"Zawsze oceniam siebie 10 na 10"
Kim jest 50 Cent? Artystą, który dzięki talentowi, pracowitości i uporowi w dążeniu do celu trafił na szczyt? Czy może karierowiczem i egomaniakiem, któremu koneksje i zbiegi okoliczności pozwoliły w ciągu kilku lat zarobić setki milionów dolarów? Na pewno osobą, bez której współczesny hip hop nie byłby taki sam.
50 Cent przed zniszczeniem
Raper 50 Cent zapowiada, że album "Before I Self Destruct" (premiera 16 listopada 2009) ma być jego ostatnim w karierze. W nagraniach wsparli go m.in. Dr Dre, Eminem czy Ne-Yo.
Rozmowa tylko o muzyce!
Przed wywiadem z gwiazdorem menedżment "Fiddy'ego" kilkukrotnie znacząco podkreślił, że rozmowa ma dotyczyć tylko i wyłącznie muzyki, ewentualnie trwającej obecnie trasy koncertowej. Najwyraźniej Curtis Jackson, bo tak naprawdę nazywa się hiphopowiec, nie ma zamiaru omawiać w mediach ciągnących się za nim skandali. Najświeższy z nich to oskarżenie o ujawnienie w internecie nagrania aktu miłosnego pewnej pary. "Bohaterka" filmu, niejaka Lastonia Leviston, już złożyła pozew w sądzie. Wybryk rapera może go drogo kosztować - nawet miliony dolarów.
Zresztą filmy, niekoniecznie te podstępnie nakręcone i o treści pornograficznej, stały się ostatnio głównym obiektem zainteresowania 50 Centa. Raper nie zniechęcił się miażdżącą krytyką autobiograficznego obrazu "Get Rich Or Die Tryin'" (2005), bo od tego czasu maczał palce w produkcji co najmniej 10 filmów. 50 Cent wystąpił m.in. u boku Roberta De Niro i Ala Pacino w thrillerze "Zawodowcy", i ma dalekosiężne plany związane z Hollywood. A ostatniemu albumowi 50 Centa towarzyszy film zatytułowany tak jak płyta - "Before I Self Destruct".
- Postanowiłem zainwestować w telewizję i będę produkował 3-4 filmy rocznie. Niekoniecznie będę w nich wszystkich występował, ale będę pisał scenariusze, reżyserował i finansował przedsięwzięcie. Jak na razie stworzyłem już trzy scenariusze filmowe - chwali się raper w rozmowie z INTERIA.PL.
Hollywood ponad hip hop?
Wygląda więc na to "Fiddy", przestał interesować się hip hopem, a zwęszył interes w branży kinowej i telewizyjnej. Gwiazdor wzbrania się jednak przed takim poglądem:
- To tylko takie wrażenie, że film stał się dla mnie ważniejszy od rapu, bo ostatnio w mediach mówiło się o mnie przy okazji premier lub na temat moich filmowych projektów. A wcześniej nie byłem obecny w prasie filmowej, dlatego jest o mnie głośno. Muzyka jednak jest najważniejsza - twierdzi artysta.
By nadać wiarygodności swoim słowom, 50 Cent przekonuje, że dla hip hopu jest otwarty 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu:
- Kiedy jestem na planie filmowym i nagle wpadnie mi do głowy pomysł na utwór, to zawsze mogę nagrywać, bo jest ze mną przenośne studio. Jestem w stanie w momencie przestać kręcić film i zacząć nagrywać utwór. Prawie w tym samym miejscu - chwali się.
Z drugiej strony podczas tras koncertowych raper nie rozstaje się ze scenariuszem filmowym. Wygląda na to, że skrypt z filmowymi dialogami "Fiddy" - zawsze prawdziwy profesjonalista - trzyma nawet pod poduszką:
- Dzięki temu zawsze mogę ćwiczyć moje role filmowe. Ale i tak po zakończeniu tournee, a przed sesją zdjęciową do filmu, mam lekcje z osobistym nauczycielem aktorstwa - zdradza.
10 na 10. A nawet 11
Zapytaliśmy gwiazdora jak ocenia siebie jako aktora. Krytycy filmowi nie mają wątpliwości, że 50 Cent potrzebuje jeszcze co najmniej kilku lekcji aktorstwa. "Fiddy" ma na ten temat całkowicie odmienne zdanie:
- 50 Cent jest zawsze moim ulubionym raperem, ulubionym aktorem, ulubionym artystą, ulubionym biznesmenem. W skali 10 na 10 zawsze oceniam go na 10 - powiedział niewzruszony.
A może na 11? - sugerujemy.
- Czasami są takie dni, że zasługuje na 11 - odpowiada, jakby nie zauważając lekkiej ironii kryjącej się w pytaniu.
Typowo amerykańską niezachwianą pewność plus bezkrytyczne zapatrzenie w siebie raper ujawnił również, gdy zapytaliśmy go o 5 najważniejszych artystów hiphopowych wszech czasów. Jay-Z czy członkowie Wu-Tang Clan nie znaleźli się na liście "Fiddy'ego" nie tylko dlatego, że - delikatnie mówiąc - nie przepadają za jego twórczością. W "piątce" musiało przecież znaleźć się miejsce dla naszego bohatera.
- To oczywiście moja osobista lista pięciu najlepszych raperów. Umieszczę na niej Biggy'ego [Notorious B.I.G. - przyp. AW]. Tupaca, Eminema, Snoop Dogga i siebie. Dlaczego siebie? Bo bardzo podoba mi się moja muzyka i cenię ją - tłumaczy niewzruszony.
Zawsze być Numerem Jeden
Odpuściliśmy sobie pytanie na którym miejscu listy hiphopowców wszech czasów umieściłby siebie 50 Cent, ale nie mamy wątpliwości, że byłaby to pozycja 1. Zresztą bycie permanentnym Numerem Jeden to paląca ambicja "Fiddy'ego":
- Kiedy twój album trafia na szczyt listy bestsellerów, wtedy jesteś Numerem Jeden. Ale tylko przez ten czas, gdy płyta znajduje się na 1. miejscu zestawienia. Ty spadasz na pozycję 2., a ktoś inny staje się Numerem Jeden. Zatem, by być cały czas Numerem Jeden, trzeba bezustannie wydawać przeboje - prezentuje swoją filozofię, podkreślając zaraz miłość do muzyki, a nie zestawień przebojów.
- Muzyka jest moją pasją, a to się przekłada na fakt, że w ciągu ostatnich 7 lat byłem jednym z najbardziej wyrazistych i widocznych artystów na świecie. Przynajmniej w obrębie kultury hiphopowej.
A hip hop dla 50 Centa najwyraźniej stał się zbyt ciasnym gettem - stąd plany dominacji w innych gatunkach. Mało zaskakująco - będzie to muzyka dance'owa.
- W 2010 roku planuję zmienić się i zaoferować fanom inny rodzaj muzyki, inne brzmienie. Muzykę, której słuchanie sprawia mi przyjemność. Zamierzam nagrywać muzykę taneczną. To będzie muzyka do klubów nocnych, bardzo rytmiczna. Nagram jeden utwór i być może wrzucę go do internetu.
Dlaczego akurat muzyka taneczna? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prozaiczna.
- Cóż, często bywam w nocnych klubach i słucham muzyki, która w nich leci. Bardzo mi się spodobała. Podoba mi się również atmosfera w takich klubach, widok bawiących się ludzi.
Od rapu do prezerwatyw
Po raz kolejny - wbrew kategorycznym zaleceniom menedżmentu - zostawiamy muzykę. 50 Cent jest nie tylko raperem i filmowcem, ale również biznesmenem. Gwiazdor skutecznie wylansował opatrzone swoim pseudonimem lub wizerunkiem ubrania, gry wideo, książki, napoje orzeźwiające, dezodoranty i wreszcie kondomy. Uff. Dzięki tym przedsięwzięciom zarabia krocie, ale gdzie tu miejsce etos gangsta rapera?
- Muzyka wciąż jest dla mnie najważniejsza. Bez niej nie miałbym szans na realizację innych pomysłów. Tworzenie muzyki daje mi największą przyjemność i satysfakcję. Kiedy mam gotowy utwór - to uczucie, którego nie da żaden biznesowy sukces - broni się.
Jednak ten "biznesowy sukces" spowodował, że w ciągu 10 lat 50 Cent z ulicznego dilera żyjącego z dnia na dzień, stał się multimilionerem. Przewrotnie zapytaliśmy rapera czy jest coś z jego poprzedniego życia, za czym tęskni?
- Nie tęsknie za niczym. To znaczy jest jedna rzecz, za którą tęsknie: nic - dowcipkuje były diler heroiny i kokainy, który działalność na ulicy przypłacił 9 ranami postrzałowymi.
Warszawa: "Co tu się k***a dzieje?"
Wreszcie pytamy 50 Centa, który 6 kwietnia wystąpi w Warszawie na Torwarze, o jego wspomnienia z poprzedniego koncertu w naszej stolicy:
- Było znakomicie. Nie wiedziałem czego się spodziewać, ponieważ była to moja pierwsza wizyta w tym mieście, ale reakcje fanów były entuzjastyczne. Dlatego cieszę się, że tu wracam - mówi, a w jego głosie wreszcie nie słychać pozy wszystkowiedzącego pyszałka. 50 Cent przypomina sobie również, że zwiedzał naszą stolicę i wzbudził zainteresowanie warszawian.
- Ludzie byli zaskoczeni, kiedy spotkali mnie na ulicy. A ja spacerowałem i robiłem zdjęcia. Fotografia to moje hobby. W Warszawie robiłem zdjęcia ludziom. Choć to zazwyczaj ludzie mnie robią zdjęcia. Patrzyli się na mnie i dziwili: "Co tu się k***a dzieje?" - śmieje się "Fiddy".
Krytycy są od krytykowania, 50 Cent od zarabiania
Na koniec jeszcze krótkie pozdrowienia dla nieprzychylnych raperowi mediów:
- Czy przejmuję się tym, co w prasie piszą na temat moich występów? Pewnie, że nie! Sam mogę stwierdzić, czy koncert był udany czy też nie. Reakcja fanów jest dla mnie najlepszą oceną występu. Schodząc ze sceny po ostatnim numerze patrzą w twarze fanów i wiem, czy dobrze się bawili. Wiadomo, że krytycy są od krytykowania - podkreśla.
50 Cent wszelką krytyką i opinie przeciwników może mieć głęboko w nosie. W ciągu niecałych 7 lat od premiery płyty "Get Rich or Die Tryin'" raper sprzedał ponad 21 milionów egzemplarzy płyt, założył label G-Unit, rozwinął kilkanaście nieźle prosperujących biznesów, wydaje książki, gry video, kręci filmy i zarabia krocie - w 2009 roku majątek "Półdolarówki" wzbogacił się o kolejne 20 milionów "zielonych"! Z drugiej strony jego artystyczne dokonania są nisko oceniane nie tylko przez krytyków, ale kolegów z branży. 50 Centa to oczywiście nie obchodzi - powyższe liczby mówią same za siebie. A nawet gdyby nie mówiły, to i tak "Fiddy" prawie zawsze jest 10/10. Prawie, bo czasami nawet 11/10.
Artur Wróblewski
Zobacz teledyski 50 Centa na stronach INTERIA.PL!