Gorefest vs. komputery

- Potrafimy trzymać swoje instrumenty i nigdy nie będziemy tego filtrować przez komputery, żeby brzmiało superprecyzyjnie. Bo właśnie to zabija muzykę - mówi w rozmowie z INTERIA.PL Jan-Chris De Koeijer, wokalista holenderskiego Gorefest.

Gorefest
Gorefest 

- Jaki jest sens w umieszczaniu w jednym kawałku 40 riffów, skoro wszystko rozbija się o 3-4 naprawdę dobre. Potrzebujesz tylko tyle, przynajmniej z naszego punktu widzenia. Wiesz, Ed i Boudewijn rzeczywiście mają talent, Frank (Harthoorn, gitara) i ja gramy co prawda przyzwoicie, ale raczej niechlujnie. Tak czy inaczej to jest właśnie Gorefest. Czasami dajemy z Frankiem dupy tu i tam, ale dzięki temu mamy prawdziwy Gorefest - śmieje się frontman zespołu.

- Potrafimy trzymać swoje instrumenty i znamy nasze możliwości, jednak nigdy nie będziemy tego filtrować przez komputery, żeby brzmiało superprecyzyjnie. Bo właśnie to zabija muzykę, zabija ten groove. Bo rytm to nie jest wcale idealne do granic absurdu metrum - groove to coś, co niejako krąży wokół bitów, jest czasami niestaranne, wolniejsze, niekiedy szybsze. W naszej muzyce jest ten rytm, bo po nagraniach nie przepuszczamy tego przez komputer - podkreśla.

Jan-Chris opowiedział nam również ciekawą historię.

- Kolega Tue Madsena (producenta), jeden muzyki - nie pamiętam z jakiej grupy - pojechał ze swoją ekipą na miesięczną trasę z Trivium. Tue siedział w samochodzie i słuchał Trivium i koleś, który grał z nimi przez miesiąc na tym samym tournee pyta go: Co to leci? Nie rozpoznał, że to Trivium, bo ten zespół na scenie i z płyty to dwie różne bajki. Obecnie wszyscy posługują się komputerami, przy perkusji, wokalu, cokolwiek by to nie było. I to kompletnie rujnuje klimat - twierdzi.

"Rise To Ruin", nowa płyta gwiazdy holenderskiego death metalu ukazała się 6 sierpnia w barwach Nuclear Blast Records.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas