"Idol": Najdziwniejsze koncerty finalistów
W środę (12 kwietnia) rozpoczną się odcinki na żywo w "Idolu", w których uczestnicy będą musieli porwać nie tylko publiczność w studiu, ale także widzów przed telewizorami.
W rywalizacji o tytuł "Idola", 250 tys. zł i kontrakt płytowy pozostało ośmiu uczestników. O ich dalszym losie zadecydują widzowie razem z jury (Elżbieta Zapendowska, Ewa Farna, Janusz Panasewicz, Wojtek Łuszczykiewicz).
Przed nami sześć odcinków na żywo - co tydzień odpadać będzie jeden kandydat, a do ostatniego decydującego pojedynku stanie trójka najlepszych.
Każdy z finałowej ósemki ma za sobą już koncerty - czasem w bardzo dziwnych miejscach...
Adam Kalinowski: "Do najdziwniejszych, a może najciekawszych miejsc, w jakich grałem wydaje mi się, że mogę zaliczyć koncert na poprawinach irlandzkiego małżeństwa w Sopocie na plaży i granie na monachijskiej starówce".
Karolina Artymowicz zagrała kiedyś koncert w rodzinnym Charbowie - na świetlicy. Wspomina, że: "Mimo wszystko, było bardzo przyjemnie i dostałam w zamian ciasto".
Jakub Krystyan: "Moje najdziwniejsze granie to hotel nad morzem, gdzie siedziało 5 osób, grałem bez struny na nie za dobrym sprzęcie. Przedział wiekowy Niemki 70+... Do dziś nie wiem, czy mnie słyszały".
Adrian Szupke pamięta niezliczoną ilość imprez i dziwnych miejsc: - "Peron w Rimini, barka w Krakowie podczas urodzin kogoś 65+, parking autokarowy na wielkiej imprezie pod Paryżem...".
Patrycja Jewsienia: "Najdziwniejszym miejscem, w którym miałam koncert była chyba moja pracownia. Zostaliśmy z przyjaciółmi po godzinach, zrobiliśmy scenę z czego się dało, jak przystało na rzeźbiarzy, a scenografię tworzyły studenckie prace. To był niezapomniany koncert".
Mariusz Dyba najbardziej pamięta granie w Morzu Śródziemnym. "Nie nad morzem, tylko w morzu. Parę ładnych lat temu śpiewałem w chórze, byliśmy na konkursie w Grecji. Po udanym występie, w bardzo upalną noc urządziliśmy sobie koncert w morzu - szczęśliwie nikt nie utonął".