Sebastian Riedel (Dżem): Jest w tym siła

Nieco ponad trzy miesiące przed 30. rocznicą śmierci Ryszarda Riedla, do zespołu Dżem w roli wokalisty dołączył jego syn - Sebastian Riedel. W szczerej rozmowie z Interią zdradza kulisy, jak doszło do tego, że pojawił się w legendarnej formacji, a także jakie emocje towarzyszą mu w związku z nadchodzącym występem na festiwalu w Jarocinie.

Sebastian Riedel jest wokalistą grupy Dżem
Sebastian Riedel jest wokalistą grupy DżemRobert WilkINTERIA.PL

Przypomnijmy, że w kwietniu na urodzinowym koncercie Dżemu (posłuchaj!) w Spodku w Katowicach doszło do oficjalnej zmiany warty za mikrofonem - po ponad 20 latach z funkcją wokalisty pożegnał się Maciej Balcar, a jego miejsce zajął Sebastian Riedel (lider Cree).

W tym roku w lipcu mija 30 lat od śmierci jego ojca, Ryśka Riedla, niezapomnianego wokalisty Dżemu. Z tej okazji Bastek wiosną zagrał serię okolicznościowych koncertów pod hasłem "Wehikuł czasu" (to tytuł jednego z przebojów śląskiej formacji). Dodajmy, że Dżem z nowym frontmanem będzie jedną z gwiazd tegorocznego festiwalu w Jarocinie (18-21 lipca) obok takich wykonawców, jak m.in. Gogol Bordello, Dezerter, happysad, Pidżama Porno, Homo Twist, Cool Kids Of Death, Riverside, Armia i Vader.

Sebastian Riedel (Dżem): Nie gonię za plotkami

Michał Boroń, Interia: Jak wyglądały kulisy tego, że oficjalnie zostałeś nowym wokalistą Dżemu? Wiedziałeś wcześniej, że drogi zespołu i Maćka Balcara się rozchodzą?

Sebastian Riedel (Dżem): - Nie wnikałem w to, co działo się w zespole. Ci, co mnie znają wiedzą, że z natury nie jestem człowiekiem ciekawskim, nie gonię za plotkami, nie nasłuchiwałem. Myślę jednak, że coś musiało się w tym gronie wypalić, wyczerpała się formuła współpracy, choć nie wiem tego na pewno, nie znam powodów... Kiedy panowie sobie podziękowali i pojawił się wakat w zespole, wcale nie ubiegałem się o miejsce przy mikrofonie w Dżemie. Po prostu zostałem o to zapytany. Daliśmy sobie czas i w końcu, nie bez obaw, ale się zgodziłem.

Czyli nie wysyłałeś swojego zgłoszenia? Bo ponoć było około 40 chętnych na to stanowisko.

- Nie, nie, nie... Nie wysyłałem żadnych zgłoszeń! Nie wiem też, kto ubiegał się o to miejsce, ilu wokalistów. Nie brałem udziału w żadnym castingu, bo to by było... no po prostu bym w tym nie wziął udziału! (śmiech)

Miałeś jakieś wątpliwości? To chyba nie była pierwsza taka propozycja, ale wcześniej byłeś temu przeciwny. Co sprawiło, że teraz, po latach, zmieniłeś zdanie?

- Nigdy wcześniej nie otrzymałem konkretnej propozycji śpiewania w Dżemie. To fani od zawsze sugerowali, że byłoby wspaniale, że to moje miejsce, ale ja nie brałem tego pod uwagę. Przez trzydzieści lat byłem zajęty swoją drogą artystyczną, gdy wydawałem szereg płyt z zespołem Cree, dwie solowe i chociażby koncertowy album z SBB - spełnienie marzeń. Zawsze grałem sporo koncertów, stale występowałem gościnnie z różnymi artystami, nie miałem czasu na myślenie o Dżemie. Zawsze sporo pracowałem i nie oglądałem się na moich starszych kolegów, a właściwie - wujków, bo tak o nich zawsze sympatycznie myślałem. Mijaliśmy się w trasie i zawsze było miło.

Pytasz, co sprawiło, że w tym roku podjąłem współpracę z Dżemem - i szczerze powiem, że najpewniej zadecydowała jakaś podświadoma obawa o przyszłość tego zespołu, o jego nazwę, historię. Wydaje mi się, że współpraca tego akurat zespołu z każdym innym wokalistą oznaczałaby koniec wyjątkowego zjawiska, jakim w tym kraju jest Dżem, fani by tego nie zaakceptowali. Żeby było jasne - mnie też nie jest w nowym miejscu łatwo, ale czuję, że wspólnie na pewno przetrwamy, że jest w tym siła.

"Wyznaczam sobie nowe wyzwanie" - tak napisałeś po ogłoszeniu, że dołączasz do Dżemu. Jak byś teraz określił to wyzwanie i co może sprawić, że potraktujesz je jako spełnione?

- Śpiewanie w Dżemie jest bez dwóch zdań wyzwaniem, to jasne. Ten zespół jest po prostu legendą. A o spełnieniu nie chciałbym mówić, bo wciąż czuję się młodo i wiele jeszcze przede mną. Z Dżemem czy poza nim - zawsze byłem twórczo bardzo aktywny i nie chcę tego zmieniać.

Sebastian Riedel o ulubionym utworze Dżemu

Wszedłeś do zespołu z 45-letnią historią. Słyszałem głosy, że przypadła ci rola takiego rockowego kustosza. Zgadzasz się z tym, czy widzisz to inaczej?

- To dobre pytanie, nie widzę w nim złośliwości. Przy kapeli z blisko półwieczną historią faktycznie można odnaleźć się i w roli kustosza, opiekuna niesamowitego dziedzictwa, ale czuję, że nie takie jest moje zadanie w zespole. Mam nadzieję, że w tym składzie wzbogacimy dyskografię Dżemu, a to już będzie mocny argument, że rola kustosza jednak mi nie grozi.

Dotychczasowa historia zespołu to w sumie trzy etapy, patrząc na obsadę za mikrofonem - z tatą, Jackiem Dewódzkim i Maćkiem Balcarem. Wymienisz swoje ulubione utwory z każdego z tych rozdziałów? Czy na koncertach będziecie skupiać się na nagraniach z początków?

- Muszę się tutaj przyznać, że nie śledziłem uważnie dokonań Dżemu po odejściu ojca, sprawiało mi to kłopot. Ale myślę, że było to w moim przypadku naturalne, tęskniłem na tatą, za jego głosem, za jego obecnością na scenie i chyba tylko ja taką postawę potrafię właściwie zrozumieć. Niektóre z utworów, jakie wykonywał Jacek pamiętałem jeszcze z wczesnych opracowań taty, nie zdążył ich z zespołem zarejestrować. Utwory z okresu Maćka właściwie dopiero odkrywam, gdy przygotowuję się do koncertów. Nie oceniam i nie komentuję dorobku tych ważnych dla Dżemu wokalistów, to zadanie fanów, którzy na pewno byli bliżej ich twórczości, niż byłem ja.

A ulubiony utwór z okresu, kiedy śpiewał ojciec? Nie mam jednego... całość cenię i akceptuję, choć od zawsze robi na mnie wrażenie "List do M.". A już szczególnie, od momentu, gdy odeszła moja mama. Inaczej, dużo mocniej, docierają do mnie teraz słowa tej piosenki.

Sebastian Riedel wraca do Jarocina. "Szczególny koncert"

Gracie w tym roku na festiwalu w Jarocinie - to miejsce ważne zarówno dla Dżemu, ale i też także dla ciebie, bo jeździłeś tam z tatą jako dzieciak. Jakie masz wspomnienia z tego miejsca?

- Ciągle kręciłem się przy ojcu, byłem blisko sceny, muzyków, publiczności. Na festiwal przyjeżdżała też moja mama. W książce "Rysiek Riedel we wspomnieniach" jest nasze rodzinne zdjęcie autorstwa Mirka Makowskiego, takie sprzed hotelu "Jarota", stoję przy rodzicach z kawałkiem gałęzi i udaję, że mam w dłoniach miecz z "Gwiezdnych wojen"! To był fajny czas. Później występowałem w Jarocinie z zespołem Cree i te wspomnienia wtedy powracały. Teraz pewnie też powrócą i to jeszcze mocniej - zaśpiewam utwory, które w tym miejscu wykonywał mój ojciec. To będzie dla mnie szczególny koncert.

Czy w związku z tym planujesz coś specjalnego na występ na tym festiwalu? W końcu to będzie twój kolejny dżemowy debiut.

- Dostosuję się do tego, co zaplanuje zespół, póki co nic na ten temat nie wiem. Na pewno w głowie będą mi się kołatały wspomnienia, to naturalne. Jednak ważne jest "tu i teraz" i tego się też mocno trzymam.

Inaczej gra ci się na festiwalach? W waszym przypadku z reguły dopiero zaczynacie się rozgrzewać, kiedy często musicie kończyć swój występ okrojonych do właśnie festiwalowych reguł.

- To nie ma znaczenia. Wszędzie są ci sami ludzie i to dla nich wychodzę na scenę. Cała reszta nie jest aż tak istotna. Zagrać można w każdych warunkach; w klubie, sali koncertowej, na stadionie, dłużej, krócej, głośniej, ciszej... koniec końców liczy się to, co przekazujesz tym, którzy ciebie w tym miejscu słuchają. Staram się zawsze być w tym szczery. Tego też uczył mnie ojciec. Zawsze powtarzał - "chcesz zajmować się w życiu muzyką to zajmuj się, ale niech to zawsze będzie szczere. Inaczej znajdź sobie inne zajęcie". I ja nie chcę inaczej.

Jesteś przy zespole od zawsze. Czy miałeś czasem myśli, że coś byś zrobił inaczej będąc jego częścią, czy raczej byłeś zewnętrznym obserwatorem i nie chciałeś się w to włączać?

- Zdecydowanie byłem, jak to nazwałeś, zewnętrznym obserwatorem (śmiech). I moje obserwacje zostawiałem dla siebie.

Jakim ojcem był Rysiek Riedel?

Lipiec to nie tylko Jarocin, ale także kolejna, 30. już rocznica śmierci taty. Jakim on był ojcem? Inny na scenie, inny w domu? Wciąż przychodzi do ciebie w snach? Jak szybko zorientowałeś się, że jest kimś innym, niż ojcowie twoich kolegów ze szkoły, z podwórka?

- O tym szeroko piszę w książce "Rysiek Riedel we wspomnieniach". Zawarłem tam właściwie większość moich przeżyć i wspomnień. Piszę o tym, jak uczył mnie rysować, jak wprowadzał mnie w świat muzyki, ale też i klimatów westernowych, które tak uwielbiał, czy kontaktu z naturą. Faktycznie był inny - inaczej się ubierał, inaczej wyglądała jego praca - nie wychodził wcześnie rano do kopalni, czy innego zakładu pracy, jak większość ojców na Śląsku. I zupełnie nie planował mi przyszłości, nie wybierał zawodu, czy szkół.

Zawsze jednak zależało mu, żebym był uczciwym człowiekiem. Już w podstawówce, po wywiadówkach na które czasami chodził, mówił - "Bastek mnie nie zależy, żebyś miał piątki, ale musisz się dobrze zachowywać". Sam był mocną i konsekwentną osobowością i nie dało się go ot tak zmienić. Może i trochę szkoda, wiadomo... Kiedy spotykam go w snach to jest dokładnie taki, jakim go zapamiętałem. Przyglądamy się sobie, ale czuję wtedy spokój.

Byłeś nastolatkiem, kiedy zmarł tata. Pamiętasz może emocje, z jakimi się wtedy mierzyłeś? Czy one do ciebie w jakiś sposób wracały na przykład podczas tworzenia utworów?

- Oczywiście, nigdy tego nie zapomnę. Jeden z pierwszych utworów, jakie wtedy napisałem nosił tytuł "Kiedy znowu" i opowiada o tym, że bardzo za nim tęsknię, że jak każdy dorastający chłopak potrzebuję jego słów, że czekam, aż kiedyś ponownie się spotkamy... Ta piosenka trafiła na debiutancką płytę Cree i do dzisiaj zdarza mi się grać ją na koncertach. Ważne słowa w niej padają, z serca, bardzo szczere.

Sebastian Riedel uczci pamięć ojca. Kto pojawi się na wyjątkowym koncercie?

21 września szykujesz specjalny koncert (w Spodku, a jakże), by uczcić pamięć taty. Jakim kluczem kierowałeś się zapraszając gości specjalnych? Dla mnie szczególnie niespodzianką w tym gronie jest Anita Lipnicka.

- Tak, to będzie spore wydarzenie! Wystąpi znakomita orkiestra kameralna AUKSO i to w pełnym składzie, ale i zespół Dżem, Maciej Maleńczuk, Adam Nowak, czy Józef Skrzek. Anita zaśpiewa bardzo subtelny utwór, nieczęsto wykonywany - "Tylko Ty i Ja" (z płyty "Najemnik") i od początku wydało mi się, że ona zrobi to najlepiej. Cieszę się, że ten wybór cię zaintrygował.

Kiedy w 1995 roku, na poprzednim tego typu wydarzeniu, różni artyści zebrali się, by w koncercie "List do R.", by oddać muzyczny hołd ojcu to właśnie ci najmniej oczywiści zaskoczyli najmocniej, zrobili to fantastycznie i to te wykonania przeszły do "dżemowej" historii. Mam na myśli chociażby Kasię Kowalską w wykonaniu "Modlitwy III". Tak samo może być i teraz z Anitą, która dla wielu jest też pewnym muzycznym symbolem świetnych dla polskiej muzyki lat 90., czasów już dla mojego ojca schyłkowych, ale zdecydowanie też jemu bliskich. Spodek to kultowa hala, mocno związana z historią Dżemu i z moim ojcem. Zapiszemy w niej kolejny rozdział tej bogatej historii.

Co tak naprawdę dalej z Dżemem, bo owszem, koncerty, festiwale, wydarzenia specjalne. Fani mają nadzieję, że to nowe otwarcie zaowocuje też w premierowe nagrania, bo ostatnia studyjna płyta to "Muza" z 2010 r.

- Moja obecność w tym zespole będzie miała naprawdę sens, gdy zaowocuje albumem. Nie ukrywam, że przygotowujemy się w tym kierunku. Nie chcę jednak o tym wiele mówić, nie w tym momencie. Nie chcę po prostu zapeszać, ale... jesteśmy na dobrej drodze i wszyscy tego chcemy!

Sebastian Riedel: Mija 25 lat, jak nie ma z nami mojego ojcaINTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas