Reklama

Sacrum Profanum: Philip Glass na trzy pary rąk (relacja)

Jeśli pierwszy dzień krakowskiego festiwalu Sacrum Profanum można określić mianem trzęsienia ziemi, to drugi przyniósł wyciszenie. Na scenie nowohuckiego teatru Łaźnia Nowa odbył się koncert kameralny i niezwykły. Wykonanie cyklu 20 etiud Philipa Glassa na fortepian solo. Za klawiaturą zasiedli Paweł Orzechowski, czyli Pianohooligan, pochodząca z Japonii Maki Namekawa i sam kompozytor.

Philip Glass to jeden z najbardziej wpływowych współczesnych kompozytorów i artysta niezwykle płodny. Jest autorem nagradzanej muzyki filmowej m.in. do takich obrazów, jak "Iluzjonista", "Godziny", czy "Truman Show". Ma na koncie 26 oper i dziesięć symfonii, w tym inspirowanych muzyką popularną, jak na przykład albumami Dawida Bowiego "Low" oraz "'Heroes'".

Swoje etiudy zaczął pisać jeszcze w latach 90. Jak sam przyznaje, przyświecały mu bardzo pragmatyczne powody. Chciał zebrać zestaw muzyki do wykonywania koncertów fortepianowych oraz, zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem etiud, udoskonalić swój warsztat. Plan był ambitny - Glass zamierzał ukończyć cykl do końca wieku XX.

Reklama

Ogrom pracy jednak pokrzyżował plany mistrza. Ostatnie etiudy ujrzały światło dzienne dopiero w 2013 roku. I mimo że cykl nie był pisany w zamierzeniu jako całość, a jego skomponowanie rozciągnęło się w czasie - to powstało dzieło w swej różnorodności niezwykle kompletne - o czym mogliśmy się przekonać 15 września w Łaźni Nowej.

20 etiud, trzech wykonawców i trzy style interpretacyjne. Program etiud został podzielony między trzech solistów naprzemiennie, a publiczność mogła kolejno podziwiać i porównywać technikę wykonań, pasję, zaangażowanie i podejście do muzyki Philipa Glassa.

Paradoksalnie, bo wbrew swemu pseudonimowi, największy akademizm zaprezentował Piotr Orzechowski, czyli Pianohooligan. Zasiadając przed klawiaturą, z ogromnym namaszczeniem i pietyzmem rozkładał partytury i w skupieni rozpoczynał swoje partie. Zagrał bardzo dokładnie, uważnie śledząc zapis nutowy, co nie znaczy, że zabrakło mu pasji.

Dla Orzechowskiego był to występ niezwykle emocjonalny, o czym można było się przekonać obserwując dynamiczną mimikę pianisty. Pianohooligan doskonale poradził sobie z burzliwymi pasażami, wkładając dużo serca oraz siły w mocniejsze akordy. Jednocześnie potrafił zahipnotyzować nastrojowymi fragmentami etiud.

Maki Namekawa pojawiła się na scenie w tradycyjnym, kolorowym japońskim kimono, które okazało się zapowiedzią ekspresyjnego podejścia do granego materiału. W początkowych etiudach odmalowała eksperymentalność kompozycji, posługując się szybkim tempem i wpadającymi w atonalność akordami. Dokonała bardzo interesującej interpretacji powtarzalnych przez cały cykl motywów.

Japońskiej pianistce przypadło w udziale zamknięcie występu, podczas którego pokazała się z wyjątkowo lirycznej strony. Końcowe frazy zagrała na granicy wzruszenia wprowadzając publiczność w stan nostalgicznej kontemplacji przemijania.

Sam Philip Glass otworzył koncert, a pierwszym skojarzeniem jaki wzbudziła jego gra była nonszalancja nie mająca jednak nic wspólnego z niedbałością. Glass, jako autor, ma doskonale opanowany materiał, co pozwala mu grać gdzieś ponad nutami i ponad muzyką.

Wspomniana już powtarzalność motywów przewijających się przez cały cykl etiud hipnotyzuje i wprowadza słuchacza w swoisty trans. Spokojne, harmonijne i czyste wykonanie Glassa pozwoliło słuchaczowi oderwać się od tu i teraz, a nawet zapomnieć o samym wykonawcy i skupić się na tym, co najważniejsze. Na zatopieniu się w świecie marzeń, wspomnień i czystych emocji wywołanych muzyką.

I na tym właśnie polega siła i kompletność cyklu. To dzieło wielu emocji, różnorodne w swej melodyce, dynamice i kolorycie, a jednocześnie spójne. Nostalgiczne, oniryczne i esencjonalne. Odegrane w całości pokazało wielki talent kompozytorski Philipa Glassa i wielki talent pianistyczny solistów. To był piękny wieczór.

Bartek Rumieńczyk, Kraków

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama