Dźwiękowa apokalipsa
Chyba tak najtrafniej można określić to, co działo się w środę, 31 października, w Poznaniu, podczas jednego z ostatnich koncertów polskich grup Blindead, Nyia i Antigama, w ramach Mind Eaters Tour.
To święto Halloween fani ekstremalnych dźwięków, którzy pojawili się w poznańskim klubie "U Bazyla" z pewnością długo będą wspominać. Gdyński Blindead, olsztyńska Nyia i warszawska Antigama udowodnili po raz kolejny, że polska scena może być naprawdę ciekawa.
Jako pierwszy na deskach popularnego w Poznaniu klubu Bazyla pojawił się Blindead. Potworny ciężar długich kompozycji z debiutu "Devouring Weakness" (2006) doskonale sprawdził się w warunkach grania na żywo.
Maniakalny wokal Nicka Wolverine'a, ryjące ziemię riffy Havoca czy mierzona w skali Richtera gra perkusisty Konrada, złożyły się na apokaliptycznie brzmiące podmuchy piekielnego ciężaru, sludge'owy trans, któremu trudno było się oprzeć. Tak przytłaczającego koncertu w "Bazylu" chyba jeszcze nie było.
Amerykanie mają Neurosis, Szwedzi Cult Of Luna, my Blindead. I choć muzyka grana przez kwintet z Gdyni bije choćby w amerykańskim undergroundzie rekordy popularności, w Polsce jest wciąż traktowana trochę po macoszemu. Najwyższy czas to zmienić. Tym bardziej, że Blindead zarejestrował właśnie drugą płytę, której premiera zapewne już na początku 2008 roku.
Nie mniej udany występ może też zapisać sobie olsztyńska formacja Nyia, której nowy album, "More Then You Expect", właśnie trafił na rynek z pieczątką brytyjskiej Feto Records, należącej do Shane'a Embury'ego, basisty praojców grindcore'a z Napalm Death.
Matematyczne rytmy, wściekłe ataki, aranżacyjna dychotomia - to tylko niektóre elementy "jazz grindu", który spotkał się z pozytywnymi reakcjami zgromadzonych. Nie trzeba patrzeć za ocean, rozglądać się za The Dillinger Escape Plan, Today Is The Day czy Burnt By The Sun, skoro tuż za rogiem czai się Nyia, grupa, która miejmy nadzieję jeszcze nie raz nas zaskoczy.
Antigama. W tym jednym słowie, w tym jednym zespole zamknięta jest przyszłość polskiej muzyki ekstremalnej. Jakkolwiek górnolotnie to nie brzmi, to właśnie dzięki tej warszawskiej grupie, przestano postrzegać Polskę, jako kraj zapatrzony jedynie w archaiczny death metal.
Podopieczni kultowej amerykańskiej wytwórni Relapse postarali się o przekrojowy zestaw kompozycji ze wszystkich czterech płyt, nie zabrakło też solowych popisów zasiadającego za perkusją Krzysztofa "Sivego" Bentkowskiego, którego gra wprowadza w zakłopotanie nawet jazzmanów.
Antigama to zderzenie klasyki grindcore'a rodem z Birmingham i awangardowego wizjonerstwa, sięgającego daleko poza ramy tego - co by nie mówić - mocno zdefiniowanego gatunku. Taki też był ich koncert: niemiłosiernie ekstremalny, gwałtowny, ale i wyjątkowy w swej wielowymiarowości i zmiennej ekspresji.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że była to właściwie pierwsza trasa Antigamy w Polsce, na którą fani w naszym kraju czekali kilka długich lat. Dziwić zatem może dość mizerna frekwencja (w Poznaniu nieco ponad 80 ludzi), zwłaszcza biorąc pod uwagę klasę zespołu i bardzo trafnie dobrany skład tournee. Niektóre koncerty (np. w Katowicach) zostały z tego powodu odwołane.
Dlaczego tak się stało, można zgadywać. Obawiam się jednak, że przyczyna jest prosta jak weselna piosenka - ludzie w Polsce na koncerty zwyczajnie nie chodzą. Jest to tym bardziej smutne, gdy spojrzy się na to, co dzieje się u naszych południowych czy zachodnich sąsiadów. A przecież kwintesencją sceny nie jest kanapowe słuchanie płyt w formacie MP3, tylko właśnie obcowanie z siłą tej muzyki na żywo.
"Don't Let'em Grind Ya Down" - jak śpiewa Lemmy z Motörhead. Może kiedyś będzie lepiej.
Bartosz Donarski, Poznań