"Potrzebne są młode uszy"
Walijczyk sprzedał ponad 100 milionów płyt na całym świecie. Od początku kariery jego niezawodnym znakiem rozpoznawczym jest przede wszystkim wyjątkowy głos.
Z 68-letnim już Tomem Jonesem, z okazji wydania albumu "24 Hours", rozmawiała w Warszawie Justyna Tawicka.
Pierwsze pytanie dotyczy pańskiego tytułu "Sir". Posiada pan ten zaszczytny tytuł od 2005 roku. Co czuje pan jako "Knight of the British Empire?" I co oznacza to dla Pana, jak również dla wizji Pańskiej muzyki i Pańskiego życia?
Tom Jones: Kiedy dorastałem w Walii, nie spodziewałem się, że zostanę kiedyś Rycerzem Imperium Brytyjskiego, bo w tamtych czasach artystów z branży rozrywkowej nie honorowano w taki sposób. Ten stan rzeczy zmienili Beatlesi. Zostali odznaczeni Orderem Imperium Brytyjskiego. I właśnie od tego się to zaczęło; piosenkarzy zaczął spotykać ten zaszczyt. Cieszę się, że zostałem uznany za dobrego ambasadora Wielkiej Brytanii, który podróżuje po całym świecie i uszczęśliwia ludzi swoją muzyką.
Skoro już mowa o tytułach - tytuł pańskiego najnowszego albumu to "24 godziny". Co dokładnie oznacza to dla Pana i jak wygląda pański zwyczajny czy też niezwyczajny dzień, 24 godziny z życia Toma Jonesa?
Tom Jones: Właśnie dlatego zatytułowaliśmy tę płytę "24 godziny". 24 godziny to coś ciągłego. Po jednym cyklu 24-ch godzin następuje kolejny - i, miejmy nadzieję, kolejny. Taka była więc geneza tego tytułu. Jeśli chodzi o 24 godziny mojego życia, to jest to bardzo zmienna rzecz.
Na najnowszej płycie śpiewa pan o życiu, marzeniach i nadziei. Czy to wyznaczniki pańskiej muzycznej drogi?
Tom Jones: Tak, "Give a Little Love" - daj trochę miłości. Istnieją różne rzeczy, ale miłość zwyciężą wszystko. Jeśli wkładasz miłość w to, co robisz, jest to widoczne. A zatem - daj trochę miłości; jeśli nie możesz dać z siebie nic innego, daj z siebie przynajmniej to.
Nawiązując do utworu "Seasons" : jaki jest pański sposób na to, by zawsze mieć w swoim sercu lato, by nie zamrozić swego serca?
Tom Jones: Przede wszystkim trzeba czerpać radość z tego, co się robi i kochać swoje zajęcie. W przeciwnym wypadku jest ciężko. Niektórzy artyści nagrywają płytę, a potem narzekają: Och, muszę zająć się promocją płyty! A ja kocham to robić. To część mojego życia, szczególnie występy na scenie. Stanąć na scenie i śpiewać na żywo - to wielka rzecz.
Daj trochę miłości?
Tom Jones: Tak, daj trochę miłości, o to właśnie chodzi!
Jest pan bardzo otwarty na współpracę z młodszymi artystami, młodszymi ludźmi. Wspominam o tym, ponieważ produkcją albumu "24 h" zajęli się specjaliści z dziedziny drum & base - Future Cut; zaś jeden z utworów: "Sugar Daddy", wyszedł spod pióra Bono i Edge'a z U2. Chcę zapytać, czego młodsi muzycy mogą nauczyć się od pana i co daje panu współpraca z nimi?
Tom Jones: Tym, co Future Cut wnieśli do tej płyty, było brzmienie. Mieli wizję i muzyczne ścieżki, które dla mnie skomponowali. Zaprezentowali mi je i powiedzieli, że mają pomysł na tę płytę: delikatnie utrzymaną w stylu retro - aranżacja niektórych piosenek nawiązuje do mojej twórczości z lat 60., ale z nowym brzmieniem. Brzmienie jest nowoczesne. To właśnie chcieli uchwycić. Skomponowali też ścieżki muzyczne, ale nie mieliśmy żadnych piosenek. Zacząłem wtedy współpracę z autorami tekstów i stworzyliśmy je wspólnie.
Pisaliśmy o tym, co dotyczy mnie, o moim życiu i moich dokonaniach. To właśnie esencja tej płyty. Praca z młodymi ludźmi jest bardzo istotna - w końcu oni nagrywają płyty TERAZ. Chodzi zwłaszcza o wyczulenie na dźwięk - potrzebne są młode uszy. Rozmawiałem na ten temat z ludźmi, z którymi nagrywałem w latach 60. i 70. - rozmawiałem z producentami, z którymi kiedyś pracowałem - oni tego nie czują. Nie jesteśmy na bieżąco z tym, co się dzieje. Dlatego trzeba pracować z ludźmi, którzy rozumieją to, co obecnie dzieje się w muzyce.
Na płycie znajduje się utwór z 2005 r. napisany przez Bruce'a Spreengstena: "The Hitter". Co sprawiło, że zdecydował się pan na nagranie zremasterowanej wersji tego przeboju?
Tom Jones: Kiedy zaczynałem pracę nad nagrywaniem tej płyty, dostawałem utwory napisane przez innych. "The Hitter" był utworem, który naprawdę mi się spodobał. Powiedziałem: Chcę nagrać ten utwór. Oczywiście napisał go i nagrał Bruce Springsteen, ale dokonał tego w wersji akustycznej. Wykonał go z towarzyszeniem gitary i jest to jedyna rzecz, jaka występuje w jego wersji: jego gra na gitarze, no i oczywiście jego śpiew. Chciałem więc nagrać go na nowo - z pełną aranżacją, z instrumentami dętymi - nawiązując do stylistyki Memphis.
Brzmi rewelacyjnie.
Tom Jones: Dziękuję.
Na swoim muzycznym koncie ma pan wiele duetów. Jakie jest jedno niezrealizowane - jak do tej pory - muzyczne marzenie Toma Jonesa. Z kim chciałby pan zaśpiewać w przyszłości w duecie?
Tom Jones: Lubię Duffy - Duffy to Walijka, samo to jest interesujące - i pisze dobrą muzykę. Brzmienie jej głosu jest unikalne. Chciałbym więc nagrać coś z nią. Być może Amy Winehouse, jeśli będzie chciała. Zawsze też chciałem zaśpiewać - i wciąż chcę - z Whitney Houston. Chcę się z nią jakoś skontaktować i...
Zwłaszcza teraz...
Tom Jones: Myślę, że mogłoby nam się udać - ona jest obdarzona naprawdę silnym głosem; głosem pełnym ekspresji - to byłby dobry pomysł. Ma też silną osobowość... kibicuję jej. Wróćmy do "24 godzin". Zabiera nas pan - jako słuchaczy - we wspaniałą podróż. Jest tam pop, rock, ballady, soul - czy któryś fragment tej płyty jest dla Pana szczególny? Czy któraś z piosenek jest pańską ulubioną?
Tom Jones: "I'm Alive" - bo mówi ona sama za siebie; otwieram swoje koncerty tym utworem. A potem pierwsza ballada, którą wykonuję, to "Seasons", która nawiązuje do pór roku mojego życia. To piosenka pełna pasji. Bardzo lubię ją wykonywać.
No i "Give a Little Love" też świetnie sprawdza się na scenie. W tej płycie jest bardzo dużo mnie, bo lubię wykonywać dużo utworów o różnym zabarwieniu. Moim zdaniem udało się na niej uchwycić moją twórczość, bo znajduje się na niej dużo różnych rzeczy. Dodatkowo świetnie sprawdzają się one na scenie, bo to dobre utwory do śpiewania - są mocne, są pełne ekspresji. Lubię wykonywać je na żywo.
Mówiąc o emocjach - jakiego rodzaju emocje mógłby pan porównać do tworzenia muzyki? Jakie byłyby to uczucia?
Tom Jones: Tak naprawdę nie ma niczego, co byłoby podobne do tworzenia muzyki. Porównałem to raz do kochania się. Mam na myśli nastrój oczekiwania przed uprawianiem miłości. Jest to podobne do tego, co odczuwa się przed wyjściem na scenę: jesteś podekscytowany. A kiedy już się tam znajdziesz, wszystko z ciebie wychodzi - mam na myśli emocje; bo mogę przekazać je na scenie. Potem, kiedy już schodzę ze sceny, można to przyrównać do opadania tych emocji po akcie miłosnym, kiedy odprężasz się i uspokajasz. To wspaniałe uczucie. Można powiedzieć, że to takie trzy fazy.
Czy są jakieś momenty w pańskim życiu, do których chciałby pan powrócić? Jakiś jeden, szczególny moment w pańskim życiu?
Tom Jones: Nie, cieszyłem się wszystkim, czego dane mi było dokonać. Temu, co robię, zawsze towarzyszą pozytywne emocje; nie ma tu żadnych negatywnych odczuć. Jest w tym pewna ciągłość, tak ja w piosence "Seasons": idę naprzód i tworzę swoje wspomnienia. Bo to właśnie robimy. Tworzymy swoje wspomnienia w miarę, jak życie posuwa się naprzód. Nie żałuję tego, że czas płynie - człowiek potrzebuje upływu czasu po to, by uczyć się nowych rzeczy i rozwijać się. Wszystko to jest częścią życia.
Gdybyśmy potraktowali pańską muzyczną drogę jako książkę - jaki byłby jej najważniejszy rozdział?
Tom Jones: Rozdział pierwszy, kiedy nagrałem pierwszą płytę, która okazała się przebojem - bo to zmienia twoje życie, naprawdę otwiera drzwi. To było jak początek pisania tej książki. To otworzenie pierwszej strony. Ale nie dotarłem jeszcze do końca - jestem wciąż w trakcie jej pisania; jestem wciąż w środku książki. Dla mnie ciągle jest lato.
Lato w pańskiej duszy i w pańskim sercu...
Tom Jones: Tak, dokładnie!
Śpiewa pan na swojej płycie, że czas ucieka, że wszyscy powinniśmy znaleźć sposób na to, by nie przemijać. To bardzo mądre słowa. Proszę zdradzić ten sekret, dzięki któremu - parafrazując tytuł pierwszego utworu z płyty "24h" - "I`m alive" - jest pan zawsze tak energetyczny.
Tom Jones: To miłość do tego, co robię. Jeśli robisz coś, co naprawdę kochasz robić, właściwie nie jest to praca. Nie jest to trudne. Jedyna rzecz, o którą musisz zadbać, to bycie w dobrym zdrowiu.
Musisz zapewnić sobie wypoczynek i nie przepracowywać się. Konieczne jest patrzenie na wszystko z właściwej perspektywy. A wtedy, jeśli naprawdę kochasz swoją pracę - to wspaniałe uczucie, pragniesz, by trwało bez końca. Nie chcesz przejść na emeryturę, nie chcesz, aby nadszedł ten etap w twoim życiu, kiedy powiesz sobie: Boże, nie mogę już więcej tego robić. To dla mnie bardzo smutny aspekt. Ale wie pani, kocham to, co robię, i dlatego wciąż to robię - bo sprawia mi to wielką przyjemność.
A zatem motywem przewodnim naszej rozmowy jest "Give a Little Love" - włóż trochę miłości we wszystko, co robisz.
Tak, dokładnie - włóż w to trochę miłości.