OFF Festival 2018: Otwarte głowy, lub jak nieoffowi artyści podbijali OFF-a

Mika Aleksander

Na tej samej scenie, na której gospelowe trio The Como Mamas próbowało ewangelizować, Big Freedia - drag queen i raperka z Nowego Orleanu - uczyła twerkować, opodal Kazik wspominał szarą Polskę sprzed 30 lat. Tegoroczna edycja OFF Festival (3-5 sierpnia) stylistycznie była bardzo różnorodna; nietypowe występy wymienionych artystów należały do jej wyróżniających się punktów.

Ester Mae Smith, Angela Taylor i Della Daniels, czyli The Como Mamas
Ester Mae Smith, Angela Taylor i Della Daniels, czyli The Como MamasMichał MurawskiOFF Festival

O tym, że na OFF Festival może zdarzyć się właściwie wszystko organizatorzy przekonują nas już od 13 lat. Choć na imprezie królują wykonawcy spod znaku alternatywy, układający jej program nie kierują się przy tym muzycznymi gatunkami. Nie patrzą też na kraj pochodzenia i nie zaglądają artystom w metryki. Starają się promować dzieła oryginalne i ważne (także ze względu na wartość historyczną). Stąd w line-upie OFF-a pojawiają się czasem artyści, którzy na pierwszy rzut oka mogą wydawać się nieoffowi - bo zbyt klasyczni, bo zbyt popularni... Tak też było w tym roku. No bo czy komuś twerk - rodzaj tańca o zabarwieniu erotycznym, kojarzy się ze świętem alternatywy firmowanym przez Artura Rojka?

"Dawać tyłki, wszędzie tyłki!"

Bounce to podgatunek rapu, w którym szczególną rolę odgrywa taniec polegający na rytmicznym potrząsaniu tyłkiem - twerk. Stylistyka ta powstała w Nowym Orleanie. Organizatorzy OFF-a postanowili przybliżyć ją swoim fonom za sprawą Big Freedii, samozwańczej królowej bounce, która do Katowic przyjechała prosto z obszarów sytuujących się w delcie rzeki Missisipi. Choć twórczość nowoorleańskiej drag queen i raperki w jednej osobie jest specyficzna, publiczność festiwalu, otwarta na zjawiska u nas nieznane, "kupiła" ją bez mrugnięcia okiem.

Big Freedia z pomocą tancerzy (obok popisów polegających na bujaniu pośladkami, wykonywali karkołomne akrobacje), rozkręciła w Katowicach szaloną imprezę. Do pląsania w rytm prostego beatu zapodawanego przez DJ i okrzyków w stylu "Dawać tyłki, wszędzie tyłki!", udało się charyzmatycznej wokalistce namówić niemal każdego z tłumnie zebranych przed Sceną Leśną widzów. Że twerkować nie jest łatwo, mogło przekonać się kilku ochotników, których Freedia zaprosiła na scenę. Choć żaden z nich nie wyglądał na skrępowanego, nie każdy łapał wskazówki diwy w lot i był w stanie się do nich zastosować. Podczas koncertu było więc sporo śmiechu i wygłupów, czyli dokładnie tego, o co - jak zapewniała artystka z miasta zniszczonego przez huragan Katrina - w całej tej zabawie zwanej bounce chodzi. Z drugiej strony, prawdą jest też, że Freedia za pomocą swoich piosenek walczy z uprzedzeniami i obyczajowymi stereotypami, a każdy jej koncert to swoisty egzamin z tolerancji. Katowicka publiczność nie miała problemu by swój zaliczyć.

"Bóg nas tu przywiódł"

Wydawać by się mogło, że rodzinne trio The Como Mamas, które swoje muzykowanie opiera na tradycji wykonawców gospel: śpiew łączy z religijnym przesłaniem, niespecjalnie na letni festiwal pasuje, zwłaszcza taki jak OFF - nastawiony na prezentowanie muzycznych ekstremizmów. Nic bardziej mylnego. Koncert Ester Mae Smith, Angeli TaylorDelli Daniels, którym w Dolinie Trzech Stawów towarzyszył zespół, obfitował wprawdzie w świadectwa wiary i religijne opowieści (głoszone z pasją, ale i dowcipnie: "Jak byłam nastolatką, mama chciała bym chodziła do kościoła, buntowałam się, w końcu chłopaków szuka się w klubach" - śmiała się jedna z wokalistek), to podopieczne wytwórni Daptone nie skupiały się tylko na misjonarstwie, a starały się dać publiczności pretekst do zabawy, choć - rzecz jasna - w innej formule niż Freedia. W końcu - jak same głosiły - to Bóg je do Katowic przywiódł!

Pozytywne nastawienie "Mamusiek" zawierające się w okrzyku "Radość, pokój, miłość, szczęście, o to w tym idzie!" (kwitowanym chóralnym "Alleluja!") - który padał co jakiś czas ze sceny, a przede wszystkim ich żywiołowa muzyka, będąca mieszanką gospel, soulu i bluesa, zachęcały do pójścia w tany. Z tej sposobności publiczność chętnie skorzystała. Był nawet crowdsurfing, serio!

"Trema zżera jak nigdy"

Mimo iż OFF Festival łamanie stereotypów wpisane ma w deklarację programową, obecność Kultu w line-upie imprezy była dla wielu zaskoczeniem. Organizatorzy OFF-a na udział Kazika i jego ekipy w wydarzeniu znaleźli jednak znakomity patent: etatowe gwiazdy juwenaliowych imprez zostały poproszone by w całości odegrać płytę "Spokojnie", album sprzed 30 lat, który bez wątpienia należy do kanonu polskiej alternatywy.

Kult na OFF-ie zagrał po raz pierwszy Michał MurawskiOFF Festival

"Trema zżera jak nigdy" - przyznał ze sceny Kazik, ale do koncertu był dobrze przygotowany. Niemal każdy utwór poprzedzał krótkim wprowadzeniem, bądź ciekawostką, w stylu: "Piosenkę 'Axe' - nazwaliśmy tak, bo kojarzyła się nam z zespołem Siekiera", "Tytuł 'Landy' powstał po przestawieniu sylab nazwiska pewnego znanego nam wykonawcy". O strony muzyczną i wizualną Kult także zadbał pieczołowicie - choć niektóre utwory różniły się nieco od oryginałów znanych z płyty (najbardziej zmieniono "Do Ani" - kompozycja została zagrana na jazzową modłę), materiał zabrzmiał z należytą mocą, piosenkom towarzyszyły wizualizacje, wśród nich kadry z filmu "Metropolis" Fritza Langa.

Koncert Kultu nie był wydarzeniem na miarę powrotu po latach Zbigniewa Wodeckiego ze swoim debiutem (2013 rok), niemniej znalazł niemałe grono odbiorców i miał swoją wymowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas