Reklama

"Scream For Me Poland!": Relacja z koncertu Iron Maiden w Poznaniu

To, co we wtorek (24 czerwca) działo się na stadionie przy ulicy Bułgarskiej, zapamiętamy na długo. Iron Maiden, przy wtórze 25 tysięcy gardeł, dali największy rockowo-metalowy spektakl w historii Poznania.

Po inauguracyjnym występie Stinga w 2010 roku i zeszłorocznym koncercie Alicii Keys (oba odbyły się na Stadionie Miejskim - arenie Euro 2012, noszącej dziś nazwę Inea Stadionu), poznaniacy, a wraz z nimi miłośnicy muzyki metalowej z całej Polski, wreszcie doczekał się (biletowanej) imprezy na miarę swoich ambicji.

Koncert klasyków New Wave Of British Heavy Metal był bowiem nie tylko muzyczną ucztą dla ucha, ale i spektakularnym widowiskiem z gigantyczną, zmieniającą się scenografią, feerią świateł, pirotechniką, bogactwem rekwizytów i kolejnymi wcieleniami Eddiego, ikonicznej, trupiej maskotki Iron Maiden.

Reklama

Była to już trzecia wizyta Żelaznej Dziewicy w stolicy Wielkopolski. Dwa poprzednie koncerty Iron Maiden sprzed 30 lat (w 1984 i 1986 roku; oba w poznańskiej "Arenie") pamiętają jednak głównie najstarsi bywalcy metalowych imprez z Grodu Przemysła.

Do historii przeszedł również tyleż przypadkowy, co słynny (i upamiętniony na materiale wideo "Behind The Iron Curtain") występ Iron Maiden (po koncercie w "Arenie" w 1984 r.) na weselu w legendarnym nocnym klubie / restauracji "Adria" w sąsiedztwie Międzynarodowych Targów Poznańskich, o czym ze sceny nie omieszkał wspomnieć wokalista Bruce Dickinson.

"Trzydzieści lat od tamtych chwil i wciąż są małżeństwem. Mało tego, są tu dziś razem z nami!" - przekonywał frontman Iron Maiden (Zonk! Para się rozwiodła; piękna ściema, panie Dickinson!).

To z tamtą dekadą wiele wspólnego ma kończący się właśnie, ostatni etap ogólnoświatowej trasy "Maiden England" (rozpoczętej w 2012 roku w USA), w ramach której londyńska grupa zawitała tym razem do Poznania (a w lipcu 2013 roku pojawiła się na deskach łódzkiej Atlas Areny i gdańskiej Ergo Areny).

"W ostatnim etapie trasy 'Maiden England' chcieliśmy uwzględnić miejsca, w których nie byliśmy od dłuższego czasu, dlatego jesteśmy naprawdę podekscytowani powrotem do Poznania i spotkaniem z tutejszymi fanami! Choć trasa 'Maiden England' jest w dużej mierze oparty na trasie 'Seventh Son Of A Seventh Son' z 1988 roku, na koncerty w 2014 zmieniliśmy trochę program, żeby jeszcze lepiej odzwierciedlić lata 80., ponieważ może to być ostatni raz, kiedy niektóre z tych utworów gramy na żywo" - wyjaśniał przed rozpoczęciem aktualnych wojaży po Europie Bruce Dickinson.

Zanim, za sprawą Iron Maiden, przenieśliśmy się w lata 80., na scenie pojawili się Szwedzi z Ghost oraz, a raczej przede wszystkim, Slayer - ikona amerykańskiego thrash metalu. Obie formacje wystąpiły przed Iron Maiden w roli tzw. gości, niezależnie od biegu trasy "Maiden England", na której "Bezimienne Upiory" z Ghost pokazały się tylko kilka razy, Slayer zaś jedynie w Poznaniu!

Dla Ghost (znanego też jako Ghost B.C.) krótki występ w Poznaniu był zapewne rozgrzewką przed dzisiejszym (środa, 24 czerwca) koncertem w warszawskiej "Stodole". Heavy / rockowy kolektyw, o którym z zachwytem wypowiadają się m.in. Dave Grohl (Foo Fighters, eks-Nirvana) czy muzycy Metalliki, mimo stadionowych ambicji, lepiej sprawdza się chyba w klubach i halach, gdzie ich ociekający patosem (oraz kapitalną przebojowością!) spektakl na wzór Kinga Diamonda czy Alice Coopera zyskuje pożądany mrok, o jaki trudniej na imprezach tej skali. Muszę jednak przyznać, iż mimo wczesnej pory (zaczynali o 18.20.) zabrzmieli więcej niż poprawnie.

Piątka zamaskowanych "Nameless Ghouls" pod przewodnictwem Papy Emeritusa II (wokal) w nieodzownej, strzelistej mitrze na głowie, zagrali jedne z najlepszych utworu ze swojego wciąż skromnego dorobku (dwie płyty plus EP-ka). Czarny papież (te gesty!) w towarzystwie wiernych mu, piekielnych infułatów teatralnego heavy / rocka, mimo iż rozpoczęli od singlowego "Year Zero" z zeszłorocznego albumu "Infestissumam", skupili się głównie na kompozycjach z debiutu "Opus Eponymous" (2010 r.): "Con Clavi Con Dio", "Prime Mover", "Stand By Him" i "Ritual"; zaś zamiast granego często, przebojowego "Jigolo Har Megiddo" z drugiej płyty, postawili w Poznaniu na przeróbkę "If You Have Ghosts" z repertuaru Roky'ego Ericksona (dla niewtajemniczonych - współzałożyciel 13th Floor Elevators).

Refren "Come together / Together as a one / Come together / For Lucifer's son" z kończącego ten krótki występ utworu "Monstrance Clock" (album "Infestissumam") znało zaskakująco dużo fanów.

Ghost, który wespół z również szwedzkim (a jakże!) Avatarium, jest według mnie jednym z największych objawień ostatnich lat na metalowej scenie, sprawnie wypełnił swoje zadanie, choć nie mam wątpliwości, iż na misterium z prawdziwego zdarzenia zdecydowanie należy wybrać się do Warszawy.

Nie przesadzę chyba, gdy powiem, że spora część fanów przybyłych tego dnia do Poznania czekała na koncert Slayera z równą niecierpliwością, co na brytyjską gwiazdę wieczoru. Slayer, przedstawiciel umownej "Wielkiej Czwórki" amerykańskiego thrash metalu (obok Metalliki, Megadeth i Anthrax), to bezsprzecznie jedna z najważniejszych formacji w dziejach muzyki metalowej. Autorzy "Reign In Blood" (1986 r.) przeszli niedawno trudno okres w swojej 33-letniej karierze. Śmierć w 2013 roku kluczowego dla brzmienia zespołu gitarzysty Jeffa Hannemana oraz kolejne rozstanie (w atmosferze wzajemnych oskarżeń natury finansowej) z nie mniej istotnym perkusistą Dave'em Lombardo, nie mogły pozostać bez wpływu na aktualną formę Zabójcy z Huntington Park. Mimo trwających już prac nad nowym albumem (premierę zaplanowano na początek 2015 r.), fakt upłynięcia pięciu lat od czasu wydania "World Painted Blood" mówi sam za siebie.

Przy całym szacunku dla uznanego gitarzysty Gary'ego Holta z Exodus i wracającego na łono zespołu perkusisty Paula Bostapha (eks-Forbidden, Exodus, Testament) - płyty "Divine Intervention" (1994 r.), "Undisputed Attitude" (1996 r.), "Diabolus In Musica" (1998 r.) i "God Hates Us All" (2001 r.) - to już nie jest ten sam Slayer.

Niewysłowione niebezpieczeństwo morderczych dźwięków, z których tak słyną, coraz częściej zadaje się ustępować miejsca rutynie. Trudno też nie dostrzec, że przy pełnym wigoru, 55-letnim Brusie Dickinsonie, dowodzący Slayerem, 50-letni gitarzysta Kerry King i o trzy lata od niego starszy wokalista Tom Araya, wyglądają na lekko zmęczonych. Szelmowski uśmiech Arayii potrafi jednak wiele wynagrodzić.

Z drugiej strony: "Mandatory Suicide", "War Ensamble", "Seasons In The Abyss", "Dead Skin Mask", "South Of Heaven", "Raining Blood" czy wieńczący koncert Slayera megakultowy "Angel Of Death" - ktoś ma jakieś pytania?

Warto dodać, że tłem do "Angel Of Death" był wielki banner (stylizowany na kapsel heinekena) z tekstem "Angel Of Death - Hanneman 1964-2013 - Still Reigning" (Anioł śmierci wciąż rządzi) w hołdzie zmarłemu koledze.

Szkoda, bo zdarza mi się to od czasu do czasu na aktualnej trasie, że nie zagrali premierowego "Implode" z nadchodzącej płyty. Cóż, nie można mieć wszystkiego.

Bez względu na obecną formę kalifornijskich gigantów thrashu, w większości przypadków występowanie po Slayerze nie należy do najprzyjemniejszych, o czym na własnej skórze przekonało się już wielu. Są jednak takie (nieliczne) zespoły, które nie tyle nie muszą się tego obawiać, ale raczej mogą mieć to po prostu gdzieś. Jednym z nich jest z pewnością działający nieprzerwanie od bez mała 40 lat Iron Maiden - jedna z najbardziej uwielbianych grup w historii heavy metalu, której płyty znalazły do tej pory blisko 60 milionów nabywców.

O skali przedsięwzięcia pod nazwą "Maiden England", które można porównać chyba tylko do wojaży Stonesów lub Metalliki, świadcz m.in. pierwsze miejsce Iron Maiden na liście "Hot Tours" magazynu "Billboard" w 2013 roku, gdzie całościowe wpływy ze sprzedaży biletów z 45-koncertowego tournee sięgnęły kwoty 42 milionów dolarów! Iron Maiden zobaczyło wówczas około dwu milionów fanów.

Zgodnie z ideą przyświecającą trasie (oraz teorią inż. Mamonia), Anglicy zagrali, z małym wyjątkiem (o którym za chwilę) większość swoich największych klasyków z lat 80. Najwięcej było ich z albumu "Seventh Son Of A Seventh Son" (m.in. poprzedzony symfonicznym wprowadzeniem "Rising Mercury" numer "Moonchild", sztandarowy "Can I Play With Madness" oraz utwór tytułowy). Płytę "The Number Of The Best" reprezentowały "The Prisoner", obowiązkowy numer tytułowy i wyczekiwany przez wszystkich "Run To The Hills".

Przed "The Prisoner" Bruce po raz pierwszy wrzasnął sakramentalne: "Scream For Me Poland", na co odpowiedź mogła być tylko jedna. Zabawa ta trwała do samego końca.

Demokratycznie (po dwa utwory z każdej) potraktowano zaś "Powerslave" (był "2 Minutes To Midnight" i zagrany na bis, poprzedzony fragmentem przemowy Churchilla, "Aces High"), "Piece Of Mind" ("Revelations" i "The Trooper" z obowiązkowym machaniem przez Dickinsona brytyjską flagą) oraz debiut z 1980 r.(tytułowy "Iron Maiden" i rzadko grany "Phantom Of The Opera"). Nie zabrakło też "Wasted Years" z "Somewhere In Time".

"Kiedy graliśmy tu 30 lat temu, to był inny kraj okupowany przez inny kraj" - wspominał przed "Revelations" Dickinson.

Wyjątkiem wykraczającym poza lata 80. był za to tytułowy numer z płyty "Fear Of The Dark", wydanej w 1992 roku.

Poza wspomnianym "Aces High", na bis usłyszeliśmy także "The Evil That Men Do" (czwarty tego dnia numer z "Seventh Son Of A Seventh Son") oraz, na finał, "Sanctuary", wydany na singlu w 1980 r.

Zobaczyliśmy też kilka wcieleń Eddiego: korsarza (podczas "Run To The Hills"), z którym, biegając mu pod nogami, próbował walczyć gitarzysta Janick Gers; trzymającego własne serce z okładki "Seventh Son..." (w trakcie "Iron Maiden"); czy z kryształową kulą (utwór "Seventh Son Of The Seventh Son", który Dickinson śpiewał z fryzurą na Misfits - pukiel pośrodku czoła). Diabeł we własnej osobie (plus duże ilości piekielnych ogni) pojawił się w "Number Of The Beast".

Jedynym kwasem tego spektakularnego wydarzenia były początkowe problemy z mikrofonem (przy "The Prisoner" - straszne dudnienie) gitarzysty Adriana Smitha, oraz - obecny już na Slayerze - czarny kwadrat na samym środku jednego z dwu telebimów. To jednak drobnostki.

Jedno jest pewne: Steve Harris, Bruce Dickinson, Dave Murray, Adrian Smith, Nico McBrain i Janick Gers, czyli w dwu słowach Iron Maiden, zagrali jeden z najważniejszych koncertów tego roku.

Iron Maiden zagrali u nich na weselu:

Fakty TVN/x-news

Setlista koncertu Iron Maiden na Inea Stadionie w Poznaniu:
"Moonchild"
"Can I Play With Madness"
"The Prisoner"
"2 Minutes To Midnight"
"Revelations"
"The Trooper"
"The Number Of The Beast"
"Phantom Of The Opera"
"Run To The Hills"
"Wasted Years"
"Seventh Son Of A Seventh Son"
"Fear Of The Dark"
"Iron Maiden"
Bis:
"Aces High"
"The Evil That Men Do"
"Sanctuary".

Setlista Slayera:
"World Painted Blood"
"Hate Worldwide"
"Mandatory Suicide"
"Captor Of Sin"
"War Ensemble"
"Disciple"
"Seasons In The Abyss"
"Dead Skin Mask"
"Raining Blood"
"South Of Heaven"
"Angel Of Death".

Setlista Ghost:
"Year Zero"
"Con Clavi Con Dio"
"Prime Mover"
"Stand By Him"
"If You Have Ghosts"
"Ritual"
"Monstrance Clock".

Bartosz Donarski, Poznań

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Poznań | Iron Maiden | Slayer | Ghost
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy