Open'er Festival 2013: Drogie bilety? Mamy złą wiadomość

Znaczący wzrost cen biletów na tegoroczną edycję gdyńskiego Open'era nie spotkał się, co zrozumiałe, z entuzjazmem uczestników. Jak się jednak dowiedzieliśmy, to dopiero początek podwyżek.

Kilka stówek w plecy, ale humory i tak dopisują - fot. Łukasz Dejnarowicz
Kilka stówek w plecy, ale humory i tak dopisują - fot. Łukasz DejnarowiczAgencja FORUM

O jakich kwotach mówimy? Czterodniowa zabawa kosztuje 470 złotych, a z polem namiotowym - 550 złotych. Zimą bilety są tańsze, ale wiążą się z kupowaniem w ciemno, jeszcze przed ogłoszeniem wielu artystów.

Czy 470 złotych to drogo? Zdania wśród uczestników Open'era są podzielone:

- To jest adekwatna cena, opłaca się.

- W tym roku są większe gwiazdy niż w zeszłym, więc z czegoś trzeba im zapłacić.

- Pewnie wliczyli w to trochę Rihannę.

- Dla przeciętnego polskiego zjadacza chleba to jest raczej nieosiągalna cena.

- W zeszłym roku kupiłem bilet w droższej puli za 420 złotych z polem namiotowym, w tym roku w tańszej puli kosztował 450 złotych.

- Trochę za drogo jednak. Parę lat temu bilety były za 350 złotych.

Mikołaj Ziółkowski, szef Alter Artu, organizatora Open'era, odpowiada:

- Open'er obiektywnie jest tani i będzie coraz droższy. Nie ma innego rozwiązania. Jeżeli kupujemy samochód, to w Polsce płacimy za niego dokładnie tyle samo ile w Niemczech, ile w Wielkiej Brytanii, ile w Hiszpanii.

Ziółkowski wskazuje, że bilety na zagraniczne festiwale są znacznie droższe, a koszty - takie same. Światowi artyści inkasują w Polsce honorarium identyczne jak na każdym innym festiwalu. Czasem nawet wyższe. Nigdy niższe.

Sprawdziliśmy i rzeczywiście - ceny wejściówek na zagraniczne imprezy mogą polskiego zjadacza chleba przyprawić o ból głowy. Takie festiwale jak słynny brytyjski Glastonbury, hiszpańska Primavera czy belgijski Pukkelpop to wydatek rzędu 700-1000 złotych za sam "goły" bilet.

Mikołaj Ziółkowski podkreśla, że na takie ceny biletów składa się nie tyle chęć "wydojenia" fanów muzyki, co potężne koszty imprezy m.in. honoraria, sprzęt nagłośnieniowy, światła, transport (benzyna) czy przestrzeń do zagospodarowania.

Jak na tle Open'era prezentują się inne polskie festiwale? Weźmy na przykład katowicki Off Festival. Profil tej imprezy jest trochę inny niż gdyńskiego festiwalu, a pod względem rozmiaru to dwa zupełnie różne wydarzenia, ale na pewno część fanów pojawia się na jednym i na drugim festiwalu.

Na Off-ie w ciągu trzech stricte festiwalowych dni na trzech scenach można obejrzeć ponad 80 zespołów. Cena? Początkowo czterodniowe karnety kosztowały jedynie 170 zł, a później 210 zł. Finalnej ceny 240 zł nie osiągną, ponieważ zostały już wyprzedane. Oczywiście na Off Festivalu trudno szukać tak mainstreamowych (i tym samym mających wysokie wymagania finansowe) artystów jak na Open'erze, ale na pewno w Katowicach nie można się nudzić, bo już od godzin wczesnopopołudniowych aż do rana (niektóre koncerty trwają nawet do 4-5) nie ma mowy o jakimkolwiek przestoju czy "okienkach" w line-upie. Wszystko to za bardzo rozsądną cenę.

Z drugiej strony można podejść do tematu czysto rynkowo. Dopóki ludzie są chętni, by "płakać i płacić", dopóty ceny Open'era i innych festiwali można windować w górę.

Nie jest to może optymistyczne spojrzenie na sprawę, szczególnie w połączeniu z wypowiedziami o dążeniu do poziomu zagranicznych cen, ale jest to wyraźna wskazówka: na przyszłorocznego Open'era można zacząć odkładać już dziś.

Michał Michalak

Współpraca: Artur Wróblewski

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas