Reklama

"Wciąż wzbudzamy kontrowersje"

Zespół Rammstein można uwielbiać, można go nienawidzić, ale nie sposób odmówić mu oryginalności i niepowtarzalnego brzmienia. Nie sposób również nie docenić faktu, że tych sześciu młodzieńcom z byłego NRD udała się sztuka, której przed nimi dokonali bodaj tylko Kraftwerk i Nena – podbili świat śpiewając w języku ojczystym. Nie zważając na plotki i krytyczne opinie, Rammstein uparcie maszeruje do przodu. Kolejny krok w tym pochodzie ku sławie został już zrobiony – ukazał się długo oczekiwany album „Mutter”. I właśnie premiera tej płyty była pretekstem, dla którego Jarosław Szubrycht spotkał się z perkusistą Christophem Schneider i wokalistą Tillem Lindemannem. Padały jednak pytania związane nie tylko z nowym materiałem.

Chciałabym na początek zapytać was o oprawę graficzną płyty. Na okładce śpiący noworodek, a wewnątrz ciała muzyków w formalinie. Skąd ten pomysł?

Sami jesteśmy zaskoczeni wrażeniem, jakie wywołuje ta okładka. Kiedy szukaliśmy odpowiedniego projektu, przypadkowo natrafiliśmy na album ze zdjęciami pewnego artysty, który fotografował martwe ciała. Urzekła nas atmosfera spokoju i wyciszenia emanująca z tych fotografii i doszliśmy do wniosku, że doskonale pasuje to do naszej nowej płyty. Skontaktowaliśmy się z nim i zrobił nam zdjęcia stylizowane na fotografie umarłych.

Reklama

Lubicie prowokować?

Chcemy po prostu zrobić coś dobrego, nie tylko dla oka, ale również dla ucha. Nie traktujemy tego w kategoriach strategii marketingowej. Tak się jednak składa, że często dochodzimy do rzeczy bardzo ekstremalnych, bo to, co ekstremalne, jest po prostu dobre.

Nie sądzicie, że to ślepa uliczka? Z każdym koncertem, z każdą płytą wasi fani będą się domagać czegoś bardziej ekstremalnego. Jak daleko możecie się posunąć?

To, że stajemy się bardziej ekstremalni, niekoniecznie musi oznaczać, że na koncertach pojawiać się będzie coraz więcej ognia, dekoracje będą coraz większe, kostiumy coraz bardziej dziwaczne, a wszystko będzie kosztować coraz więcej pieniędzy. Chodzi nam w tej chwili o to, by jak najlepiej przedstawić publiczności naszą muzykę. Podczas całej naszej kariery kierowaliśmy się tym, co mówią nam nasze emocje i nigdy nie mieliśmy wielkiego, konkretnego planu. Okazuje się, że zawsze udawało nam się zrobić coś dobrego, co jednak część ludzi wyraźnie denerwuje. Taka już jest nasza misja.

Od pewnych rzeczy nie ma jednak odwrotu. Czy wyobrażacie sobie koncert Rammstein w ciągu dnia, bez efektów pirotechnicznych?

Oczywiście lepiej jest, kiedy gramy po zmroku, bo wtedy możemy mieć kontrolę nad światłami i fajerwerkami, ale możemy również grać wówczas, kiedy jest jasno. Pirotechnika jest bez wątpienia częścią tego, co robimy, ale potrafimy zagrać dobry koncert również bez jej pomocy. Uważamy, że nasza muzyka potrafi obronić się sama.

Czy kiedykolwiek próbowano odwołać wasz koncert?

Jak dotąd nie. Natomiast po jednym z amerykańskich koncertów aresztowano dwóch członków naszego zespołu, którzy musieli spędzić noc w więzieniu. Zarzucono im nieprzyzwoite zachowanie na scenie i obnażanie się.

Wiele kontrowersji wywołał singel „Links”, w którym dopatrywano się deklaracji politycznej muzyków Rammstein.

Często zarzuca się nam, że jesteśmy grupą o sympatiach skrajnie prawicowych, że wspieramy neonazizm i tym podobne bzdury. W każdym wywiadzie dementujemy te pogłoski, ale często dziennikarze przekręcają nasze słowa i wszystko zaczyna się od nowa. W końcu doszliśmy do wniosku, że powinniśmy napisać o tym utwór, bo ten sposób wypowiedzi jest dla nas, jako muzyków, najłatwiejszy. „Links” jest właśnie takim utworem, co nie znaczy, że przepraszamy za cokolwiek, czy deklarujemy się po którejkolwiek stronie sceny politycznej. Rammstein nie jest zespołem politycznym i „Links” również można wieloznacznie potraktować. Staraliśmy się w tym utworze nie tyle odpowiadać na zarzuty, co samemu stawiać pytania. Kiedyś żyliśmy w kraju komunistycznym, teraz mamy w Niemczech wielkie problemy ze skrajną prawicą – wciąż jednak pozostajemy przede wszystkim ludźmi, którzy mają swoje prywatne poglądy na pewne sprawy, ale najważniejsza jest dla nas muzyka

Czy sztuka ma swoje granice?

Nie, nie powinno być granic w sztuce. Wszystko powinno być dozwolone, co najwyżej artysta sam może nakładać na siebie pewne ograniczenia.

Po względem muzycznym „Mutter” niewiele się różni od „Sehnsucht”. Czy to wynik ograniczeń, które na siebie nałożyliście, czy raczej kwestia wypracowania własnego stylu?

Nie zgadzam się. Uważam, że na „Mutter” pojawiło się wiele nowych elementów, że cały czas idziemy do przodu. Oczywiście, słuchając tej płyty pobieżnie, można powiedzieć, że brzmi po prostu jak Rammstein i dłużej się nad tym nie zastanawiać. Kiedy jednak wgłębić się szczegóły, uważnie posłuchać melodii, zastanowić się nad aranżacjami, można bez trudu zauważyć, że ciągle się rozwijamy. Najważniejsze jednak, że nam się to podoba.

Często podkreślacie, że jesteście zespołem ze wschodnich Niemiec. Czy to miało jakiś wpływ na waszą muzykę?

Każdy człowiek pochodzi z jakiegoś miejsca i otoczenie ma wielki wpływ na to, kim się później staje. Miejsce, z którego pochodzimy, zawsze nas w jakiś sposób określa, choć nigdy do końca nie potrafimy ocenić siły tego wpływu. Kiedyś mieszkaliśmy w NRD, gdzie nie można było mówić prawdy, nie nazywało się rzeczy po imieniu. Wtedy nauczyliśmy się mowy, która opisując pewne sprawy, nie mogła się do nich bezpośrednio odnosić. Być może dlatego nasze teksty są wieloznaczne i trudne do zrozumienia. Z drugiej strony, kiedy wchodziliśmy w dorosłe życie, w NRD obowiązywał bezwzględny obowiązek pracy. A praca uczy pokory, przez co mamy inny stosunek do ludzi i wszystkiego, co nas otacza. Mamy za sobą taki etap w naszym życiu, kiedy musieliśmy być codziennie o siódmej rano w pracy i wysłuchiwać głupich rozkazów szefa. Być może przez to nie jesteśmy podobni do tych muzyków z Zachodu, którzy już w wieku 17 lat stali na scenie i szybko zamienili się w prawdziwych sukinsynów.

Jak doszło do tego, że w tak konserwatywnym kraju jak Niemcy, ludzie śpiewają wasze teksty na dyskotekach, mimo że często dotyczą on tematów do tej pory uważanych za tabu?

Być może wszyscy na to czekali? Poza tym tylko część Niemców śpiewa nasze teksty – druga część wciąż nie może ich zrozumieć i pogodzić się z tym, że jesteśmy popularnym zespołem. Wciąż wzbudzamy kontrowersje, ale większość nas kocha. (śmiech)

Obiecywaliście kiedyś, że przygotujecie kilka utworów z tekstami w języku angielskim. Na „Mutter” pozostaliście jednak wierni ojczystej mowie.

Nasz gitarzysta Paul, chyba przygotował kilka tekstów anglojęzycznych. (śmiech) Niestety, nie skończyliśmy jeszcze pracy nad tymi utworami.

Wasze utwory pojawiły się na ścieżce dźwiękowej „Zaginionej autostrady” Davida Lyncha. Czy mieliście inne propozycje tego typu?

Tak, co ciekawe, telewizje często korzystają z naszych utworów reklamując mecze piłki nożnej. Czasem też trafiają do filmów, co nas bardzo cieszy.

Dziękuję za spotkanie

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: pytania | teksty | koncert | NRD | kontrowersje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy