Avril Lavigne: W imieniu własnym
Już na wczesnym etapie pracy nad swoim nowym albumem Avril Lavigne zauważyła pewną osobliwość. - Ta płyta towarzyszyła mi wszędzie. Zaczęła wypełniać całe moje życie - mówi 29-letnia wokalistka.
To wyjaśnia, dlaczego na okładce rzeczonego albumu nie widnieje żaden "mądry" tytuł, a tylko imię i nazwisko kanadyjskiej artystki. Decyzja ta może nieco zaskakiwać, zważywszy na fakt, że Lavigne jest obecna w muzycznym show biznesie od 13 lat, a w swoim dorobku ma cztery studyjne albumy. Także w warstwie wizualnej okładka nie pozostawia wątpliwości co do intencji autorki: widzimy na niej jedynie twarz Avril w zbliżeniu, w ciężkim, teatralnym makijażu.
- Nie potrafiłam opisać ani zaklasyfikować tej płyty za pomocą jednego czy też kilku słów - wyjaśnia 29-letnia wokalistka, która zgodziła się porozmawiać ze mną telefonicznie. "Zastałem" ją w jej domu w Los Angeles, gdzie mieszka ze swoim drugim mężem - liderem Nickelback, Chadem Kroegerem. Para zaczęła się spotykać jeszcze wtedy, kiedy Lavigne pracowała nad swoim najnowszym muzycznym "dzieckiem". Zanim gotowy album ujrzał światło dzienne, byli już małżeństwem.
- Są tutaj utwory wybitnie "wakacyjne". Są ballady o miłości, rockowe kawałki, popowe kompozycje... Ale - w przeciwieństwie do moich wcześniejszych albumów - miłość wcale nie jest tutaj tematem przewodnim. Uważam, że okładka jest absolutnie trafiona. A ponieważ jest to już piąta moja płyta, można doszukać się na niej wszystkich rodzajów brzmień, jakie towarzyszyły mi na wcześniejszych etapach mojej kariery - ale też i nowych inspiracji.
Urodzona w Belleville w Ontario artystka miała zaledwie 17 lat, kiedy jej debiutancki album zatytułowany "Let Go" (2002) odniósł oszałamiający sukces. To właśnie z tej płyty - która rozeszła się na całym świecie w liczbie 17 milionów egzemplarzy - pochodzą takie hity, jak "Complicated", "I'm with You" czy "Sk8er Boi". Kolejne albumy Lavigne, "Under My Skin" (2004) i "The Best Damn Thing" (2007), debiutowały na 1. miejscu listy "Billboard 200", przy czym pochodzący z tego drugiego singel "Girlfriend" był pierwszym utworem w dorobku Kanadyjki, który dotarł na szczyt zestawienia najpopularniejszych utworów w Stanach Zjednoczonych (według notowania "Billboard Hot 100").
Podsumowując, Lavigne sprzedała na całym świecie ponad 30 milionów płyt i 50 milionów singli. Ma również na koncie osiem nominacji do nagrody Grammy, w tym w tak prestiżowych kategoriach, jak debiut roku czy piosenka roku (za "Complicated" i "I'm with You"). Próbowała też swoich sił w dubbingu, użyczając głosu jednej z bohaterek animowanej produkcji "Skok przez płot" (2006). Jakby tego było mało, wylansowała własną linię ubrań, Abbey Dawn, i trzy zapachy: Black Star, Forbidden Rose oraz Wild Rose.
Do pracy nad najnowszą płytą Avril zasiadła już na początku 2012 r., po zakończeniu trasy koncertowej promującej jej poprzedni album, "Goodbye Lullaby" (2011). Zmiana wytwórni z RCA na Epic przyniosła jej niewątpliwą korzyść w postaci wsparcia ze strony nowego producenta wykonawczego, L.A. Reida, i nowej ekipy kompozytorów i aranżerów, którzy pomogli jej spojrzeć na planowany materiał świeżym okiem.
- Czas był już na to najwyższy - mówi Lavigne. - Pracowałam praktycznie z samymi nowymi ludźmi. Nie mam nic przeciwko pracy z osobami, które dobrze znam, ale w przypadku tej płyty błądziłam trochę po omacku. Dlatego postanowiłam, że zacznę po prostu od pisania piosenek, i zobaczę, dokąd mnie to zaprowadzi.
Ale nawet w najśmielszych marzeniach wokalistka nie przypuszczała chyba, że zapoczątkowany w ten sposób proces twórczy doprowadzi ją... do ołtarza. Kiedy menedżer zaproponował jej, by zaprosiła do współpracy frontmana Nickelback - który sam ma na koncie ponad 50 milionów sprzedanych płyt - zgodziła się od razu.
- Pomyślałam, że inny wokalista na pewno będzie mnie dobrze rozumiał - śmieje się Avril, która w 2006 r. poślubiła Derycka Whibleya z Sum 41 (rozwód tych dwojga nastąpił w 2010 r.).
Chad Kroeger jest współautorem aż ośmiu spośród trzynastu utworów, które znalazły się na albumie "Avril Lavigne". On, Avril i producent płyty David Hodges szybko znaleźli wspólny język. A 1 lipca 2013 r. odbył się ślub Kroegera i Lavigne...
Pierwszą piosenką napisaną wspólnie przez Lavigne i Kroegera był singel "Let Me Go" (pol. "Pozwól mi odejść" - red.). Jak na ironię, jest to piosenka o... rozstaniu. - Później, kiedy już byliśmy parą, stwierdziliśmy, że trochę dziwnie to wyszło. Zmieniliśmy więc ostatnią sekwencję tak, by zasugerować, że bohaterowie utworu odnaleźli się na nowo - opowiada artystka.
- Ostatecznie wyszła nam z tego piosenka o miłości i o tym, jak miłość ta zmienia się i ewoluuje w ciągu naszego życia. Chcieliśmy, żeby na końcu mężczyzna i kobieta z tej muzycznej opowieści byli razem.
Co ciekawe, płytą promowały dwie dynamiczne i zadziorne kompozycje, "Rock n Roll" oraz "Here's To Never Growing Up" - przez co można było odnieść wrażenie, że Lavigne wraca do swoich pop-rockowych korzeni, podążając ścieżką wytyczoną przez "Let Go".
- Te dwa kawałki powstały jako ostatnie - wyjaśnia moja rozmówczyni. - Ludziom z wytwórni bardzo się spodobały i chcieli, żeby to właśnie one zostały zaprezentowane światu jako pierwsze. Reszta albumu brzmi jednak zupełnie inaczej. Mam świadomość, że te single bardzo kojarzą się z moim brzmieniem i pewnie poniekąd spełniają oczekiwania słuchaczy, ale też bardzo zależy mi na tym, żeby zapoznali się oni z całością materiału na płycie, bo znajdą tam dużo nowych akcentów.
Jednym z nich jest niewątpliwie utwór "Hello Kitty", wyraźnie naznaczony wpływem współczesnej elektronicznej stylistyki.
- Pierwsza zarejestrowana wersja tej piosenki była zdecydowanie bardziej pop-rockowa - wspomina wokalistka. - Dopiero potem zaproszony przeze mnie do studia producent nadał jej szalony sznyt. Chciałam, żeby to było coś innego - i cieszę się, że mam taką piosenkę na swojej płycie, aczkolwiek jest to dla mnie coś zupełnie nowego. Zastanawiam się, czy będzie grana w klubach. To by dopiero była jazda!
Kolejnym zaskoczeniem jest z pewnością duet "Bad Girl", nagrany wspólnie z Marilyn Mansonem.
- Kiedy po raz pierwszy usłyszałam ten utwór, pomyślałam właśnie o Mansonie, chwyciłam więc za telefon, wybrałam jego numer i zapytałam, czy miałby ochotę wesprzeć mnie wokalnie. Marilyn okazał się profesjonalistą w każdym calu. Przyjechał do studia, posłuchał sobie tej kompozycji, zaprezentował mi kilka swoich pomysłów, a potem powiedział: "Dobrze, to teraz spróbuję, co da się z tym zrobić". Wszedł do kabiny i... po prostu rozwalił system. Byłam niesłychanie dumna, że wpadłam na pomysł, by zaprosić go do współpracy - bo zdecydowanie było warto.
Artystka przyznaje, że niektórzy spośród jej fanów mogą być nieco zdezorientowani nowymi kierunkami jej muzycznych poszukiwań - ale jednocześnie podkreśla, że nie mogła ograniczać się poprzez tego rodzaju kryterium.
- Mam wiele twarzy - tłumaczy. - Czasami mam ochotę nagrywać ballady, czasami typowe rockowe kawałki, a czasami klasyczne popowe piosenki. Zdarza mi się też zbaczać w kierunku stylistyki punk. Ale za każdym razem jest to brzmienie Avril Lavigne. Ta różnorodność - to właśnie ja.
Avril już planuje światową trasę koncertową promującą nową płytę. Rozpocznie się ona 3 lutego w Japonii i potrwa praktycznie przez cały 2014 rok.
- Cieszę się na samą myśl o spotkaniu z fanami - zapewnia. - Możliwość zaprezentowania publiczności nowego materiału jest za każdym razem czymś fantastycznym. Nic dziwnego, że rwę się do wyjścia na scenę!
© 2013 Gary Graff
Tłum. Katarzyna Kasińska