Unsound 2013: Festiwal, którego nie zobaczysz
Filip Lenart
W niedzielę, 13 października, rusza 11. edycja jednego z najbardziej bezkompromisowych polskich festiwali muzycznych. Unsound od lat imponuje nie tylko konsekwencją w promowaniu mocno niszowej muzyki, tematyczną spójnością poszczególnych edycji, ale i niezwykle przemyślaną formułą, która w ramach bardzo wąskiej niszy stała się wydarzeniem wyjątkowym w skali światowej.
Unsound zapracował sobie na to miano wieloma latami konsekwentnego budowania swojej marki niejako wbrew wszystkiemu. Z jednej strony lawinowo rosnąca konkurencja mniej lub bardziej komercyjnych i medialnych festiwali (zarówno tych letnich jak i miejskich), a z drugiej wieloletnie niewielkie wsparcie miasta, dla którego był dziwolągiem, którego pewnie nikt nie był w stanie zrozumieć. Niby trochę elektroniczny jak Selector, z drugiej strony alternatywny bardziej niż Sacrum Profanum, a nie tak medialny, bo nigdy nie miał ambicji zaproszenia choćby jednej gwiazdy, o której można by napisać w mediach masowych.
Cierpliwość i konsekwencja organizatorów, oraz kilka sprytnych zabiegów PR doprowadziło jednak do sytuacji, w której Unsound stał się festiwalem ważnym w skali światowej, a wielu polskich konkurentów pozostawił daleko z tyłu. Czy ktoś kiedyś pomyślał, że niezależny polski projekt będzie miał swoje odpowiedniki w Nowym Jorku czy Londynie? Unsound miał w latach 2010 i 2011 swoją odsłonę nowojorską, a we wrześniu zakończyła się pierwsza edycja londyńska.
Swoją drogą ta krakowska też jest polska już tylko ze względu na to, że odbywa się w naszym kraju. Jak pokazały ostatnie edycje, obcokrajowcy stanowią większość publiczności. Unsound stał się po prostu tygodniowym świętem dla fanów bezkompromisowej muzyki. Idealnie się złożyło, że zbieranie owoców długoletniej pracy organizatorów przypadło akurat na początek tej dekady, kiedy gatunki muzyczne takie jak noise, ambient, czy różne wariacje tych gatunków z techno, stały się bardziej popularne niż kiedykolwiek przedtem. Inspirują się nimi szerzej znani artyści, często zapraszając do współpracy mistrzów tych brzmień.
Zamiast zagłębiać się w analizowanie lineupu tegorocznej edycji przytoczmy fragment tekstu zapowiadającego, który można znaleźć na oficjalnej stronie festiwalu:
"W tym roku Unsound zgłębia obszar graniczny pomiędzy rozrywką a wymagającym doświadczeniem. Wielokrotnie będziemy sprzeciwiać się łatwej konsumpcji muzyki, zmuszając słuchaczy do zaangażowania i czynnego przeżywania. Na festiwalu nie będzie wielkich nazwisk, nie planujemy też publikowania lekkostrawnych klipów w internecie - przez cały tydzień będziemy starali się stworzyć tymczasową, autonomiczną strefę, w której publiczność i artyści będą mogli przeżyć coś niepowtarzalnego".
Tą niepowtarzalną atmosferę ma podkreślić niezwykły zakaz jaki w tym roku wprowadzają organizatorzy. Podczas całego festiwalu będzie obowiązywał zakaz filmowania i robienia zdjęć, nie tylko dla publiczności, ale również i mediów. Ten odważny krok idący w kontrze do koncertowej rzeczywistości tysięcy dłoni wyciągniętych do góry ze smartfonami oraz kamer nagrywających koncerty na dużych festiwalach okazała się PR-owym strzałem w dziesiątkę. O decyzji organizatorów Unsound Festivalu napisały nie tylko wszystkie polskie media internetowe, ale także takie światowe serwisy jak "Guardian", Pitchfork i "NME". Jak tłumaczą organizatorzy: "Eksperyment ten, w zamierzeniu egzekwowany przez festiwalową społeczność, ma skłonić jej członków do skupienia się na przeżywaniu chwili, oparcia się dyktatowi obrazu oraz sprzeciwu wobec przymusu ciągłego dokumentowania. Odwracając uwagę od widowiska, staramy się przywrócić ją dźwiękowi".
Festiwal też z roku na rok rozrasta się, wychodząc z malutkich krakowskich klubów do coraz większych przestrzeni. Jednocześnie warty podkreślenia jest fakt, że są to przestrzenie nietuzinkowe. W zeszłym roku Unsound przyczynił się do odrodzenia dawnego Hotelu Forum, świetnie sprawdziły się również hale Muzeum Inżynierii Miejskiej. Sprawdzone od lat Kościół Św. Katarzyny, muzea Manggha czy Bunkier Sztuki wciąż będą dodawać klimatu poszczególnym koncertom.
Powyższy tekst nie miał za zadanie przekonać kogokolwiek do pójścia na ten dziwny festiwal. Ci, którzy lubią szumy, hałasy i zgrzyty w muzyce, już dawno wykupili wszystkie karnety i większość biletów, ale dobrze jest wiedzieć, że nad Wisłą udał się projekt doceniany na całym świecie. Przebywając kiedyś w Nowym Jorku, Berlinie, Hong Kongu czy Paryżu, ktoś może nas zapytać, skąd jesteśmy; po udzieleniu odpowiedzi dowiemy się od niego, że mamy tam świetny festiwal - Unsound Festival. Lepiej być na to przygotowanym :
Nasze typy muzyczne tegorocznej edycji:
Pantha Du Prince - "Elements of Light". Finałowy koncert festiwalu to unikatowy efekt współpracy między Panthą du Prince i norweską grupą The Bell Laboratory, łączący charakterystyczną, kruchą elektronikę z dźwiękami dzwonów. Brzmienie tej symfonii na elektronikę, dzwony i perkusję ma korzenie w tak różnych gatunkach jak techno, jazz, muzyka klasyczna, new age czy gamelan.
Mykki Blanco - szalony występ nowojorczyka podczas tegorocznego Off-a przez wielu uważany był za najlepszy koncert festiwalu. Trudno więc przegapić okazję do ponownego usłyszenia hip hopu przyszłości.
Fire! - transowy koncert z pogranicza jazzu i black metalu. Trio grające na żywo (perkusja, saksofon, bas) z wirtuozerią, rockowym zacięciem i energią.
Stara Rzeka - projekt solowy Piotra Ziołka, o którym po koncercie na Off Festivalu było głośno nie tylko w polskich mediach. Połączenie ambientu, noise i folku w jedynym w swoim rodzaju klimacie. Nasz muzyczny towar eksportowy z najwyższej półki.