Niezależny hip hop i rap podsycają płomień egipskiej rewolucji
Podczas egipskiego powstania, które położyło kres długoletnim rządom prezydenta Hosniego Mubaraka, uwaga świata skupiała się na Kairze i wydarzeniach rozgrywających się na Placu Tahrir.
O ile jednak Tahrir był sercem rewolucji, to swoistym "rozrusznikiem" nadającym jej ton stała się Aleksandria - położone nad Morzem Śródziemnym miasto, które od wieków łączy Egipt ze światem.
Aleksandria, z jej bogatą i kosmopolityczną przeszłością, jest dzisiaj miejscem, w którym ogniskuje się rewolucyjny zapał, znajdujący swój wyraz w pulsującej życiem, niezależnej scenie artystycznej i muzycznej. Egipski rap i hip hop - które charakteryzuje bezpośredniość, brak cenzury i brutalnie szczery przekaz społeczno-polityczny - mają swoje korzenie właśnie w Aleksandrii.
Przekaz ten wybrzmiewa wyraźnie w nazwie i utworach Rewolucji, aleksandryjskiego składu rapowego.
- Jaki numer chcecie usłyszeć? - pytanie to Ahmed Mabruk (pseudonim Skała) kieruje do publiczności zgromadzonej na darmowym koncercie w Parku Antoniades. W odpowiedzi tłum, pilnowany przez oddziały żandarmerii, wykrzykuje jedno słowo: "Kazeboon!".
Powstańcie, Egipcjanie!
- Co takiego? Nie słyszymy was! - tym klasycznym chwytem Mabruk wywołuje u uczestników koncertu jeszcze większe emocje. I znów ta sama odpowiedź, tym razem jeszcze głośniejsza: "Kazeboon!".
"Kazeboon", czyli "Kłamcy", to sztandarowy utwór Rewolucji, a zarazem bezkompromisowa tyrada wymierzona w wojskowych oficjeli, którzy przejęli władzę w Egipcie po upadku Mubaraka. "Kłamliwym wojskowym mówimy "nie"; wszystko, co mówią, to kłamstwa; za protest płacimy śmiercią lub więzieniem; nic się nie zmieniło. Powstańcie, Egipcjanie!"
Rewolucja i "Kazeboon!":
"Kazeboon" stał się hymnem oddolnej społecznej kampanii "Armia kłamstwa", w ramach której urządzane są publiczne pokazy nagrań ujawniających brutalne traktowanie demonstrantów przez wojsko i policję. Jaki jest cel tych działań? Podtrzymywać płomień rewolucji i sprawić, by rozprzestrzenił się on także poza Plac Tahrir. Pod wpływem muzyki kształtuje się nowa tożsamość egipskiej młodzieży, której wyznacznikami są bunt i pragnienie zmian.
- Wolę, by usłyszało mnie dziesięć osób i wzięło sobie do serca to, co mówię, niż żeby tysięczny tłum wysłuchał mnie bez przekonania - mówi 23-letni Mahmud Ahmed, członek Rewolucji. Formacja powstała sześć lat temu, z inicjatywy dwóch studentów prawa: 26-letniego dziś Ahmeda Mabruka i o rok młodszego Mohameda Temraza. Jej nazwa, jak sami mówią, odzwierciedlała ich uczucia, żywione na długo przed wydarzeniami Arabskiej Wiosny.
Czas rewolucji
Młodzi raperzy doszli do wniosku, że kariera prawnicza jest nie dla nich. - Każdy zostaje wtłoczony w jakiś szablon, czy to lekarz, czy farmaceuta, czy prawnik. Ma się wrażenie, że nikt nie jest na swoim miejscu - tłumaczy Temraz, który na co dzień pracuje jako pośrednik handlu nieruchomościami w jednej z firm deweloperskich, i w ten sposób zdobywa środki na realizację swojej pasji. Ten sam model wybrał Mabruk, który jest projektantem grafiki użytkowej w agencji reklamowej. Czwarty członek składu, 23-letni Amr Abul Saud, pracuje w drukarni należącej do tej samej agencji.
Co sprawiło, że stali się forpocztą rewolucji? Przypadek, a może wyczucie chwili?
Zaledwie miesiąc przed tym, jak na Placu Tahrir otwarcie rozgorzał bunt, młodzi raperzy zamieścili na internetowej stronie ReverbNation.com utwór zatytułowany "Czas rewolucji", chcąc w ten sposób zainteresować słuchaczy przygotowywanym przez nich albumem. Na pięć dni przed początkiem masowych protestów w egipskiej stolicy, Mabruk zamieścił w sieci kolejną propozycję, "Zabrania się zmian". Śmiały tekst utworu, nawołujący Egipcjan do przezwyciężenia strachu, wzmocnił płynący z portali społecznościowych impuls, który wypchnął młodych ludzi na ulice. - To właśnie odróżnia nas od innych artystów, którzy śpiewali o rewolucji po tym, jak dobiegła ona końca - zauważa Ahmed.
Członkowie Rewolucji niewątpliwie stanowią uosobienie egipskiej rewolty. Ale aleksandryjska scena rapu wydała też innych bojowników.
Symbol gniewu
U podłoża społecznego buntu leży między innymi głośna sprawa morderstwa 28-letniego Chalida Zajda, zakatowanego przez policyjnych tajniaków w jednej z aleksandryjskich kafejek internetowych w czerwcu 2010 r. Kilka dni wcześniej ten młody mężczyzna zamieścił w internecie film, na którym funkcjonariusze z wydziału do walki z przestępczością narkotykową dzielili się skonfiskowanymi przed chwilą substancjami odurzającymi.
Władze poinformowały, że Zajd zmarł na skutek zażycia dużej ilości narkotyków, ale na zdjęciach, które wyciekły na portale społecznościowe, widać było zakrwawioną i zmasakrowaną twarz mężczyzny, któremu ktoś wybił zęby i złamał szczękę. Zdjęcia Zajda stały się symbolem gniewu, jaki w Egipcjanach wzbudziły praktyki stosowane przez tamtejszą policję.
Zajd przyjaźnił się z artystami tworzącymi hiphopową formację Y-crew (również pochodzącymi z Aleksandrii), którzy niedługo później wystąpili w filmie "Mikrofon" zrealizowanym przez niezależnego filmowca Ahmada Abdallę. Przyjaciele Zajda stworzyli na Facebooku upamiętniający go profil. Wkrótce ukazało się tam wezwanie do rewolty, która miała doprowadzić do upadku Mubaraka. Jej wybuch zbiegł się w czasie z premierą filmu Abdalli, ukazującego niezależne środowisko artystyczne Aleksandrii. Osią filmu jest opowieść młodego mężczyzny o imieniu Chalid, powracającego do miasta po kilkuletnim pobycie w Stanach Zjednoczonych. W postać Chalida wcielił się aktor i działacz praw człowieka Chalid Abol Naga.
Spacerując po Aleksandrii, Chalid nieoczekiwanie dla samego siebie odkrywa eklektyczny świat grafficiarzy, filmowców, muzyków, raperów, hiphopowców - pokolenia, które odmawia podporządkowania się władzy na wzór swoich rodziców i dziadków.
- Ci ludzie nie myślą o tym, jak reklamować swój produkt, ani o podpisywaniu kontraktów z firmami fonograficznymi - mówi Ahmad Abdalla. - Zależy im tylko na tym, żeby mogli w nieskrępowany sposób wyrażać wszystko to, na co mają ochotę - dodaje. Chalid Abol Naga dodatkowo zwraca uwagę na eksplozję niezależnych form sztuki w Aleksandrii.
Undergroundowa scena muzyczna w Aleksandrii dociera do słuchaczy poprzez internetową stację Radio Tram, gdzie oprócz nowych brzmień można również posłuchać audycji poruszających tematy związane ze sztuką i polityką. Radio, którego personel w całości rekrutuje się spośród spontanicznie działających ochotników, zaczęło nadawać w lipcu ubiegłego roku. (...)
Prawdziwa rewolucja dopiero nadejdzie
Od upadku Mubaraka minęło już szesnaście miesięcy, ale walka wciąż trwa - podkreślają młodzi raperzy. 16 i 17 czerwca odbyła się druga tura wyborów prezydenckich w Egipcie.
- Rada wojskowa to Mubarak, tyle że ukrywający twarz pod inną maską - mówi Mabruk. On i jego koledzy spotkali się ze mną na herbacie w jednym z lokali w centrum miasta. - To ta sama polityka. Generałowie będą dążyć do zachowania politycznej i gospodarczej kontroli nad krajem. Chcą sprawować realną władzę zza kulis, a wybory mają być tylko fasadą.
- Reżim stworzony przez Mubaraka był jak nowotwór - dodaje Abul Saud. - To nie jest wąż, któremu można raz na zawsze odciąć głowę.
Ale, jak podkreśla Temraz, tak samo jest z rewolucją: ona też nie da się łatwo zdławić. - Jeśli ta rewolucja zakończy się porażką, wybuchnie kolejna. (...)
Polityczne przemiany, jakie zaszły na przestrzeni ostatniego roku, przyniosły ze sobą pewną dozę rozczarowania i sceptycyzmu. Mimo to członkowie Rewolucji zapewniają, że zapał, z jakim walczą o zmiany, nie osłabł.
- 25 stycznia był tylko wstępem do rewolucji. Prawdziwa rewolucja dopiero nadejdzie - zapowiada Mabruk. - Zanadto skupiliśmy się na świętowaniu, i dlatego sprawy wymknęły się nam spod kontroli. Popełniliśmy błąd, wynikający z naszego młodego wieku. Nie stworzyliśmy żadnej politycznej struktury, która by nas wyrażała. Ale nie wszystko jeszcze stracone.
- Oczywiście, towarzyszy nam strach. Pod tym względem sytuacja niewiele się zmieniła od czasów rewolucji - mówi Reem el-Taib, dyrektor programowy Radia Tram, przypominając, że przed wybuchem społecznej rewolty policja i wojsko regularnie urządzały obławy na rozmaitych aktywistów, co kończyło się biciem, aresztowaniami, a czasem nawet śmiercią działaczy. - Ale w czasach przedrewolucyjnych moglibyśmy co najwyżej pomarzyć o robieniu radia. Teraz mamy przynajmniej jakieś pole manewru - zauważa.
W sobotni wieczór obserwuję Rewolucję podczas jam session. Temraz, który dopiero co wyszedł z biura, kołysze się w takt wybijanego rytmu w beżowym garniturze i żółtym krawacie. Razem z Mabrukiem, którego włóczkowa czapeczka kontrastuje z formalnym strojem kolegi, wykonują lekki utwór zatytułowany "Pink". To rap o świecie tak idealnym, że aż śmiertelnie nudnym: członkowie Rewolucji są w nim międzynarodowymi gwiazdami, za którymi uganiają się dziennikarze. Do ich drzwi puka Eminem, uparcie domagając się, aby coś z nim nagrali.
Taki odwrót od mroczniejszej tematyki nie zdarza się często. Zaraz potem Abul Saud wykonuje utwór "Powstań, Rewolucjo", nawiązujący do wydarzeń w Syrii, Jemenie i Bahrajnie. To ostrzeżenie dla arabskich monarchów i prezydentów dożywotnio piastujących swój urząd, którzy sieją śmierć i zniszczenie w imię zapewnienia rzekomej ochrony swoim obywatelom. "Tyranom mówimy: nie ruszajcie się z miejsca. Niedługo dosięgnie was gniew ludu" - rapuje Abul.
Członkowie Rewolucji pracują obecnie nad płytą zatytułowaną "11-12", na której wykorzystują między innymi wiersz ulicznego barda Ahmeda Fuada Negma, znanego jako Ambasador Ubogich. Za swoje zaciekłe ataki na polityków rządzących Egiptem i innymi krajami arabskimi (w formie pieśni wykonywanych do muzyki skomponowanej przez jego przyjaciela Szejka Imama Eissę) zapłacił osiemnastoma latami spędzonymi w więzieniu.
Przesłanie, jakie niosą ze sobą te wersy, jest wciąż aktualne: nadzieja nie umiera, chociaż droga do wolności jest długa.
Abdalla F. Hassan, New York Times / International Herald Tribune
Tłum. Katarzyna Kasińska