Kraków: Kto ma rację?
Organizatorzy odwołanego Cracow Screen Festival zastanawiają się nad dochodzeniem swoich racji w sądzie. "Zarzuty, które Urząd Miasta w osobie pana Filipa Berkowicza, pełnomocnika do spraw kultury, w swoim oficjalnym komunikacie formułuje przeciwko nam, jako organizatorom, czyniąc z nich rzekome powody odwołania Festiwalu, są nieprawdziwe" - napisali w oświadczeniu wysłanym do prasy.
Miasto wycofało się z finansowania, bo jak powiedział Filip Berkowicz "Gazecie Wyborczej" - Cracow Screen Festival "nie wygeneruje oczekiwanego sukcesu artystycznego, frekwencyjnego oraz promocyjnego jednocześnie".
Imponująca lista, której nie było?
- Pan Berkowicz line up zaakceptował i był do niego bardzo entuzjastycznie nastawiony. A jego słowa były takie, że jest on wręcz skazany na sukces. Mam je również potwierdzone w mailu - powiedział INTERIA.PL Maciej Pilarczyk, organizator Cracow Screen Festival. - Zmiana nastawienia nastąpiła, ponieważ doszło do niefortunnej zbieżności terminów z Selector Festivalem, który z zapowiedzi miał być festiwalem muzyki elektronicznej. Okazało się jednak, że muzycznie jest bardzo zbliżony do CSF, czyli również jest to festiwal muzyki alternatywnej. Reasumując - mielibyśmy w odstępie dwóch tygodni dwa podobne wydarzenia w Krakowie. Więc któryś z nich musiał odpaść. Widocznie uznano ze lepiej inwestować w nowa markę, niż w kolejna edycję Cracow Screen Festival, gdzie nazwa miasta występuje w nazwie festiwalu - najwidoczniej pan Berkowicz uznał że dla promocji miasta jest to bez znaczenia. Jak i cena biletu, która była frontem do klienta i wynosiła 60 zł za 1 dzień (100 zł karnet 2-dniowy).
Inaczej sprawę widzi sam Berkowicz:
- Oczywiście byłem zadowolony z line up'u, jaki proponował Maciej Pilarczyk i twierdziłem, że jest skazany na sukces. Zawierał on takie zespoły, jak: Beck, Antony and the Johnsons, Stereophonics, Snow Patrol, Clap Your Hand Say Yeah!, Yeah Yeah Yeahs, a wcześniej jeszcze David Bowie, Placebo, Rage Against the Machine i TV on the Radio. Nie tylko ja byłem zachwycony - również dziennikarze muzyczni najważniejszych rozgłośni oraz pism i serwisów branżowych. Niestety, Maciek Pilarczyk nigdy tych zespołów nie pozyskał - powiedział nam krakowski pełnomocnika do spraw kultury.
- Co do zespołów, owszem były takie wstępne wewnętrzne rozmowy i przymiarki do wymienionych artystów, jak i do wielu innych. Znając budżet festiwalu, sprawdzaliśmy dostępność i ceny. Berkowicz pominął bardzo istotny fakt, że Krakowskie Biuro Festiwalowe podjęło się zadania pozyskania wykonawców, przekonując nas, że poprzez zaprzyjaźnioną agentkę z dużej agencji bookingowej mogą sprowadzić nam każdego artystę. Niestety, to były najbardziej zmarnowane dwa miesiące. Nie pozyskali nikogo! O Davidzie Bowie pierwsze słyszę jakoby miał być na Cracow Screen Festival. Chyba chodzi o jakieś inne wydarzenie, albo o czymś nie wiem? - ripostuje Pilarczyk
Nie taka była umowa
W rozmowie z INTERIA.PL Pilarczyk nie krył rozgoryczenie decyzją Berkowicza, którego obwinia o odwołanie Cracow Screen Festival. Zapytany dlaczego miasto podjęło taką, a nie inną decyzję, powiedział:
- Ja bym tutaj nie używał słowa "miasto", tylko urzędnik miasta - Filip Berkowicz. Tutaj trzeba wskazać konkretnego człowieka, bo nie mogę powiedzieć, że są winni inni urzędnicy. A dlaczego Berkowicz zdecydował się na Alter Art? To pytanie należy zadać jemu. Z wypowiedzi medialnych pana Berkowicza wynika, iż głównym powodem jego decyzji jest brak sponsora. Poszukiwanie dodatkowego źródła finansowania festiwalu niefortunnie zbiegło się z kryzysem, ale za te pieniądze, które nam przyznało miasto, mieściliśmy się w kosztach i byliśmy w stanie wciąż zrobić ten festiwal. Dodam tylko, że idea promocji miasta pod egidą "6. Zmysłów", skupiająca pod sobą festiwale z różnych gatunków sztuki, zakładała znalezienie generalnego sponsora na całość przedsięwzięć artystycznych w ramach "6. Zmysłów", co wielokrotnie potwierdzał pan Berkowicz również w mediach i informacjach prasowych. Tymczasem główna odpowiedzialność za znalezienie sponsora została przerzucona na nas.
- Proszę zwrócić uwagę na opublikowane w prasie reklamy festiwalu, kto występuje jako organizator (Krakowskie Biuro Festiwalowe, Miasto Kraków i 6 Zmysłów ), pod szyldem Prezydenta Miasta Krakowa, który na festiwal zaprasza. Niech pan Berkowicz problemu i odpowiedzialności nie odsuwa tak bardzo od siebie, uprawiając klasyczną "spychologię" - dodaje.
Berkowicz odpiera zarzut, że musiał wybierać między Cracow Screen Festival a organizowanym przez Alter Art Selector Festival:
- Zabezpieczone środki były na obydwie imprezy. Jednak organizatorzy pierwszej z nich wykazali się niekompetencją - stwierdził.
Organizatorzy Cracow Screen Festival odnieśli się również do zarzutów, że nie dopełnili obowiązku terminowego złożenia dokumentacji finansowej imprezy:
- Wszystkie dokumenty zostały złożone na czas. Tego argumentu w ogóle nie przyjmuje do wiadomości. Cała dokumentacja została złożona, co jest do udowodnienia - przekonywał nas Pilarczyk.
- Nie taka była umowa. Miasto miało partycypować w kosztach, a nie finansować cały festiwal - to już słowa Berkowicza. - Oczywiście nie była realna organizacja festiwalu wyłącznie ze środków miasta, które mogło na ten cel przeznaczyć maksymalnie 2 mln złotych. Po pierwsze - brakowało kompletnego line up'u, a po drugie Maciej Pilarczyk nie dostarczył kompletnych założeń riderowych artystów - niezbędnych do oszacowania kosztów produkcji, uzależniając ich przesłanie od zaliczek, które miały być wpłacone przez Krakowskie Biuro Festiwalowe. Nie pozyskał również żadnego sponsora - powiedział nam krakowski urzędnik.
Festiwal w... cztery miesiące
Zapytaliśmy również Pilarczyka jak ocenia pierwszą edycję Cracow Screen Festival, która - delikatnie mówiąc - udana nie była. Zawiódł za równo line up, jak i frekwencja. Jako argument usłyszeliśmy, że na organizację festiwalu było mało czasu:
- Być może nie wszyscy wiedzą, iż zeszłoroczna edycja festiwalu powstała w cztery miesiące. Łącznie z bookingiem artystów i promocją. Proszę mi pokazać, kto robi festiwal w tak krótkim czasie? Fakt, że część tych artystów była przypadkowa, ale właśnie tacy wtedy byli dostępni. Decyzja o organizacji festiwalu też zapadła bardzo późno. Zeszłoroczny festiwal mimo wszystko odniósł sukces organizacyjny i produkcyjny. Otrzymaliśmy wysokie oceny od menedżerów, agentów i artystów z którymi pracowaliśmy. Media również o tym festiwalu pisały dobrze. Oczywiście przyjmuje krytykę pierwszej edycji festiwalu, ale oceniając imprezę trzeba wziąć pod uwagę wszystkie uwarunkowania. Wyciągnęliśmy wnioski z tej edycji, aby nie popełnić ich przy kolejnych. Nie należy zapomnieć również o specyfice tego festiwalu, który z założenia miał być festiwalem w przestrzeni miejskiej, oraz festiwalem otwierającym sezon festiwalowy w Polsce, co dla promocji miasta Krakowa też nie było bez znaczenia - mówił Pilarczyk.
Rzeczywiście, 4 miesiące na organizację takiej imprezy to więcej niż mało. Należy tu zadać pytanie, czy w takim razie był sens robienia istotnej dla miasta, mającej promować Kraków imprezy na "łapu capu"? Twórcy słynnego duńskiego festiwalu w Roskilde nad kolejną edycją zaczynają pracować już w dniu zakończenia ostatniego festiwalowego koncertu w danym roku. Oczywiście, nie można porównywać Cracow Screen Festival do mającego 30-letnią tradycję festiwalu, ale wzory trzeba przecież czerpać od najlepszych.
Była idea
Pilarczyk podkreślał, że w 2009 roku Cracow Screen Festival miał być już imprezą z prawdziwego zdarzenia. Szkoda tylko, że nie dane będzie się nam o tym przekonać, bo festiwal do skutku nie dojdzie:
- Co do tegorocznego line up'u to uważam, że on jest bardzo przemyślany. Ma swoją ideę. Chciałem pokazać artystów ze świata, ale nie tylko z krajów anglosaskich. Artystów, którzy są gwiazdami na danym rynku. Porównałbym pozycję tych wykonawców w ich krajach do pozycji Hey'a czy Myslovitz w Polsce. Uznałem, że warto takie rzeczy pokazywać, bo są to bardzo ciekawi artyści. Kolejny element festiwalu, to "środek", czyli wykonawcy będący obecnie na fali: Late Of The Pier, White Lies, Black Kids, Foals czy Glasvegas. I wreszcie headlinerzy. Idea festiwalu zakładała, że co roku będzie występował wykonawca pokoleniowy. W zeszłym roku był to Brian Ferry, w tym roku miał nim być zespół Ultravox - wyliczał.
- Na pewno z roku na rok byłoby coraz lepiej, zarówno pod względem organizacyjnym, jak i artystycznym, bo kto dziś pamięta np. pierwsze Open'ery na skwerze Kościuszki w Gdyni - przewrócony płot, niewystarczająca ilość toalet czy przerwany koncert Goldfrapp z powodu braku prądu. Początki jak widać zawsze są trudne, a nam takich wpadek udało się uniknąć pomimo, że na organizację pierwszej edycji festiwalu mieliśmy jedynie 4 miesiące - dodał.
Zapytany na koniec o poniesione straty, Pilarczyk powiedział krótko: "Poza moralnymi oczywiście finansowe". Abstrahując już od wskazywania palcem winnego zaistniałej sytuacji, straty poniesie przede wszystkim Kraków, który będzie postrzegany w świecie jako niepoważny partner. W końcu w nazwie odwołanego festiwalu, na którym miały wystąpić międzynarodowe gwiazdy, stoi "Cracow".
Artur Wróblewski