José González: "Na mój koncert nie sprzedał się nawet jeden bilet" (wywiad)

Przed występem szwedzkiego wokalisty José Gonzáleza na warszawskim festiwalu Electronic Beats (4 kwietnia) rozmawialiśmy z artystą o jego koncertowych doświadczeniach: tych najlepszych i najgorszych.

"Trubadur" Jose Gonzalez fot. Kevin Winter
"Trubadur" Jose Gonzalez fot. Kevin WinterGetty Images/Flash Press Media

Czy pamiętasz swój pierwszy koncert?

José González: Chyba tak, tak przynajmniej mi się wydaje. To było jeszcze w szkole podstawowej. Stworzyliśmy wtedy zespół, który zagrał koncert w świetlicy domu kultury znajdującym się obok szkoły. Odgrywaliśmy wtedy numery na przykład NOFX. To był jeden jedyny występ tej grupy w historii (śmiech). Ale nie ma tego złego... W tej samej świetlicy powstał mój pierwszy prawdziwy zespół o nazwie Back Against The Wall. Ten skład był już o wiele bardziej sprawny na scenie (śmiech). Wątpię, by świat był zainteresowany twórczością mojej pierwszej grupy zwłaszcza, że graliśmy głównie numery innych wykonawców.

A najgorszy koncert?

- W 2004 roku odbyłem trasę koncertową po Norwegii. Mieszka tam jakieś 5 milionów osób, więc porwanie się na piętnaście koncertów w Norwegii, kiedy nie byłem jeszcze zbytnio znany, było pakowaniem się w grube kłopoty. A ja zgadzałem się zagrać wszędzie! Na przykład w jakiejś mieścinie niedaleko Trondheim. Rozpętała się wtedy śnieżna burza, a my w moim małym volvo przedzieraliśmy się przez zaspy. Kiedy wreszcie dotarliśmy szczęśliwi na miejsce usłyszałem, że organizator... nie sprzedał ani jednego biletu. Ostatecznie miałem jednego widza, bo ktoś przypadkowo wpadł tam na kawę. To jest bez wątpienia mój numer jeden jeśli chodzi o najgorsze koncerty w karierze (śmiech).

- Nie był to jednak koniec norweskiej trasy koncertowej! Następnego dnia grałem w innym miasteczku, ale mój występ nie był reklamowany nawet jednym jedynym plakatem. Zagrałem w restauracji, w której posiłki spożywali starsi ludzie. Mniej więcej dziesięciu około 70-letnich klientów. Kiedy skończyłem usłyszałem, jak jeden z nich pyta się obsługi: "Czy ten trubadur mógłby zaśpiewać jeszcze kilka utworów, bo im się podoba?" (śmiech).

Czyli nie było aż tak źle! Przejdźmy zatem do przyjemniejszych momentów. Najlepszy koncert?

- Udanych koncertów było sporo. Na przykład kilka tygodni temu wystąpiłem na Filipinach na festiwalu w amfiteatrze zbudowanym u podnóża góry. Wokół wspaniała przyroda, pod sceną jakieś dwa-trzy tysiące widzów. Fani byli wspaniali, idealnie wczuwali się w moment. Potrafili zachować milczenie, ale też śpiewać i głośno krzyczeć. Bez wątpienia to był jeden z najbardziej wyjątkowych momentów w mojej karierze.

Zazwyczaj każdy z artystów ma jakieś osobliwości w koncertowym riderze, które organizatorów przyprawiają o zawrót głowy. Ty również?

- Właśnie zmieniamy dotychczasowy rider, bo wydał mi się... zbyt dziwny. Na przykład prosiliśmy organizatorów naszych koncertów o lokalne gazety w garderobie, ale to przecież w obecnych czasach zupełnie nie ma sensu. Teraz wszystko można sprawdzić w internecie. Co jeszcze? Na przykład w niektórych krajach, w których nie można pić wody z kranu, wpisujemy w umowie prośbę o "nieskończona ilość wody pitnej" (śmiech). Poza tym nie ma żadnych ekstrawagancji. Podróżujemy we dwójkę, jesteśmy wegetarianami i pijemy piwo. To wszystko (śmiech).

Najlepszy koncert jaki widziałeś w życiu?

- Trudne pytanie. Chyba Shangaan Electro w słynnym jazzowym klubie Nefertiti w moim rodzinnym Goteborgu! Było tanecznie i chyba nikt nie wyszedł suchy z tego koncertu. Fantastyczni muzycy i super energetyczna muzyka. Uwielbiam sposób, w jaki zachowują się na scenie.

Wyobraź sobie, że jesteś organizatorem festiwalu i możesz zaprosić na twoją imprezę kogokolwiek sobie tylko wymarzysz? Kto byłby największą gwiazda twojego festiwalu?

- Chciałbym zobaczyć na żywo Williama Onyeabora. To byłoby na pewno niesamowite przeżycie. Oldschoolowe syntezatory i taneczne bity. I pewnie Ninę Simone, bo filmy z fragmentami jej występów są wyjątkowe.

Dziękuję za rozmowę.

José González wystąpi w piątek (4 kwietnia) w Warszawskim Teatrze Palladium. Poza nim w ramach festiwalu Electronic Beats zobaczymy m.in. Johna Talabota, Hudson Mohawke, Mooryca, Ólafura Arnaldsa, Króla, a set DJ-ski zagra Mike Polarny.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas