Reklama

Ten przebój wywrócił jego życie do góry nogami. Co dziś dzieje się z liderem The Streets?

Spytany ostatnio w porannym programie telewizyjnym BBC o przełomowy moment w jego karierze Mike Skinner z rozbawieniem odpowiedział brytyjskiemu prezenterowi, że ten, w którym pieniądze przestały być problemem. Chociaż dziś może spokojnie żyć i spłacać swój kredyt hipoteczny za tantiemy z "Dry Your Eyes", to ostatnie dziesięć lat życia zajęło mu poszukiwanie trzech milionów funtów na swój wymarzony projekt. Znany ze swojej działalności pod szyldem The Streets muzyk skończył 45 lat i powraca po długiej przerwie z nowym albumem i filmem fabularnym.

Spytany ostatnio w porannym programie telewizyjnym BBC o przełomowy moment w jego karierze Mike Skinner z rozbawieniem odpowiedział brytyjskiemu prezenterowi, że ten, w którym pieniądze przestały być problemem. Chociaż dziś może spokojnie żyć i spłacać swój kredyt hipoteczny za tantiemy z "Dry Your Eyes", to ostatnie dziesięć lat życia zajęło mu poszukiwanie trzech milionów funtów na swój wymarzony projekt. Znany ze swojej działalności pod szyldem The Streets muzyk skończył 45 lat i powraca po długiej przerwie z nowym albumem i filmem fabularnym.
Mike Skinner nie poradził sobie z nagłą popularnością. "Miałem dość" /James Devaney /Getty Images

Można nie lubić rapu, nie interesować się zupełnie tym gatunkiem, ale istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że w 2004 roku najsłynniejszy przebój Mike'a Skinnera "Dry Your Eyes" przebił się do czytelników przez medialny szum. Ta niesamowita kompozycja będąca szczerym wyznaniem porzuconego i rozbitego chłopaka, przykuwa zniewalającym refrenem: "Dry your eyes, mate / I know it's hard to take, but her mind has been made up / There's plenty more fish in the sea / Dry your eyes, mate / I know you want to make her see how much this pain hurts / But you've got to walk away now, it's over" (sprawdź tekst). Piosenka przyniosła The Streets największy w karierze sukces na liście przebojów i sprawiła, że pozornie wycofany chłopak, jakim wydawał się Skinner, stał się rozchwytywaną gwiazdą, której twarz pojawiała się bez przerwy na okładkach tabloidów.

Reklama

"To jak wygrana na loterii. Zwykle nie kończy się dobrze"

Już od swojego debiutu w 2002 roku "Original Pirate Material" Skinner stał się cenionym i uwielbianym muzykiem w Wielkiej Brytanii. Debiutancki materiał chwalono za niebanalną strukturę muzyczną i doskonałą, niemal liryczną warstwę tekstową. Raper sprawił, że kultura hiphopowa stała się bardziej dostępna, dla ludzi, którzy postrzegali siebie jako dobrze sytuowaną klasę średnią. Rytmiczne bity dobiegały już nie tylko z robotniczych dzielnic, ale także zza szyb drogich samochodów. Muzyk opowiadał zwykłe historie o codzienności i potrafił rapować o męskiej kruchości w sposób, który bezpośrednio przemówił do słuchaczy.

Za sprawą wspomnianego wyżej przeboju, ale także spopularyzowanego w słynnej, piłkarskiej grze komputerowej kompozycji "Fit but You Know It" drugi album The Streets "A Grand Don't Come for Free" wskoczył na pierwsze miejsce listy przebojów w Wielkiej Brytanii i Irlandii, ciesząc się również sporym zainteresowaniem w innych europejskich krajach. Popularność Skinnera wystrzeliła w kosmos i stała się również powodem jego wieloletnich problemów emocjonalnych. W wywiadzie dla "The Guardian" mówił po latach: "Jeśli zdecydujesz się wskoczyć w ten szalony świat, to zdecydowanie ryzykujesz swoim zdrowiem psychicznym. Bycie bardzo młodym i bardzo sławnym jest traumatyczną rzeczą. Nie jest to rodzaj jakieś najgorszej traumy, ale to... to chyba trochę jak wygrana na loterii. Zwykle nie kończy się dobrze".

"Miałem tego dosyć". Mike Skinner przeszedł załamanie nerwowe

Trzeci album The Streets nie był już tak dobrze przyjęty, jak poprzednie. "The Hardest Way to Make a Easy Living" udokumentował jego kryzys tożsamości spowodowany przez ataki tabloidów, a problemy psychiczne zostały spotęgowane przez nagłe zgony jego ojca, ciotki i siostrzenicy w krótkim czasie. Jeśli dołożymy do tego uzależnienie od hazardu, na którym stracił dziesiątki tysięcy funtów, to zobaczymy, że życie Skinnera pomimo pozorów blasku sławy, leżało w gruzach. "To był najgorszy moment w moim życiu. Nie chciałbym tego robić ponownie. To wydaje się szalone po latach, to nieustanne  bycie na listach przebojów, pojawianie się w gazetach. Miałem tego dosyć, nie chciałem, żeby tak wyglądało moje życie" wspominał w "NME".

Pytany przez "Independent", dlaczego jego kolejne albumy sprzedawały się coraz gorzej, odpowiedział: "To oczywiste. Kiedy przestajesz żyć w tym samym świecie, co wszyscy inni, a zdarza się to każdemu muzykowi, który odnosi sukces, przestajesz rozumieć swoją publiczność. Może powinienem wrócić do swoich korzeni i napisać wtedy coś na kształt 'A Grand Don't Come for Free', ale to by było cyniczne, a ja nigdy taki nie byłem". Jego pasja do tworzenia muzyki i dzielenia się swoimi przemyśleniami ze światem gasła z każdym projektem. 

W 2011 roku Skinner po wydaniu "Computers and Blues" ogłosił, że odchodzi na emeryturę i rozwiązuje The Streets. Już wtedy zmęczony życiem w blasku fleszy szukał nowych kierunków swojej aktywności. Może dlatego z Robem Harveyem z alternatywnego zespołu rockowego The Music uruchomił nowy projekt o nazwie The D.O.T.. Schowany za plecami swojego kumpla mógł się realizować produkcyjnie i uniknąć bycia na pierwszym planie. Jednak to, co powoli pochłaniało najbardziej Mike'a Skinnera to produkcja filmowa.

Nowy pomysł, którego nikt nie chciał wesprzeć finansowo

Nowa pasja wypełniła go bez reszty. Realizował teledyski dla wielu muzycznych projektów i już wtedy marzył o zrobieniu filmu fabularnego. Szukał pomysłu. Zdał sobie sprawę, że stworzenie klasycznego thrillera przekracza jego możliwości budżetowe. W międzyczasie doskonalił swój warsztat filmowy. Produkował krótkie materiały reklamowe dla znanych marek i uczył się obsługi sprzętu filmowego oraz scenopisarstwa. To wtedy wpadł na pomysł, aby nakręcić obraz o czymś, co jest mu bliskie i w czym istniał od wielu lat. Mike Skinner był wziętym didżejem, którego sety cieszyły się ogromną popularnością. Od lat dzielił swoje sceniczne życie między występy z The Streets, a klubowe, wieczorne imprezy. Postanowił osadzić swój film w tej scenerii, dodając inspiracje pochodzące z jego fascynacji prozą Raymonda Chandlera

Dwa lata spędził nad scenariuszem. Kolejne dwa na pisaniu muzyki. Miała być ona w założeniu narratorem całości, a następujące po sobie wydarzenia powinny pojawiać się na ekranie w rytm kolejnych wersów tekstu. Następne kilkanaście miesięcy zastanawiał się jak sfinansować cały pomysł. Spotykał się ze znanymi osobami z branży filmowej, firmami i potencjalnymi inwestorami. Wszyscy uśmiechali się do hiphopowej gwiazdy, ale nie zamierzali angażować się w projekt.

10-letni projekt, który w końcu ujrzał światło dzienne

To wtedy postanowił sam sfinansować swoje marzenia. Zwołał ponownie ekipę The Streets, wyruszył w trasę koncertową, wydał kilka nowych singli i doskonale przyjętą składankę "None of Us Are Getting Out of This Life Alive". W ten sposób udało się zebrać potrzebne pieniądze i kiedy wszystko było gotowe, na świecie pojawiła się pandemia. Życie klubowe umarło i przez wiele miesięcy realizacja planów była niemożliwa. O sile determinacji Skinnera świadczy fakt, że się nie poddał. Doskonalił dalej swoje umiejętności w postprodukcji i szlifował muzyczne pomysły.

"The Darker the Shadow the Brighter the Light" owoc dziesięcioletniej pracy muzyka ukazał się w wersji płytowej 13 października tego roku. Kilka dni później film, będący kryminalną intrygą zanurzoną w klubowym życiu, miał również swoją premierę. W rozmowie z reporterem "Sky News" Mike Skinner mówił: "Ten film, to rodzaj music-hallu, pełnego opowieści raperskich, w którym muzyka pełni role narratora. Chciałem, żeby to był film noir, to jakby Philip Marlow pojawił się w naszych czasach i został klubowym didżejem. Słuchając samego albumu, nie poznasz dogłębnie całej przedstawionej historii w filmie. Te dwie przestrzenie artystyczne nawzajem się uzupełniają".

Pytany dlaczego umieścił wydarzenia w świecie klubowym, z uśmiechem opowiadał w porannym programie BBC: "Kiedy masz 45 lat, łatwiej jest robić film o muzyce w klubie, niż w nim przebywać. Zdajesz sobie sprawę, że wszyscy w nim są o połowę młodsi od ciebie. Zadajesz sobie pytanie, co ja tu robię. Dlatego lepiej jest nakręcić o tym film".

Krytycy zgodnie przyznają, że "The Darker the Shadow the Brighter the Light" jest jednym z najlepszych wydawnictw The Streets od lat. Jeśli chodzi o sam film, zauważają, że jest trochę niedociągnięć produkcyjnych, a aktorska gra Skinnera nie jest wybitna, jednak paradoksalnie te wszystkie niedoskonałości mogą stać się w oczach fanów muzyka dodatkowym atutem.

Pytany podczas premiery filmu przez reporterkę "The Upcoming", jakie ma teraz plany, słynny raper odpowiedział: "Zamierzam spędzić następne sześć miesięcy, dosłownie nie robiąc nic. Jestem szczęśliwy, podekscytowany, ale jednocześnie straszliwie zmęczony. Zapisałem wszystkie rzeczy w swoim pamiętniku, ale teraz muszę wyzerować swój umysł, osiągnąć Zen. To, że to ukończyłem, to niesamowite uczucie". Wygląda na to, że odpoczynek nie będzie długi. The Streets planują na przyszły rok koncerty, a trasa ma nawet dotrzeć do Australii i Nowej Zelandii.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Streets
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama