Ronnie James Dio: Mały człowiek z wielkim głosem
16 maja mija pięć lat od śmierci Ronniego Jamesa Dio, jednego z najlepszych wokalistów w historii rocka i metalu, który spopularyzował słynne "metalowe rogi".
- Tak naprawdę gest ten związany jest z bardzo starym włoskim przesądem. Kiedy byłem dzieciakiem i szedłem z babcią ulicą, zawsze pokazywała ten znak, kiedy uznała, że ktoś popatrzył na nas złym wzrokiem. W ten sposób odganiała nieprzychylne moce... Kiedy doszedłem do Black Sabbath, nikt jeszcze tego znaku nie używał. Ozzy pokazywał zawsze "V", znak zwycięstwa. Może zdawało mu się, że jest prezydentem Nixonem? (śmiech) Ja nigdy nie myślałem, że jestem prezydentem, a skoro Black Sabbath był tak mrocznym zespołem, postanowiłem zrobić coś bardziej kojarzącego się ze złem. Zacząłem więc na fotografiach pokazywać znak mojej babci i wszyscy to kupili. Niestety, teraz w Stanach Zjednoczonych dzieciaki nie kojarzą tego z metalem, ale pokazują ten sam gest nawet na koncertach Britney Spears i Backstreet Boys. Biedactwa, nie wiedzą co robią... - wspominał Ronnie James Dio w rozmowie z Interią w 2000 roku.
Niewielkiego wzrostu (163 cm) Amerykanin włoskiego pochodzenia obdarzony był jednak potężnym głosem, który sprawił, że nazwisko Dio znajdziemy niemal w każdym rankingu najlepszych wokalistów wszech czasów. Na świat przyszedł jako Ronald James Padavona 10 lipca 1942 roku, choć oficjalnie do końca nie przyznawał się do swojej daty urodzin.
Już jako 15-latek dołączył do swojego pierwszego poważnego zespołu pod nazwą The Vegas Kings, w którym pełnił funkcję basisty, ale szybko chwycił za mikrofon. Jeszcze jako nastolatek przybrał sceniczny pseudonim Dio - według niektórych źródeł pochodził on od Johnny'ego Dio, członka włoskiej mafii. Można też znaleźć informacje według których babcia wokalisty uważała, że głos Ronniego to dar od Boga i dlatego właśnie powinien nazywać się Dio (Bóg po włosku). W kolejnych latach grupa z Dio zmieniała skład i nazwę, by pod koniec lat 60. występować jako The Electric Elves (szybko skrócone do The Elves, a od 1972 r. po prostu Elf). To wówczas na młodego wokalistę zwrócił uwagę Ritchie Blackmore, gitarzysta hardrockowych mistrzów z Deep Purple, co wkrótce miało przynieść spore zmiany w życiu Dio.
W pierwszej połowie lat 70. Blackmore rozczarowany muzycznym kierunkiem Deep Purple zaczął myśleć o solowym wydawnictwie, do którego zaprosił właśnie Dio. Sesja okazała się na tyle udana, że gitarzysta do współpracy zaprosił kolejnych muzyków zespołu Elf, którzy weszli w skład formacji nazwanej początkowo Ritchie Blackmore's Rainbow, skróconej później do Rainbow. Choć kapryśny Blackmore po wydaniu debiutanckiej płyty "Ritchie Blackmore's Rainbow" wyrzucił niemal wszystkich muzyków, u swojego boku zostawił właśnie Dio. Pod tym szyldem razem nagrali w sumie trzy płyty studyjne i album koncertowy. Kiedy ich drogi się rozeszły (1979 r.), Ronniego czekało kolejne duże wyzwanie - zastąpienie Ozzy'ego Osbourne'a w Black Sabbath.
Ronnie James Dio w "Catch The Rainbow" Rainbow:
"To musiało być przeznaczenie, bo spotykaliśmy się nieustannie" - wspominał Dio nawiązanie współpracy z Tonym Iommim, gitarzystą Black Sabbath. Pierwszym efektem była płyta "Heaven & Hell" (1980) przez wielu fanów uznawana jedno z najlepszych dokonań w historii Black Sabbath, często stawiana na równi z klasycznymi płytami składu z Osbourne'em.
- Kiedy ludzie pytają, który moment mojej kariery wspominam najlepiej, jaka jest moja ulubiona płyta, odpowiedź brzmi zawsze - "Heaven & Hell". Zauważ, że Black Sabbath w pewnym momencie zniknęli ze sceny, a trzy płyty, które nagrali przed "Heaven & Hell" przeszły zupełnie bez echa. Myśleli już o rozwiązaniu zespołu, kiedy zadzwonił do mnie Tony Iommi, który dowiedział się, że nie śpiewam już w Rainbow. Wpadłem więc do Black Sabbath na próbę, poznałem się z chłopakami... i po pięciu minutach utwór "Children Of The Sea" był gotowy. Postanowiliśmy więc pociągnąć Sabbath razem. Bardzo się cieszę, że byłem współautorem ponownego sukcesu Black Sabbath, że mogłem wtedy z nimi współpracować. W końcu to właśnie ten zespół wymyślił heavy metal - wspominał w rozmowie z Interią Ronnie James Dio.
Black Sabbath z Dio nagrał jeszcze "Mob Rules" (1981) i koncertowy album "Live Evil" (1982), na tle którego doszło do rozłamu w zespole. Wokalista wraz z perkusistą Vinnym Appice'em zostali wyrzuceni przez Iommiego i basistę Geezera Butlera. Po dekadzie konflikt udało się załagodzić na tyle, że powstała płyta "Dehumanizer", ale po jego wydaniu wokalista i perkusista ponownie pożegnali się z Black Sabbath.
Okazało się, że najlepiej pracować na własne konto, czego przykładem była powołana w 1982 roku grupa nazwana po prostu Dio, w której pojawił się także Vinny Appice. Przez kilkanaście lat działalności przewinęło się przez ten skład kilkunastu muzyków z czołówki hard rocka i heavy metalu, a zespół dorobił się sporych przebojów, z "Holy Diver", "Rainbow in the Dark" i "Rock 'n' Roll Children" na czele. W połowie lat 80. wokalista był pomysłodawcą akcji Hear 'n Aid - heavymetalową odpowiedzią na "Do They Know It's Christmas?" Band Aid i "We Are The World" USA for Africa. Projekt przyniósł ponad milion dolarów na rzecz walki z głodem w Afryce.
Dio i "Rock 'n' Roll Children:
W 2006 r. ogłoszono, że ponownie skrzyżują się drogi Dio i Iommiego - pod szyldem Heaven & Hell wystąpili znani już nam Geezer Butler i Vinny Appice (początkowo planowano, że za perkusją zasiadać będzie Bill Ward, pierwszy bębniarz Sabbathów). Te zapowiedzi mocno podrażniły ego Osbourne'a. "Tony Iommi i Ronnie Dio pracują nad projektem, który nie ma nic wspólnego z Black Sabbath" - podkreślał przedstawiciel Ozzy'ego. Na nic się to jednak nie zdało: najpierw nagrano trzy nowe utwory na składankę "Black Sabbath - The Dio Years", a potem Heaven & Hell ruszyli w trasę, która objęła także Polskę. Kolejnym etapem był premierowy album Heaven & Hell - "The Devil You Know" (2009). To pod tym szyldem Dio po raz ostatni pojawił się na scenie w Atlantic City.
"The Mob Rules" pod szyldem Heaven & Hell:
W listopadzie 2009 r. u Dio zdiagnozowano raka żołądka. Wbrew optymistycznym prasowym doniesieniom żony Wendy, stan muzyka pogarszał się z miesiąca na miesiąc. Chemioterapie nie przyniosły jednak rezultatu i pół roku po wykryciu choroby Ronnie James Dio zmarł 16 maja 2010 r. w wieku zaledwie 67 lat.
"Pamiętam, jak powiedział mi, że kolejna chemioterapia najprawdopodobniej działa. Dlatego byłem w ogromnym szoku, gdy kilka tygodni później odszedł. Nie spodziewałem się, że on umrze" - wspominał wstrząśnięty Tony Iommi, który z Dio planował kolejny materiał Heaven & Hell.
"Ronnie miał świadomość, jak bardzo jest przez wszystkich kochany. Doceniamy wsparcie i miłość, jakiej udzieliliście nam w tym trudnym czasie. Teraz prosimy was o kilka dni spokoju i prywatności, byśmy mogli zmierzyć się z tą okrutną stratą. Wiedzcie, że on was wszystkich kochał, a jego muzyka będzie żyła wiecznie" - zaapelowała po śmierci męża Wendy Gaxiola.
"Dio był Bogiem głosu, Bogiem wokalu, którym zostaliśmy obdarzeni. Nie wyobrażam sobie mojego życia artystycznego bez wielkiego głosu Ronniego" - napisał Grzegorz Kupczyk (CETI, eks-Turbo) po śmierci Dio. Pamięć o słynnym wokaliście nie ginie - 14 maja w Warszawie odbył się kolejny z koncertów upamiętniających Dio (z udziałem właśnie m.in. Kupczyka). Byli muzycy Dio stworzyli dwa tribute bandy: DIO Disciples oraz Last In Line, które wykonują na koncertach utwory tego zespołu.
Ronnie James Dio (1942-2010)
Właściciel jednego z najznakomitszych głosów w historii muzyki hardrockowej 16 maja 2010 roku zmarł na raka.