Eurowizja: Polska poza finałem
Reprezentujący Polskę Marcin Mroziński nie awansował z piosenką "Legenda" do finału Eurowizji 2010. We wtorek, 25 maja, w Oslo odbył się pierwszy półfinał 55. edycji słynnego konkursu.
O awans do finału Eurowizji, który odbędzie się w sobotę, 29 maja, biło się 17 wykonawców. Do sobotniego koncertu zakwalifikowała się czołowa dziesiątka - o rezultacie zdecydowali telewidzowie i jurorzy.
Tegoroczna edycja odbywa się w Telenor Arena w Oslo (Norwegia). Ten nowoczesny obiekt może pomieścić 15 tysięcy widzów. Przed telewizorami spodziewano się ich nawet 150 milionów.
Wśród faworytów pierwszego półfinału wymieniano przede wszystkim Grecję, Belgię i Słowację. Polakowi bukmacherzy nie dawali wielkich szans na awans i, jak się okazało, nie mylili się.
Jako pierwsi z rywalizujących wykonawców na scenę wbiegli reprezentanci Mołdawii: grupa Sunstroke Project i 21-letnia wokalistka Olia Tira. Artyści nie wyróżnili się może imponującymi możliwościami wokalnymi, ale nadrabiali makijażem.
Rosję reprezentował w tym roku Peter Nalitch & Friends, czyli rosyjski bohater YouTube (tam właśnie zdobył popularność) i inni młodzi, zabawni panowie. Wokalista przed występem przechwalał się, że stworzył nowy gatunek muzyki, który nazwał "jolly babury"."Kostiumy kryzysowe, piosenka prześmieszna" - podsumował Artur Orzech, komentujący koncert dla TVP.
Estoński zespół Malcolm Lincoln - trzeci z kolei wykonawca - awizowany był jako przedstawiciel alternatywy na zdominowanej przez pop, folk i kicz Eurowizji. Utwór "Siren", jak na eurowizyjne standardy, wydał się całkiem niezły. Estończycy, chcąc najwyraźniej zdystansować się od konkursu, w którym przyszło im uczestniczyć, wykonywali różne komiczne gesty i figury.
Oglądając występ uroczej Słowaczki Kristiny Pelakovej, trudno było skupić się na piosence. Dodatkowym atutem były piękne, leśno-bajkowe kostiumy.
Wypowiedzenie i zapamiętanie nazwy projektu reprezentantującego Finlandię - Kuunkuiskaajat - to wyzwanie na miarę wypowiedzenia i zapamiętania nazwy tego islandzkiego wulkanu, który napsuł nam tyle krwi (ktoś potrafi z pamięci?). Kuunkuiskaajat - po polsku "księżycowe szepty" - to duet dwóch blondynek: 36-letniej Susan i 33-letniej Johanny. Piosenka "Työlki Ellää" okazała się bardzo biesiadna, żeby nie powiedzieć... weselna.
Eurowizja 2010: Pierwszy półfinał
25 maja odbył się pierwszy półfinał 55. Konkursu Piosenki Eurowizji. Reprezentujący Polskę Marcin Mroziński nie znalazł się w czołowej dziesiątce i nie przeszedł do finału zaplanowanego na 29 maja.
Aisha, młoda reprezentantka Łotwy, opowiadała przed konkursem, że wychowywała się na muzyce Guns N' Roses i Metalliki. Jej piosenka "What For?" nie była może utworem na miarę "November Rain" czy "Master Of Puppets", ale... no dobrze, trzeba uczciwie przyznać - była to piosenka tak daleka od "November Rain" jak Michał Wiśniewski od Jose Carrerasa. Złe wrażenie potęgował fakt, że Aisha śpiewała wyjątkowo nieczysto. Szczerze nie zazdrościmy tremy związanej z występowaniem przez 150 milionami telewidzów.
Reprezentantowi Serbii, Milanowi Stankovicovi, piosenkę na Eurowizję skomponował Goran Bregović. Po wysłuchaniu utworu "Ovo Je Balkan" można było jednak nabrać podejrzeń. To na pewno jakiś inny Goran Bregović.
Vukasin Brajić, śpiewający dla Bośni i Hercegowiny, z wyglądu przypominał nieco Chrisa Martina z Coldplay. Utwór "Thunder And Lightning" łączył smyczki z elektryczną gitarą i sporą dawką patosu. Największe wrażenie robiła jednak efektowna, czerwona marynarka wokalisty.
Marcin Mroziński wykonał swoją "Legendę" bardzo poprawnie, choć był nieco usztywniony. Mianem przedziwnej (albo ładniej - intrygującej) można śmiało określić choreografię występu. Moment, w którym Marcin zaczyna przyduszać swoją tancerkę, a inna zdziera z niej koszulę, to zapadający w pamięć obrazek. No i te jabłka...
Zobacz eurowizyjny występ Polaka:
Tom Dice z Belgii zaprezentował ascetyczną, gitarową balladę o wymownym tytule "Me And My Guitar". Wydaje się jednak, że mistrzowie ascetycznych, gitarowych ballad mogliby go zjeść na śniadanie.
Po Thei Garrett z Malty, która zakończyła swój występ operowym przytupem, pojawiła się Juliana Pasha z Albanii, która przywróciła na scenę taneczne rytmy. Dynamiczna piosenka "It's All About You" rozbujała publiczność, a Juliana nie fałszowała, czym wyróżniała się na tle niektórych konkurentek.
Reprezentujący Grecję Giorgos Alkaios wbiegł na estradę jak w znanym dowcipie - cały na biało. Podczas jego występu sporo się działo - było dużo skakania, tupania, migających świateł. Alkaios przed półfinałem uznawany był za murowanego faworyta do awansu.
Portugalka Filipa Azevedo zaśpiewała balladę tak klasyczną, że aż pozbawioną charakteru. Dobrze jednak radziła sobie z własnymi strunami głosowymi, a jeszcze lepiej z kamerą, w którą wpatrywała się maślanym wzrokiem. "Za dużo Disneya" - skwitował Orzech.
Gjoko Taneski z Macedonii to wykonawca interesujący przede wszystkim dlatego, że był przed koncertem najgorzej notowany u bukmacherów. Czy zasłużenie? Były riffy, skąpo odziane tancerki, hiphopowa wstawka, gitarowa solówka. Dla każdego coś miłego. Nieczuli ci bukmacherzy.
Wraz z Białorusinami z 3+2 wróciło na scenę fałszowanie, co było o tyle dziwne, że grupę stanowią laureaci konkursów wokalnych. Ciekawie zaczęło się dziać, gdy z pleców dziewczyn wyrosły motyle skrzydła - czyżby dyskretny, mikroskopijny wręcz, wolnościowy manifest?
Pierwszy półfinał Eurowizji 2010 zamknął popis Hery Björk, której taneczna propozycja zatytułowana była "Je Ne Sais Quoi" - nie tylko ładniej od wulkanu, ale i od zespołu reprezentującego Finlandię (odpowiednio Eyjafjallajökull i Kuunkuiskaajat).
O godzinie 22.50 rozpoczęło się odczytywanie wyników pierwszego półfinału. Do finału awansowali: Bośnia i Hercegowina, Mołdawia, Rosja, Grecja, Portugalia, Białoruś, Serbia, Belgia, Albania, Islandia. Kolejny półfinał odbędzie się w czwartek, 27 maja.
Relacjonował Michał Michalak