Songwriting Camp ZAiKS: Piosenkopisanie w warunkach idealnych
Bovska, Czesław Mozil, Leszek Możdżer, Alicja Janosz, Andrzej Zieliński, Łona, Mela Koteluk, CeZik, Marika, Tomek Lipiński oraz Zohar Fresco - kto nie chciałby spędzić choćby dnia w towarzystwie przynajmniej jednego z wymienionych wykonawców, nie wspominając już o wspólnej pracy. Podczas tegorocznego Songwriting Campu takie wyróżnienie spotkało 18 zakwalifikowanych uczestników. Przeszli oni restrykcyjną selekcję, dzięki czemu do stolicy polskich Tatr zawitali aż na 7 dni, by wspólnie z grupą znakomitych artystów podjąć wyzwanie napisania kilkudziesięciu piosenek.
Zakopiańskie Domy Pracy Twórczej "Halama" oraz "Orlik" między 11 a 18 września emanowały prawdopodobnie najbardziej kreatywną energią w tej części Europy. A to za sprawą trzeciej edycji unikatowego wydarzenia, jakim jest Songwriting Camp ZAiKS. W trakcie tygodniowego obozu 18 starannie wybranych, młodych stażem i najczęściej również wiekiem, artystów gorączkowo pracowało nad przekuciem swoich talentów w żywą materię piosenkową. I to ramię w ramię z cenionymi gwiazdami polskiej (i nie tylko) sceny muzycznej.
Jak zdradziła Dominika Barabas, inicjatorka i organizatorka wydarzenia, w tym roku swoje zgłoszenia dostarczyło prawie 600 kandydatów. Wśród nich byli tacy, którzy starali się dostać na campa trzy razy z rzędu. Tegoroczny skład zasilił uczestnik, który aplikował przez dwie poprzednie edycje i dopiero tym razem mu się udało. To pokazuje, że nie jest łatwo, ale mimo wszystko warto próbować. Jak wygląda rekrutacja?
"Komisja kwalifikacyjna podchodzi do zgłoszeń bardzo skrupulatnie - ja nie mogłabym spać w nocy, wiedząc, że czegoś nie przesłuchałam. Poszczególni kandydaci wysyłają od dwóch do czterech utworów, więc mnożąc to razy 600... Stajemy przed karkołomnym zadaniem, ale dzięki temu mamy taką fajną grupę, jaką mamy. Dobierając uczestników, musimy brać pod uwagę to, aby grupy były odpowiednio wyważone. Nie możemy przyjąć 18 gitarzystów, bo z tego by nic nie było. Tak że są i hammondziści, i pianiści, i wokaliści, i są tzw. multi, czyli tacy, którzy robią wszystko − piszą teksty, komponują, jeszcze na czymś zagrają i zatańczą. Oni są bardzo cenni" - przedstawiła kulisty niełatwych wyborów organizatorka.
To nie taka prosta rzecz, bo piosenka musi posiadać tekst... i muzykę
Wypełnianie obowiązków uczestnika campu zaczynało się każdego dnia już godzinę po śniadaniu, nad którego repertuarem - tak jak i pozostałych posiłków - czuwała życzliwa kadra pań, dbająca o zaopatrzenie żywieniowe, nawet w trakcie intensywnego tworzenia. Większość przybyłych artystów podkreślała w rozmowie silnie zaznaczającą się w murach Domów Pracy Twórczej atmosferę skupionej, wytężonej, ale też pełnej przychylności współpracy, w którą najwłaściwiej jest wejść bez wcześniejszych założeń, z gotowością na poszerzanie muzycznych horyzontów.
"Ilu ludzi, tyle stylów pracy. Jadąc tutaj stwierdziłem, że biorę wszystkie basowe graty, które mam i z taką otwartością podejdę do pracy w tym miejscu, bez wcześniejszego nastawiania się, bo to wcale nie przynosi dobrego efektu. Po prostu trzeba być otwartym na ludzi wokół. Czekam na sytuację, kiedy zostanę wrzucony w środowisko zupełnie odległe od moich zainteresowań, bo będę się mógł zmierzyć z taką ziemią nieznaną. Bardzo tego chcę − przekonywał w trakcie campu Michał Mościcki, basista, jeden z uczestników.
Nie inaczej o sposobie pracy podczas Songwriting Campu wypowiadali się prowadzący, czyli gwiazdy, biorące udział w każdej z sesji twórczych, podczas których w pięcioosobowych grupach pracowano nad utworami. Na spreparowanie efektu końcowego w postaci gotowej piosenki poszczególne zespoły, złożone z producenta, trzech uczestników i gościa specjalnego, miały zaledwie cztery godziny. Czy to wystarczający czas na stworzenie utworu od A do Z?
W pierwszej chwili zadanie wydaje się karkołomne, tym bardziej kiedy zna się historie o dłużących się procesach twórczych, o piosenkach na lata zakopywanych w czeluściach szuflad z tego czy innego powodu. Okazuje się jednak, że napisanie piosenki w zaledwie cztery godziny jest osiągalne. Można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że młodzi artyści trafiający na to wydarzenie, sprawnie wywiązujący się z wyznaczonych im zadań udowodnili to z przytupem. Kolektywna praca podbija efekty, także jeśli chodzi o wyniki czasowe. Ale tu też niezupełnie o takie efekty chodzi.
Czy istnieje przepis na przebój?
"Generalnie w tych spotkaniach chodzi o to, by puścić kontrolę, czyli przestać kontrolować utwór od początku do końca. On poniekąd w pewnym stopniu powstaje sam, a każdy wnosi do niego coś od siebie. Trzeba więc umieć odpuścić i nie być przywiązanym do efektu końcowego. Każdorazowo to było fajne w sesjach, że co jakiś czas dowodzenie przechodziło w inne ręce. Jest to ciekawe doświadczenie, bo po pierwsze można trochę odpocząć, a po drugie nauczyć się również odpuszczać" - takimi refleksjami bezpośrednio po swoich sesjach twórczych podzielił się Leszek Możdżer.
Wybitny polski pianista odpowiedział również na pytanie, czy da się opracować przepis na udaną piosenkę: "Przede wszystkim nie może być w niej użyte zbyt dużo dźwięków, bo jeżeli utwór ma być skierowany do szerokiej publiczności, to musimy ograniczyć jego zawartość. Temat - czyli melodia, refren - powinien być oparty na pentatonice, a słowa nie powinny być zbyt skomplikowane. Ja jestem akurat wyznawcą teorii Lutosławskiego. On twierdził, że jeżeli komukolwiek jego muzyka ma się podobać, to najlepiej, żeby podobała się właśnie jemu. Wydaje mi się, że to jest najlepsze wyjście - tak pisać, żeby samemu sobie sprawiać przyjemność, żeby to, czego się słucha, odpowiadało wewnętrznej potrzebie tworzącego. Wtedy jest szansa, że być może ktoś jeszcze tę muzykę zauważy i będzie jej odbiorcą".
Dla niektórych pisanie piosenek to proces długi i żmudny, wymagający ogromnej koncentracji na zadaniu, a ta - szczególnie dla twórców pracujących na co dzień nad wieloma projektami - podlega nieustannemu rozproszeniu. Dlatego tak istotne na Songwriting Campie było stworzenie sprzyjających warunków do kreatywnej, a zarazem bardzo ściśle określonej w czasie pracy. Nie bez znaczenia był zatem wybór miejsca położonego w bezpośrednim sąsiedztwie natury, gdzie uczestnicy mogli bez przeszkód odizolować się od spraw codziennych, poświęcając się wyłącznie tworzeniu. Być może nad uczestnikami czuwał także duch Juliana Tuwima, który ostatnie dni życia spędził właśnie w pensjonacie "Halama", a którego 128. rocznica urodzin zastała zaproszonych podczas trwania Campu.
Co z piosenkami powstałymi podczas Songwriting Campu? "Wszystko zależy od twórców konkretnego dzieła, którzy po stworzeniu numeru dogadują się, co chcą z nim zrobić. Zarówno nasi uczestnicy, jak i gwiazdy rok rocznie zabierają utwory w poczet wykonywanej przez siebie twórczości, ale oczywiście nie wszystkie, bo po tygodniu pracy powstaje 56 nowych numerów" − tłumaczy Dominika Barabas.
Ania Grabowska, Zakopane