Reklama

"Z prędkością światła"

Kiedy parę lat temu usłyszałem debiutanckie wydawnictwo Dragonforce "Valley Of The Damned", uznałem je za interesujące, bo w mojej opinii kapela wyróżniała się na tle całej gromady power metalowych klonów i miała własny styl. Przede wszystkim: grali dwa razy szybciej niż pozostali.

Trudno było mówić o jakiejkolwiek różnorodności w odniesieniu do tego albumu, ale była to niezła dawka melodyjnego metalu. Drugi krążek nie wniósł wiele nowego, trzeci jakoś mi umknął i dopiero po wydaniu "Ultra Beatdown" odświeżyłem moją znajomość z Dragonforce.

Po przesłuchaniu płyty stwierdziłem, że właściwie przez te parę lat nic się nie zmieniło, to znaczy nadal robią swoje i robią to dobrze. Od czasu kiedy ich utwór pojawił się w grze Guitar Hero stali się dość znaną kapelą i w tym roku mogli sobie pozwolić na dużą trasę jako headliner. Przed jednym z koncertów Wojtek Gabriel z magazynu "Hard Rocker" spotkał się z basistą Frederickiem, żeby zadać mu parę pytań o nowe wydawnictwo.

Reklama

W jednym z wywiadów Herman stwierdził, że nowy album był jak dotąd najtrudniejszy do skończenia. Nie byłeś zaangażowany w tworzenie poprzednich wydawnictw, ale pewnie możesz mi powiedzieć jakie były najtrudniejsze momenty procesu nagrywania "Ultra Beatdown"?

Mnóstwo rzeczy było po prostu straszne. To było jak niekończące się zaczynanie od nowa. Nagrywamy coś, a potem wracamy do tego po miesiącu, bo właściwie "nie jest to takie wspaniałe". Wracamy, zmieniamy jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz... Muszę jechać do Anglii, potem wracam do Francji, ale znowu muszę tam jechać, bo ponownie coś zmienili. Prawdziwy horror.

Z tego co czytałem, kiedy byliście w połowie procesu nagrywania, ludzie z wytwórni stwierdzili, że wasz czas się skończył. Jak ukończyliście nagrania?

Nie wydaje mi się, żeby to była prawda, nie pamiętam czegoś takiego.

Przeczytałem to w wywiadzie z Hermanem. Zadzwonili do nich pod koniec nagrywania gitar.

A, tak, ale to było pod koniec. Pracowali nad gitarami w ostatniej chwili. Zawsze tak robią. Wydaje mi się, że lubią ten rodzaj presji. Nawet rano, kiedy właściwie mieli już wysyłać gotowy produkt, wciąż się zastanawiali, które utwory znajdą się na albumie i czy nie muszą czasem dodać dodatkowych partii gitar i tak dalej. Ale nie było zbyt wielkiego nacisku ze strony wytwórni, poza tym, że zawsze mamy ostateczny termin i zawsze próbujemy go naciągnąć.

Nagrywałeś w przeszłości z paroma kapelami, ale pełne albumy wydałeś tylko z Heavenly. Czy praca w studio z Dragonforce była znacząco inna?

Tak, całkowicie. Po pierwsze, nigdy wcześniej nie nagrywałem basu na album, więc to było coś nowego, choć nie było to zbyt trudne. Jak mówiłem, to nie jest sposób nagrywania do jakiego jestem przyzwyczajony. Robię raczej dema i dokładnie wiem, co mam robić kiedy wchodzę do studia, więc nie tracę czasu. A tutaj to było raczej tworzenie podczas nagrywania. Tak więc było trochę inaczej. Oni to lubią, ale to nie mój sposób pracy.

Styl kapeli nie zmienił się ani trochę. Większość kawałków to bardzo szybkie power metalowe kompozycje, ale np. w "Reasons To Live" słychać jakieś dziwne rytmy. Czyj to był pomysł?

To Vadim i ja. To znaczy, Vadim napisał ten utwór, a ja go przearanżowałem. Ma swego rodzaju fragment brzmiący jak tango, potem przerwę i to była jego część, a potem to długie solo na dwóch gitarach, które ja wymyśliłem, żeby wnieść coś innego.

W pierwszym tygodniu po wydaniu album wylądował na listach sprzedaży i uplasowaliście się na pozycji 18 w Wielkiej Brytanii i USA. Oczekiwaliście że będzie lepiej, czy gorzej?

Szczerze mówiąc nigdy niczego nie oczekuję, bo wtedy nie jestem rozczarowany. Właściwie nie myślę o tym. Miałem nadzieję, że tym razem pójdzie co najmniej tak dobrze jak z "Inhuman Rampage", ale nie oczekiwałem, że album wyląduje na listach czy coś takiego.

Po prostu, "powinien osiągnąć tyle samo", takie były moje oczekiwania. Ale myślę, że jest lepiej, a to dobrze. Brak oczekiwań, brak rozczarowań, taki jest mój punkt widzenia.

Członkowie zespołu produkują albumy samodzielnie, od samego początku. Czy jest na "Ultra Beatdown" coś, co chcielibyście zmienić teraz, kiedy już wyszedł?

Tak i nie. To było najlepsze, co udało nam się stworzyć w tamtej chwili, najlepsze możliwe. Oczywiście, mogło być jeszcze lepiej, ale wtedy musielibyśmy spędzić jeszcze więcej czasu w studio. Zawsze możesz to przeciągać i robić to lepiej i lepiej. Tak więc oczywiście jest wiele rzeczy, które chciałbym zmienić, ale to jest to, co zrobiliśmy w tamtej chwili i jestem z tego zadowolony.

Jesteś multiinstrumentalistą, ale twoim głównym instrumentem jest gitara. Jak właściwie dostałeś robotę jako basista?

Znam Hermana od dawna. Myślę, że poznaliśmy się w 2000 roku, czy jakoś tak. Znał mnie kiedy byłem w Heavenly, więc wiedział, że grałem na gitarze. Kiedy potrzebowali basisty na kilka koncertów, zapytali: "OK Fred, wiemy, że grasz na gitarze, ale może dałbyś radę na basie?". A ja na to: "Jasne, myślę, że potrafię". Powiedzieli: "Potrzebujemy po prostu kogoś, kto potrafi szybko się uczyć, bo mamy koncert w Quebec za 2 tygodnie, potem w Nowym Jorku i Japonii".

Wygląda na to, że chcieli mnie mieć w kapeli, ale myśleli, że nie przyjmę propozycji, bo jestem gitarzystą. Potem zapytali mnie, czy mogę zrobić trasę po Europie z Edguy, a ja na to: "W porządku, przyjaźnię się z Edguy, będzie zabawa i dostanę kasę". Po tygodniu mieliśmy razem taki ubaw i tak się zgadzaliśmy, że zapytali: "Tak właściwie, może chcesz zostać w kapeli?". A ja na to: "Jasne, czemu nie. Świetnie się razem bawimy". Nie miałem w planach bycia basistą, nadal nie uważam się za basistę.

Obaj gitarzyści Dragonforce posiadają ponadprzeciętne umiejętności. Nauczyli się od ciebie czegoś nowego?

Mogli się nauczyć, nie wiem... Na albumie gram na gitarze rytmicznej i wszystkie akustyki i czyste gitary. Kiedy pytają, odpowiadam: "Może powinieneś to zrobić tak...", bla, bla... Pokazałem im parę tricków, ale oni wiedzą co robią. To nie mój styl i staram się im nie przeszkadzać.

Jesteś wokalistą i gitarzystą w Maladaptive, które jest mieszanką power i thrash metalu. Jaki jest twój ulubiony styl?

Na pewno nie power metal, haha... Nie lubię tego. To znaczy, nie mam nic przeciwko graniu tego na scenie, ale to nie jest coś, czego słucham kiedy mam wolny czas. Nie przeszkadza mi, ale raczej grałbym death, thrash, black, heavy, jazz, fusion. Cokolwiek, ale nie symfoniczny power. Co prawda robiłem to z Heavenly i gram to z nimi i wygląda na to, że jestem w tym dobry, ale to nie moja działka.

Kiedy kapela jest w miarę mała, ma oddanych fanów w podziemiu, a reszta metalowego świata się nią nie interesuje. Kiedy osiąga sukces, liczba fanów oczywiście rośnie, ale równie wielu maniaków zaczyna kapelę nienawidzić i w końcu ma tyle samo fanów, co przeciwników. Nie wydaje ci się to dziwne, że im kapela jest większa, tym więcej ludzi ją nienawidzi?

Masz rację. Szczerze mówiąc reagowałem tak samo na Metallicę i Guns N' Roses, kiedy wypłynęli z czarną płytą i "Illusionami". Myślałem, "Ehh, ludzie zaczynają to lubić...". Mój metal sprawiał mi przyjemność, bo nikt go nie lubił i był tylko dla prawdziwych fanów. To była zapewne normalna reakcja nastolatka. Kiedy siedzisz w metalu, chcesz czegoś podziemnego. Teraz jestem starszy i bardziej dojrzały i myślę, że to głupie.

Jeśli lubisz kapelę i więcej ludzi zaczyna ją lubić, to w porządku. Nie zmienia to mojego nastawienia do zespołu. Ale tak już jest. Byłem taki sam. Teraz słucham czarnej płyty i wiem dlaczego, bo to po prostu dobra płyta. Przedtem była trendy, a jak coś jest trendy, to tego nie lubię. Ale nie przyznaję się do tego, zachowuję to dla siebie, haha...

Zmartwię cię, mam jedno pytanie o Guitar Hero. A pytanie brzmi: dlaczego nie lubicie pytań o Guitar Hero?

Hahaha! Bo każdy, po prostu każdy, od dziennikarzy do fanów, każdy o tym mówi. Kiedy zrobiliśmy trasę Rockstar Mayhem i dawaliśmy autografy, mieliśmy z 10 osób dziennie pytających: "Potrafisz zagrać własny kawałek w Guitar Hero?", bla, bla... To znaczy, nie jest tak źle. Po prostu: "O nie, znowu to samo... Guitar Hero?" Ale wciąż jestem w stanie odpowiadać na te pytania. Mam nadzieję, że miałeś tylko to jedno, haha?

Tak tylko to, hehe... Każdy członek zespołu ma inne korzenie, bo wszyscy urodziliście się w innych krajach. Macie czasem w kapeli problemy z komunikacją? Nie mam na myśli języka, tylko inne podejście do różnych spraw?

Jasne, ciągle. Wiesz, Chińczycy oczywiście reagują inaczej niż Francuzi. Masz inne obyczaje i różny sposób reagowania na różne sprawy. Ale nie jest tak źle. Czasem po prostu patrzysz na kogoś i myślisz: "Ja bym tego nie zrobił. Nie byłem tak wychowany". Czasem wydaje ci się, że ktoś dorastał w dżungli, haha... Ale nie jest tak źle.

Jesteście sekstetem i jesteście bardzo dynamiczni na scenie. Jak sobie radzicie w małych klubach?

Kiedy nie możesz się ruszać, grasz lepiej. Tak więc jest to dobra okazja, żeby dla odmiany grać poprawnie, haha... Właściwie lubię mniejsze sceny, jest zabawniej.

Jak wspomniałeś graliście niedawno Rockstar Mayhem Tour i byliście chyba najbardziej melodyjną kapelą w zestawie. Jak reagowali na was fani Machine Head, Slipknot czy Disturbed?

Podobało im się. Właściwie było nieźle. Graliśmy w tym samym czasie co Machine Head i było całkiem dużo osób oglądających nasz koncert. Oczywiście, nie możesz zmusić całego świata, żeby cię lubił, ale mieliśmy bardzo dobry odzew z publiki no i reagowali przesadnie podczas "Through The Fire And Flames." Ponownie Guitar Hero...

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: wydawnictwo | światła
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy