Dostała kosza od trzech wytwórni. Dziś przeboje Britney Spears nuci cały świat
Chcecie poczuć się staro? W takim razie pomyślcie, że minęło 25 lat od debiutu Britney Spears. Albo lepiej: ćwierć wieku, bo to chyba brzmi poważniej. W 1998 roku na popowym rynku pojawiła się dziewczyna, która niezbyt przejmowała się rynkowymi zasadami i już pierwszym singlem wywołała sensację, a nawet kontrowersje. Wtedy jeszcze wszyscy zastanawiali się, kim jest ta gwiazdka. Nieco później cały świat znał już prawidłową odpowiedź na to pytanie: "It's Britney, bi**h!”.
Lata 90. były takim czasem, kiedy oczywiście pojawiało się sporo wątpliwej jakości muzyki, ale ogólnie na rynku królowały raczej artystki, które miały wyjątkowy talent i świetne piosenki. Nawet jeśli jakaś wokalistka nie zabierała się za pisanie swoich utworów, to miała współpracowników, którzy doskonale się na tym znali. Whitney Houston, Celine Dion czy Mariah Carey - ich przeboje z tamtego czasu kojarzy chyba każdy. Nagle na tym ułożonym rynku, na którym wiadomo było mniej więcej, czego można się spodziewać, pojawiła się dziewczyna, która postanowiła zostać "księżniczką popu" - i wcale nie żartowała.
Britney Jean Spears już jako dziecko uwielbiała występy, Zauważyli to jej rodzice, zwłaszcza ojciec, który później opiekował się karierą córki, a jeszcze bardziej lubił zajmować się - co okazało się po latach - jej pieniędzmi. W każdym razie rodzina Brit posyłała dziewczynkę na lekcje tańca, śpiewu i gimnastyki. Kilkulatka była też stałą bywalczynią konkursów młodych talentów, a wiele takich rywalizacji wygrywała. W końcu przyszła pora na poważne sukcesy. Spears dostała rolę w musicalu "Ruthless!", a potem angaż w "The Mickey Mouse Club" - programie, który rozpoczął również kariery takich gwiazd jak Christina Aguilera, Justin Timberlake i Ryan Gosling. Młoda artystka została też zauważona przez łowców talentów, którzy na przykład angażowali ją do reklam. Britney najbardziej jednak marzyła o śpiewaniu i wkrótce dostała swoją wielką życiową szansę.
Na nowo uczyła się śpiewać
Wokalistka miała dołączyć do girlsbandu Innosense. Rozmowy były już zaawansowane, ale matka Brit na wszelki wypadek skonsultowała się jeszcze z przyjacielem rodziny, a przy okazji prawnikiem, który obsługiwał wiele osób w show-biznesie. Ach, te znajomości. Larry Rudolph, zresztą późniejszy menedżer artystki, stwierdził, że dla Spears znacznie lepsza byłaby kariera solowa.
Prawnik postarał się więc o piosenkę, którą odrzuciła Toni Braxton, a młoda wokalistka przez tydzień ćwiczyła śpiew i nagrała własną wersję utworu. Z tym materiałem Brit pojechała na spotkania z szefami czterech wytwórni. Umiejętność przegrywania i radzenia sobie z odmową jest dla artysty bardzo ważna, a wtedy akurat wokalistka dostała bardzo cenną lekcję. Trzy firmy powiedziały, że nie ma szans na kontrakt. Wytwórnie stawiały wtedy na girlsbandy i boysbandy, nikt nie wierzył, że jedna nastolatka mogłaby dorównać popularnością choćby Backstreet Boys.
Nikt, poza jedną firmą. Przedstawiciele Jive Records stwierdzili, że Spears ma "to coś", do tego jest autentyczna, więc postanowili dać jej szansę. Młoda artystka na cztery tygodnie stała się podopieczną producenta Erica Fostera White'a. Branżowy wyga, który miał na koncie sporo przebojów, a swego czasu grywał z takimi gwiazdami jak Frank Sinatra czy Gloria Estefan, dostał nietypowe zadanie. I tu czeka was spory szok. Otóż sposób śpiewania Britney, jaki zna cały świat, to... zmyłka. W rzeczywistości wokalistka ma niższy głos niż w słynnych przebojach, a kiedy się zapomni, to nawet momentami rockowy. White miał nauczyć młodą artystkę, jak śpiewać bardziej "popowo i dla masowego słuchacza". To wtedy narodził się słynny styl Spears. Co prawda artystka myślała, że będzie ostatecznie śpiewać nieco poważniejsze rzeczy, dla troszkę starszych słuchaczy i zostanie drugą Sheryl Crow, ale kiedy dostała ofertę nagrania płyty, stwierdziła, że pop, do którego można potańczyć, też będzie świetny.
Trzeba przyznać, że Brit dostała do współpracy doskonałych specjalistów. Młoda wokalistka pojechała do Szwecji, żeby nagrać część piosenek na płytę. Tam na Spears czekali już między innymi Max Martin i Rami Yacoub. Obaj mają dzisiaj na koncie współprace z największymi gwiazdami na świecie. Bon Jovi, Madonna, One Direction, Taylor Swift i The Weeknd - to tylko kilkoro artystów na ich liście.
Max i Rami od razu zaproponowali Brit kilka utworów. Wśród nich był późniejszy przebój "...Baby One More Time". "Kiedy zaczęłam pracować z Maxem w Szwecji, puścił mi demo '...Baby One More Time’. Od początku wiedziałam, że to jedna z tych piosenek, których chcesz słuchać w kółko" - wspominała wokalistka w rozmowie z magazynem "Billboard".
Martin wymyślił ten utwór pewnego wieczoru, kiedy już zasypiał. Po głowie chodził mu pomysł na melodię, tak dobry, że Max wstał i zanucił go do dyktafonu. Co ciekawe, Brit cudem zdobyła ten utwór, bo singel był przygotowywany dla Backstreet Boys, którzy zrezygnowali z nagrania go, a później to samo zrobiła Robyn i grupa TLC. Spears od razu wiedziała, że to będzie hit i oznajmiła, że już nikomu go nie odda. Wokalistka postanowiła od razu nagrać piosenkę, jednak jej pierwszej wersji nigdy nie usłyszycie. Britney nie była zadowolona z efektu. Chciała uzyskać coś w klimacie "Tainted Love" w wersji Soft Cell, ale nic z tego nie wychodziło. Po tej nieudanej sesji artystka poszła więc na imprezę, żeby się zrelaksować. Następnego dnia wróciła do studia i zaśpiewała to tak, że żadne dodatkowe podejścia nie były potrzebne. Co prawda Brit, o której Rami Yacoub powiedział, że była "bardzo nieśmiała i niezwykle urocza", nie zdążyła wtedy spełnić marzenia i zwiedzić Sztokholmu, ale nadrobiła to później, już jako TA Britney.
To będzie nowa gwiazda
Artystka wróciła ze Szwecji i ruszyła w letnią trasę promocyjną po centrach handlowych, co akurat było wtedy w Stanach bardzo popularne. W tym czasie przedstawiciele wytwórni spotykali się z szefami stacji radiowych, opowiadali o swoim nowym odkryciu, a nawet pokazywali wideo z próby tańca, żeby nie było wątpliwości, że Brit będzie wielką gwiazdą. Nie kłamali. "... Baby One More Time" ukazało się jako debiutancki singel Spears, z płyty pod tym samym tytułem i dosłownie zatrzęsło muzycznym rynkiem.
Piosenka błyskawicznie stała się przebojem, w USA wylądowała na szczycie listy Billboardu, a tylko pierwszego dnia singel sprzedał się w półmilionowym nakładzie. Utwór podbił listy przebojów w ponad 20 krajach. Jego popularność była tak ogromna, że "... Baby One More Time" stało się jednym z najchętniej kupowanych singli wszech czasów, a Britney została nominowana do Grammy. "Rolling Stone" obwołał piosenkę najlepszym debiutanckim kawałkiem w historii. Tutaj pewnie fani innych artystów mogliby dyskutować, ale nie ma wątpliwości, że popularność utworu przerosła wszelkie oczekiwania i wielu muzyków dałoby się pokroić za taki początek kariery.
Spore zasługi dla promocji piosenki miał oczywiście teledysk, który muzyczne telewizje emitowały praktycznie na okrągło. Pierwotny plan zakładał, że klip w reżyserii Nigela Dicka będzie animowany. Nigel najpierw musiał zmierzyć się z krytyką ze strony kolegów, że będzie pracować z jakąś małolatą, a później z niezadowoleniem Britney. Wokalistka nie była bowiem zachwycona wstępnym pomysłem, więc zadzwoniła do filmowca i zaproponowała teledysk, w którym gra pozornie grzeczną uczennicę, rozmyślającą o byłym chłopaku.
W tę postać wcielił się zresztą prawdziwy kuzyn Spears, Chad, który pracował jako model dla popularnej amerykańskiej firmy odzieżowej. Rzecz w tym, że artystka pochodziła z konserwatywnego stanu, co często podkreślała, w dzieciństwie śpiewała też w kościelnym chórze. Tymczasem tańcząca Brit z klipu miała niewiele wspólnego z Kościołem, chociaż na ekranie właściwie nie działo się nic skandalizującego. Większe kontrowersje wzbudził tekst utworu, konkretnie słowa "Hit me baby one more time". Wiele osób zarzucało piosenkarce, że w ten sposób nawołuje do przemocy. Właśnie tego bała się wcześniej grupa TLC i z powodu takich skojarzeń tytuł został ostatecznie skrócony. Inni jednak byli przekonani, że ten wers to jawne nawiązanie do jednej z praktyk seksualnych. W końcu autor, czyli Martin, wyjaśnił, że chodziło o zadzwonienie albo odezwanie się do kogoś. Max myślał, że używa młodzieżowego slangu, a doprowadził do sporego nieporozumienia. To jednak ani trochę nie zaszkodziło utworowi.
"... Baby One More Time" to do dzisiaj jedna z ulubionych piosenek Britney z jej repertuaru. Nic dziwnego: singel otworzył artystce drogę do wielkiej kariery i błyskawicznie zrobił z niej gwiazdę. Późniejsze losy wokalistki okazały się bardziej skomplikowane niż dylematy bohaterki piosenki, ale Spears nie żałowała kariery, którą rozpoczął ten jeden utwór. Zresztą, kto nie chciałby mieć w repertuarze piosenki, którą pewnie pół świata rozpoznaje po trzech pierwszych nutach?