Mocny rap, hardstyle, a może chillout? Na OFF Festivalu odnajdzie się każdy fan muzyki [RELACJA]
Trzeci dzień OFF Festival 2024 obfitował w kilka niespodzianek, ale trzeba przyznać, że organizatorzy bardzo dobrze poradzili sobie z trudnym zadaniem wybrania takiego line-upu, który będzie działał, kiedy uczestnicy potrzebują nieco regeneracji. To był dzień spod znaku szalonego tańca i możliwości porwania się chilloutowi. Zapraszamy do relacji!
Ostatni dzień OFF Festival 2024 otworzyła grupa Dłonie. Na Open Stage BLIK Pola Chobot i Adam Baran przy dźwiękach deszczu snuli akustyczne wersje swoich piosenek, spokojne, rozmarzone melodie z onirycznymi, nieco natchnionymi wokalami. Duet powrócił na scenę muzyczną po pięciu latach przerwy, wydając album "Burza", który został zaprezentowany przed festiwalową publicznością. Podczas klubowych koncertów grupa występuje w większym składzie, jednak ze względu na kameralność sceny BLIK postanowili sami zmierzyć się z nowymi aranżacjami utworów. W tym samym czasie na Scenie Eksperymentalnej szalała TONFA.
Rapowa grupa bliska brzmieniom Death Grips czy JPEG Mafia zagrała w rozszerzonym składzie i trzeba przyznać, że był to strzał w dziesiątkę. Żywa perkusja dopełniała brzmienia wersów wykrzykiwanych przez raperów i - szczerze mówiąc - do teraz zastanawiam się czy nie była to najsilniejsza reprezentacja rapu na tej edycji festiwalu. Niesamowicie solidna rzecz i szkoda, że nie wylądowała w line-upie nieco później.
Dwa występy minęły pod znakiem niedyspozycyjności członków zespołów z powodów zdrowotnych. Kwartet Maruja, grupa mieszająca post-punk z jazzem, musiał mierzyć się z nieobecnością saksofonisty, który z powodu problemów z kręgosłupem musiał zrezygnować ze swojego udziału. Stąd było surowo, bardzo testosteronowo, z ogromem punkowej energii, jednak brakowało kluczowego elementu, który świadczył o wyjątkowości muzyki Majury.
Obecni na scenie muzycy dali z siebie wszystko, ale też nie dziwię się, jeżeli fani zespołu mogą być się nie do końca usatysfakcjonowani. Nie był to bowiem w pełni ten zespół, na który czekali. W tym samym czasie na scenie głównej grał zespół Jad i to był punk w najczystszej formie - ten nawiązujący do dokonań Siekiery, z gitarzystą ubranym w tenisówki i koszulkę Black Flag.
Następnie Scenę Leśną Rossmann porwały Lasy - duet zaprezentował mieszankę wiksowej elektroniki z żywą perkusją. Był hardstyle, był rave, był pot uczestników gubiących swoje nogi w morderczych tempach. To zdecydowanie jeden z najbardziej żywych momentów na OFF Festival 2024, ale nie ukrywajmy - spisałby się idealnie o pierwszej w nocy, wszak 18:15 to dużo za wcześnie na takie akty tanecznej zagłady. Mimo to ich występ był strzałem w dziesiątkę! Bas z Leśnej przeczesywał cały teren festiwalu, przyciągając coraz to więcej publiki. Sam duet miał ogromną frajdę na scenie i coraz bardziej nakręcał ludzi do rave'owania. Tutaj nikt już nie mógł narzekać na brak rozgrzewki na początek ostatniego dnia wydarzenia. Liczymy na więcej elektroniki przy następnych edycjach.
W tym samym czasie niefortunny wypadek zdarzył się na Scenie Eksperymentalnej - w trakcie wykonywania jednego z utworów, gitarzysta Hotline TNT przewrócił się, po czym koncert przerwano. Konieczna była interwencja ratowników medycznych, a kilka godzin później media społecznościowe owładnęły zdjęcia nogi muzyka w gipsie. W ramach przeprosin, muzycy powiedzieli, że postarają się wrócić do Katowic za rok. Trzymamy za słowo!
Jest taka kategoria zespołów, które regularnie pojawiają się OFF Festivalach z cyklu "rozkładamy koc, cieszymy się, że świeci słońce". Właśnie taką grupą jest Glass Beams, którzy wyskoczyli na Scenę Główną Perlage w charakterystycznych zdobionych maskach, prezentując muzykę czerpiącą garściami z kultury hinduskiej. Stąd otrzymywaliśmy coś, co brzmiało trochę krautrockowo, psychodelicznie, ale jednocześnie miało w sobie tak przyjemny groove, że prawdopodobnie nikt nie nazwie tego koncertu ulubionym, a jednocześnie wiadomo, iż bez niego festiwal straciłby wiele.
W tym samym czasie Yaya Bey serwowała swój stosunkowo eklektyczny set pełna pozytywnej energii - na tyle, że r'n'b mieszało się tu z soulem i niereprezentowanym na festiwal w żaden sposób reggae. Milutko.
A co w sprawie Pumy? Pumy Blue oczywiście, bo o czym innym może być mowa? Nieco dziwił wybór Sceny Eksperymentalnej, bo namiot był tak bardzo przepełniony, że osoby spóźnione kilka minut nie za bardzo mogły zauważyć artystę. Muzyk zasługiwał na scenę znaczne większą. Ale było warto przyjść - to był koncert bardzo klimatyczny, mieszający trip-hop z art popem oraz tradycją songwriterską. Ten z gatunku sennych w bardzo przyjemny sposób.
Zupełnym przeciwieństwem była natomiast Debby Friday, korzystająca wizerunkowo w pełni z zasobów, jakich daje jej kobiecość. Muzyczne natomiast mieliśmy do czynienia z czymś wybitnie wymykającym się wszelkim ramom gatunkowym. Na pewno twórczość warta zanotowania i odhaczenia.
W ciągu trzeciego dnia OFF Festivalu można było dostrzec wiele osób chodzących w koszulkach Otsochodzi. Raper zagrał numeru nie tylko ze swojej najnowszej płyty, ale również chociażby tytułowy kawałek z przełomowego dla niego albumu "Nowy kolor". Nie brakowało wielkich hitów, które podbiły serca młodej generacji, m.in. "Malibu Barbie" nagranego z plejadą polskich raperów (Taco Hemingway, Young Leosia, OKI, Dwa Sławy), "Landlord", czy "RAP". Rozbrzmiały także "Worki w Tłum", czyli hiphopowy banger, którego nigdy nie brakuje na klubowych imprezach. Na początku mogło się wydawać, że to będzie poprawny koncert, jednak nic bardziej mylnego - Otsochodzi zdecydowanie nie tworzy typowych rapowych występów. To jest po prostu wyższy poziom.
W tym samym czasie na scenie T Tent Furia zapewniła za to jeden z najlepszych koncertów na OFF Festival 2024. A co zrobili? Po prostu swoje. Ci, którzy spodziewali się, że black metalowi muzycy zagrają materiał z albumu "Huta Luna", byli miło zaskoczeni. Już trzecim numerem były kultowe "Są to koła", a pojawiły się również "Zwykłe czary wieją", "Za ćpą, w dym". Ogromnym zaskoczeniem było natomiast "Ohydny jestem" z 2009 roku - prawdopodobnie nikt nie sądził, że Furia sięgnie po aż tak stare utwory ze swojego repertuaru. Czy trzeba było nawoływać uczestników do moshpitu? Nie, sami się na to zdecydowali. I tak to powinno wyglądać. Piękny moment, który zagrzeje miejsce w koncertowych sercach na bardzo długo.
Warto wspomnieć o Model/Actriz, którego charyzmatyczny wokalista wszedł w tłum i podróżował między uczestnikami koncertu, wyśpiewując im kolejne utwory w twarz, nie bojąc się konfrontacji, dotyku, prowokującego zachowania! Nie da się ukryć, że taka forma kontaktu z publiką najbardziej nakręca ją do imprezowania, w tym także robienia pogo. Podobnie jak w przypadku koncertu Les Savy Fav z drugiego dnia festiwalu, piosenkarz nie posiadał mikrofonu bezprzewodowego, więc obsługa musiała razem z nim zejść do publiczności i przeciągać długi kabel nad głowami wszystkich zgromadzonych.
Jednocześnie mimo rockowych brzmień gitar wymieszanych z przyciężkawą stylistyką, jaką jest no wave, miało to w sobie zaskakującą lekkość, dzięki której w Katowicach rozegrała się jedna z największych możliwych imprez. Wielu chętnych nie mogło wejść na show, ponieważ... namiot był wypełniony po brzegi! Uczestnicy słuchali występu z odległości nawet 20 metrów od wejścia do Sceny Eksperymentalnej.
W identycznym slocie czasowym The Alchemist i Boldy James zaprezentowali materiał w bardzo klasycznym wydaniu producent/DJ oraz raper. Zanim jednak Boldy James zjawił się na scenie, The Alchemist przygotował zestaw swoich najbardziej popularnych bitów dla innych artystów, wśród których znalazły się "Worst Comes to Worst" Dilated Peoples, "We Cry Together" Kendricka Lamara czy "We Gonna Make It" Jadakissa. Trzeba przyznać, że była to całkiem niezła rozgrzewka przed właściwym występem, który to składał się jednak ze znacznie mniej popularnych numerów. Nie będzie tu cytatu z inżyniera Mamonia, wybaczcie.
The Blaze zaprezentowali bardzo elektroniczno-klubowy set. Jak dobrze pamiętam, nie było do tej pory tego rodzaju headlinera w historii OFF Festivalu. Nie szkodzi, bo dzięki umiejętnościom house'owego duetu łatwo było zatracić się w tańcu i zapomnieć, że stoimy pod otwartym niebem, a to wcale nie jest klub muzyczny o drugiej w nocy.
To był idealny slot czasowy dla tego duetu, który zaprezentował szerokie spektrum elektroniki, zostając przy swoim ambientowo-dance'owym klimacie, wplatając elementy nawet EDM-owe. Nie da się ukryć, tłum był zachwycony, ale jednocześnie rozżalony zakończeniem muzycznego weekendu w Katowicach. Zamknięcie Sceny Głównej Perlage nastąpiło w podobnej atmosferze, co zamknięcie Sceny Eksperymentalnej, gdzie zaprezentował się Orbit, również nieźle romansujący z estetyką klubową.
Scena Leśna Rossmann została natomiast zamknięta przez grupę Mount Kimbie, która przed wydaniem ostatniego krążka "The Sunset Violent" przekształciła się z duetu w kwartet. W ich synthpopowym występie przygotowanym w jeszcze bardziej poszerzonym składzie, nie zabrakło tak znanych utworów jak "Marilyn", "Fishbrain" czy kultowego "Blue Train Lines".
Jak podsumować OFF Festival 2024? Cóż, to była kolejna świetnie przygotowana edycja prawdopodobnie najbardziej zróżnicowanego festiwalu muzycznego w Polsce. Czy słuchasz indie rocka, czy słuchasz rapu lub metalu, zawsze znajdziesz coś dla siebie. A przede wszystkim zawsze trafisz na zespoły, o których słyszysz pierwszy raz w życiu i wiesz, że od tej pory wskoczą na stałe do twojej playlisty. Kto nie był, niech żałuje. Do zobaczenia za rok!