w podobnym wieku są Oly. i Iza Lach. Kuba Karaś z The Dumplings to tegoroczny maturzysta. Wszyscy wymienieni dostali możliwość pokazania się na festiwalu w całkiem dobrych godzinach - słusznie, bo chętnych, by bawić się na ich koncertach nie brakowało.
Gdy w ubiegłym roku w czasie występu na Open'erze Dan Auerbach z Black Keys, nazwał go cztery raz mniejszym niż słynny Glastonbury, a 10 razy bardziej energetycznym festiwalem, co odbiło się szerokim echem w świecie, wielu fanów muzyki skierowało oczy na Gdynię. Impreza, by to zainteresowanie utrzymać, nie tylko powinna prezentować największe muzyczne gwiazdy i zapewniać różnorodny gatunkowo program, ale także starać się trendy kreować. Najlepszym sposobem na to jest otwarcie scen dla debiutantów - i chyba tym po części należy tłumaczyć sposób układania tegorocznego line-upu. Rzecz jasna, takie podejście obarczone jest ryzykiem - wiadomo, nowicjusze nie są zwykle zaprawieni w koncertowych bojach i słabsze show może się im zdarzyć - jednak zakończona właśnie edycja takich zanotowała naprawdę niewiele. Przeciwnie, to debiutanci jak Hozier czy Years & Years, i frekwencyjnie, i pod względem wywołanego entuzjazmu, wypadli lepiej niż legendy, jak Modest Mouse czy The Libertines.
Kiedyś potrzeba było kilku lat koncertowania i paru dobrych wydawnictw by przebić się do opinii publicznej. Wszelkie nowinki do Polski dochodziły z opóźnieniem. W dobie internetu i powszechnej znajomości języka angielskiego wśród młodzieży te bariery zniknęły. A skoro to młodzież jest głównym uczestnikiem festiwalu, to program powinien odpowiadać jej gustom. Organizatorzy Open'era widać dobrze to rozumieją.
Słowo "zmiana" zrobiło w tym roku zawrotną karierę w polityce, wydaje się, że dotyczy też kultury. I w jej obszarze młodzi ludzie domagają się nowego. Na imprezach studenckich już nie królują zgrani wykonawcy, którzy doczekali się etykiety "juwenalia rock", coraz więcej w line-upach tych eventów artystów alternatywnych. Open'erowa publiczność na nowości jest jeszcze bardziej otwarta. Grupa The Feral Trees w Gdyni zagrała szósty koncert w całej swojej karierze, a została wywołana na bis. Równie młodocianego koncertowym stażem Taco Hemingwaya oklaskiwał całkiem pokaźny tłum.
Czy zatem starsi powinni sobie festiwal odpuścić? Jeśli chodzi o sprawy czysto muzyczne - absolutnie nie.
Mniej było w tym roku zespołów-ikon, ale nie zostały one z programu całkowicie wyrugowane. Swans, Thurston Moore czy Refused znalazły w Gdyni i miejsce, i uznanie. Sami nowicjusze nierzadko nawiązują do klasyków. "Niemodne" gatunki: southern rock, blues, americana, zabrzmiały w Babich Dołach za sprawą Alabama Shakes - zespołu dowodzonego przez dwudziestopięcioletnią Brittany Howard. Wspomniana formacja Years & Years, która według plebiscytu BBC Sound of 2015 zrobi największą furorę w tym roku (co w Gdyni brawurowo potwierdziła), gra mieszankę electro, r&b i muzyki house z lat 90.
Sam fakt, że festiwalową wystawę zatytułowaną - nomen omen - "Nikt nam nie weźmie młodości", pokazującą stojącą na uboczu, ale do dziś niezwykle wpływową trójmiejską sztukę lat 80. zobaczyło 15 tysięcy uczestników Open'era ma swoją wymowę.
Warto pamiętać, że dzisiejsi starzy też kiedyś byli młodzi (Sex Pistols na pewno lepiej grali w latach 70., niż zrobili to na Open'erze w 2008 roku - inaczej nie zostaliby kapelą kultową), a "nowe", nie musi oznaczać "gorsze".