Reklama

"Zapłacić rachunki i nakarmić kota"

Pochodzący z Wielkiej Brytanii Richard Walters ma na koncie współpracę z m.in. Noelem Hoganem (gitarzystą The Cranberries) przy projektach Arkitekt i Mono Band. Koncertował u boku Dave Matthews, The Cranberries, Imogean Heap czy Supergrass, a 13 listopada zainauguruje kolejną odsłonę cyklu "Akustycznie" w klubie Harlem w Zielonej Górze.

Seria akustycznych koncertów w Zielonej Górze odbywała się w latach 2007-09 pod szyldem Kawon Akustycznie (a wcześniej Index Art Akustycznie). W sumie odbyło się 16 koncertów (zagrali m.in. Gabriela Kulka, UnderGround Fly, Iowa Super Soccer, Kombajn Do Zbierania Kur Po Wioskach. Teraz cykl wraca pod nazwą "Akustycznie.pl" w nowym miejscu - Klubie Harlem.

Cykl otworzy brytyjski wokalista i kompozytor Richard Walters, który ma w dorobku dwie duże płyty "Animal" (2009) i "Pacing" (2011). Ten drugi album wyprodukował Bernard Butler, gitarzysta znany z grupy Suede, mający na koncie produkcję płyt m.in. Kate Nash, Duffy, Sharleen Spiteri, The Libertines czy Neriny Pallot.

Reklama

Z Richardem Waltersem rozmawiał Kamil Sahaj (www.akustycznie.pl).

Był taki czas w twoim życiu, że zamieniłeś Oksford na Paryż. Zmiana miejsca zamieszkania wywarła wpływ na twoją muzykę?

- Paryż jest niesamowitym miastem, gdzie spokój i gwar, zieleń i część industrialna się wspaniale równoważą. To poczucie równowagi miało znaczny wpływ na mnie, jako osoby, ale także jako muzyka. Dzięki nowemu miejscu stałem się bardziej zdecydowany, odważniejszy w życiu prywatnym - zmiana kraju to zawsze wielki krok. Tę odwagę słychać także w muzyce, która powstała po przeprowadzce do Paryża.

Jaka myśl sprowadziła cię do Paryża?

- Zawsze uwielbiałem to miasto, a poza tym spotkałem tam osobę, która sprawiła, że przez kilka chwil poczułem się jak w domu.

Twój debiutancki album "Animal" był całkowicie akustyczny, jego następca - "Pacing" - to rzecz znacznie żywsza. Co przyniesie trzeci krążek?

- Trzeci album to niemal mieszanina dwóch poprzednich. Instrumentalnie będzie bardzo podobny do "Animal" - głównie zagrany na instrumentach akustycznych: gitara, pianino, wiolonczela. Ale piosenki będą żywsze, w większym stopniu oparte na klasycznej konstrukcji piosenki. Będzie też odrobinę motywów zaczerpniętych z muzyki soul i gospel. Podobają mi się eksperymenty z chóralnymi wokalami i niecodziennymi harmoniami, dlatego kolejna płyta będzie znakomitym pretekstem by je eksplorować.

Kiedy możemy spodziewać się nowego albumu?

Pracę zabiorą jeszcze trochę czasu, ale koniec nagrywania zaplanowaliśmy na luty, mam więc nadzieję, że album będzie dostępny wiosną.

Jak poznałeś Noela Hogana z The Cranberries?

- Noel zaprosił mnie do zaśpiewania w jego projekcie Mono Band kilka lat temu, i od tamtego czasu jesteśmy bliskimi przyjaciółmi.

Opowiedz o tej współpracy.

- Noel jest świetnym gitarzystą - pisze muzykę. Ja natomiast piszę melodie i teksty. Nad piosenkami współpracowaliśmy głównie za pomocą poczty elektronicznej. Przesyłaliśmy sobie szkice utworów, po czym każdy je jakoś uzupełniał własnymi pomysłami. Jednak współpraca nie przebiegała tylko przez internet. Od czasu do czasu pracowaliśmy nad piosenkami w Dublinie, Londynie lub w studio Noela w Limerick.

Koncertowałeś z takimi artystami jak Dave Matthews, The Cranberries czy Imogean Heap, które nawiasem mówiąc, są dobrze znane w Polsce. Jaki moment najlepiej zapamiętałeś z tych wydarzeń?

- Wszystkie te trasy sprawiały mi wielką przyjemność, uwielbiam podróżować. Trasa z Dave'm była czystą radością, tak samo jak koncertowanie z Imogen - w obu przypadkach są to niesamowicie utalentowani wykonawcy. To było ważne doświadczenie, bo przecież tak wiele się nauczyłem obserwując ich na scenie każdej nocy. Najbardziej pamiętny moment? Zdecydowanie koncert przed The Cranberries w Royal Albert Hall w ubiegłym roku! Byłem bardzo dumny z możliwości zagrania tam koncertu - to taka piękna sala koncertowa.

W jaki sposób publiczność reagowała na twoją muzykę?

- Jako support zawsze uzyskujesz inną reakcję niż headliner. Przypuszczam, że tej reakcji publiczności bliżej jest do obojętności. Ludzie są tam, aby zobaczyć gwiazdy, a ty jesteś tylko przystawką przed daniem głównym, rozgrzewką! Mimo to, spotkałem wielu życzliwych ludzi i zdobyłem wielu nowych fanów dzięki takim koncertom.

A jak wyglądała twoja współpraca z Bernardem Butlerem?

- Pracowałem z Bernardem nad "Pacing", a także nad projektem Noela Hogana o nazwie Arkitekt. Bernard miał ogromny wpływ na mnie, kiedy byłem nastolatkiem, to jeden z moich bohaterów. Pamiętajcie, żeby nigdy nie pracować z waszymi bohaterami (śmiech)!

Było tak źle? (śmiech)

- Haha, powiedzmy, że nie zawsze zgadzaliśmy się we wszystkim.

Czy istnieją szczególne utwory, o które jesteś zazdrosny? Utwory, których żałujesz, że ich nie napisałeś?

- Takich utworów jest naprawdę wiele, tysiące. Ostatnio na przykład zostałem powalony na łopatki przez "Video Games" Lana Del Rey, a także całą nową płytę Ryana Adamsa.

Czy uważasz, że debiutujący, młody artysta może żyć z muzyki?

- Myślę, że coraz trudniej żyć na przyzwoitym poziomie z muzyki, ale z drugiej strony uważam, że muzyka nie powinna być tworzona tylko dla pieniędzy.

Zatem, z czego żyjesz? Z muzyki?

- Piszę piosenki dla innych artystów, współpracuję z innymi muzykami. Czasami pracuję także w kawiarni znajomych (obok mojego domu!). To dobry sposób, aby zapłacić rachunki i nakarmić kota.

Dla jakich artystów piszesz?

- Pracuję obecnie z takimi artystami jak DJ Luke Solomon czy Andrew Montgomery (wokalista zespołu Geneva). Pisałem też dla Joe'go Henry i holenderskiego DJ Nic'a Chagalla.

Czy obecność twoich utworów na ścieżkach dźwiękowych do "CSI: Miami" czy "So You Think You Can Dance...America " pomogły ci w jakiś szczególny sposób? Jesteś bardziej rozpoznawalny?

- To oczywiście polepszyło mój profil w USA. Dzięki obecności na ścieżkach dźwiękowych wspomnianych produkcji, moja muzyka trafiła do nowej szerszej publiczności. Finansowo pomogło mi to także. Mam teraz znacznie większe możliwości produkowania muzyki w wysokim standardzie.

Posłuchaj utworu "All At Sea" wykorzystanego w "CSI: Miami":

To będzie twoja pierwsza wizyta w Polsce. Co słyszałeś? Czego obawiasz się najbardziej?

- Faktycznie, będzie to mój pierwszy raz! Jestem bardzo podekscytowany, trochę martwi mnie, że nie znam polskiego w ogóle. Ani jednego słowa!

Jakie masz plany na przyszłość?

- Boję się podejmowania konkretnych planów. Ale rzeczywiście szykują się kolejne kolaboracje, m.in. z Morgan Page, oraz kilka piosenek dla amerykańskiego artysty Joe'go Henry. Mój nowy album będzie gotowy i mam zamiar spędzić trochę więcej czasu w USA promując płytę, i miejmy nadzieję także w Europie. Poza tym, kto wie...

Dzięki za rozmowę.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: The Cranberries
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy