Reklama

"W tym zawodzie wiele rzeczy już robiłem"

Łukasz Zagrobelny zaczynał swoją karierę śpiewając w chórkach głównie u Natalii Kukulskiej oraz występując w największych produkcjach musicalowych wystawianych w Polsce. Przez krótki czas stał też na czele pop-rockowej formacji Offside. Dopiero jego solowy album "Myśli warte słów" z hitem "Nieprawda" uczynił Łukasza gwiazdą. Z okazji premiery tego albumu wokalista opowiedział w rozmowie z Pawłem Kasą o trudnych początkach w showbiznesie, ludziach pomocnych w realizacji jego marzeń, udziale w programie "Idol" czy trudach gry w musicalach.

Jesteś jednym z nielicznych w Polsce wykonawców, wykształconych muzycznie. Czy daje ci to jakąś wyraźną przewagę w późniejszej drodze artystycznej nad tymi, którzy nie kończyli szkół muzycznych?

Myślę, że wykształcenie muzyczne nie ma żadnego znaczenia. Nie ma zbyt wielu artystów z wykształceniem muzycznym, mającym za sobą wiele lat akademii i grania na instrumentach. Liczy się talent i to coś, co wykonawca posiada. I myślę, że to jest ważniejsze od jakichś szkół

Mając znajomość nut jest mi łatwiej wykonywać ten zawód, będąc zawodowym, świadomym muzykiem.

Reklama

Kiedy nauczyłeś się grać na pierwszym instrumencie?

Mając 7 lat. Poszedłem do szkoły muzycznej. Mama zapisała mnie na akordeon. I przegrałem na nim 13 lat. Później poszedłem do szkoły muzycznej II stopnia i do Akademii Muzycznej. I tak to trwało.

Dwukrotnie startowałeś do opolskich "Debiutów". To fascynujące, bo choć za pierwszym razem nie dostałeś się, a za drugim nie zachwyciłeś jury, to byłeś po tych występach rozchwytywany przez innych ważnych w showbiznesie ludzi, którzy dostrzegli w tobie duży talent.

Bardzo ważne dla artysty jest pojawienie się na tego typu konkursach, bo nawet jeśli się nie wygra to daje dużo możliwości zaistnienia w głowach ludzi zajmujących się showbiznesem. Ja miałem akurat takie szczęście, że koncert z opolskich "Debiutów" oglądał kierownik muzyczny Teatru Roma Maciek Pawłowski, który zaprosił mnie do pierwszego musicalu, w którym zagrałem, czyli "Miss Sajgon". "Debiuty" prowadziła z kolei Natalia Kukulska, która jakoś mnie zapamiętała i zaprosiła później do śpiewania u siebie w chórkach i prześpiewałem u niej siedem lat.

Wtedy też poznałeś nauczycielkę śpiewu, Elżbietę Zapendowską...

Elę poznałem rok wcześniej. Ela siedziała w komisji do konkursu Debiutów. Później po eliminacjach powiedziała mi: Staaaary, ty nic nie umiesz. Przyjedź do mnie na warsztaty, które prowadzę z takim drugim panem, zajmującym się bardziej stroną literacką takich wystąpień, mianowicie Andrzejem Głowackim. I zacząłem jeździć na te warsztaty. One odbywały się cyklicznie, co rok. To były takie zjazdy wokalistów i nawet trzy albo cztery razy tam się pojawiłem. I to był pierwszy raz, kiedy spotkałem się z Elą. Następnego roku po tych zajęciach dostałem się już do "Debiutów". I takie nasze koleżeństwo trwa do dzisiaj i kiedy mam jakiś problem z piosenką czy nawet życiowy, to zawsze mogę się do niej udać i jest fajnie między nami.

Dostałeś wówczas propozycję zagrania w wielkiej musicalowej produkcji "Miss Sajgon". Czy nie przerażało cię, że jesteś rzucony na głęboką wodę, a do tego musisz też tańczyć?

Na początku nawet nie wiedziałem, na co się porywam. Nie byłem tego do końca świadomy z czym to się wiąże. "Miss Sajgon" to jeden z najtrudniejszych musicali w jakim wystąpiłem.

Zagrałeś w wielu musicalowych wielkich produkcjach. Która oprócz "Miss Sajgon" była dla ciebie trudna?

Najtrudniejsza była moja ostatnia produkcja "Akademia Pana Kleksa", ponieważ dostałem główną rolę w przedstawieniu, Ta rola była pisana pode mnie, czyli pod moją skalę głosu i tonacje, w których czuję się najlepiej. Aktorsko też była trudna , bo gram tam dwie role: Golarza Filipa i Alojzego Bąbla.

To trudne przedstawienie bo większość publiczności na widowni stanowią dzieci a przed nimi nic nie da się ukryć. Wszystko musi być dograne w najmniejszych szczegółach. Trzeba uważać żeby ich nie znudzić i nie dostać popcornem (śmiech). Nie ukrywam, że było mi trudno i było to duże wyzwanie. Ale było warto, bo był pozytywny odzew zarówno wśród publiczności, jak i krytyków.

W 2003 roku postanowiłeś zaprezentować się w Polsce w popularnym show "Idol". I tutaj znowu nie byłeś zbyt doceniony przez jury.

Nie byłem zbyt doceniony, ponieważ to był taki okres w moim życiu, kiedy dobrze się poczułem i myślałem, że jestem najlepszy na świecie i nie ma lepszych osób niż ja i umiejących więcej niż ja. I z takim nastawieniem poszedłem do programu i wyszedłem w kamerach na totalnego dupka, zarozumiałego kolesia, który pozjadał wszystkie rozumy świata i który nie wiadomo, po co przyszedł do tego programu, skoro jest najlepszy i przyszedł tylko po to, aby wygrać.

Oczywiście ludzie to uchwycili i zauważyli, że ten koleś rzeczywiście nie fajnie się zachowuje i wywalili mnie z tego programu. I w sumie bardzo słusznie, bo zasłużyłem na to po stokroć. Podobnie jury nie było do mnie pozytywnie ustosunkowane. Oczywiście nie było większych zastrzeżeń do śpiewania, ale bardziej do tego, co działo się za kamerami oraz do mojego stosunku do programu.

Nie wiem czy powinienem był być w tym programie, ale z drugiej strony było to duże doświadczenie i wiele mnie nauczyło.

W czasie gdy grałeś w wielkich musicalach, śpiewałeś też w chórkach. Nie przeszkadzało ci, że nagle stajesz się tłem sceny?

Absolutnie nie mam z tym żadnego problemu. I teraz, gdy wydałem swoją solową płytę i mam za sobą udział na festiwalu w Sopocie i oklaskiwało mnie kilka tysięcy ludzi, co było fantastycznym doświadczeniem, muszę wracać do musicalu "Koty", gdzie nie mam jakiejś znaczącej roli i udaję tam jednego z trzydziestu kotów i jest to taki powrót na ziemię.

Ale to nie jest problem, bo w tym zawodzie wiele rzeczy już robiłem i nie ma dla mnie rzeczy gorszych czy lepszych, bo wszystko traktuję tak samo i traktuję z takim samym zaangażowaniem. Mogę więc być tłem, sufitem i podłogą (śmiech).

Dlaczego zrealizowano aż dwa klipy do przebojowego pierwszego singla "Nieprawda"?

Ja z pierwszego teledysku nie do końca byłem zadowolony. Nie podobało mi się tam światło, ani klimat teledysku. To jednak bardzo nastrojowa piosenka i wymaga takiego samego klimatu w klipie. W pierwszym teledysku tego zabrakło i zrobiłem wszystko, żeby nakręcić jeszcze jedne klip, który wydaje mi się, że jest dużo lepszy. Na przyszłość będę musiał pilnować takich sytuacji, żeby już na etapie czytania scenariusza czy zdjęć próbnych, było to tak, jak sobie wyobrażam.

Nad swoją płytą pracujesz głównie z uznanym kompozytorem i producentem Piotrem Siejką. Jaką muzykę zaprezentujesz na tej płycie?

Jeżeli słuchacz chce posłuchać pięknych melodii, do tego zagranych przez jednych z najlepszych muzyków w kraju oraz nie najgorzej zaśpiewanych piosenek i posłuchać kawałka serca, który zostawiłem na tej płycie, to myślę, że warto przynajmniej raz jej posłuchać, a wtedy sięgnie się do niej po raz kolejny.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: jury | Ola Chlebicka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama