Dręczący robak w głowie. O "earwormie" słów kilka
Macie czasem tak, że w ucho wpada wam pewna melodia i nie jesteście w stanie wyrzucić jej z głowy? Na taki stan istnieje profesjonalne określenie - "earworm".
"Earworm", czyli melodia, która nie potrafi wyjść nam z głowy, swoją nazwę zaczerpnęła od niemieckiego słowa "Ohrwrum". Pierwszy raz zjawisko to zaczęto nazywać już w XVII wieku, a wspomniał o nim Oliver Sacks. Początkowo nazywano je nie robakiem, a gąsienicą w mózgu (niem. "Ohrwegsraupe").
W swojej książce "Muzyka. Daj się uwieść" Christoph Drosser zaznacza, że popularny "robak w mózgu" nie jest zjawiskiem nowym, ponieważ pierwsze wzmianki pojawiły się dawno temu, dlatego nie można traktować tego jako fenomenu muzyki rozrywkowej. Chociaż trzeba przyznać, że to piosenki tworzone przez ostatnie kilkadziesiąt lat wbijają się w głowę z niezwykłą łatwością. Gdzie tkwi przyczyna?
Badaniami tego zjawiska zajmowało się wielu naukowców. Jednak mimo ich wysiłku nigdy nie ustalono ostatecznie dlaczego poszczególne piosenki potrafią na nas oddziaływać w taki sposób. Według badań Jamesa Kellarisa aż 98 procent osób doświadczyło "robaka w mózgu". Uczeni ustalili również, że kobiety w przypadku wpadającej w ucho melodii mają ją w głowie dłużej i bardziej je ona irytuje.
Naukowcom udało się ustalić ogólną charakterystykę melodii, która ma duże szanse na wciśnięcie się nam w głowę, mimo naszej niechęci. W głowie nigdy nie zagra nam cała melodia, a tylko jej część, są one skonstruowane w bardzo prosty sposób (dlatego najczęściej zapętlają nam się piosenki dla dzieci, utwory popowe oraz jingle reklamowe). Ponadto warto zaznaczyć, że w chwytliwych piosenkach mamy do czynienia z powtarzającymi się fragmentami. Za idealny przykład można uznać poniższy utwór:
Nad powtarzającymi się frazami debatowali również naukowcy Uniwersytetu w Południowej Karolinie. Jeden z nich, Joseph Nunes stwierdził, że im więcej jest w utworze refrenów i powtarzanych tych samych słów, tym większa szansa, że odniesie on sukces. Naukowiec zaznaczał jednak, że nie można przekroczyć pewnego progu. Wtedy to bowiem piosenka lub jej fragment staje się przez nas znienawidzonym.
"Earworm" działa na podobnych zasadach. Nie zawsze bowiem zdarza się, że w głowie gra nam ulubiona melodia. Wręcz przeciwnie, sytuacja może obrócić się na naszą niekorzyść (któż z nas nie nucił Eweliny Lisowskiej, gdy ta "atakowała" nas z telewizorów pod koniec 2014 roku "niskimi cenami").
Kiedy najczęściej atakuje nas chwytliwa melodia, która potem nie chce wyjść nam z głowy? Naukowcy stwierdzili, że dzieje się to najczęściej w czasie, kiedy człowiek odpoczywa i nie za wiele myśli - jazda na rowerze, sprzątanie lub oglądanie telewizji.
Uczeni mają też kilka pomysłów, jak pozbyć się danej melodii z głowy. Jedną z nich jest po prostu dokończenie piosenki. Zamiast nucić cały czas refren, dochodzimy do ostatnich słów, a utwór magicznie ma zniknąć z naszej głowy. Podobno dobrym pomysłem na wyrzucenie "intruza" z głowy jest również żucie gumy.
Zjawisko "earworm" często inspiruje twórców filmów, seriali oraz książek. Jednym z najbardziej znanych przykładów jest scenka z Alem Bundym ze "Świata według Bundych", który przez jeden odcinek wciąż nucił utwór "Anna (Go To Him)" Arthura Alexandra.