Reklama

Tidal: Nowy, wspaniały świat Jaya Z

Multimilionerzy uznali, że ich działalność nie jest wystarczająco doceniana i opłacana. Gwiazdy show-biznesu, pod przewodnictwem Jaya Z, skrzyknęły się i uruchomiły własną platformę streamingową. Co to oznacza dla przemysłu muzycznego?

Multimilionerzy uznali, że ich działalność nie jest wystarczająco doceniana i opłacana. Gwiazdy show-biznesu, pod przewodnictwem Jaya Z, skrzyknęły się i uruchomiły własną platformę streamingową. Co to oznacza dla przemysłu muzycznego?
Kanye West i Jay Z oklaskują swój nowy biznes /fot. Jamie McCarthy /Getty Images

"To początek nowego świata", "Zmienimy bieg historii", "Każdy wielki ruch zaczął się od grupy ludzi potrafiących się zorganizować i wypracować wspólne stanowisko", "Damy ludziom jakość i wspaniałe rzeczy", "Chcemy przywrócić sztukę ludzkości" - słuchając konferencji prasowej gwiazd, które założyły, a właściwie przejęły, serwis Tidal, można było odnieść wrażenie, że mowa jest o przełomie na miarę wynalezienia leku na raka czy zbudowania jeszcze szybszej rakiety kosmicznej. Ale nie, chodzi o zwykły serwis streamingowy, mający konkurować ze Spotify.

Wyjaśnijmy pokrótce, o co w tym wszystkim chodzi. Firma The Project Panther Bidco, której współwłaścicielem jest Jay Z, wykupiła od nowreskiego Aspiro (właściciel popularnego Wimpa) serwis Tidal. Transakcja opiewała na skromną skądinąd kwotę 70 milionów dolarów.

Udziałowcami Tidal zostały gwiazdy z pierwszych miejsc list przebojów m.in. wspomniany Jay Z, jego żona Beyoncé, a także Rihanna, Madonna, Jack White, Kanye West, Chris Martin i Daft Punk.

Za "jedyne" 20 dolarów miesięcznie gwiazdy oferują użytkownikom muzykę w "bezstratnej" jakości, rzekomo niedostępnej w innych serwisach, a także ekskluzywne materiały: koncerty, zakulisowe wideo, premiery teledysków (oczywiście w HD), wreszcie singli i płyt. Jest też wersja abonamentu za "jedyne" 10 dolarów, ale już bez najlepszej jakości dźwięku. Najistotniejsza różnica w stosunku do Spotify to brak wersji darmowej.

Od słów gwiazdy przeszły do czynów. Rihanna wyłącznie na Tidal przedstawiła swój najnowszy klip "American Oxygen", Beyonce pokazała, jak przy fortepianie wykonuje utwór "Die With You", a Jack White przypomniał pierwszy telewizyjny występ The White Stripes. Właściwie każdy z udziałowców dostarczył czegoś ekskluzywnego na potrzeby promocji serwisu.

Można też spodziewać się, że związani z Tidal artyści zaczną wypisywać się ze Spotify, jeśli uznają, że im się to opłaci. Szlak przetarł przewodniczący projektu, Jay Z, który wycofał ze Spotify w USA i Kanadzie swój album "Reasonable Doubt". Płyty można w całości posłuchać na Tidal.

Reklama

Gwiazdy związane z tym projektem wcale nie ukrywają, że chodzi im o pieniądze.

"Ludzie nie mają szacunku dla muzyki, co doprowadza do jej dewaluacji. Wydaje im się, że muzyka jest za darmo. Równocześnie są gotowi zapłacić sześć dolarów za wodę mineralną. Możesz napić się wody z kranu, i to jest dobra woda. Ale nie przeszkadza to ludziom płacić za wodę butelkowaną" - perorował Jay Z.

Słynny raper i biznesmen uważa, że "należy skończyć z sytuacją, w której artysta otrzymuje czek na niecałe pięć tysięcy dolarów za miliony odtworzeń swoich piosenek".

Artyści nie są jednak jednomyślni, zwłaszcza ci, którzy nie zainwestowali w nowy, wspaniały świat Jaya Z. Platformę zdążyła już skrytykować znana z tego, że mówi, co myśli - brytyjska wokalistka Lily Allen.

"Kocham Jaya Z, ale Tidal jest po prostu drogi w porównani z innymi serwisami. Jay skrzyknął największe gwiazdy i zabrał je ze sobą na wyłączność. Kto ucierpi najbardziej? Oczywiście debiutujący artyści" - uważa piosenkarka.

Tidal czeka ostra rywalizacja ze Spotify, ale także Apple i Google, o względy zarówno artystów, jak i użytkowników. Tych pierwszych trzeba będzie namówić na "ekskluziwy", a więc złożyć im jak najlepszą ofertę, tych drugich trzeba będzie nakłonić do płacenia abonamentu. Czy słuchacze dadzą sobie wmówić, że są takimi melomanami, iż dla najlepszej jakości dźwięku skłonni będą wyłożyć 20 dolarów miesięcznie? Czy kupią narrację o "początku nowego świata"? Czy będą chcieli sięgnąć do portfela, by "zmienić bieg historii"? Obecnie wydaje się to wątpliwe, ale z pewnością nie należy lekceważyć biznesowych talentów Jaya Z. Już sam fakt, że skrzyknął tak dużo znanych nazwisk, nieźle świadczy o jego sile przekonywania. Zresztą nie kto inny jak Jay Z przechwalał się niegdyś, że potrafiłby sprzedać ogień w piekle.

Co się tyczy konsekwencji działań Jaya Z, to powinniśmy spodziewać się dalszego okrajania oferty darmowego, legalnego słuchania muzyki. Ważnym momentem bez wątpienia było wycofanie całego swojego katalogu ze Spotify przez Taylor Swift (co ciekawe, nie jest ona udziałowcem Tidal). To z pewnością dało do myślenia innym artystom - że nie są skazani na jeden model publikowania i zarabiania. Reguły w przyrodzie są jednak nieubłagane. Ograniczanie darmowego katalogu przywróci do łask stare, "dobre" piractwo, co również podkreślała Lily Allen. Udziałowcy Tidal liczą, że zagłuszą piratów opowieściami o niewiarygodnej jakości i innych wspaniałych rzeczach. No cóż, nawet jeśli się nie uda, to zacumowane w Monako jachty czekają na swoich zapracowanych właścicieli z Ameryki, a nic tak skutecznie nie osusza łez jak świeży kawior pośród szumu fal.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: JAY-Z | Tidal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy