Czy papież ogląda "Violettę"?

Aktorzy "Violetty" podczas pobytu w Polsce /Disney /

Jeśli nie jesteś 9-letnią dziewczynką albo rodzicem 9-letniej dziewczynki, istnieje spora szansa, że nie wiesz, kim jest ta cała Violetta, która uśmiecha się do ciebie z billboardów, gdy jedziesz do pracy. Spieszymy więc z wyjaśnieniami, bo "Violetta" to fenomen co się zowie.

Sygnowany szyldem wytwórni Disneya argentyński serial "Violetta" śledzi 40 milionów widzów, z czego cztery miliony w Polsce. Losy wychowującej się bez mamy młodej Violetty, która trafia do szkoły muzycznej w Buenos Aires, bez reszty wciągnęły rzesze dziewczyn w wieku od sześciu do 12 lat (choć czytelnicy upominają nas, że tę górną granicę mocno zaniżyliśmy - przyp. MM).

Violetta, jej nadopiekuńczy ojciec, a także serialowi przyjaciele i wrogowie stali się wielkimi gwiazdami w Ameryce Południowej i w Europie.

Fenómeno

Ale "Violetta" to nie tylko serial. To cała platforma przedsięwzięć, gadżetów i wydarzeń. Obsada "Violetty" dopiero co dała dwa koncerty w Łodzi, a już wiadomo, że w sierpniu Argentyńczycy wrócą na trzy kolejne występy: jeden na Stadionie Narodowym i dwa w Kraków Arenie.

Nie bądźcie zdziwieni, jeśli Violetta okaże się pierwszym artystą, który zapełni Stadion Narodowy. Wejściówki na łódzkie koncerty rozeszły się w kilka godzin. Tak szybko biletów nie sprzedaje u nas nawet Sting. A Sting jest u nas bardzo popularny.

Reklama

Koncerty "Violetta Live" to dopracowany w najdrobniejszych szczegółach spektakl, oparty na fabule serialu, a przede wszystkim na piosenkach z tej produkcji.

Nie ma żadnych wątpliwości, że największą gwiazdą "Violetty" jest... Violetta. Czyli 18-letnia Martina Stoessel, odtwórczyni głównej roli, przez fanów nazywana pieszczotliwie "Tini".

- Wcześniej nie wiedziałam wiele na temat Polski. Zwiedzaliśmy krótko Łódź, ale najbardziej zaskoczyło nas, ilu fanów zgromadziło się pod hotelem. Wszyscy śpiewali po hiszpańsku! We Włoszech było podobnie, ale przecież włoski i hiszpański są dużo bardziej podobne - zauważyła Martina podczas kameralnego spotkania z polskimi dziennikarzami.

W rozmowie z Interią na lingwistyczny wymiar popularności "Violetty" zwróciła również uwagę Alba Rico, czyli serialowa Naty.

- Podczas koncertu w Polsce widzieliśmy, jak małe dziewczynki idealnym hiszpańskim śpiewały nasze piosenki i krzyczały po hiszpańsku. Takie malusieńkie dziewczynki! To jest dla nasz największy prezent - zachwyca się 26-letnia aktorka.

Gwiazdy "Violetty", z którymi mieliśmy okazję porozmawiać, nie potrafią wyjaśnić, skąd wziął się fenomen tej produkcji. Fenomen, który można opisywać za pomocą najróżniejszych liczb. Choćby takiej: na światowe tournée sprzedano ponad milion biletów. "Violetta" dubbingowana jest w 15 językach. W Belgii, Francji, Włoszech, Polsce i Hiszpanii Violetta to największa gwiazda w grupie wiekowej 6-14 (badanie spontanicznej znajomości).

- To niesamowite. Jesteśmy fenomenem nie tylko komercyjnym, ale również kulturowym - przekonuje Diego Dominguez, serialowy... Diego.

Oddziaływanie "Violetty" na młode dusze zostało dostrzeżone również w Watykanie.

- Miałam szczęście dwukrotnie spotkać się z papieżem Franciszkiem. Zwłaszcza pierwszy raz był dla mnie bardzo emocjonujący. Na prywatnej audiencji byli z nami również argentyńscy piłkarze - relacjonuje Martina Stoessel. -  Kiedy miałam powiedzieć coś do papieża, zamarłam w bezruchu, byłam sparaliżowana. I wtedy on powiedział do mnie: "nieś radość światu". Nigdy nie zapomnę tego zdania. Właśnie to staramy się robić. Odwiedzamy dzieci w szpitalach, pomagamy, chcemy dawać radość. Tego oczekiwał od nas papież. To jest jeden z najpiękniejszych aspektów naszej pracy.

Locura

Popularność "Violetty" sprawiła, że serialowi aktorzy i piosenkarze - wszyscy, nie tylko Martina - stali się idolami z, jak to się mówi, całym dobrodziejstwem inwentarza.

- To wydarzyło się w Chile, tuż przed urodzinami Diego - wspomina Jorge Blanco, serialowy Leon. - Chcieliśmy kupić dla niego prezent, a hotel znajdował się tuż przy centrum handlowym. W związku z tym planowaliśmy na chwilę wyjść. Poprosiliśmy ochronę, żeby udała się z nami. Niestety, ochrona była akurat zajęta. Zwróciliśmy się do pracowników hotelu, żeby wyprowadzili nas bocznym wyjściem. Okazało się, że pod tym wyjściem czekało już kilka fanek. Nas były trzy czy cztery osoby. Błagaliśmy fanki, żeby nie krzyczały. "Zrobimy sobie z wami zdjęcia, wszystko podpiszemy, tylko nie krzyczcie, bo zaraz wszyscy się zbiegną". Oczywiście nie wytrzymały. Zrobiło się takie zbiegowisko, że musieliśmy uciekać z powrotem do hotelu. Prezentu nie udało się kupić, ponieważ fanki okupowały wszystkie wyjścia z hotelu, były jak oddział SWAT.

- Chile? Pamiętam to! - śmieje się Facundo Gambandé, czyli Maxi z "Violetty". I opowiada analogiczną historię. Co ciekawe, z fanem płci męskiej w roli głównej.

- Zabawna sytuacja przytrafiła mi się w Gwatemali. Siedzę w swoim hotelowym pokoju, odpoczywam i nagle widzę, jak ktoś przez okno próbuje wedrzeć do pokoju. Zasłona się porusza, podchodzę i widzę, że właśnie wchodzi przez okno. Wystraszyłem się, pomyślałem, że ktoś chce mnie okraść. Okazało się, że to mój fan. Przyniósł swoją gitarę i chciał, żebym mu ją podpisał - wspomina Facundo.

Futuro

Gwiazdy "Violetty" zapewniają, że łączą ich przyjacielskie relacje.

- Jak w każdej rodzinie kochamy się, kłócimy, godzimy, znowu się kłócimy i tak w kółko. Jednak zawsze, ale naprawdę zawsze, na koniec potrafimy się ze sobą dogadać. Żyjemy razem, jesteśmy razem na planie, podczas trasy koncertowej, widzimy się codziennie i spędzamy razem wiele godzin, dlatego każdy ma różne humory, ale szanujemy to - podkreśla Diego.

- W trakcie kręcenia serialu spotykamy się wszyscy i gramy w piłkę nożną i w kręgle. Mundial oglądaliśmy z zapartym tchem - dodaje Jorge.

To co dzieli młodych aktorów, to przyszłość. Część widzi siebie w aktorstwie, inni na koncertowych arenach. Do tej drugiej grupy należy Martina Stoessel. Zapytaliśmy Violettę, czy planuje podobną karierę, jaka stała się udziałem innej gwiazdy Disneya - Miley Cyrus.

Miley w pewnym momencie przestała być serialową Hanną Montaną i została Miley Cyrus - piosenkarką. Wydającą płyty pod własnym nazwiskiem. Martina do tego etapu jeszcze nie doszła, bowiem nadal postrzegana jest jako Violetta, i jako Violetta występuje.

- Jestem zupełnie inną osobą niż Miley Cyrus, ale na pewno będę chciała podążać własną ścieżką - zdradza Martina.

- Bardzo chciałabym nagrać płytę we współpracy z moim tatą i z ludźmi, z którymi pracuję w serialu. To zdarzy się dopiero w przyszłym roku, ponieważ ten rok mam zajęty przez "Violettę" i przez trasę. Chciałabym, żeby to była płyta z przesłaniem, żeby trafiła do wszystkich odbiorców. Żeby piosenki miały przekaz związany z zaufaniem, solidarnością, pełen miłości - wylicza 18-latka. Zupełnie inne plany mają przyjaciele z serialu.

- Czujemy się przede wszystkim aktorami. To że śpiewamy i tańczymy, zostało dodane w "Violettcie". Nasza praca polega na tym, że wczuwamy się w role i stajemy się innymi osobami. I to właśnie chcemy robić. Nie chcemy być sobą, tylko chcemy wchodzić w role, które akurat mamy zagrać - zaznacza Alba Rico.

Diego Dominguez również widzi siebie w aktorstwie. I ma wielkie ambicje.

- Jestem aktorem od 13. roku życia. Oczywiście śpiewam, ale granie to moje największe powołanie. Gram po to, żeby pewnego dnia zostać Javierem Bardemem czy Alem Pacino. Do tego mierzę - mówi 23-latek.

Jorge Blanco na myśl o zakończeniu serialu zrobił się wyraźnie melancholijny.

- Przez cztery lata kręcenia "Violetty" wszyscy bardzo się zżyliśmy: aktorzy, producenci, operatorzy... Koniec przygody z "Violettą", który nadchodzi, będzie dla nas bardzo dużym przeżyciem. Ale coś się musi skończyć, żeby zaczął się nowy etap.

Zanim jednak nadejdzie ten nowy etap, trzeba będzie jeszcze uszczęśliwić kilkadziesiąt tysięcy dziewczynek w Warszawie i Krakowie.


 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Martina Stoessel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy