Reklama

"Wszystko odbija się na mojej osobie"

W czwartek (2 sierpnia) klubowa rozgrzewka, a już w piątek (3 sierpnia) inauguracja na pełną skalę kolejnej edycji katowickiego OFF Festival. O najlepszym i najciekawszym muzycznie polskim festiwalu z dyrektorem artystycznym Arturem Rojkiem rozmawiał Artur Wróblewski.

Figurujesz jako dyrektor artystyczny OFF Festival. Powiedz, co kryje się za tym tytułem i czym zajmujesz się przygotowując kolejne edycje festiwalu, bo przecież nie tylko selekcją zespołów, które wystąpią na OFF-ie?

Artur Rojek: - Przylgnęło do mnie, że jestem dyrektorem artystycznym festiwalu, bo układam line-up i dobieram artystów. Wymyśliłem również to przedsięwzięcie, którym jest OFF Festival i prowadzę go już od 2006 roku. Oczywiście liczba moich obowiązków jest trochę większa niż bycie tylko dyrektorem artystycznym. W pewnym sensie odpowiadam swoją osoba za wszystko. Nasza ekipa to kilkanaście osób pracujących nad OFF Festivalem oraz kilkadziesiąt czy nawet ponad sto osób pomagających już w trakcie trwania festiwalu.

Reklama

- Pomimo tego ten festiwal identyfikowany jest głównie z moją osobą. Dlatego wszystko, co wydarzy się na tym festiwalu, czy to coś dobrego czy złego, odbija się na mojej osobie (śmiech). Zajmuję się również promocją i PR. Może nie bezpośrednio, ale jestem również za to odpowiedzialny.

- Pracy mam bardzo dużo w związku z tym przedsięwzięciem. Festiwal trwa jedynie cztery dni, ale żeby te cztery dni zorganizować i doprowadzić do skutku, trzeba nad tym pracować okrągły rok.

Jak reagujesz na zagraniczne wyróżnienia, które zdobył OFF, jak nagroda European Festival Awards oraz miejsce w rankingu najlepszych festiwali Pitchforka?

- Takie nagrody są oczywiście bardzo przyjemne. Sprawiają, że jako organizatorzy i ludzie odpowiedzialni za festiwal, czujemy się docenieni. To jest taka rzecz, która powoduje, że stajesz się dumny z tego, co udało ci się zrobić. Z drugiej strony jest to też ogromna odpowiedzialność, ponieważ zostałeś nagrodzony przez prestiżowe medium czy otrzymałeś znaczącą nagrodę, więc musisz utrzymać ten poziom. Zdajesz sobie sprawę, że festiwal musi utrzymać swój poziom albo osiągnąć jeszcze wyższy. To wzmaga zaangażowanie i energię, by pokazać ten festiwal z jak najlepszej strony. Pokazać, że to nie był przypadek.

A jak po docenieniu przez zagranicę widzisz odbiór OFF Festival przez rodzime media, które chyba początkowo nie za bardzo wiedziały od której strony podejść do OFF-a?

- W zasadzie to było pójście pod prąd, wbrew wszystkiemu. Festiwal początkowo nie był taki, jaki jest teraz. Zdawałem sobie sprawę, że ruszenie od początku z czymś kompletnie niezrozumiałym może spowodować szok, który może niekorzystnie odbić się na tym przedsięwzięciu. Dlatego też robiłem to bardzo stopniowo. Aczkolwiek od początku wyglądało to tak, że musiałem przekonywać ludzi do tego festiwalu.

- Byłem świadomy, że występowałem nie jako osoba anonimowa, ale osoba która jest znana i kojarzona z określoną twórczością, której udało się zaistnieć w komercyjnym aspekcie i znaczeniu. Świadomie to wykorzystywałem, by wedrzeć się z projektem alternatywnym w świadomość szerokiego odbiorcy. Przynajmniej wykorzystując te szerokie media.

- Myślę, że swoją wiarą w ten projekt przekonałem do niego ludzi. To była w pewnym sensie kreacja, stworzenie jakiegoś projektu, który początkowo mógł być traktowany dosyć sceptycznie. Przecież promujemy muzykę niemodną i istniejącą kompletnie poza mainstreamem. Jednocześnie miałem wiarę w to, że jest duże grono odbiorców. Tych, którzy już są i tych potencjalnych. To wszystko spowodowało, że ten projekt rozwinął się do takich rozmiarów, do jakich się rozwinął. Duża w tym zasługa naszej konsekwencji i wiary w muzykę. I wiary w ludzi, którzy docenią to, co jest dobre. Niekoniecznie to, co jest znane, ale to, co jest dobre i intrygujące.

- Dziś wiele osób przyjeżdża na ten festiwal dla atmosfery, którą tworzą te zespoły i my, dobierając poszczególne elementy tego festiwalu. Nie trzeba znać wszystkich zespołów, by przyjechać na OFF Festival. Na OFF Festival przyjeżdża się również po to, by te zespoły poznawać. Dzisiaj o tym wiadomo. Na początku było inaczej, ale nasza konsekwentna działalność dzisiaj ma swoje efekty.

Jak widzisz artystyczną przyszłość festiwalu? W tym roku na OFF pojawi się chyba najgłośniejsze i najbardziej nośne nazwisko ze wszystkich wykonawców, którzy występowali na festiwalu. Mówię tu o Iggym Popie i The Stooges, który kojarzony jest nie tylko przez fanów tzw. muzyki niezależnej i alternatywnej.

- Ten festiwal składa się z ponad 90 artystów. Mówiąc w jednym z wywiadów, że chciałbym zradykalizować ten festiwal, nie myślałem o tym, by zradykalizować go jako całość. Chciałbym, by na festiwalu pojawiły się jednak elementy radykalne. Tak jest już teraz i myślę, że będę to kontynuował. Będę się starał szukać takich artystów, którzy są nawet po drugiej stronie alternatywy, stającej się powoli pojęciem modnym w niektórych środowiskach.

- Natomiast pojawienie się Iggy'ego Popa... Tutaj trzeba zaznaczyć, że Iggy Pop nie pojawia się jako Iggy Pop & The Stooges, czyli z zespołem stanowiącym fundament punk rocka i wielu innych kierunków w muzyce alternatywnej. Rzecz, która jest dziejowa, jak dziejowi są Swans, Sonic Youth, Einsturzende Neubauten czy wiele innych zespołów, które stworzyły fundament muzyki alternatywnej albo wciąż go tworzą. The Stooges są właśnie jednym z takich zespołów.

- Nigdy nie byłem fanem solowej twórczości Iggy'ego Poopa, ale zdaję sobie sprawę, co wyrządził płytami The Stooges. Dlatego ich obecność w kontekście promocji muzyki alternatywnej wydaje mi się jak najbardziej zasłużona.

Z jednej strony pokazujesz nowe trendy w muzyce, z drugiej chętnie sięgasz po alternatywnych klasyków, jak wspomniani Swans czy Mazzy Star i House Of Love. Czym kierujesz się wybierając artystów-weteranów, którzy swoje najwybitniejsze lata mają prawdopodobnie za sobą?

- Tu się miesza wiele elementów. Jestem dyrektorem artystycznym i mój gust i moje upodobania mają znaczenie. Chociażby w przypadku Mazzy Star, House Of Love czy The Wedding Present. Aczkolwiek The Wedding Present to wciąż zespół mocno działający i egzystujący. Mazzy Star reaktywowali się w tym roku. To zespół, który od wielu lat nie nagrał nic nowego, ale obecnie pracuje nad nowa płytą. W tym roku dla wielu wielkim wydarzeniem była reaktywacja The Stone Roses. Dla mnie takim wydarzeniem jest powrót Mazzy Star.

- W przypadku Swans nie można powiedzieć, że ten zespół najlepsze lata ma za sobą. Akurat to, co ten zespół nagrał kiedyś, znam słabiej niż to, co nagrał przez ostatnie lata. W zeszłym roku widziałem Swans po raz pierwszy w życiu na żywo i to dla mnie była jedna z najważniejszych rzeczy, jakich doświadczyłem przez ostatnie dziesięć lat. Ten koncert udowodnił mi, że artystów starszych i doświadczonych nie można spisywać na straty. Lata spędzone na scenie i świadoma eksploracja tego, co się robi, może ich doprowadzić do takich miejsc, do których żaden młody artysta nie dotrze.

- Myślę, że Swans, Blixa Bargeld czy Kim Gordon to są wykonawcy, którzy reprezentują właśnie takie grono artystów. To są artyści megawysokiego lotu. Nie można powiedzieć, że to są starzy ludzie odcinający kupony od tego, co zrobili kiedyś. Oni cały czas czymś zaskakują. Ktoś, kto się interesuje żywo muzyką alternatywną, nie może przejść obok tego obojętnie. Uważam, że Swans są zespołem cały czas reprezentującym megawysoki poziom. Takich artystów jest trochę w tym roku na festiwalu.

- Klucz doboru jest taki, że z jednej strony zdaję sobie sprawę z tego, co ci artyści zrobili dla muzyki. Z drugiej strony wciąż reprezentują wysoki poziom. Wreszcie, kieruję festiwalem alternatywnym i chcę pokazać muzykę alternatywną od jak najszerszej strony. W zasadzie dzisiaj fan zespołu Converge może też być fanem zespołu Shangaan Electro. A ktoś narzeka, że w tym samym czasie gra Kim Gordon i Dam Funk. Dzisiaj muzyka alternatywna nie ma już granic. Nie ma podziału na fanów punk rocka i metalu. Dzisiaj to wszystko jest razem.

- Zbieram opinie od artystów, którzy przyjeżdżają na OFF Festival, który z zespołów chcieliby zobaczyć. I oni wymieniają skrajnie różnych wykonawców. To również dowód na to, że dziś fan muzyki alternatywnej słucha wielu rzeczy. A też z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, że muzyka alternatywna nie byłaby dziś tym, czym jest bez tych artystów, którzy dali jej fundament. Na ile tylko mogłem, stworzyłem line-up, który powinien dociążyć wszystkie nogi. Aczkolwiek każdego roku nie jestem do końca usatysfakcjonowany.

Jak odniesiesz się do - moim zdaniem niesprawiedliwej, acz słyszalnej - opinii, że polscy artyści są jedynie uzupełnieniem zagranicznego line-up'u?

- Też się z taka opinią spotkałem czytając, ale również od moich kolegów, z którymi występuję albo występowałem na scenie. Taka jest rzeczywistość. Jeżeli ten festiwal ma promować muzykę alternatywną, to stara się ją pokazać z różnych stron. Pokazując projekty unikatowe, jak na przykład reaktywowany Kanał Audytywny, Mikołaja Trzaskę grającego muzykę do filmu "Róża" czy Jacaszka, który jest artystą egzystującym już w kontekście międzynarodowym.

- Myślę, że żaden z tych artystów nie ma problemu z tym, w jaki sposób jest prezentowany. Natomiast artyści młodsi, którzy wydają płytę i dostają na festiwalu miejsce o godzinie 15.30 czy 16., czasami bywają z tego powodu niezadowoleni. Niestety, konkurują z artystami, którzy istnieją w kontekście międzynarodowym. Oni muszą zrozumieć swoją rolę i miejsce, w którym na dzień dzisiejszy są.

- Staram się docenić każdego poprzez zaproszenie na festiwal. Są tacy artyści, którzy kompletnie nie mają żadnych pretensji do organizatora, że występują właśnie w tym, a nie innym momencie. Są również tacy artyści, którzy wydali jedną płytę i chcą grać o godzinie 23. To już zależy od podejścia, a ja nie jestem w stanie wszystkich zadowolić. Mam nadzieję, że pojawienie się na festiwalu zaowocuje dla niech nie tylko samymi wrażeniami artystycznymi z zagranego koncertu, ale też z wymiany myśli, jaka nastąpi. Jest wiele rzeczy, które mogą spowodować, że polska muzyka będzie się mocniej rozwijała dzięki bezpośredniemu kontaktowi.

Jak odbierasz głosy, że OFF staje się festiwalem snobistycznym czy - użyjmy tego słowa - hipsterskim?

- Taka opinia pojawiła się już w zeszłym roku. To jest taki trochę - nie obrażając nikogo - ośli pęd. Ktoś uszył pojęcie "hipster". To, że dane przedsięwzięcie jest modne i dana grupa ludzi trochę się snobuje na bycie na OFF Festival powoduje, że mówi się o tym festiwalu, iż jest hipsterski.

- Pamiętam, że w zeszłym roku jeden z konkurencyjnych portali "uszył" na OFF Festival film, w którym prowadzący starał się udowodnić, że to jest hipsterski festiwal. Nie mówił nic na temat muzyki czy innych przedsięwzięć, które działy się na festiwalu, a koncentrował się jedynie na zjawisku hipsterów. To była generalnie żenada. Jak nie wiesz, o czym masz mówić, to mówisz o tym. Tacy ludzie nie powinni robić takich rzeczy, jakie robią. Powinni zając się czymś innym To jest naprawdę strata czasu i strata pieniędzy.

- To nie jest festiwal dla hipsterów. Jeżeli ktoś się tak czuje, to niech się tak czuje. Na tym festiwalu przebywa wiele osób. Są starsi, młodsi. Znający się na muzyce alternatywnej i nieznający się na muzyce alternatywnej, ale chcący ją poznać. To 23 tysięcy osób, wiele różnych grup i wielu różnych ludzi. Nie można sprowadzać ich do jednego zjawiska, które komuś nagle zawiesiło się w głowie i nie może się odwiesić. Trochę słaba sytuacja. Raczej śmieszna rzecz, a nie taka, nad która miałbym się pochylać.

Dziękuje za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Off | OFF Festival | Artur Rojek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy