Przesłuchujemy CF98!
Z okazji wydania nowej płyty zatytułowanej po prostu "13" muzycy krakowskiej formacji CF98 opowiadają INTERIA.PL o płytach, które najmocniej wpłynęły na brzmienie ich zespołu.
Karolina Duszkiewicz (wokal)
Hazen Street - "Hazen St.": Płyta idealna na rower, szczera i prosta, o życiowych wzlotach, upadkach, błędach i byciu sobą. Wszystko w klimacie absolutnie genialnego melodyjnego hard core. Członkowie H2O, Madball, Box Car Racer, pomoc przy płycie Chada Gilberta... Powstała najlepsza mieszanka na świecie, chociaż pojawiają się i znikają. Do tego albumu często wracam, bo znajduje tam wiele wspólnych mianowników ze swoim życiem plus dawkę pozytywnej energii na cały dzień.
Pure Love - "Anthems": Znawcom kapeli Gallows nie trzeba przedstawiać tego zespołu. Dla mnie jest to idealna kompozycja życiowego smutku i radości, wokaliście nie da się nie wierzyć w to co śpiewa. Miejscami lekko, miejscami rock'n'roll'owo, jednak z przesłaniem, emocjami i wyjątkowym klimatem. Mam nadzieję, że kiedyś uda się zobaczyć ich na żywo.
Ignite - "Our Darkest Days": Pamiętam, że nie mogłam pójść spać przez wiele nocy, jak wyszedł ten album. Nie wiem, ile razy słuchałam w życiu płyty z dolna wargą na podłodze, ale na pewno to był jeden z tych momentów. Nie mogłam wyjść z podziwu nad kompozycjami, eksplozjami energii i przekazie tej kapeli. Wszystko, każdy element trafił do mnie w 100 procentach i tak zostało na lata. Płyta od początku do końca genialna, bez wytchnienia.
Michał Stabrawa (perkusja)
Periphery - "Periphery II: This Time It's Personal": Od razu wspomnę, że niestety lub "stety" jest dużo więcej płyt, które w ogromnym stopniu mnie zainspirowały. W/w krążek określam terminologią przeze mnie wymyśloną. Może śmiesznie to zabrzmi, ale ostatnio wydane Periphery to dla mnie "space metal". Idealne połączenie niełatwych ścieżek perkusyjnych, gitar oraz świetnej elektroniki. Gdy usłyszałem "This Time It's Personal", dostałem totalnego kopa jeżeli chodzi o tworzenie numerów w CF98, to było coś czego mi po prostu brakowało w mojej dyskografii płyt leżących na półce. Odpalam krążek i za każdym razem słucham go numer po numerze do końca. Każdy skomponowany track tworzy jedną kompletną idealna całość z reszta utworów. Majstersztyk 100-procentowy.
Michał Kurzyk (bas)
Breakout - "Blues": Chociaż urodziłem się na długo po tym, jak została wydana ta płyta, to wszystko zaczęło się właśnie wtedy, "kiedy byłem małym chłopcem". Pamiętam, jak tata puszczał mi ten album na winylu, wtedy chyba obudziło się we mnie coś, co kazało mi podświadomie żyć melodiami. Nie rozumiałem jeszcze wtedy, o co w tym wszystkim chodzi, ale za każdym razem z zachwytem czekałem, aż igła gramofonu zagłębi się w rowki płyty.
Machine Head - "Through the Ashes of Empires": To była pierwsza płyta, którą przesłuchałem od początku do końca z zachwytem i uśmiechem w tyle mojej głowy. To był dla mnie jeden z ważniejszych momentów "muzycznych". Od tego czasu zacząłem bawić się muzyką, nie tylko tą ciężką zresztą - mniej więcej wtedy kupiłem swoją pierwszą gitarę. Wtedy dopiero zrozumiałem, czym jest muzyka i jak wygląda "od środka", jak się ją tworzy i co odróżnia tę dobrą od słabej. Każdy kawałek na tej płycie symbolizował dla mnie coś innego, a do perełek takich jak "Imperium" czy "Descend the Shades of Night" wracam często z największą przyjemnością, pomimo, że od takich ciężarów daję moim uszom odpocząć już od jakiegoś czasu.
Aleksander Domagalski (gitara)
Refused - "Songs To Fan The Flames Of Discontent": Jak dla mnie bezsprzecznie najlepszy album na scenie hard core. Wielki zwrot w tamtych czasach, jak i teraz. Pamiętam, jak wiele moich znajomych w latach 90. negowało innowacyjną twórczość Szwedów. Ja ją uwielbiałem i uwielbiam do tej pory. Tej ekspresji, energii jak i treści sprytnie przemycanej między dźwiękami w dzisiejszych czasach jest jak na lekarstwo.
Jamiroquai - "Emergency On Planet Earth": Kiedyś kuzyn ćwiczył na kontrabasie i zamknął mnie w pokoju z dyskografią Jamiroquai, żebym mu nie przeszkadzał. Przy zgaszonym świetle uważnie słuchałem każdego dźwięku. Byłem tylko ja i Jamiroquai. Ten album uzmysłowił mi w tym okresie, pomimo iż chodziłem do szkoły muzycznej, że jest coś więcej interesującego w muzyce niż trzy akordy. Wielkie dzięki kuzynie (śmiech).
Zredagował: Artur Wróblewski