Stanisław Soyka i Grott Orkiestra: Miło jest, niespiesznie [RELACJA]
26 września wieczorem zebraliśmy się w Teatrze Muzycznym Roma na koncercie "Dusza" Stanisława Soyki i Grott Orkiestry. Zebraliśmy się i… siedzieliśmy sobie, bo tak to na kameralistyce bywa. A tak poważnie, żeby wprowadzić do relacji jakąś ładną parafrazą, to może: "Niemodne to koncerty, niemodne, ale ja całą modę mam gdzieś", o.
Koncert "Dusza" to utwory Soyki w aranżacji na 12-osobową orkiestrę. Piszę utwory, a nie przeboje, bo owszem, była i "Tolerancja", i "Cud niepamięci", ale też kompozycje te mniej znane i nieśpiewane od trzech dekad. "Dla piosenkopisarza to wielka przygoda widzieć, jak nowe pokolenie czuje jego piosenki" - mówił Soyka na początku.
Kompozytor nazwał całe to wydarzenie "kameralistyką rozrywkową", a ja muszę zacząć od tego, że... to taka piękna kultura koncertu! Kiedyś miałam przyjemność słuchać na żywo wywiadu z Ireną Santor. Pani Irena przyszła na miejsce nagrania i przywitała się ze wszystkimi - nie tylko z tymi, z którymi miała rozmawiać, ale i wszystkimi technicznymi. Nie zapomnę tego nigdy, zwłaszcza po doświadczeniach ze współczesnymi gwiazdami, które może przyjdą na wywiad, jak nabiorą ochoty.
No i tutaj to była dokładnie ta sama klasa, co pani Santor. Soyka wszedł na scenę z uśmiechem i wyraźną przyjemnością z tego, że może grać taki piękny projekt. Był też bardzo naturalny, kulturalny, ale i zabawny w rozmowie z publicznością, a ta odpłacała mu się tym samym - cisza wśród widzów (i akustyka miejsca, wiem) była taka, że w trakcie piosenki solo było słychać nawet wystukiwanie rytmu obcasem. "Bardzo miło jest, tak niespiesznie, nie uważają państwo? W sumie w kameralistyce zawsze wszyscy siedzą i my też tak siedzimy sobie" - stwierdził w którymś momencie wokalista. W takiej atmosferze można by sobie siedzieć i siedzieć.
Usłyszeliśmy "Życie to krótki sen", "Tak jak w kinie", "Zobacz we mnie człowieka", "Ławeczka-Bajeczka" i "Cud niepamięci". Był też czas na punkt "solo Staszek", czyli piosenkę "Każdy kochać się chce", napisaną z Piotrem Bukartykiem i nawiązującą do kultowego "Rejsu". Nie zabrakło "Kiedy jesteś taka bliska" i "Absolutnie nic".
Przy "Są na tym świecie rzeczy" można było mieć wrażenie, że słucha się grupy czarnoskórych, amerykańskich bluesmenów. "Stoję w oknie" Niemena samo w sobie jest bluesowe, ale w wykonaniu Soyki i Grottów doszły jeszcze skrzypce i bardzo zdecydowane gitarowe solo. I "Tolerancja", w której przez tyle lat brakowało sekcji smyczkowej!
To był koniec koncertu właściwego. Muzycy się kłaniają, publiczność wstaje i klaszcze, muzycy schodzą, publiczność nadal stoi i klaszcze. "Ten zwyczaj, że 'zagrali, poszli i są w kulisach', to stara sztuczka" - powiedział po chwili Soyka, wracając na scenę. Na bis usłyszeliśmy "Tango Memento Vitae", po czym, "żeby dwa razy nie chodzić", zdecydowali się jeszcze zagrać "Jak dzieci". Potem muzycy się kłaniają, publiczność wstaje i klaszcze... No i tak dalej. Na drugi bis złożyły się "Zobacz we mnie człowieka" i "Sonet 66".
Naprawdę, raczej nie słucham pana Soyki na co dzień i nie podśpiewuję sobie kolejnych jego albumów w drodze do pracy. Znam jego twórczość, szanuję i kocham za zaśpiewanie "Ty druha we mnie masz", ale jednak zazwyczaj wybieram bardziej energiczną muzykę. Mimo to, to był jeden z piękniejszych koncertów, na jakich byłam. Było kameralnie, rodzinnie i tak... ciepło. Od teraz czekam, aż album: Stanisław Soyka i Grott Orkiestra - "Dusza" pojawi się na mojej półce.