Reklama

"Wejście kolosa"


Był taki moment kiedy, jak głosi motto Definitivfe Jux, "sk***ysynom się znudziło". Można było się domyślić, że znudziło się tradycyjne podejście do robienia muzyki hiphopowej. Po przesłuchaniu takich płyt, jak "The Cold Vein" duetu Cannibal Ox czy solowego debiutu byłego frontmana Co-Flow El-P, miało się wrażenie, że hip hop przenosi się w inny, nie dla wszystkich dostępny, wymiar. Z jednej strony surowe brzmienie lo-fi, z drugiej naprawdę unikalny patent El-P na produkcję i teksty, funkcjonujące na bardzo wysokim poziomie abstrakcji - te czynniki sprawiły, że całokształt wydawnictw DJX postrzegany był jako ciężki.

Reklama

Pierwszym artystą, który zmienił postrzeganie Def Jux przez przeciętnego słuchacza rapu, był Jeffrey Haynes, szerzej znany jako Mr. Lif. Jego kariera rozpoczęła się w końcu lat 90. Wtedy to Lif zaczął atakować, zdominowany przez party rap rynek, swoimi tworzonymi w duchu Public Enemy singlami. Pierwszym znaczącym wydawnictwem sygnowanym jego pseudonimem był utwór "Elektro", który zwrócił na autora uwagę wytwórni Grand Royal Records, należącej do członków grupy Beastie Boys, oraz właśnie Def Jux. Po nawiązaniu współpracy z głową DJX El-P, Lif nagrał "Enter the Collossus" (2000), rok później światło dzienne ujrzał "Cro-Magnon." Po kolejnej przerwie związanej z trasą koncertową, Lif nagrał swój najpopularniejszy jak dotąd album "I Phantom", który swoją popularność prawdopodobnie zawdzięcza swojej konstrukcji - koncepcji albumu, opowiadającego historię niejako od narodzin, poprzez śmierć, zmartwychwstanie aż do apokalipsy. Większość recenzji tej płyty zaczynała się od słów: "nie taki Def Jux straszny, jak go malują...". W roku 2005, wraz z innym bostońskim MC, Akrobatikiem i DJ-em Fakts One, powołał do życia zaangażowaną politycznie formację The Perceptionists, która nakładem DJX wypuściła album "Black Dialogue".

W czerwcu 2006 roku Lif wydał kolejny album, który stylistycznie nawiązuje do solowego poprzednika, jednak jest bardziej zróżnicowany. Sam Lif brzmi na nim jeszcze lepiej, bardziej dojrzale. Po

Biorąc pod uwagę fakt, że twój nowy album "Mo' Mega" pojawił się całkiem niedawno, powiedz mi, jakie są reakcje słuchaczy? Chodzi stricte o to, jak płytę odbierają fani, nie interesuje nas, co pisze na jej temat prasa.

Fani przyjęli ją dobrze - wykazują wiele sympatii dla nowego materiału - wiesz, dzięki myspace.com mam kontakt z moimi fanami. Dostaję masę pozytywnych maili i mogę ci powiedzieć, że na tydzień przed wydaniem albumu dostałem bardzo dużo maili od ludzi, którzy pisali, że nie mogą się już doczekać premiery! Najciekawszą rzeczą, jeżeli chodzi o moje płyty jest to, że one przetrwały próbę czasu - tzn. kiedy wydałem "I Phantom" pomyślałem sobie: "OK, spodobała się słuchaczom i fajnie", ale nie przypuszczałbym wtedy, że takie utwory, jak "Live From the Plantation" czy "Earthcrusher" staną się klasykami i nadal gram je na koncertach - cztery lata później i ludzie wariują, kiedy one się zaczynają!

Jestem ciekaw, co sprawia, że ludzie postrzegają kawałek właśnie w ten sposób... Widzę, że słuchaczom szczególnie podoba się "Brothaz", "Collapse", "Murs Iz My Manager", ale czas pokaże, które z nich są cokolwiek warte.

Jak dla mnie "Mo' Mega" jest bardziej zróżnicowany, niż jego poprzednik "I Phantom" i słychać, że ciągle się rozwijasz. Jakie są twoje najbliższe plany?

Już zacząłem pracę nad nowym albumem - to będzie taka podróż do starych czasów. Wiesz, kilka z moich starszych kawałków - "Electro", czy "Home Of The Brave" to moje produkcje. Nigdy nie przykładałem wielkiej wagi do własnej produkcji - zawsze otaczali mnie świetni producenci i wszystko, co robiłem, to przyglądanie się, jak oni robią swoje. W każdym razie składam ten materiał, który będzie bardziej... komediowy, niż moje poprzednie dokonania, w stu procentach zrobiony według mojego własnego, oryginalnego przepisu.

Co jeszcze? Mam nadzieję, że do spółki z Edanem będę mógł nagrać jakiś album, który w większości on wyprodukuje, a ja napiszę teksty - jeszcze zobaczymy, co będzie.

Czytałem gdzieś, że masz zamiar wydać książkę. Jeżeli to prawda, powiedz coś więcej na jej temat.

Właściwie trochę trudno mi o tym mówić w tej chwili, bo od dłuższego czasu mam problem, żeby w ogóle się za to zabrać. Ostatnio najwięcej energii poświęcałem na dopracowanie materiału na album, więc sam rozumiesz... Tak naprawdę traktowałem tę książkę jako swego rodzaju odskocznię - kiedy przez dłuższy czas non-stop robisz muzykę, prędzej czy później potrzebujesz czegoś takiego.

Poza tym utknąłem w takim punkcie, w którym nie wiem, jak dalej powinna potoczyć się akcja tej książki, dlatego właśnie nie chcę zbyt wiele o tym mówić. Bądź co bądź, najwięcej czasu w dalszym ciągu wypełnia mi muzyka, ale mam nadzieję, że znajdę jeszcze czas i energię na powrót do tego projektu. No i jeżeli kiedykolwiek ją wydam, mam nadzieję, że uda mi się nagrać do niej ścieżkę dźwiękową.

Taki wielokierunkowy projekt? Coś jeszcze?

Tak, chciałbym zrealizować na jej podstawie film, ale najpierw muszę zrobić pierwszy krok i ją napisać.

Takie pytanie z gatunku popularnych, ale dla mnie osobiście ważne: jak to jest, pracować z innymi "jukies"?

Błogosławieństwem jest możliwość pracy z ludźmi, których twórczość i nie tylko twórczość podziwiasz i szanujesz i możesz wkładać w to całe serce, zupełnie jak oni. Jasne, możesz zaprosić do studio ludzi, których nie znasz, oni coś tam dla ciebie nagrają i spoko, możesz zaprosić do współpracy producenta, którego nie znasz, on wyklepie dla ciebie na MPC jakieś bity i też spoko. Ale ja mam to szczęście, że mogę pracować z przyjaciółmi, do których mogę zadzwonić o jakiejkolwiek porze, nawet jeżeli jest to czwarta rano. Możemy pogadać o tym, co chcemy zrobić i kiedy oni uważają, że mój rym nie jest tak dobry, jak mógłby być, mówią mi tym - ja jestem otwarty na konstruktywną krytykę - i to działa w obie strony.

Uważam, że to najważniejsza rzecz, kiedy z kimś współpracujesz - z kimkolwiek. To komfort, kiedy możesz mu powiedzieć: "Stary, słyszałem cię w akcji i wiem, że możesz zrobić to lepiej", albo: "Wydaje mi się, że ten wers nie do końca tu leży, nie pasuje do ogólnej koncepcji kawałka, więc powinniśmy zmienić kilka rzeczy" i chyba właśnie to, że potrafimy się między sobą tak dobrze komunikować jest naszą siłą.

Tak a propos produkcji: na "Mo' Mega" jest kawałek "Whassitup?". To twoja sprawka?

Dokładnie.

Kiedy pierwszy raz go słuchałem z kumplem, stwierdziliśmy: "O kurde, Lif zrobił prawie dancehallowy kawałek!". Teraz nie wydaje mi się stricte dancehallowy, ale widzę, że zahaczasz o coraz to nowe inspiracje i w związku z tym muszę zapytać, czy planujesz kiedyś w przyszłości wydać swój album producencki?

Nieeee, raczej nie... Wiesz, jeżeli chodzi o produkcję, to jest tak... Raczej nie mówię o sobie: "Wiesz, jestem producentem." Po pierwsze jestem MC, który też trochę produkuje. Moja rodzina pochodzi z Barbados, a tam każdy jest przesiąknięty muzyką i ten czynnik tu się unaocznia, szczególnie słychać to w "Home Of The Brave." Poza tym produkuję, bo moim widzimisię jest bycie MC, który jest w stanie produkować dźwięki na własne potrzeby, bo to sprawia, że jesteś bardziej niezależny. Teoretycznie na ten moment powinienem być w stanie wyprodukować hit bez konieczności wykonywania setek telefonów do El-P, no i dochodzi do tego jeszcze jedna rzecz: kiedy produkujesz, jest prawdopodobne, że zrobisz dla siebie bit, jakiego nie zrobiłby dla ciebie nikt inny. El-P ma inne podejście, inny background, tak samo Edan, czy Insight...

W tej chwili jestem na takim etapie swojej kariery, w którym jestem w stanie ocenić wartość tego, co jako producent jestem w stanie zrobić i mam zamiar dać temu wyraz na kolejnym albumie, o którym już ci mówiłem. Zakładam, że połową produkcji zajmę się ja. No, może większą częścią, niż połowa, na resztę złożą się "zewnętrzne źródła", które dodadzą kilka wymiarów, w których jeszcze nie potrafię się zbyt sprawnie poruszać. Jakieś bardziej sentymentalne klimaty, może poproszę Blueprinta, żeby dodał do tego swój pierwiastek.

Możesz mi powiedzieć, kim jest Nick Toth, producent zamykającego nowy album utworu "For You"? Jak go poznałeś?

Nick to świetny producent. Pochodzi z Australii, a poznałem go przez mojego kumpla Trenta, który zapraszał mnie na koncerty w Australii dwa albo trzy razy jak dotąd. Grałem tam koncerty i Trent podchodził i mówił "to jest mój kumpel, robi zaj**iste bity - powinieneś sprawdzić to, co dotychczas zrobił".

Niedawno czytałem twój wywiad z Chuckiem D - niezła rzecz - i muszę zapytać, czy widzisz siebie jako MC na zawsze, czy może za, powiedzmy dziesięć lat zostaniesz dziennikarzem, albo politykiem?

Na pewno chciałbym być jedną z tych osób, które odchodzą ze świata muzyki, zanim jest za późno - wiesz, o czym mówię? Nie chciałbym takiej sytuacji, w której nadal robię muzykę, a słuchacze mówią: "Eee, to już nie jest tak dobre, jak jego wcześniejsze jamy...". Robię to od dziewięciu lat i szczęśliwie złożyłem album, który moim zdaniem dodaje coś do całokształtu hip hopu. Powiem szczerze, że nie słyszałem płyty, która brzmiałaby podobnie do "Mo' Mega" - kiedy słucham uczelnianych radiostacji, nie słyszę nic podobnego i tak długo, jak będę w stanie szczerze mówić, że robię coś swojego, świeżego, będę nagrywał. Tak długo, jak będę czuł, że mam jeszcze coś do zaoferowania słuchaczom.

Myślę, że pisanie to ta rzecz, którą głównie będę zajmował się przez całe życie. Tak jak wspomniałem, pracuję nad książką i mam nadzieję, że w ciągu najbliższych... dziesięciu lat skończę ją, może dodam coś jako ścieżkę dźwiękową, może zajmę się filmem - niekoniecznie jako aktor, bo akurat w tej roli się nie widzę, ale w innym wymiarze... Interesuję się różnymi aspektami rozrywki, może kiedyś założę swój label. Kto wie?

Na chwilę zostawmy muzykę. Jako MC zaangażowany społeczno-politycznie, jak sądzisz, co jest największym problemem współczesnego świata?

Nierówność na takim, jak teraz poziomie i kłamstwa - to jest problem. Pracodawcy, którzy jak Enron "doskonale" dogadują się ze swoimi współpracownikami, uśmiechają się i ściskają ich dłonie, jednocześnie okradając ich i pozbawiając pracy. Rząd, który 11 września rozwala budynki i pracujących w nim ludzi po to, żeby w ten sposób stworzyć sobie klucz do całego świata, zastraszyć całą planetę i robić to, na co ma ochotę. Atakujące z każdej strony kłamstwa, ukrywające niewiarygodnie silny, prymitywny pęd do władzy, ludzie posiadający ogromne zasoby dóbr materialnych, opływających w luksusy i chcący jeszcze więcej, bogacący się kosztem pracy innych, ich niedoli i gotowych poświęcić ich życie...

Niełatwo jest stanąć z takimi twarzą w twarz i powiedzieć: "Dosyć!", szczególnie w przypadku naszego rządu. Oni codziennie są w TV i opowiadają nam jakieś niestworzone historie...

Myślisz, że zwykli ludzie, jak ty czy ja są w stanie znaleźć jakieś rozwiązanie tego problemu?

Powiem tak: możesz widzieć to inaczej - ja miałem kiedyś dużo bardziej optymistyczne podejście do tego wszystkiego... Kiedy zacząłem się angażować, kiedy pojąłem, że rząd niewłaściwie traktuje ludzi, wiedziałem, że musi być jakiś sposób, żeby potrząsnąć tym wszystkim - rząd musi wiedzieć, o co ci chodzi. Po wydarzeniach z 11 września wysłaliśmy wojska do krajów arabskich, co spotkało się z głośnym protestem wielu ludzi z różnych środowisk, ale nie spotkało się właściwie z żadnym komentarzem ze strony ludzi u władzy. To wygląda tak, jakby oni chcieli powiedzieć: "Tak, wiemy, że nie podoba się wam to co robimy, ale absolutnie nic to dla nas nie znaczy." Jak długo żyję, to jest jedna z najwyraźniejszych deklaracji, po której można tylko stwierdzić, że oni nie pracują, nie rządzą dla ciebie... Najgorsze jest to, że ludzie naprawdę nie wiedzą, co teraz zrobić, myślą: "Ok, protesty nic nie dają, więc co dalej?".

Przez to protesty tracą na sile - taki przykład: The Weathermen byli bardzo radykalną grupą, której twórczość spotkała się z natychmiastowymi działaniami rządu, który starał się przekonać ludzi, że Weathermen są poj**ani, potem z biegiem czasu Weathermen spuścili z tonu, jakby się zestarzeli (śmiech) Każdy z nich chciał normalnie żyć i już nie było radykalizmu... Widzieliśmy Malcolma X i Martina Lutera Kinga, na początku zajadłych radykałów, później bardziej skłonnych do kompromisu... Ale tak naprawdę ten problem można zażegnać chyba tylko wtedy, kiedy ludzie bez przeszkód będą mogli komunikować się między sobą, przede wszystkim po to, żeby w pełni zrozumieć jeden drugiego.

Przykładem może być to, że ty i ja możemy teraz porozmawiać. Może zainspiruje cię moja gadanina, może przekażę ci jakąś część swojej pozytywnej energii i ty przekażesz ją dalej, robiąc coś dla innych. W ten sposób moglibyśmy uniknąć sytuacji, kiedy jesteśmy więzieni w naszym codziennym życiu dlatego, że rząd stwarza taką sytuację. To smutne, że większość ludzi wykonuje zawód, który nijak ma się do ich zainteresowań - to taka forma więzienia.

Po 11 września ludzie w Stanach przestali rozmawiać między sobą - wszyscy byli zajęci ocenianiem pozostałej części społeczeństwa. Wyobraź sobie sytuację, w której większość ludzi w myślach zadaje sobie pytanie: "Jesteś terrorystą? A może ty jesteś terrorystą?". Taka paranoja, strach przed innymi to kolejna forma więzienia, ograniczenie komunikacji między ludźmi, a ludzie powinni rozmawiać, bo rozmowa często przynosi refleksję, do której sami moglibyśmy nie dotrzeć. Ktoś może zapytać cię: "Jak minął dzień?" Proste, może trywialne, ale dzięki temu może zanim odpowiesz "Dobrze", zastanowisz się, czy faktycznie minął dobrze, czy jesteś zadowolony z tego, czym się zajmujesz, czy chciałbyś być gdzieś indziej... Jeżeli w tych rozmowach bylibyśmy szczerzy wobec siebie i rozmówcy, pewnie zbliżylibyśmy się do, nazwijmy to "prawdziwej natury życia".

Jak to jest być młodym kolesiem z takimi, jak twoje, poglądami i wychowywać się w Bostonie, który znany jest z tego, że większość jego mieszkańców to konformiści?

Szczerze mówiąc, wiodłem bardzo proste życie. Nigdy nie byłem typem dzieciaka, który z niewłaściwymi typami włóczy się po klubach i robi nie wiadomo co. Bogu dzięki obydwoje moi rodzice byli w domu, nigdy nie miałem jakichś problemów w kontaktach z nimi. Ojciec zawsze interesował się tym, co robiłem, razem z matką podejmowali się wielu wyrzeczeń, żebym dostał porządną edukację - to najbardziej wartościowe, co mogli mi dać w życiu. Nie chciałem ich zawieść, byłem bardzo skupiony na nauce, przebywałem tylko z kilkoma moimi przyjaciółmi, czy moją dziewczyną...

Poza tym byłem sportowcem - dziewięć lat grałem w hokeja na lodzie na lewym skrzydle, później grałem w football amerykański, początkowo, przez pięć lat jako running back, później jako quarterback, ale generalnie traktowałem to miasto jako bibliotekę nowych doświadczeń, w której nie masz zbyt wiele opcji, żeby zboczyć z obranej drogi i w której zdobywasz wiedzę niezbędną do bycia dojrzałym, czarnym facetem.

A to prawda, że pierwszy ghettoblaster i kasetę hiphopową dostałeś od mamy?

Dokładnie! Na święta Wielkanocne w 1986 roku. Mama dała mi kasetę i boombox!

Fajnie mieć taką mamę...

A żebyś wiedział! Wiesz, moja mama zawsze taka była. Prawdopodobnie zauważyła, że większość wolnego czasu spędzam słuchając mojego radio-budzika, na którym miałem ustawione różne hiphopowe stacje radiowe i mimo, że w domu nie było zwyczaju obdarowywania się prezentami na święta Wielkanocne, moja mama stwierdziła chyba: "Dam synowi kasetę Run-DMC i boombox, żeby miał w czym słuchać". To był najlepszy prezent, jaki kiedykolwiek ktoś mi dał - zobacz, gdzie dzięki temu doszedłem! To był box, na którym słuchałem pierwszej kasety i dzięki któremu mogłem nadal słuchać uczelnianych radiostacji...

To on rozwinął moją miłość do muzyki. Pamiętam, jak mama zabrała mnie do centrum handlowego, kiedy pierwszy raz chciałem kupić jakieś kasety. Kupiłem wtedy De La Soul "3 Feet High And Rising", Ultramagnetic MC's "Critical Beatdown" i Eric B. And Rakim "Paid In Full."

Cholera, same klasyki!

Dokładnie! I popatrz, wszystkie kupiłem jednego dnia! To był zdecydowanie okres najlepszy dla hip hopu - wtedy najbardziej podobała mi się kaseta De La Soul. Kupiłem to jednego dnia, a teraz wydaje się tyle, że płyty choćby zbliżające się klasą do "3 Feet High..." ukazują się raz na... półtora roku.

Doszły mnie słuchy, że jako dzieciak byłeś maniakiem gier komputerowych?

Jako dzieciak? Wiesz, zaspałem na ten wywiad, bo wczoraj do późna grałem... Co prawda nie poświęcam im już tyle czasu, co kiedyś. Chcę być pewny, że należytą uwagę poświęcam swojej karierze i wszystko mam poukładane tak, jak trzeba, poza tym dużo przebywam w trasie, ale zawsze znajduję czas na zabawę.

Kiedy załatwię wszystkie swoje sprawy, mam czas na gry. Lubię je kończyć - ostatnio zdobyłem mistrza w "MVP Baseball", zazwyczaj gram w sportowe gry drużynami z mojego miasta rodzinnego.

A jaka była twoja ulubiona gra na ośmiobitowcach?

Oj, masa tego była... Lubiłem grać z kuzynem w "Ikari Warriors" - to taka gra wojenna, w której dostawałeś do ręki spluwę i musiałeś zabić wszystko, co się rusza i nie jest postacią drugiego gracza. Mogę cię o coś zapytać?

Jasne, wal.

Jakie masz zdanie na temat tego, co stałe się w czasie finału Mundialu [chodzi o "zagranie głową" Zinedine Zidane'a - przyp. red.]?

Wiesz, ja tego nie widziałem, ale znajomi zdążyli mi już opowiedzieć, co się wydarzyło i nie szokuje mnie to tak bardzo, może właśnie dlatego, że nie widziałem tego zdarzenia. Poza tym to chyba nie był najbardziej brutalny mecz tych mistrzostw - oglądałeś mecz Portugalia - Holandia?

Niestety, przegapiłem.

To była straszna sprawa - bardziej kopanina niż futbol. Paskudny mecz, masa żółtych i czerwonych kartek, bardzo brutalna gra. To wyglądało, jakby bardziej chcieli się bić, niż grać w nogę.

Wczorajszy mecz też był dosyć brutalny, nie sądzisz? Cholera, do teraz nie mogę uwierzyć, że Zidane uderzył tego typa w klatę... Do wczoraj był moim ulubionym zawodnikiem...

Wierz mi - i tak nie było tak ostro, jak w tym meczu, o którym wspomniałem.

Wow, sami wariaci...

Zamiast tego wolę pooglądać moje stare All-Star Games NBA nagrywane nocami...

Mam to samo, tylko z meczami Superbowl - jestem też maniakiem sportu!

Próbowałeś jakichś innych sportów?

Taaa, jeździłem na deskorolce, ale nie szło mi zbyt dobrze, więc po kilku kontuzjach dałem sobie spokój - zanim poważnie się uszkodziłem.

Ok., czas wracać do pracy... (śmiech).

Jasne. "First Things First"!

Dokładnie. Jak już poruszyliśmy temat gier komputerowych, przejdziemy do samych komputerów. Myślisz, że internet to dobre medium do rozpowszechniania zaangażowanej muzyki?

Na pewno interesujące - z jednej strony złe, bo dzięki niemu wiele dzieciaków kradnie moją muzykę, ale przynajmniej mogą ją poznać, a ja mogę łudzić się, że część z nich przyjdzie na mój koncert, może kupi mój T-shirt albo cokolwiek innego. Jest dobrze, jeżeli między takimi aspektami panuje równowaga. Poza tym internet to doskonały, bardzo szybki i łatwy sposób na rozprowadzanie muzyki, zbieranie opinii o niej i ogólnie - komunikacji między ludźmi.

Dobry sposób na promocję - mój label zyskał wielu fanów dzięki MySpace i jestem pewien, że za taki rodzaj bycia widocznym w internecie jeszcze dwa lata temu Def Jux musiałoby zapłacić kupę kasy.

Lif, może zakończysz tą rozmowę po tym co powiem, ale przyznam się, że kilka lat temu ukradłem "I Phantom"...

OK, ale teraz robisz ze mną wywiad, dzięki któremu może więcej ludzi w Polsce dowie się o mnie i mojej muzyce. No i to, że ktoś nie ma kasy, nie powinno być powodem, dla którego miałby nie poznać mojej muzyki. Ja wychowałem się w czasach, kiedy nie można było tego robić - nawet nie wiem, jak i skąd ściągnąć czyjś album. Jeżeli musisz to robić, rób to.

Załóżmy taką sytuację: jestem spłukany, ściągam jakąś płytę, która bardzo mi się podoba. Słucham jej bez przerwy, a po jakimś czasie do mojej kieszeni wpada jakiś grosz - prawdopodobnie wtedy idę do sklepu i kupuję ten album - choćby po to, żeby mieć okładkę, dowiedzieć się czegoś z wkładki...

Teraz dzieciaki nie zwracają uwagi na takie rzeczy, jak okładka, bo przywykły do ściągania z sieci. Ty ściągnąłeś, ale teraz działasz na moją korzyść, Są ludzie, którzy kupią jedną płytę i nic więcej, ani nie pojawią się na koncercie, są tacy, którzy nie kupią żadnej i też nie wesprą mnie w żaden sposób i nie ukrywam, że to boli.

Ja też nie kupię CD, bo ich nie używam. Za to, jeżeli się spotkamy, podpiszesz mi parę "dwunastek"...

Jasne, dzięki za wsparcie. Doceniam to!

Nie ma sprawy. Na koniec zapytam o twój pobyt w Polsce - pamiętasz coś z niego?

Pamiętam, że na koncercie było genialnie - dużo pozytywnej energii, świetnie się bawiłem. Słuchacze byli doskonali, ale niestety byłem w Polsce niecałą dobę, czego bardzo żałuję. Chciałbym pobyć tam trochę dłużej.

Jeżeli masz coś do powiedzenia polskim fanom, masz swoje pięć minut na mądrości.

Nie będę rzucał jakichś mądrości, czy złotych myśli - chciałbym podziękować wszystkim polskim fanom, po prostu za słuchanie mojej muzyki. Zależy mi na dobrych stosunkach z moimi fanami, mam nadzieję, że oni są wobec mnie szczerzy. Raz jeszcze dzięki - jeżeli ktoś z was ma ochotę do mnie napisać, może zostawić mi wiadomość MySpace.

Nowa wersja oficjalnej strony już działa, więc jeżeli chcecie podyskutować o czymś, posłuchać muzyki, to zapraszam. Mam nadzieję, że podoba wam się mój nowy album i jeżeli będę miał jakiś koncert w waszym kraju, mam nadzieję, że wpadniecie i razem będziemy się dobrze bawić. Dzięki!

Czekam na koncert w Polsce i dzięki za wywiad!

Ja też czekam (śmiech)! Pozdrawiam, trzymajcie się!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: śmiech | twórczość | koncert | 11 września | mecz | wejście
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama