"Wszystko jest na sprzedaż"
- Nie ma kapeli na ziemi, która nie marzyłaby o popularności dla siebie. To najbardziej oczywista z oczywistych oczywistości - przekonuje w rozmowie z Michałem Boroniem Sebastian Makowski, wokalista rockowej grupy PtakY. Trójmiejska formacja w połowie września wypuściła drugi album "Szkoła latania", który ukazał się w postaci plików do ściągnięcia za darmo w serwisie Muzzo.pl.
Przed nagraniem "Szkoły latania" sporo się działo w Ptakach. Najpierw Makowski zdecydował się opuścić zespół, powrócił do niego po kilkunastu dniach, by w końcu znów odejść. Jego następcą został Adam Sypuła, który zaczął przygotowania z zespołem do nagrania drugiej płyty.
Wówczas nastąpił kolejny zwrot akcji - na koncercie z okazji Dnia Kotana w 2007 roku drogi Makowskiego z Ptakami znów się skrzyżowały i nastąpił ostateczny powrót wokalisty do składu.
Chyba nikt tego do końca nie zrozumie, jeśli sam nie wyjaśnisz - o co chodziło z tymi odejściami i powrotami do zespołu?
Zespół to kilka osób o różnych charakterach i preferencjach artystycznych oraz... menedżer. Wystarczą dwie osoby do sporu, a co dopiero jak jest ich więcej. Zrobiło się nerwowo w trakcie nagrywania dema do drugiej płyty z powodów tak różnych, że opowiadanie o nich nie ma najmniejszego sensu. Kurz opadł, więc nie ma co szurać stopami. Jest, jak być powinno.
Jeśli chodzi o skład, to zamieszanie ostatecznie wyszło wam na dobre, ale czy nie sprawiło przy okazji, że oczekiwanie na drugą płytę tak się przedłużyło?
No sprawiło, ale jak już kiedyś powiedziałem "tam gdzie nie ma wody, fal zrobić nie można". Trochę żal nam straconego czasu, ale zyskaliśmy płytę, która jest prawdą o tej kapeli, prawdą ponieważ pełniej oddaje wspólną wrażliwość artystyczną.
Pierwsza płyta była skończoną formą Piotra [Łukaszewskiego, gitarzysty i kompozytora Ptaków - przyp. red.]. Wtedy poznawaliśmy się głównie jako muzycy, związani pomysłem na płytę. Teraz nagraliśmy materiał, z większą dbałością o głos mojego serducha.
To ważne aby jednak wokal w dużej mierze kreował typ przekazu. Wiesz, ja nie mam zwyczaju specjalnego wydzierania się na ludzi z jakąś histeryczną potrzebą zakomunikowania im, że wiem coś, czego oni nie wiedzą, albo kontestować sztucznie problemy otoczenia.
Pozbyłem się pewnego typu naiwności i trochę śmieszy mnie, że wiele tzw. kapel z misją tworzą sobie jakiś mesjaszowy PR, a poza sceną mają gdzieś komunikaty na które nabierają pragnącą złapać się jakiejś idei młodzież. Zwykłe puste pozerstwo. No, ale wszystko jest na sprzedaż.
Żyjemy w poważnie spauperyzowanej kulturze XXI w, gdzie trudno już w cokolwiek uwierzyć , lub wierzy się w świetnie opakowane pozory....
Czy jakieś pomysły przygotowywane z Adamem Sypułą zostały wykorzystane na "Szkole Latania"? A jeśli nie, czy takie utwory jak "Moskwa" na zawsze przepadną?
Szczerze powiedziawszy kwestia Adama , to nie mój czas i nie temat do jakiegokolwiek dialogu ze mną .Sami sobie narobiliśmy bigosu i naturalne są przepychanki w opiniach, ale komunikat mamy prosty: jesteśmy 4 tygodnie po premierze i jesteśmy bardzo zadowoleni z odbioru płyty.
Nie ma "Moskwy". Jest pieśń " Boją się ludzie" i niedorzeczne byłyby dwie wersje tej samej piosenki. Adam ma swoją kapelę [Ctrl-Alt-Del] i tam można podziwiać jego talent, rozumienie i spojrzenie na muzę. Piotr nagrał z Adamem kilka pieśni, które trzymały fason pierwszej płyty Ptaky, ale nie doczekały się wydania.
Pośrednim powodem było zaangażowanie Piotra w moją płytę solową, gdzie nadrobiliśmy zaległości w wymianie poglądów na muzę i aby już w spokoju przemyśleć przeszłość wszystko co było w niej głupie, ale również powiedzieć co się chce muzyką wyrazić.
Wiem, że brzmienie "Szkoły latania" może kogoś irytować, po tym jak polubił nasz debiut. Pierwsza płyta była po prostu cięższa, soczyście gitarowa. Niemniej nagraliśmy właśnie taką, a nie inną drugą płytę i szczerze powiedziawszy nie mamy zamiaru się z tego tłumaczyć.
Zamierzenie było takie aby się wyluzować i nagrać piosenki o emocjach, które siedzą w nas wszystkich, a nie tylko w pretensjonalnych osobnikach, którzy w każdej fajnej piosence węszą komercję, zapominając, że nie ma kapeli na ziemi, która nie marzyłaby o popularności dla siebie. To najbardziej oczywista z oczywistych oczywistości. Jeśli ktoś twierdzi inaczej jest nielogiczny.
Po odejściu z Ptaków nagrałeś solowy album "Perła". Czy któraś z tych piosenek była planowana na "Szkołę latania"? Czy myślisz o włączeniu jej do repertuaru Ptaków?
W sumie to nie wiem co z tą płyta zrobić, tak na prawdę to jej nie wydałem. Pojawiła się na moment w limitowanej wersji, potem zaczęliśmy pracę nad "Szkołą Latania" i tak jakoś spasowałem, bo i czasu nie było, i zamieszania nie chcieliśmy robić z moją solową działalnością..
Ale tak czy owak myślę, że warto coś z tym zrobić, tym bardziej że Piotras zagrał świetne partie solowe, wręcz wzruszające (śmiech).
No właśnie, pytam też dlatego, że materiał z "Perły" za daleko nie odbiega od tego co robisz z Ptakami, a jednym z muzyków biorącym udział w nagraniu tego albumu był przecież Piotrek...
Myślę, że to dało nam potrzebny czas na spokojne skontaktowanie się z własnym sercem, pomedytowanie myśli "co chcę robić". Nigdy nie ukrywałem swojego szacunku dla Pita, nie tyle za legendę, bo mistrz gity, bo IRA itd.
W sumie to pogląd na jego temat wyrabiałem sobie podczas wspólnie spędzanego czasu, pracy nad piosenkami, ponieważ miałem pobieżną znajomość zespołów w których grywał czy tworzył.
Pierwszą płytę nagrywaliśmy w atmosferze wspólnego spędzania czasu. Nagrywaliśmy, wałęsaliśmy się po mieście, kinach, oglądaliśmy koncerty, słuchaliśmy muzy, bardzo różnej muzy i to, co zauważyłem to wręcz powołanie Pita w tym co robi, duża muzykalność , skupienie na jakości, otwartość na wielogatunkowość. Nie ma jakiś oporów.
Nie dostaje wysypki na słowo pop. Inaczej brzmi pop w wydaniu jakiejś piersiastej niuni, gdzie po wyłączeniu dźwięku masz wrażenie, że oglądasz soft porno, a inaczej w wydaniu chociażby Moloko, czy nawet REM i Coldplay, bo to też kapele popowe, tyle że gitarowe.
Twoje pytanie zdradza poniekąd powody brzmienia "Szkoły Latania". Po prostu bliżej mi teraz do takiego śpiewania. Chociaż może się okazać, że za rok powiem coś zupełnie odwrotnego, ale tak właśnie rozumiem prawo artystów do samostanowienia i nagrywania tylko na własnych warunkach. Tobie, jako słuchaczowi może się to podobać lub nie, ale nie masz prawa mówić jak mam to robić.
Spotkałem się z opiniami, że ciężko obecnie na polskim rynku znaleźć kapelę grającą podobnie jak PtakY, czyli ciężki rock z polskimi tekstami, może jeszcze Coma, IRA czy Totentanz.. Czy to twoim zdaniem dobrze, bo nie macie dużej konkurencji, czy też może źle, bo jest małe zainteresowanie taką muzyką?
Muzyka jest elementem kultury, w której nie funkcjonuje konkurencja. Wybór wykonawcy np. na koncert czy zakup płyty ma związek ze sposobem wyrażania siebie, rzeczywistości, ktoś chce z Tobą obcować - np. słuchając płyty - ponieważ interesuje się dokładnie tym, co z Ciebie płynie.
Fakt, że 5 kapel gra rocka nie dzieli odbiorców na 5 części, gdzie jednej kapeli przypada więcej, a innej mniej, ponieważ jedyne co nas łączy to pozbawione precyzji, abstrakcyjne pojęcie np. rock. Tak samo jak pod pojęciem obuwie mieszczą się, i damskie przysłowiowe szpilki, i kalosze. W każdym zatańczysz, w każdym przejdziesz przez wodę, ale z różnym zadowoleniem.
Można powiedzieć, że za sprawą "Chroń to, co masz" z polskiej wersji "Spider-Mana" mieliście swoje 5 minut, które jednak nie przełożyło się na szeroką popularność. Żałujecie tej straconej szansy?
Szansę to straciła wytwórnia, która nie wykorzystała tego precedensu. Wystarczyło załatwić emisję przed każdą projekcją filmu aby popularność kapeli, a co za tym idzie sprzedaży płyty, była zadowalająco większa.
Żałować można rzeczy na które masz wpływ. Jeśli ktoś nie rozumie prostej promocyjnej zasady, że zespół trzeba pokazać jak największej ilości osób, to nam nie pozostaje nic innego jak wziąć sprawy w własne ręce.
"PtakY" ukazały się nakładem dużego koncernu, a "Szkołę latania" udostępniacie sami, w dodatku za darmo, tylko w internecie za pośrednictwem serwisu Muzzo.pl. To waszym zdaniem przyszłość fonografii?
Możemy tylko mówić za siebie. Dla nas to rozwiązanie jest najlepsze ponieważ daje nam pełną kontrolę nad naszym lotem i nie musimy się zmagać z branżową bezpłciową paplaniną... Mamy lepsze poczucie rzeczywistości, jakakolwiek by nie była. Kochamy to co robimy, i chcemy dzielić się tym z innymi.
Do tej pory zawsze byliśmy tzw. podpisani z jedną z nich, więc kiedy przyszedł czas na rozejrzenie się za wydawcą zrobiliśmy to. Niemniej dużo rozmawialiśmy o warunkach na jakich chcieliśmy wydać płytę i one były decydujące przy ostatecznej decyzji. Wiemy, że w Polsce wszystko jest odwrócone do góry nogami. Ma to związek z brakiem kreatywności.
Przeszkadza nam jak ktoś nie jest kompetentny, udaję znawcę i produkuje bezpłciową, branżową nawijkę. Ciężko rozmawia się z ludźmi, którzy co prawda mają zazwyczaj jakieś pojęcie, ale jest to zwykła, bezpłodna wiedza, z którą nic nie potrafią zrobić. Najczęściej to gadają coś, a potem zapominają co powiedzieli i przy następnym spotkaniu odsłaniają jakąś kolejną wersję swojej słabo kamuflowanej bezradności, która jest niczym innym jak zwykłym brakiem kreatywności.
Poza tym wg mnie nie ma wielkich wytwórni, są tylko placówki handlujące zagranicznymi wykonawcami z malutkim miejscem na rodzimego artystę, które okazuję się miejscem strachu i decyzyjnego impasu. Po czym okazuje się, że w to właśnie miejsce wskakuje zespół, który sam wyprodukował płytę, sam się wypromował, sam wypracował wszystko to, za co powinna być odpowiedzialna tzw. Wielka Przetwórnia (śmiech).
Poza tym uważamy, że płyty są za drogie, a my nie po to nagrywamy płyty, aby przy oczywistych problemach z promocją, gdzie rock jest traktowany jak głęboka alternatywa, stały po trzy dychy na półkach, bo człowiek ma obawy czy jemu się muza spodoba.
W przypadku ściągnięcia może sobie przesłuchać i zdecydować czy zostawić na pulpicie i wypalić, czy wywalić do kosza. Po drugie, nie chce nam się czekać w kolejce wydawniczej w wytwórniach. Po trzecie, ostatnie lata i tak udowadniają ich kompletny brak kreatywności promocji i dbania o zespoły.
Makabryczne jest to, że podpisujesz z nimi umowę, w myśl której są właścicielami praw do Twojej muzyki, ale są zobowiązani do promocji i dystrybucji CD, a ludzie piszą, że nigdzie nie mogą kupić płyty!
Kolejna sprawa to chęć utrzymania tzw. "pełnej władzy" nad prawami do materiału. Możemy z płytą robić co nam przyjdzie do głowy np. dogadać się z tak sympatycznym portalem jak Wasz. Z obserwacji wynika, że na tą chwilę zespoły muszą sobie same radzić .
W takim razie pytanie, czy będzie wersja specjalna na CD dla zaangażowanych tradycjonalistów? Wasi fani pytają o taką możliwość...
Tak. Zrobimy wersję CD, pewnie z jakimś dodatkowym utworem lub inną niespodzianką.
W "Są takie dni" śpiewasz, że "powrotów nie będzie". Czy zawirowania w zespole jakoś wpłynęły na warstwę tekstową? Czy można mówić o jakimś ogólnym przesłaniu całej płyty?
Przesłaniem płyty jest nasza miłość do muzyki i wynikająca z niej możliwość grania koncertów.
Niektóre nagrania, jak choćby "Pielgrzym", to utwory z dość długą brodą. Który powstał jako pierwszy?
"Pielgrzym" nie pojawił się na pierwszej płycie ponieważ był nagrany później. Wspominkowo pojawił się jako dodatek do "Szkoły Latania", aby nie był bezpańską sierotką, zagubioną w sieci (śmiech).
Piosenki ewoluowały, miały różny czas wegetacji, dojrzewania. Szczególnie piosenka "Zanim przyjdę" odbiła od swojej pierwszej wersji, wręcz miało jej nie być na płycie. Ale kiedy z wątpliwościami wyłączyliśmy całe instrumentarium i zostawiliśmy tylko piano aby ustalić tonacje nagle zrobiło się oczywiste, że piosenka miała swoją skrytą, prawdziwą tożsamość, drugą skórę o innym zabarwieniu aranżacyjnym. Po prostu wyłączyliśmy wszystko z podkładu co przeszkadzało usłyszeć naturalne bicie serca tej pieśni.
Wśród gości pojawiła się m.in. wokalistka Ewa Wentland, która razem z tobą śpiewa w "Tańcu z manekinem". Czyj to był pomysł na połączenie damskiego wokalu z twoim?
Kiedy pisałem słowa do piosenki "widziałem" dwie tańczące osoby, które praktycznie wszystko dzieli, są jakby marzeniem, projekcją głęboko ukrytej potrzeby bliskości, miłości, ale są na tyle oddaleni od siebie, że nie potrafią już ze sobą rozmawiać.
Wszystko odbywa się w lekko onirycznej scenerii miasta nocą, gdzie szukają się nawzajem, wołają własne imiona. Na swój sposób są bardziej realni jako duchy niż ich tańczące ciała, pozbawione umiejętności komunikowania się. Stało się oczywiste, że kobiecy wokal, i to jeszcze w koncepcji dialogu, podkręci klimat i siłę piosenki. Ewka świetnie poczuła nastrój.
Wydaje mi się, że największym przebojem jest utwór "Boją się ludzie", tymczasem klip nakręciliście do "Zapałek marzeń". To dla was ważniejsza piosenka?
"Zapałki" rzeczywiście mają trochę symboliczne znaczenie. Piosenka powstała po naszym Kotanowym zejściu na jeden koncert, po którym wiele się wyjaśniło.
Hmm... Jak dla nas jest kilka potencjalnych singli na płycie: "Ana", "Zapałki", "Boją się ludzie", "Jak ptaki na wietrze" czy "Żaba", którą tak wielu naszych fanów nie polubiła za jej wnerwiający szczeniacki infantylizm, z którym ja się niestety identyfikuję (śmiech).
Kocham swoją kobietę jak normalny facet, który w chacie używa także pieszczotliwe zdrobnienia typu "żabko", "mycho". Jak ktoś nie kum(K)a "Żaby" to znaczy, że albo bociek z niego (śmiech), albo strasznie napięty jest i zbyt serio traktuje zespół, który lubi ekshibicjonistycznie pożartować z siebie.
Nie jestem jakiś nadęty puzon aby ukrywać swoją normalność. Szczerze powiedziawszy to żałuję nawet, że nie przegięliśmy przysłowiowej pały w tej pieśni jeszcze bardziej. Powinna być jeszcze bardziej zielona, szerokoustna, kicająca i rechocząca!!!! (śmiech)
Dziękuję za rozmowę.