"Na scenie hiphopowej miałem już swoje pięć minut"
Obecny na scenie od ponad dekady DJ, dziennikarz, organizator, wykładowca oraz spec od zagadnień technicznych. Co poza tym? Człowiek znudzony konwencjonalną i przewidywalną muzyką, którego cechuje nie tylko wyjątkowe poczucie humoru, ale i daleko idąca pokora i samokrytyka, której mógłby nauczać wielu kolegów po fachu. Sprawdźcie wywiad z DJ-em Trakmajstrem - przedstawicielem ginącego już niestety gatunku DJ-ów, którzy konsekwentnie od lat grają imprezy i tworzą mixtape'y tylko i wyłącznie w oparciu o winyle. Z Trakmajstrem rozmawiał Filip Rauczyński ("Magazyn Hip Hop").
Na początku spójrzmy na to, co dzieje się na okładce twojego nowego mixtape'u. Impreza: napi***alający się kolesie, metr dalej ktoś wymiotuje. Dalej na sali - ktoś pali jointa, dziewczyna robi typowi laskę za stołem, gdzieniegdzie imprezowicze, którzy zaliczyli zgona. Za deckami nasz niestrudzony DJ Trakmajster z dosyć niewyraźną miną, a pod sceną pięć bawiących się osób...
No cóż, jaki DJ, taka frekwencja (śmiech). Okładka tego mixtape'u przedstawia imprezową historię. Na pomysł, żeby ją przedstawić w sposób prześmiewczy, za pomocą "śmiesznej kreski", wpadł mój kolega - undergroundowy raper i rysownik Paduch. Ja natomiast wymyśliłem sam patent: przód okładki przedstawia początek imprezy, gdzie wszyscy się bawią, na rozkładówce impreza trwa i wszystko jest OK, natomiast na tylniej okładce impreza się "kończy"...
Mam nadzieję, że grane przez ciebie imprezy nie wyglądają tak jak na tej okładce (śmiech)...
Patrząc z perspektywy tych wszystkich lat, myślę, że sceny zawarte na okładce tego mixtape'u przewijały się jakoś przez imprezy, na których grałem. Może nie w aż takim nasileniu, że wszystko na jednej imprezie, ale zdecydowanie wszystkie te sceny miały miejsce.
O okładkę i grane przez Ciebie imprezy zapytałem nie przez przypadek. Jakiś czas temu napisałeś dosyć gorzki felieton, w którym mocno skrytykowałeś stan organizacji polskich imprez i koncertów. Powiedz, czy od tamtego czasu coś się zmieniło? Zauważyłeś poprawę?
Tak, wydaje mi się, że stan polskich koncertów czy imprez zmienił się na lepsze z takiego względu, że jest ich po prostu coraz mniej. Zostało już tylko kilka miast, w których na dobrym poziomie robione są regularnie koncerty hiphopowe...
Czyli zmiana na gorsze ostatecznie okazała się zmianą na lepsze? Jeżeli już mają być kiepskie imprezy, to lepiej, żeby ich w ogóle nie było?
Dokładnie. Wydaje mi się, że wszyscy na tym zyskają. Wizerunkowo hip hop zyska na tym na pewno, również sami artyści i słuchacze. Jeżeli już mają być jakiekolwiek imprezy, to niech będą organizowane w profesjonalny sposób - tak, aby raperzy czy DJ-e przyjeżdżający na koncert mogli bez problemów zaprezentować swój repertuar, zrobić swój show, a ludzie otrzymywali jakość, za którą płacą, kupując bilety. Wydaje mi się, że takie rozwiązanie jest najlepsze. Często zdarzało mi się, że w ciągu jednego miesiąca jechałem do trzech różnych miast, gdzie na jednej imprezie grał np. Peja, na drugiej Grammatik, na trzeciej jeszcze ktoś inny - a każda z nich była dosłownie zjebana. Później klub nie chciał w ogóle słyszeć o organizowaniu imprez hiphopowych, bo np. grafficiarze się opili i pomalowali na fazie kible, a nikt przed koncertem nie pogadał z chłopakami, żeby tego nie robili. Impreza musi być zrobiona profesjonalnie, żeby ludzie chcieli znowu przyjść za tydzień czy za miesiąc do danego klubu i chcieli zapłacić za bilet. To samo tyczy się artystów, którzy wolą - nawet za niższą stawkę - grać w sprawdzonych miejscach, gdzie mają optymalne warunki pracy.
Skoro już o tym mówisz - zdarzało ci się grać imprezy w skrajnie ekstremalnych warunkach? W takich, które np. zmuszały cię do zastosowania jakiegoś prowizorycznego rozwiązania/patentu, aby impreza w ogóle się odbyła? Pamiętasz coś takiego?
Tak, takie imprezy się zdarzały i zdarzają się nadal. Najczęściej pojawia się problem z gramofonami. Przeważnie akustyk - pomimo tego, że na scenie jest sprzęt za ileś tam set tysięcy złotych - jest zupełnie nieprzygotowany do współpracy z gramofonami, które mają wkładki elektro-magnetyczne, odbierające fale z odsłuchu. Wtedy dochodzi do sprzężenia. Takie sytuacje o dziwo zdarzały mi się nawet na dużych festiwalach, gdzie na scenie był sprzęt za pół miliona złotych. Jest to wina komunikacji między organizatorem, akustykiem a DJ-em. Zawsze wysyłam rider do organizatora, gdzie dokładnie mówię o gramofonach, i organizator te gramofony ma załatwić, ale nie mówi tego akustykowi. Oczywiście akustyk pierwszy raz spotyka się z taką sytuacją. Pewnie jest w tym też i moja wina, bo nie wykazuję nadgorliwości, nie biorę od organizatora numeru akustyka i nie sprawdzam, czy jest przygotowany. A taki najgorszy wyjazd, jaki pamiętam, to był spontaniczny koncert w Tarnobrzegu, na który pojechałem jako DJ Firmy. Organizator załatwił jeden gramofon, a gdy zapytałem, dlaczego nie ma dwóch, odpowiedział, że myślał, że gra się z jednego. Wtedy tylko przez chłopaków przekazałem, że mają być po prostu gramofony. Tam był straszny kocioł i cała sytuacja była wynikiem zamieszania, ale takie już są imprezy hiphopowe - zdarza się, że organizator na koncert czterech MC's załatwia dwa mikrofony i myśli, że DJ zagra z kompaktu. Takie historie też się zdarzają. Ja teraz gram na trochę innych imprezach - nie lubię tego określenia, ale na bardziej klubowych. Nie gram tylko hip hopu, gram też break beat i spotykam się już z zupełnie innymi klubami.
Chcesz powiedzieć, że kluby, w których nie gra się hip hopu, są lepiej przystosowane pod DJ-ów?
Powiem ci, że z przedstawicielami innych gatunków muzycznych - no może oprócz dancehallowców - czy to będą przedstawiciele techno, disco-polo, house, drum'n'bass, czy to będą nawet świadkowie Jehowy grający na tam tamkach, wszyscy podchodzą do tego dużo bardziej profesjonalnie. Od zaplecza technicznego, przez promocję imprezy, po takie "głupoty" jak budowanie klimatu na imprezie - żeby ta impreza skończyła się pokojowo i żeby wszyscy rozeszli się do domu, a nie żeby zrobili jedną wielką zadymę.
Dobrze, to teraz zmieńmy temat na nieco lżejszy. Ludzie, którzy znają cię prywatnie, wiedzą, że masz wyjątkowe poczucie humoru. Powiedz, nie myślałeś o tym, żeby to poczucie humoru przelać na swoje mixtape'y - np. tworząc totalnie zakręcone blendy? Twister ma swoją "Gramofonomankę" - nie uwierzę, że ty też nie próbowałeś stworzyć czegoś podobnego.
Powiem ci, że jakoś trudno mi to przelać na muzykę i sam się zastanawiam dlaczego. Może to dlatego, że gram z winyli. Mixtape'y tworzę z takich płyt, jakie są dostępne na rynku, optymalnie wybieram i kupuję płyty pod dane sety. Często słyszę jakiś fajny wokal, słyszę jakiś fajny bit i chciałbym to połączyć, a nie jestem w stanie, bo przykładowo a cappelli nie ma na winylu.
Czyli wszystkie mixtape'y DJ-a Trakmajstra powstają tylko i wyłącznie z winyli?
Tak, jak najbardziej. Oczywiście oprócz wokali takich raperów jak Gruber czy Sabot, które zostały dodane komputerowo. Teraz urządzenia typu Serato, Digital Vinyl czy Final Scratch to już nie moda, a standard, jednak ja cały czas gram z winyli i wszystkie moje mixtape'y tworzę z winyli. Jestem po prostu podporządkowany temu, co mam na winylach.
Mixtape'y mixtape'ami, ale czy w secie DJ-a powinno być miejsce na poczucie humoru? Każde miasto ma inną, dosyć specyficzną publiczność, która różnie reaguje na humorystyczne wstawki DJ-a - i chyba sam przyznasz, że czasem trudno się z tym humorem "wstrzelić"... Czy masz jakieś uniwersalne humorystyczne zagrania, które sprawdzają się zawsze i wszędzie?
Tak, są zagrania, które wraz z kolejnym wypitym piwem zawsze przechodzą, np. wyłączenie muzyki o godzinie 1:23 i odliczanie nowego roku... w kwietniu (śmiech). Jest nawet taki filmik nagrany z imprezy w Kielcach i wrzucony na You Tube: "5, 4, 3, 2, 1" i nowy rok - to wszystko w środku kwietnia. Albo jest taki patent, że gram z jakimś DJ-em imprezę, wyłączam muzykę i krzyczę, że ma urodziny, a cała sala mu śpiewa "Sto lat". To też fajnie podkręca wtedy atmosferę, a jak już jest kulminacja imprezy i wszyscy tańczą, to warto coś takiego zrobić, aby scementować publiczność na parkiecie. Jak już masz taki "fundament", a publiczność żywiołowo reaguje na numer, to już wtedy możesz grać wszystko. Wtedy właśnie zaczynają się moje podróże muzyczne przez dubstep czy drum'n'bass. A z takich śmiesznych rzeczy - miałem porobione różne remixy, dawniej puszczałem nawet hasła z bajek na winylach, niestety starłem już te płyty, zniszczyły się przez eksploatację i już ich nie mam...
Mówisz o reakcjach publiczności na poczucie humoru w secie - a czy reakcje ludzi na graną przez ciebie muzykę mają jakikolwiek wpływ na kawałki, które wybierasz później na mixtape? Ludzie są dla ciebie jakimś wyznacznikiem czy bardziej polegasz na swoim guście, na własnych zajawkach muzycznych?
Reakcjami publiczności sugeruję się tylko przy doborze płyt na imprezę, natomiast muzyka, która pojawia się na moich mixtape'ach, to muzyka tak jakby premierowa i dopiero po wydaniu mixtape'u gram ją w klubach. Reakcje ludzi są dla mnie ważnym wyznacznikiem - tylko pod kątem granych imprez, bo jeżeli przykładowo zagram drum'n'bass w Kielcach i nikt się nie będzie do tego bawił, to za tydzień czy za miesiąc nie będę już grał takiej muzyki na imprezie.
Kiedy hiphopowy DJ, znany głównie z raggowych imprez, wydaje mixtape będący ukłonem w stronę Wysp, można by pomyśleć, że muzyka konwencjonalna i przewidywalna zaczyna go powoli nudzić. Jak to jest z tobą? Fanem brzmienia z Wysp jesteś w zasadzie już od bardzo dawna...
Tak, pierwszy raz z czymś takim jak breakbeat, bo to wszystko jakby wokół tego funkcjonuje, spotkałem się w 1998, może w 1999 roku. Miałem takiego kolegę w Tarnowie - Gabriela Bisa, który grał właśnie taką muzykę. Z tego wywodził się cały garage - w Polsce to wtedy była jeszcze magia. Wydaje mi się, że wszyscy - w tym i ja - jesteśmy znudzeni całym tym "amerykańskim soundem", amerykańskimi podziałami, jeśli chodzi o muzykę, o produkcję bitów. Teraz ludzie szukają czegoś nowego, a angielskie bity, czy to będzie UK grime, czy to będzie speed garage, bassline albo funky house, z reguły mają bardzo mocne, charakterystyczne brzmienie, gdzie jest bardzo fajnie brzmiący double bass. Niektórych denerwuje flow czy akcent tamtejszych raperów, ale mnie się to bardzo podoba. Mają niestandardowe, nieszablonowe zagrywki i nie słyszysz przynajmniej po raz setny haseł typu: "yo" czy "nigga". Wszystko się bardzo fajnie komponuje i jest to bardzo melodyjne, mocne, dlatego jestem jak najbardziej za tym. Cały czas sprowadzam takie płyty i wprowadzam je na różnych płaszczyznach. Staram się taką muzykę wprowadzić na każdej imprezie. Na pewnym etapie grania, jakieś 3-4 lata temu, stwierdziłem, że chciałbym być DJ-em gwiazdorem, który ma nie wiadomo jaką pozycję na scenie, i być zapraszanym na dwugodzinne sety, gdzie przyjeżdżam do pełnego klubu i gram różną muzykę - wszystko jest utrzymane w fajnej tanecznej formie, od hip hopu do wszystkich tych gatunków, o których wcześniej mówiłem. W takim profilu bym się widział, niestety tak nie jest (śmiech). Dalej jestem zapraszany na imprezy stricte hiphopowe. Z góry mówię organizatorom, że w moich setach jest może ze 30-40% klasycznego hip hopu, ale i tak mnie zapraszają. Kończy się to tak, że nagle wyjeżdżam z utworami elektro, którym zdecydowanie bliżej do house'u, i pojawiają się zarzuty: "Dlaczego gram techno". Zauważyłem też, że jeżeli MC's rapują do bitu szybszego niż - powiedzmy - 95 bpm, to dla ludzi to już nie jest hip hop. Z jednej strony mają rację, z drugiej jednak muszą pamiętać, że są na imprezie, a ja gram muzykę taneczną - przy czym taneczna nie znaczy popularna. Ja nie gram recitali dla MC's, którzy będą nawijać o śmierci, tylko gram kawałki, które zmuszają ludzi do dobrej zabawy. Coraz rzadziej śledzę to, co się dzieje w hip hopie, i przykładowo 90% tego, co wychodzi w Stanach, najzwyczajniej odpuszczam, bo albo jest to jakaś abstrakcyjna muzyka, która mnie nie zupełnie interesuje, albo są to wszechobecne cykacze z Południa, w których product placement jest w co drugim kawałku. Myślę, że hip hop w USA w tej klasycznej, świeżej, buntowniczej formie już... padł.
To aż się boję zapytać o ostatnią płytę z naszego rodzimego hip hopu, która ci się podobała...
Sam nie wiem... Słuchałem płyty Ostrego ostatnio ["O.C.B." - przyp. red.] i wydaje mi się, że każdy jego kawałek brzmi tak samo. Szanuję go, jest dla mnie jednym z najlepszych MC's w kraju, ale jego ostatnia płyta to nie jest to, czego ja szukam w muzyce w tym momencie. Jest tam parę fajnych patentów, ale to nie jest to. Mes ma ciekawe teksty i pomysły, ale z kolei jego flow i taka charakterystyczna maniera akcentowania mnie denerwuje. Tak się zastanawiam i może będzie lepiej, jak nie będę dalej wymieniał, bo...
Bo zdissujesz pół sceny (śmiech)?
Nie, to nie są dissy, bo nie uważam, że te płyty są złe. Po prostu jak mi się coś nie podoba, to o tym mówię. Nie mam już -nastu lat i nie przekonuje mnie słuchanie MC's, którzy mówią mi, jak mam żyć, podczas gdy sami mieszkają z rodzicami i nie stać ich na założenie i utrzymanie rodziny. A już dostaję furii, gdy słyszę kawałek z magicznej krainy dissów, gdzie każdy nawija o wirtualnym wrogu. MC's nawijają o osobach, które im przeszkadzają i robią coś, co im się nie podoba, a jak zapytasz, o kogo chodzi, to nie są w stanie podać konkretów, nie potrafią podać choćby jednej ksywki. Nie chce mi się po prostu tego słuchać.
Nie wiem, czy wiesz, ale na dzień dzisiejszy jesteś tak naprawdę jedynym dziennikarzem wśród hiphopowych DJ-ów. Powiedz, co dało ci to doświadczenie? Czy rozmowy z innymi DJ-ami w jakiś sposób wpłynęły na twoją mentalność, na sam sposób postrzegania DJ-ingu? Czy weryfikacja poglądów z innymi uczyniła cię w jakimś stopniu lepszym DJ-em?
Co dało mi to doświadczenie? Wrogów sobie narobiłem (śmiech).
W jaki sposób?
Sam to widzę po sobie - napiszesz o kimś prawdę, a ta osoba odbiera to jako krytykę. To też dlatego, że nie ma mediów. Jest w tym momencie jedna hiphopowa gazeta na rynku, w której jak napisze się coś niepochlebnego - nie mówię, że złego - to od razu jest to odbierane jako atak. I nie ma drugiego medium, które mogłoby podjąć dyskusję. Ja nadal działam dziennikarsko, mam bloga Cięty Dźwięk, czy gdzieś tam piszę, ale robię to raczej amatorsko, nie robię tego profesjonalnie. Poza mną jest chyba jeszcze MentalCut, który pomimo że na co dzień gra muzykę elektroniczną, w hip hopie siedzi głębiej niż ja. Ja czasami po prostu siadałem i coś pisałem, próbowałem rozruszać scenę. W pewnym momencie bardzo fajnie się to zapowiadało i bardzo fajnie się to układało, podobnie zresztą jak z hip hopem - jednak turntablism, czyli temat, którym ja się zajmowałem, upadł. Nie przeczę jednak, że dziennikarstwo i rozmowy z innymi DJ-ami w jakimś stopniu mi pomogły. Każdy ma swoją jazdę i inne poglądy, jeśli chodzi o podejście do tematu, dlatego ich wymiana zazwyczaj kończy się mniejszą lub większą kłótnią (śmiech). Myślę, że w tej materii i tak każdy pozostanie przy swoim. Kiedyś w środowisku dużo mówiło się np. o tym, żeby nie grać imprez firmowych, żeby się nie sprzedawać. Nagle wszyscy zmienili zdanie, bo się okazało, że można robić imprezy firmowe, nie naginając w żaden sposób swoich upodobań czy repertuaru. Ktoś musiał po prostu wykonać ten pierwszy krok - tak to przeważnie wygląda, jeśli chodzi o poglądy. Dużo rozmawiam z DJ-ami właśnie a propos wywiadów - i na tym etapie, kiedy uczyłem się sam, było to bardzo pomocne. W wiele imprez się wkręcałem na akredytacji prasowej, gdzie mogłem stać z boku DJ-ki i podglądać, jak ktoś gra. Oczywiście wykorzystałem to do nauki...
No właśnie, DJ Krime powiedział kiedyś, że posiadanie nauczyciela nie jest jakoś mega ważne, kiedy zaczyna się przygodę z turntablismem. Czy jako jedyny DJ w naszym kraju, który regularnie organizuje kilkudniowe warsztaty dla młodych adeptów sztuki turtablismu, zgadzasz się z tą opinią? Co tak właściwie dają takie warsztaty?
Ostatnio doszedłem do wniosku, że my przede wszystkim uczymy ludzi, jak zaoszczędzić czas. Nie nauczymy nikogo gustu, bo jeden będzie chciał grać Britney Spears i mixować jej utwory z Christiną Aguilerą, a drugi muzykę poważną. My jedynie nauczymy taką osobę, jak to dobrze mixować technicznie. Nie nauczymy jej flow w skreczach i tak dalej, ale pokażemy jej, jak zaoszczędzić czas. Przyszły DJ zamiast pół roku siedzieć nad danym skreczem, może przyjść do nas i my go tego nauczymy w dwa dni. Wszystkie rozwiązania techniczne i zagadnienia dotyczące pracy DJ-a podajemy gotowe na tacy, w tydzień. Dzięki temu jesteś pół roku do przodu w pewnych kwestiach. Jeżeli podłączyłeś sprzęt i zastanawiasz się, czemu nie działa, a był taki okres, że dostawałem pięć takich maili dziennie, to my ci wszystko powiemy i wytłumaczymy - właśnie na tym kursie. Tu nie chodzi o to, żeby nad kimś stać i uczyć go bycia robotem za deckami, tylko o przekazanie pewnych niezbędnych podstaw. W tym roku niestety nie organizowałem warsztatów przez mój ślub, ale wiem, że poza mną jest jeszcze parę ekip, które organizują takie warsztaty. Jest szkółka w Poznaniu, jest New Boogie Down School w Gdańsku, Motyl coś tam organizował... Jeżeli chodzi jednak o kompleksowy program nauczania, wydaje mi się, że moje warsztaty, przy których pomagali mi Krime, Przeplach, Dan Drumz, Noriz, Eprom czy Pistolet, były najbardziej dopracowane. Widzę to zresztą po reakcjach w tym roku. Nie organizuję warsztatów i cały czas mam telefony, maile od osób zainteresowanych. Dlatego myślę, że i w tym roku ta szkółka by wypaliła. Zainteresowanie jest duże i może pod koniec roku uda mi się jeszcze zorganizować jakąś spontaniczną akcję...
Kiedy trzy lata temu odwiedziłem prowadzony przez ciebie Rodec Scratch College, zacząłem się zastanawiać, czy po zakończeniu kursu utrzymujesz jakiś kontakt ze swoimi uczniami i czy interesujesz się ich dalszym rozwojem, ich osiągnięciami. Jak to wygląda? Masz jakieś wieści od adeptów twojej "szkoły"?
Nie mam konta na naszej klasie, ale ktoś mi podrzucił kiedyś taki pomysł, żeby założyć takie konto dla Rodec Scratch College. Ode mnie nie wychodzi żadne zainteresowanie odnośnie kursantów, natomiast wiem z jakichś tam plotek czy rozmów, że niektórzy grają imprezy, że niektórzy sobie bardzo dobrze radzą, czasami ktoś tam zadzwoni i poprosi o radę, o jakieś tam techniczne rozwiązanie. Więc wydaje mi się, że połowa uczestników kursu idzie do przodu, w dobrym kierunku.
Połowa to twoim zdaniem dużo czy mało? Taki wynik pokrywa się z twoimi oczekiwaniami?
Nie wiem... Dla wielu osób ten kurs był po prostu sposobem na spędzenie wakacji, a dla pozostałych był to wyjazd życia. Były też osoby, dla których była to chwilowa zajawka - nic więcej. Dlatego trudno mi ocenić, czy połowa to dużo. Gdyby przyszło do nas sto osób, a po pół roku tylko pięć grałoby dalej, to byłby chyba zły wynik. Na razie ci, którzy u nas byli, polecają nas następnym i zainteresowanie jest duże, więc myślę, że kurs jak najbardziej spełnia swoją funkcję. Wiadomo, w każdym roku jest sporo niedociągnięć, które wynikają z faktu, że mamy dużo sprzętu, a my staramy się poszerzać kurs o nowe techniczne zagadnienia, które staramy się na bieżąco eliminować.
Skoro już o tym mówisz - kolejna z twarzy DJ-a Trakmajstra to ta związana z Mistrzostwami Świata DJ-ów IDA. Powiedz, na czym dokładnie polegała twoja funkcja na tych zawodach?
Na tych mistrzostwach pojawiłem się jako osoba odpowiedzialna za scenę. Trzy tygodnie przed zawodami robiliśmy odprawę, kto się czym zajmuje, natomiast dzień przed eventem pracowaliśmy nad obsługą DJ-ów. Od momentu, kiedy tylko się pojawią, my ich przejmujemy, ustalamy harmonogram grania, zajmujemy się sędziami, podpinaniem sprzętu, rozwiązywaniem na bieżąco problemów technicznych. Byłem koordynatorem wszystkich tych działań. Kiedyś byłem w to bardzo zaangażowany, opracowywałem te zawody z Tomkiem z Zooteki - również szukaliśmy razem sponsorów, w końcu pracowałem w Zootece. Byłem w to zaangażowany na 100% i tylko tym się zajmowałem, jednak ostatnio nasze drogi z Tomkiem coraz bardziej się rozchodziły - nie przez kłótnię, tylko przez to, że ja robiłem jakby swoje rzeczy. Rozwijałem swoją działalność.
Kiedyś sam czynnie brałeś udział w zawodach dla DJ-ów - odnosiłeś nawet na tym polu sukcesy, które powinny cię pchnąć do tego, aby sięgnąć po więcej. Dlaczego ostatecznie zrezygnowałeś? Kiedy tak naprawdę straciłeś motywację, ciśnienie na rywalizację z innymi?
Motywację straciłem przez brak umiejętności. Są bardziej utalentowani i mniej utalentowani, a te moje dwa czy tam trzy starty wynikały z realnego podłoża umiejętności - czułem, że mogę spróbować. Natomiast do pozostałych zawodów podchodziłem na zasadzie zajawki, bo wtedy wszyscy mieliśmy zajawkę na battlowanie. W momencie, kiedy pojawili się profesjonalni turntabliści - a ten okres nazwałbym "późnym Epromem" - to po prostu tacy ludzie jak ja, którzy grają imprezy i gdzieś tam sobie skreczują, odpali za sprawą naturalnej selekcji. Nie było sensu się wygłupiać, jeżeli - powiedzmy - na dwa miesiące przed zawodami nie jestem w stanie ćwiczyć codziennie po pięć godzin, a inni są po prostu lepsi. To jakby wyszło naturalnie...
Mistrzostwa Świata DJ-ów IDA to chyba najlepszy przykład na to, że światowy turntablism coraz mniej wspólnego ma z hip hopem, z którego się przecież wywodzi. To działa także w drugą stronę - coraz częściej raperzy zapominają o roli DJ-ów, nie okazują im należytego szacunku. Co sądzisz o zaistniałej sytuacji?
Jeżeli chodzi o turntablism, uważam, że w trikach dla DJ-ów klasyczny rapowy bit wyczerpał już swój potencjał, m.in. przez klasyczne rozstawienie bębnów - to raz. Dwa, że przestał być atrakcyjny dla publiczności. Dlatego teraz wszyscy DJ-e stosują beat juggling czy druming na bitach połamanych, break beatowych czy dub step, bo te bity są atrakcyjne pod względem nietypowego ułożenia stopy, werbla i hi-hatu. To dlatego to wszystko ewoluowało w tę stronę. Jeżeli natomiast chodzi o relacje MC-DJ, wszystko zależy od podejścia. Nie wiem, jak to jest na świecie, ale to chyba my w Polsce trzymamy taki właściwy poziom - jak to rymował chyba kiedyś Buckshot - "Two Turntables & a Mic" i tak to powinno wyglądać. Mam wrażenie, że w Stanach wielu MC's zapomniało o tym, odeszło zupełnie od tego. Niestety.
Uważasz, że należy walczyć z takim stanem rzeczy czy po prostu zaakceptować go jako naturalną kolej rzeczy w ewolucji hip hopu?
Należy z tym walczyć. To mimo wszystko powinno wyglądać tak, że jest MC i jest DJ. Nawet po to, żeby zrobić takie najprostsze zagranie na koncercie, czyli wycinanie wokali na refrenach, żeby publiczność mogła to zaśpiewać. To jest petarda - to działa zawsze i wszędzie i to się nie zmieni. Ktoś to musi zrobić - i choćby do takiej czynności jest potrzebny DJ (śmiech). Ze zgrania MC i DJ-a wychodzi prawdziwy show. Weźmy przykłady z Polski: Ostry i Haem czy WWO i Deszczu - nie muszą się porozumiewać słowami, wystarczy, że dadzą sobie jakieś znaki, które dopracowali przez lata wspólnego grania na scenie. Dzięki temu koncert odbywa się płynnie, a ktoś, kto się jara DJ-ingiem, widzi, że oni odwalają konkretną pracę. Dlatego powinno się walczyć z tym, że MC gra osobno, a DJ osobno - to powinno być razem. Nie obserwuję znanych artystów i nie wiem, z jakimi DJ-ami grają, ale wiem, że np. Kanye West jeździł z DJ-em A-Trakiem, i chyba nawet dalej z nim koncertuje, a A-Trak to jeden z najlepszych turntablistów na świecie, który w wieku 16 lat wygrywał mistrzostwa świata. Co prawda odszedł w stronę muzyki elektronicznej, ale razem z Kanyem robili naprawdę fajne rzeczy i mieli ciekawe patenty. Moim zdaniem tak to powinno wyglądać.
Dobrze, to tak podsumowując całą twoją działalność: DJ, dziennikarz, organizator, wykładowca - co jeszcze chciałbyś osiągnąć? Pozostało ci już chyba tylko robienie bitów.
Właśnie z tym mam problem. W swoim życiu robiłem już kilkadziesiąt, o ile nawet nie setki podejść do tego tematu i nigdy mi nie wychodziło, a prawda jest taka, że jeżeli nie robisz bitów, to jesteś nikim, bo nic po tobie nie pozostanie. Wiesz, imprezę zagrałeś i imprezy nie ma, a mixtape to nie jest w zasadzie twoja produkcja - ty jedynie znalazłeś te utwory i je połączyłeś. Jeżeli robisz bity, wtedy tak naprawdę istniejesz. Może pod koniec roku będę miał warunki na to, aby się tym zająć. Tak jak wspomniałem, już wcześniej próbowałem się w to bawić - kupiłem sobie Korga, jakieś bit maszynki czy też robiłem coś na komputerze, ale nie mam cierpliwości.
Czy ten brak cierpliwości to dla ciebie jedyna przeszkoda w produkowaniu muzyki?
Tak, bo musisz się wszystkich tych rzeczy nauczyć, a chcesz osiągnąć jakiś efekt. Masz w głowie jakiś pomysł, masz w głowie jakiś bit, a przed sobą ekran komputera, na którym jest 1500 przycisków i robisz, robisz, a przez godzinę, dwie, nie możesz osiągnąć tego, co chcesz. Cały czas się uczysz. Następnym razem, jak siądziesz, to będziesz mądrzejszy, ale musisz przejść pewną drogę, a jak ktoś nie opanował Fruity Loopsa (śmiech)...
Czy mimo tego wszystkiego, co osiągnąłeś, nie czujesz się trochę niedoceniony, żeby nie powiedzieć: pomijany przez środowisko? Nigdzie nie usłyszymy twoich skreczy, a w hiphopowych mediach nie mówi się o DJ-u Trakmajstrze, w internecie nie ma też z tobą ani jednego wywiadu...
Nie no, jakieś wywiady pojawiały się tu i tam na przestrzeni lat. To pewnie jest też tak, że na scenie hiphopowej miałem już swoje pięć minut. Dziesięć lat temu na Podkarpaciu robiłem imprezy hiphopowe, na które przychodziło kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt i w końcu kilkaset osób. Jak już było sporo osób chcących rapu, to ja im zaczynałem grać dancehall. Więc powstawał konflikt. A jak zaczęli ludzie słuchać dancehallu, a dziewczyny zaczęły trząść tyłkami, to ja im wtedy puszczałem jakieś elektroniczne wynalazki z Anglii. A teraz po prostu gram wszystko i bardzo trudno mnie sklasyfikować, bo nie udzielam się na scenie w żaden sposób oprócz tych okazjonalnych mixtape'ów i imprez, na których mimo że gram muzykę, która z hiphopem ma wiele wspólnego, to nie przyciąga hiphopowców. Od dłuższego czasu nie nagrywam skreczy na płyty, dlatego też media nie za bardzo mają o czym pisać - no bo o czym? "Jarek zjadł hamburgera" - wielki news (śmiech).
To jeszcze a propos imprez - rutyna prędzej czy później dopada każdego DJ-a, w końcu nie jest łatwo zmieniać repertuar co imprezę, szczególnie, gdy grasz z winyli. Jak sobie z tym radzisz? Próbujesz temu jakoś zapobiegać, jakoś się przed tym bronić?
Broniłem się przez pięć lat tym, że odmawiałem regularnego grania w klubach jako rezydent. Powiedziałem, że zarżnę siebie i zarżnę publiczność tą samą muzyką. Miesięcznie jestem w stanie mieć 20 nowych płyt, czyli około 40 minut muzyki na winylach. Tak to mniej więcej wygląda z przeliczenia finansowego, czasami będzie to więcej, czasami będzie to mniej. Więc wyobraź sobie rotację kawałków na imprezie, która ma trwać np. 6 godzin. Prawda jest taka, że te utwory, które grałem 10 lat temu, gram również teraz - i tak samo się sprawdzają. Robią tak zresztą wszyscy. Ja nie mówię, żeby to robić z premedytacją, ale można grać - powiedzmy - klasyczny hip hop z lat 90. czy hip hop z Zachodniego Wybrzeża i to się sprawdzi, natomiast z nowym materiałem jest już ciężko. Trudno jest grać nowości, opierając się o winyle. Na przykład dzisiaj ma premierę jakiś utwór i możesz za chwilę go mieć w mp3, ja natomiast muszę czekać tydzień, aż płyta dotrze ze Stanów. Były momenty, w których przegrywałem rywalizację o granie z innymi DJ-ami, bo oni mieli Serato i mogli grać nowe rzeczy, a ja dalej grałem te same rzeczy.
Tyle mówi się o tym Serato - nie korciło cię, żeby też zaopatrzyć się w taką "zabawkę"?
Korciło, tym bardziej, że w Serato widzę bardzo dużo zalet. Podejrzewam, że gdyby kiedyś Mercedresu nagrał płytę, a będzie to zapewne rok 2035 (śmiech), to byłbym już ostatecznie zmuszony do zakupu Serato, żeby na koncertach to wszystko ładnie z jego bitami wyglądało. Póki co trzymamy się kradzionych bitów z winyli i wychodzi to w miarę dobrze. Teraz jest zresztą dosyć śmieszna sytuacja... Kiedyś, jak przyjeżdżałem z kimś do klubu i ktoś rozkładał komputer, to organizator wołał ochroniarzy, ludzi z baru i mówił: "Paaatrz, z komputera gra" - teraz z kolei jak przyjeżdżam do klubu z winylami, to ludzie się dziwią: "Paaatrz, on z winyli gra" (śmiech). Wiesz, doszło do głupiej sytuacji, gdzie DJ pojawia się w klubie z winylami i to jest atrakcją, że on gra z winyli, a nie z komputera (śmiech). I też kiedyś miałem booking, gdzie zaproszono mnie na imprezę tylko dlatego, że gram z winyli. Widzisz, nie zapraszają cię dlatego, że jesteś dobry, tylko dlatego, że grasz z winyli... Kosisz 5000 zł i idziesz do domu (śmiech).
Dzięki za wywiad.