Etyka undergroundu wg blackmetalowców

Erik Danielsson z Watain /

W poniedziałek, 1 sierpnia, do polskich księgarń trafi głośna książka "Black Metal - Ewolucja kultu" Dayala Pattersona. Tylko na stronach Interii możecie zapoznać się z obszernymi fragmentami rozdziału 31. - "Etyka undergroundu".

O tym, co jest "trve" i "kvlt" a co sprzedawaniem się i komercją, dlaczego kanciaste "k" jest lepsze od obłego "c", oraz jak to możliwe, że gorzej znaczy lepiej, a złe jest dobre - na te i wiele innych kwestii od dekad toczone są w metalowym podziemiu zażarte dyskusje. Zobaczymy, co sądzą o tym kluczowe postacie black metalu.

---

ETYKA UNDERGROUNDU

"Pamiętam jak na początku lat 90. żartowaliśmy sobie z Euronymousem, że wszystko szlag trafi, w dniu kiedy Nuclear Blast zacznie podpisywać kontrakty z blackmetalowymi zespołami, mieliśmy z tego ubaw po pachy. Dziś byłby zapewne bardzo zdziwiony..." - Metalion (Slayer Magazine).

Reklama

Dla tych, którzy na przełomie lat 80. i 90. byli świadkami narodzin współczesnego black metalu - kiedy zespoły takie jak Cradle Of FilthSatyricon wciąż wypuszczały taśmy demo z kserowanymi i odręcznie rysowanymi okładkami - myśl, że gatunek ten zyska kiedykolwiek mainstreamowe oblicze musiała wydawać się niewyobrażalna. Nie tylko zresztą ze względu na skrajność samej muzyki, wszak death metal zdążył już udowodnić, że ekstremalny metal jest w stanie przyciągać szeroką publikę i zmieniać swoje położenie, ale dlatego że black metal - a przynajmniej jego "druga fala" - ukonstytuował bezkompromisowy kodeks, który wymagał odpowiednio satanistycznego (albo co najmniej antychrześcijańskiego lub mizantropijnego) światopoglądu oraz ścisłego przestrzegania konkretnych reguł.

Jak zdążyliśmy się już przekonać, wiele z tych reguł wyłożył Euronymous z Mayhem, w praktyce zaś zastosowały je zespoły z jego otoczenia. Muzycy niemal z dnia na dzień wyrzekli się swoich deathmetalowych korzeni, przejmując zasady ubioru wyznaczane przez gwoździe, łańcuchy i corpsepaint, w przeciwieństwie do deathmetalowej sceny, na której noszono się dość swobodnie i na sportowo. Teksty zdominowały zło i satanizm, a społecznie zorientowana tematyka trafiła prosto do kosza. Jako otwarcie reakcyjny, black metal ustawił się w opozycji do przybierającej na sile sceny "life metalu", która zaczęła zyskiwać akceptację "normalnych" ludzi. W ten oto sposób black metal stał się najbardziej podziemną formą muzyki metalowej, głównie za sprawą swojej ekstremalnej natury i hermetyczności, robienie zaś wszystkiego co konieczne, by zyskać wiarygodność w ramach sceny gwarantowało w konsekwencji niską sprzedaż i bycie skazanym na zapomnienie, początkowo bowiem liczba odbiorców gatunku była bardzo niewielka.

Z czasem jednak, wbrew przeciwnościom, i to uległo zmianie. Rychło okazało się bowiem, że niektóre zespoły zaczynają odnosić znaczące sukcesy, a co za tym idzie nadwątlać swój podziemny status. Nawet sam Euronymous, który wraz z resztą Mayhem konsekwentnie przedkładał oddanie dla sceny ponad czerpanie z niej zysków, zaczął wyrażać wątpliwości co do utrzymywania "podziemnego" charakteru black metalu. W wielu późniejszych wywiadach wyjaśniał, dlaczego uważał za dopuszczalne - a i być może konieczne - by zespoły, dopóki pozostają wierne blackmetalowym wartościom, zarabiały pieniądze i osiągały sukcesy.

"Pomiędzy byciem 'podziemnym' w powszechnym rozumieniu tego słowa a pierwotnymi ideami black metalu istnieje oczywista sprzeczność" - zwracał uwagę Euronymous na łamach magazynu "Isten". "Jeśli zaczniesz przyglądać się temu, jak funkcjonowały blackmetalowe zespołu w dawnych czasach, takie jak Venom, Mercyful Fate, Hellhammer, Bathory, Destruction, Sodom etc., zauważysz że nie miały one nic wspólnego z tym, co nazywane jest 'undergroundem'. Miały kontrakty z dużymi wytwórniami, zarabiały w pełni zasłużone pieniądze i NIE podlegały twardym prawom, którymi rządzi się dziś 'underground'... Na pierwszy rzut oka wszystkie te 'podziemne' zasady wyglądają wspaniale - muzyka jako sprzeciw wobec merkantylnego przemysłu muzycznego. I to jest, oczywiście, w porządku. Z drugiej jednak strony - [zasady te] WYKAŃCZAJĄ zespoły. Po ośmiu latach bycia spłukanym zaczynam mieć tego dość. Dlaczego nie miałbym żyć z muzyki? Są, rzecz jasna, pewne granice, NIE CIERPIĘ widoku zespołów z Earache z ich teledyskami w MTV i z OBRZYDZENIEM oglądałem Entombed grający z playbacku dla dyskomułów w dyskotekowym programie w szwedzkiej telewizji. Ci ludzie powinni BAĆ SIĘ tej muzyki. Musimy zatem powrócić do starych czasów Venom i innych prastarych zespołów. Byli wielcy, ale NIE byli towarem!".

"Euronymous był inteligentnym człowiekiem" - zauważa Grutle z Enslaved. "Żeby przetrwać, zespół musi z czegoś żyć. Musisz sprzedawać płyty i dzielić się tym szaleństwem z masami, żeby urzeczywistnić własną filozofię. [Euronymous] nie myślał w kategoriach podziemia i wszystkich tych bredni... chciał coś z tego mieć, a kiedy umarł, my wprowadziliśmy to w życie. Sprzedawanie mnóstwa płyt w stu procentach odzwierciedlało postawę Euronymousa".

W ostatecznym rozrachunku to, które zespoły stały się "wielkie" a które "komercyjne", które pozostały "prawdziwe" a które "się sprzedały", w oczywisty sposób podlega całkowicie subiektywnej ocenie. Mimo to wiele grup uważanych kiedyś za świętość postrzega się, słusznie bądź nie, jako te, które sprzeniewierzył się swoim blackmetalowym korzeniom: Cradle Of Filth, Dimmu Borgir i Satyricon - by posłużyć się najbardziej oczywistymi przykładami - były niegdyś niekwestionowaną częścią undergroundu, zostały jednak naznaczone piętnem zdrady przez tych, którzy mówią, iż poszły na ustępstwa, by zyskać akceptację i/lub podpisać kontrakt z dużą wytwórnią.

Proces ten nie ominął innych kluczowych zespołów z wczesnych lat, takich jak Mayhem, GorgorothDissection, których grono odbiorców również uległo poszerzeniu (dwa ostatnie podpisały nawet stosowne dokumenty z dużą wytwórnią Nuclear Blast), w większym stopniu udało im się jednak zachować "podziemną wiarygodność", podkreślając w ten sposób, że większą szkodę wyrządzają nie wysokie wyniki sprzedaży a kompromisy, na które - jak jest to postrzegane - zespoły muszą się godzić, żeby je osiągnąć. Analogicznie, warto w tym miejscu zauważyć, że norweskie grupy Satyricon i Keep Of Kalessin wydają się ściągać na siebie większą krytykę niż Dimmu Borgir (pomimo mniejszej sprzedaży i cięższego brzmienia) ze względu na częstszą obecność w mediach - przykładowo Satyr, frontman Satyricon, pojawił się w pseudorandkowym programie "Dama til" ("Dziewczyna"), jego zespół wystąpił na pokazie mody w państwowej telewizji, a Keep Of Kalessin zaliczył udział w eliminacjach do Eurowizji.

Erik Danielsson ze szwedzkiego Watain, jednej z najpopularniejszych i przekraczających kolejne granice grup w dzisiejszym black metalu, to człowiek który poświęcił sporo uwagi różnym sposobom pokonywania przepaści pomiędzy undergroundem a szerszą rozpoznawalnością, i ma w tym temacie sporo do powiedzenia.

"Sprzedawanie się polega na 'dopasowywaniu się'" - tłumaczył mi w wywiadzie dla "Terrorizera", znacznie obszerniejszym niż ten, który ukazał się drukiem w 2007 roku. "Dopasowywaniu się do preferencji ludzi, pozbywaniu się niechcianych treści, umywaniu rąk aż zaczną pachnieć i błyszczeć w gotowości do masowej konsumpcji. Genialność black metalu tkwi w jego nieskrępowanej, chaotycznej naturze, nieujarzmionym kunszcie, twórczym myśleniu, dzikim i demonicznym. Z tego właśnie powodu sprzedawanie się wypada w black metalu mało pociągająco. Gorgoroth i Dissection nie poddały się woli innych. Satyricon symbolizuje rockandrollową rozrywkę, Dissection - satanizm. Pierwszy oznacza show-biznes, drugi - black metal. Nie widzę nic zdrożnego w angażowaniu się w przemysł rozrywkowy - lubię Franka Sinatrę i tego typu rzeczy. Nie potrafię jednak zrozumieć, kogo zespoły te próbują oszukać twierdząc, że nadal związane są z blackmetalowym dziedzictwem. Ślepo spełniają podręcznikową zasadę numer jeden: 'Jak utracić wiarygodność?', czyli 'Nie mieć jej w ogóle'".

"Istnieją pewne granice" - zauważa Nergal z Behemoth, zespołu który podobnie jak Watain, mimo brzmieniowej gwałtowności, osiągnął stopniowo imponujący sukces. Nie zniósłbym widoku Behemoth, który się sprzedał, choć z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że są ludzie, dla których zapewne dopuściliśmy się tej zdrady już dekadę temu. Jestem przekonany, że możemy wynieść to wszystko na jeszcze wyższy poziom, sprawić że będzie potężniejsze, bardziej niebezpieczne i szalone a zarazem nadal pojawiać się na okładkach magazynów, uczestniczyć w pełnych przepychu sesja fotograficznych i tworzyć teledyski za miliard dolarów. Jedno nie kłóci się z drugim, tak to postrzegam i całkiem podobnie podchodziły do tego pierwsze blackmetalowe zespoły, nie przejmowały się 'zasadami podziemia', a mówimy tu przecież o twórcach tego gatunku, więc jeśli ktoś pluje na Venom, obawiam się, że jest kretynem. Od Venom bił j**any przepych, byli wielcy, chcieli być jak Kiss, ale byli też satanistyczni i niebezpieczni, plugawi i nieobliczalni. Należy jednak zachować roztropność i uważać, żeby któregoś dnia nie skończyć jako klown w cyrku. Pomiędzy byciem naprawdę wielkim, a boleśnie żałosnym przebiega bardzo cienka linia, do promocji zespołu należy więc podchodzić mądrze, wiedzieć skąd się przyszło, trwać przy swoim i być w tym uczciwy. Jeśli o tym pamiętasz, w zasadzie możesz robić wszystko".

Nie powinno zatem dziwić, biorąc pod uwagę jego reakcyjną naturę, że gdy w połowie lat 90. black metalu odsłonił swe mainstreamowe oblicze, ruch ten zaczął ulegać podziałowi, w którym blackmetalowy underground stawał się bardziej stanowczy i ściśle zdefiniowany w odpowiedzi na rosnącą komercjalizację tego niegdyś wyłącznie podziemnego środowiska. W podobnym procesie jak wtedy, gdy black metal jako całość postawił się w opozycji do komercyjnej sceny deathmetalowej, podziemny black metal przyjął postawę sprzeciwu wobec tej części blackmetalowej sceny, którą oskarżano o zdradę własnych ideałów lub utratę pierwotnego charakteru. Czerpiąc inspirację z okresu świetności tego środowiska, całe zastępy muzyków poświęcają się tej sprawie w niemal każdy kraju, w którym istnieje muzyka metalowa.

Co może wydawać się paradoksalne, zważywszy na wpisany w gatunek brak tolerancji, wykuł się z tego dość uniwersalny zestaw wartości, który nie podlega geograficznym rozróżnieniom i często cechuje się ograniczonym nakładem, brakiem promocji oraz surową, nieprzystępną symboliką i takim też brzmieniem. Podczas gdy spora część wczesnych zespołów posługiwała się prostą estetyką, charakteryzowała się marną produkcją i ograniczoną liczbą wydawnictw - często w formacie kasety magnetofonowej - z uwagi na brak zasobów (materiały uaktualniano w nowych edycjach, gdy tylko stało się to możliwe), dziś wielu wykorzystuje te elementy w sposób całkowicie zamierzony (aż po powrót do kaset), pomimo znacznie szerszego dostępu do programów graficznych i obróbki dźwięku oraz zdecydowanie mniej kosztownej produkcji albumów CD i płyt winylowych.

(...) Tak skrajnie elitarystyczną postawę, którą od tamtej pory przyjęło (albo przynajmniej podziwiało) wiele zespołów, napędza, co dość paradoksalne, wzrost dostępności do niegdyś słabo znanych nagrań, dostarczanych poprzez pobieranie z sieci, internetową dystrybucję, wznowienia i portale aukcyjne. Podczas gdy kiedyś produkty te ukazywały się w ograniczonym nakładzie zbliżonym do prognozowanej liczby sprzedaży, dzisiejszy wzrost popytu na black metal wskazuje, iż często limitowanych pozycji poszukuje się głównie ze względu na ich unikatowy charakter. W efekcie mamy więc do czynienia z blackmetalową sceną, na której zainteresowanie budzą nawet zupełnie nieistotne materiały ze względu na ich absurdalnie ograniczony nakład w liczbie, powiedzmy, 66 sztuk - albo 88, w przypadku bardziej prawicowej flanki - zaś autentycznie legendarne nagrania, których zdobycie było niegdyś prawie niemożliwe, stały się obecnie łatwiejsze do znalezienia na eBayu w pirackiej odsłonie czy też w formie oficjalnych, limitowanych wydań specjalnych. Zastosowanie ma tu również poważne podejście do kolekcjonowania płyt, a nawet spekulacja, co oznacza tyle, że płyty o ograniczonym nakładzie albo wyjątkowe edycje mogą dziś trafiać w ręce mniej zagorzałych fanów, którzy nabywają je z zamiarem późniejszej odsprzedaży.

"Wszystko się zmieniło" - zauważa Mikko Aspa z uznanej podziemnej wytwórni Northern Heritage. "Limitowane pozycje odgrywają pewną rolę, ale w przypadku zespołów, które osiągnęły już konkretny pułap, często bywa tak, że popyt wśród ludzi czekających na te produkty przewyższa wytłoczony przez wytwórnię nakład. Myślę, że w takich przypadkach można by się nad tym zastanowić - czy chcesz wydawać 'kolekcjonerskie materiały', czy też szerzyć tę muzykę wśród tych, którzy po prostu chcą jej słuchać?".

W przypadku Northern Heritage za słowami idą też czyny, a jasne stanowisko wytwórni co do zasad, którymi kieruje się w kwestii udostępnianych formatów znajdziemy na jej oficjalnej stronie: "Northern Heritage publikuje swoje materiały we wszystkich formatach dążąc do uzyskania przyzwoitej acz tradycyjnej oferty przy stałych cenach. Nie ma tu miejsca ani na wyśrubowane kolekcjonerskie edycje, ani zbędne wieloformatowe wydawnictwa... Przeznaczeniem każdego winylu jest jego SŁUCHANIE. Winyle te NIE są symbolem prestiżu, kolekcjonerskim fetyszem dla ludzi, którzy boją się ich słuchać, ponieważ ich wartość spadłaby ze stanu 'doskonałego' do 'bardzo dobrego', jeśli zdejmą z nich folię! Pierwotną ideą limitowanych winyli było docieranie z nimi wyłącznie do prawdziwych fanatyków undergroundu, którzy z pasją słuchają muzyki w tym formacie. Dziś, niestety, zbyt dużo płyt kończy na internetowych aukcjach, gdzie sprzedawane są tym, którzy zapłacą za nie setki dolarów, by w ten sposób nabyć coś, co przypuszczalnie uznają za symbol statusu".

Jak zostało to już wspomniane, wielu (a niektóry wręcz bezwiednie) przedstawia black metal jako cel sam w sobie, a co za tym idzie przywiązuje szczególną wagę do jego elitarności, hermetyczności i niedostępności, w przeciwieństwie do zespołów takich jak Gorgoroth, Watain czy nieistniejący już Dissection, którzy próbują dotrzeć do jak najszerszej publiki, by tym sposobem szerzyć konkretne duchowe przesłania, gdzie black metal nie jest środkiem a celem.

"Gdybym mógł sprzedawać w nakładach Justina Timberlake’a, na pewno bym to robił" - powiedział mi Infernus z Gorgoroth w wywiadzie dla "Crypt" z 2006 roku, zanim odniósł się do zespołów, których celem jest umacnianie swojego undergroundowego statusu. "Co to ma niby być? Sposób na umyśle utrudnianie sobie postrzegania świata? Cóż elitarnego jest w ograniczaniu własnych umiejętności w robieniu czegoś jak należy? Podług tych standardów jesteśmy z pewnością zespołem nadziemnym, który stoi w sprzeczności z taką mową 'podziemia'. Mam 33 lata na karku i mówienie o byciu 'podziemnym' miało sens w połowie lat 80., kiedy porządne zespoły nie miały kontraktów, ale zabieranie się za idealizowanie tamtej sytuacji w dzisiejszych czasach... Jak marny musi być zespół, żeby nie zdobyć dziś kontraktu? Gdzie tu sens? To czysty idiotyzm".

Stanowisko Infernusa podzielają również muzycy od dawna działającej, szwedzkiej grupy Marduk, którzy od początku lat 90. obserwują niepomierny rozwój tej sceny, jak wyjaśnia to gitarzysta i założyciel zespołu Morgan Håkansson: "Scena nie była wtedy zbyt duża - garstka ludzi w każdy kraju, w mniejszym lub większym stopniu znałeś wszystkich, którzy byli w nią zaangażowani. Początkową wizją Euronymousa było stworzenie z niej wąskiego środowiska o wybiórczym charakterze, ale potem zmienił zdanie i chciał uczynić z niej coś wielkiego, co wydaje się bardzo rozsądnym myśleniem. Z wszystkiego co robisz powinieneś wyciągać jak najwięcej. Niektórzy ludzie tworzący nagrania mówią, że nie chcą, aby ktokolwiek ich słuchał, chcą żeby to miało ograniczony zasięg; to dobry pomysł, sęk w tym, że to się nie sprawdza. Dlaczego nie szerzyć tego wszystkiego wszędzie, gdzie jest to możliwe? Przecież w oczywisty sposób zajmujesz się tym z powołania, w tym co robisz jest niegasnące poświęcenie, inaczej w ogóle byś tego nie robił, w przeciwnym razie zajmowałbym się czymś zupełnie innym. Cieszę się, że mam możliwość i siłę, by maszerować przez całą planetę i docierać z moim przesłaniem w najodleglejsze zakątki świata".

"Dlatego właśnie piszę takie teksty i nie chcę tkwić w podziemiu" - wtóruje mu Daniel "Mortuus" Rosten, wokalista Marduka (i Funeral Mist). "Chcę wlewać w ten świat światło i mrok. Zdaję sobie jednak sprawę, że w pełni zrozumieją to tylko nieliczni, można więc uznać to za elitarne, ale to zależy od tego, gdzie stawiasz granicę. W moich tekstach jest przesłanie, a na czym polega istota przesłania? Na tym, żeby usłyszeli je inni".

Z tym punktem widzenia zgadza się inny Szwed, były gitarzysta Marduka Peter Tägtgren, szczególnie w odniesieniu do produkowanych przez siebie nagrań (charakteryzujących się przejrzystym, mocnym i nietrudnym do przyswojenia brzmieniem) bardzo popularnych zespołów, takich jak Immortal i Dimmu Borgir. "To tak jakbyś przekonywał ludzi do czegoś złego, rozumiesz?" - rechocze Peter. "Gdy usłyszysz coś [przystępnego i udanego komercyjnie], sięgasz po rzeczy, które [ten zespół] nagrał w przeszłości, to działa jak wirus... Kiedy nauczysz się słuchać brutalniejszych albumów, które wcześniej stworzyli, przechodzisz do grup grających jeszcze brutalniej. Można tkwić w garażu, nagrywać demówki, nigdy ich nie wypuszczać i robić tak do końca życia - skoro uważasz to za podziemne, droga wolna. Jeśli tak robisz, dla mnie jesteś idiotą. Rób tak dalej".

Pomimo sporadycznych komercyjnych triumfów, w istocie mamy dziś do czynienia z większą ilością podziemnych zespołów blackmetalowymi niż kiedykolwiek wcześniej, co wynika z prostego faktu, iż wszystkich blackmetalowych grup jest obecnie znacznie więcej. Wystarczy spojrzeć na większość z tysięcy, by nie powiedzieć dziesiątek tysięcy, istniejących dziś blackmetalowych zespołów, by przekonać się, że zaledwie kilka z nich ma szansę osiągnąć jakikolwiek rzeczywisty sukces komercyjny. Paradoksalnie, underground stał się dość zatłoczonym miejscem, znacznie bardziej niż mainstreamowa odnoga tego gatunku, co bierze się zwyczajnie z tego, że większość zespołów - nawet jeśli w żaden sposób nie pociągają ich podziemne wartości i potajemnie żywią nadzieje na dotarcie do szerokich mas - nigdy nie stanie się wielkimi gwiazdami z uwagi na z natury rzeczy niszowy status black metalu.

Blackmetalowe podziemie nie jest już też tak dobrze ukryte przed światem zewnętrznym, na co swój wpływ ma internet i utrata tajemniczości, do jakiej doszło w ramach całego gatunku wraz z przejściem niektórych zespołów do głównego nurtu, w konsekwencji czego ludzie mogli lepiej przyjrzeć się scenie, która ich zrodziła. Z tego powodu nie tylko Infernus ocenia, że koncepcja blackmetalowego podziemia straci swoje znaczenie. Inni muzycy odcinają się od tego w całości, jak choćby Erik Danielsson z Watain, który jasno wyraził się na ten temat w 2007 roku we wspomnianym wywiadzie dla "Terrorizera":

"Wyjaśnijmy może od razu - szczam na underground! Leję na niego tak samo jak na resztę współczesnego black i death metalu" - grzmi. "Nie potrzebujemy w tym niczyjej pomocy! Ludzie twierdzą, że są częścią czegoś romantycznie doborowego, czegoś diabelskiego i mrocznego, wypełnionego po brzegi twórczą sztuką. Kogo oni chcą, k**wa, oszukać? Subkultura, w której nie ma absolutnie żadnego miejsca na samokrytycyzm czy nietolerancję nigdy nie zyska mojego szacunku... Dziś nawet zespoły z MySpace’a wydawane są przez wytwórnie. A potem są wznowienia i wznowienia wznowień. Obowiązkowo w kolekcjonerskich wydaniach... Obecnie każdy jest samodzielny. Artyści przetrwają, a internetowe bydło odejdzie w zapomnienie, boleśnie zażenowane do końca życia ilekroć wracać będą pamięcią do swoich śmiechu wartych prób tworzenia muzyki w imieniu pradawnych, których sama myśl na zawsze zdusiłaby - i pewnego dnia zdusi - ich mały chciwy underground".

"W czasach, kiedy był on jedynym źródłem informacji i dostępu do tego rodzaju muzyki, spełniał pewien cel, a jego zamknięty, ezoteryczny klimat był niezaprzeczalny. Dziś, sam nie wiem, bo choć na poziomie undergroundu wciąż mamy sporo dobrych zespołów, podziemie jako takie zaczęło zjadać własny ogon, ducha rewolucji zastąpiło stadne myślenie. Zamiast iść z tym do przodu, ludzie wpadli w pułapkę schematów, z których wydobyto już większość energii. O ile kiedyś można było mówić, że zjawisko black/death metalu miało potencjał i było czymś interesującym, o tyle teraz odnosi się to zaledwie do garstki zespołów, o których ciężko powiedzieć, że reprezentują cały underground. Bardziej prawdopodobne jest, że celowo się od niego odłączą, z powodu jego pospolitego i nieciekawego charakteru".

Choć wielu żachnie się na słowa Erika, nie jest on w tym odosobniony. Wielu z tych, którzy brali w tym udział od samego początku przekonuje, że underground znaczył coś tylko wtedy, gdy cały black metal był "podziemnym black metalem", zaś komercjalizacja pewnych elementów gatunku pozbawiła go tajemniczości i znaczenia. Pogląd ten wyraża Metalion, twórca magazynu "Slayer", człowiek który obserwuje rozwój tego gatunku od jego skromnych początków.

"Nie ma mowy o powrocie do tego, jak było dawniej. Black metal został wyeksploatowany i zaludniony przez masy. I choć jestem przekonany, że gdzieś tam wciąż istnieje prawdziwy black metal z ludźmi głęboko tnącymi się żyletkami, wszystko zrobiło się dziś tak wielkie i normalne, że każdy o tym wie. Jak dla mnie, ta magia już dawno odeszła, co nie zmienia faktu, że nadal podobają mi się niektóre z bieżących rzeczy. Mało mnie to już teraz obchodzi, to, co kiedyś było wyjątkowe i nieznane przepadło na zawsze. Dziwnie się czuję patrząc, jak to wszystko dziś spowszedniało, stało się ogólnie dostępne".

Czy magia tego środowiska została utracona to kwestia do dyskusji, trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że większość dzisiejszych zespołów jedynie przetwarza muzyczne i ideologiczne pomysły z przed dekady lub dwóch. Mimo większej ilości podrzędnych grup niż kiedykolwiek wcześniej, kurczowo trzymających się idei undergroundu, by ukryć własne niepowodzenia, w obecnym podziemiu istnieje też więcej  blackmetalowych zespołów godnych pochwały niż bywało to dawniej. Zespoły, które z niezachwianą determinacją poświęcają się tworzeniu czarnej sztuki bez chodzenia na ustępstwa nadal traktują underground jako swoje królestwo i, co ważniejsze, wciąż wierzą, że liczy się w nim coś więcej niż tylko strategia sprzedaży. Shatraug z od dawna istniejącej, podziemnej instytucji Horna z Finlandii (oraz nowszej acz podobnie usposobionej formacji Behexen) jest jednym z tych ludzi, którzy nadal dostrzegają zasadność koncepcji undergroundu, a co do jego przyszłości wypowiadają się z pewnym optymizmem.

"Moim zdaniem Horna jest dziś tak samo podziemna jak wtedy, kiedy ukazywał się nasz pierwszy album. Owszem, nazwa jest rozpoznawalna, gramy trasy i działamy od bardzo dawna, ale tworzona przez nas muzyka wciąż pochodzi z głębi naszych dusz i gówno na tym zarabiamy. Według mnie sprzedawanie się polegałoby na zaspokajaniu potrzeb komercyjnego rynku, coraz lepszej produkcji, dostarczaniu mnóstwa gadżetów, pojawianiu się na kiczowatych spędach, trzepaniu kasy jako najważniejszym priorytecie, który można zyskać. Underground będzie trwać dopóki będą w nim ludzie mający wspólne poglądy, dzielący się swoją muzyką bez robienia z tego komercyjnej zarazy na szeroką skalę, uprawiający sztukę śmierci w zakamarkach tego gatunku... Istotą undergroundu jest zaspokajanie osobistych potrzeb kultu i pasji, nie zaś wymogów komercyjnego rynku czy wytycznych wytwórni".

(...) "Nie uważam za dziwne tego, że Dimmu Borgir odniósł taki sukces, dziwni mnie natomiast to, że przechodzi to jako black metal, a ludzie w to wierzą" - podsumowuje Fenriz z Darkthrone, człowiek który poświęcił swe życie przeróżnym podziemnym i niekomercyjnym muzycznym przedsięwzięciom. "Jest to poniekąd niesamowite, bo gdyby taka muzyka trafiła do Helvete w 91.,wszyscy umarliby ze śmiechu, roztrzaskali to i wyrzucili przez okno. Będąc w zespole podejmujesz tysiące decyzji. Dokonujesz tylko dobrych wyborów albo wielu bardzo złych, jak zespoły w rodzaju Cradle Of Filth. Nie jest więc tak, że podejmujesz jeden wybór, który okazuje się dobry bądź zły, to tysiące decyzji, które kończą się na tym, że zespół ma wysokie wyniki sprzedaży i zero wiarygodności, albo słabą sprzedaż i dużą wiarygodność. Wybór należy do was".

Dayal Patterson "Black Metal - Ewolucja kultu", Wydawnictwo KAGRA, 2017 r. Tłumaczenie Bartosz Donarski.

Co wiesz o black metalu - sprawdź się:

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: black metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy