"Telefon od The Smashing Pumpkins"
1 sierpnia rozpoczyna się kolejny OFF Festival, który dzięki wizji i pracy Artura Rojka oraz jego współpracowników stał się największym krajowym festiwalem muzyki niezależnej i alternatywnej. Przed tegoroczną edycją imprezy, na której wystąpią m.in. The Smashing Pumpkins czy... Zbigniew Wodecki, z Arturem Rojkiem, dyrektorem artystycznym festiwalu, rozmawiał Artur Wróblewski.
Przeglądałem wywiady, które miałem przyjemność z tobą przeprowadzić, i trafiłem m.in. na naszą przed OFF-ową rozmowę jeszcze z 2007 roku. Jako gwiazdy tamtego festiwalu wymienialiśmy: Low Frequency In Stereo, Archiecture In Helsinki, Piano Magic czy Port Royal. Z całym szacunkiem dla tych znakomitych grup, ale w ostatnich latach skok, jeśli chodzi o wielkość artystów, był co najmniej o kilka lig. The Smashing Pumpkins to chyba najgłośniejsza nazwa, jakie pojawiła się do tej pory na OFF Festival...
Artur Rojek: - Wiesz, dla jednych The Smashing Pumpkins albo My Bloody Valentine, dla innych Jens Lekman albo Brutal Truth... Nasza publiczność potrafi być bardzo zaskakująca, co świadczy o tym, że mamy do czynienia z prawdziwymi fanami!
- Zespół Billy'ego Corgana rzeczywiście jest niespodzianką dla wielu uczestników festiwalu. Ma wciąż bardzo dużą grupę fanów w Polsce i wielu z nich pamięta ich koncert sprzed 10 lat w naszym kraju w Katowicach. W książeczce do płyty "Adore" znalazły się "gwiazdy", bloki widziane z okna obecnego hotelu Novotel, w którym zatrzymał się wtedy zespół.
- Nie planowałem The Smashing Pumpkins w line-upie, aż do momentu, kiedy sami do mnie zadzwonili i zaproponowali swój występ. Bardzo chcieli zagrać w Polsce. Byłem bardzo miło zaskoczony. Nawet chyba pękałem z dumy, że do mnie dzwonią (uśmiech).
- Jestem ich fanem z czasów od albumu "Gish" do "Adore" i uważam ich za jeden z najważniejszych zespołów lat 90. I chociaż nie śledziłem dokładnie ich działalności po tym, jak pierwotny skład się rozpadł, wiedziałem, że różnie się dzieje w życiu Billy'ego Corgana, że trafiają mu się piosenki świetne i piosenki słabsze i że ma wielkie ambicje powrotu na szczyt. Po tym telefonie przemyślałem sprawę powoli i dokładnie. Jakiś czas potem byłem pewny, że to świetny headliner i partner dla My Bloody Valentine i Godspeed You! Black Emperor.
Dwaj kolejni headlinerzy, właśnie My Bloody Valentine i Godspeed You! Black Emperor, to już wykonawcy zupełnie niekomercyjni i o innym statusie niż The Smashing Pumpkins. Zamierzacie podczas ich koncertów rozdawać zatyczki do uszu?
- Zamierzamy ludziom o tym przypomnieć. Mieliśmy podobną sytuację w przypadku Swans. Widziałem koncert Swans i widziałem koncert My Bloody Valentine. Potęga dźwięku jest porównywalna. W przypadku Swans jest więcej zmian od ciszy do hałasu. W przypadku My Bloody Valentine to jednolita ściana gitar, od początku do końca. To będzie 90-minutowy jazgot, czyli rzecz niezwykle przyjemna dla wszystkich fanów shoegaze'u. Natomiast co do koncertu Godspeed You! Black Emperor, to ich muzyka jest bardziej zróżnicowana i takiego problemu wydaje mi się nie będzie.
- A status My Bloody Valentine i Godspeed You! Black Emperor? To rzeczywiście zespoły undergroundowe, ale ten festiwal składa się z czterech scen, na których wystąpi 90 wykonawców. Różnice pomiędzy tymi zespołami, ich statusami, formą działania czy pozycją na rynku zawsze będą duże. Wydaje mi się, że fajny jest taki festiwal, na którym można posłuchać różnych rzeczy. Bardziej lub mniej znanych, bardziej lub mniej undergroundowych, aczkolwiek obok siebie spójnie istniejących. Układając line-up, często wyobrażam sobie, jak nazwy wykonawców będą obok siebie wyglądały na plakacie (śmiech). Wszystko mi się ładnie dopasowało.
Jeżeli jesteśmy już przy rzeczach mniej undergroundowych... Usłyszymy na OFF-ie "Pszczółkę Maję"?
- Projekt Zbigniewa Wodeckiego i grupy Mitch & Mitch będzie w pełni poświęcony debiutanckiej płycie wokalisty "Zbigniew Wodecki" z 1976 roku. Jeżeli sobie ktoś posłucha tego albumu, to skuma , że tam nie ma takich rzeczy, z jakich Zbigniew Wodecki był znany później, jak przeboje "Chałupy Welcome To" czy "Pszczółka Maja". To zupełnie inny album, przedstawiający artystę o bardzo dużych ambicjach artystycznych i zafascynowanego Burtem Bacharachem. Płyta "Zbigniew Wodecki" jest estetycznie wysmakowana, bardzo piękna, teksty są mądre, a melodie bardzo inspirujące. To jest naprawdę znakomity album i właśnie ten album będzie w całości odegrany na festiwalu.
Jako jedyni w Polsce, może poza krakowskim Unsoundem, dostrzegacie ciekawe i twórcze zjawiska na scenie blackmetalowej i metalowej w ogóle. Dlaczego ta muzyka jest pomijana na innych imprezach?
- Nie wiem. Być może dlatego, że nie jest to muzyka łatwa, a akurat Unsound i OFF nie ryzykują, że coś może być mniej strawne dla słuchaczy, którzy przy okazji wyrabiają sobie gusta. Wydaje mi się, że rzeczą wręcz pożądaną jest prezentacja na takich festiwalach form ekstremalnych, które mają miejsce w muzyce alternatywnej i od których nie można się odwrócić. A ekstremalna muzyka metalowa i ta estetyka jest na dzień dzisiejszy dość znaczącą siłą i trudno byłoby na takim festiwalu jak OFF to pominąć.
Po poprzednim festiwalu zadaliście uczestnikom OFF Festival na Facebooku pytanie, co chcieliby zobaczyć w 2013 roku. Zaskoczyły cię wyniki tej ankiety?
- Większość ludzi domaga się dużych nazw. Są też tacy, którzy domagają się nazw znanych tylko sobie (śmiech). Różnie to bywa. Ja sobie uważnie przestudiowałem wyniki ankiety. Wielokrotnie w prośbach fanów pojawiały się takie nazwy, jak na przykład Grizzly Bear czy Tame Impala. Czasami moje upodobania i moje zdanie jest bardzo podobne do potrzeb i opinii wielu naszych fanów.
- Niestety, nie zawsze da się line-up ułożyć w ten sposób, by sprostać oczekiwaniom wszystkich. Line-up jest wypadkową naszych możliwości, czyli organizatorów, oraz możliwości zespołów. Nie wszyscy wykonawcy w tym czasie koncertują w tej części Europy, a czasami w ogóle nie koncertują. Nie zawsze wszystko jest możliwe. To nie jest tak, że my przebieramy w propozycjach. Naprawdę musimy się doszukiwać i dokopywać do takich wydarzeń, które są dla nas i dla wykonawców możliwe. Stąd taki, a nie inny line-up.
Udało wam się utrzymać bardzo przystępne ceny biletów, co też - w dobie kryzysu - jest niewątpliwym atutem OFF Festival. Na przykład na Open'er Festival usłyszeliśmy od organizatorów, że już wysokie ceny karnetów na pewno będą rosły.
- My zaczęliśmy z bardzo niskiego pułapu cenowego i wydaje mi się, że nieludzko byłoby podnosić ceny drastycznie do wyższych poziomów. Uważam, że jak na swoją ofertę OFF Festival jest festiwalem naprawdę tanim w porównaniu z tym, jak wyglądają podobne tego typu festiwale na świecie. Cena za karnet w najbliższych edycjach na pewno będzie rosła. Nie tylko w Polsce jest kryzys. Zresztą artystów grających na festiwalach to mało obchodzi.
- Open'er ma inną, bardziej agresywną politykę. Są dużym festiwalem, który rządzi się swoim prawem.
- Ludzie nie płacą już za muzykę, której słuchają. A jedyny element, który w tym biznesie jest do ogarnięcia pod względem finansowym, to są koncerty. Dobrze byłoby, gdyby ludzie chodzący na koncerty czuli, że płacą artystom za występ.
- Pieniądze za bilety są też ważną częścią budżetu festiwalowego. Poza tym jeżeli będą rosły ceny w innych sektorach rynku, to i będą rosły na festiwalach.
Rozmawiał: Artur Wróblewski