W trasę koncertową bez męża (wywiad z Amandą Palmer)
- Bycie wokalistką dużego zespołu sprawia mi wielką frajdę. Nie muszę ciągle siedzieć za pianinem, mogę tańczyć z widownią, mogę skoczyć w tłum. Słowem, mogę pozwolić sobie na wszelkie rodzaje szaleństwa, którym nie mogę się oddać występując solo - zapowiada Amanda Palmer, która z zespołem Grand Theft Orchestra przyjeżdża do Polski na dwa koncerty: 5 listopada w warszawskiej Proximie i dzień później w krakowskim klubie Studio.
W rozmowie z Tomaszem Bielenia Amanda Palmer przypomniała pewne wydarzenie z ostatniego pobytu w Polsce, ujawniła "nudną" listę życzeń, jaką wraz z zespołem przedstawiają organizatorom koncertów, opowiedziała o nowym albumie, który jest wynikiem artystycznej współpracy z mężem, angielskim pisarzem Neilem Gaimanem, oraz zdradziła swe najbliższe plany, wśród których najważniejsze miejsce zajmuje... książkowy debiut.
Kiedy słyszysz "Polska", co przychodzi ci do głowy?
- Byłam w Polsce już kilka razy, miałam kiedyś chłopaka z Polski. To było dawno temu, w czasach, gdy jeszcze mieszkałam w Berlinie. Sporo jeździliśmy, zabrał mnie kiedyś na wieś do swoich dziadków, byłam też w Krakowie, który wydał mi się jednym z najpiękniejszych miast, jakie widziałam. Miałam wtedy 21 lat...
- Nigdy nie koncertowałam jednak w Polsce z zespołem, występowałam tylko solo. Pamiętam, jak podczas ostatniego pobytu w Polsce, po występie w ramach Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, spróbowałam zorganizować szalony "ninja gig" w podziemiach pewnego klubu w Warszawie [chodzi o Powiększenie - koncert z marca 2010]. To wydarzenie dało próbkę tego, jacy naprawdę są Polacy.
- Był tam mężczyzna, który wszedł na scenę i poczęstował mnie tabaką, a potem kazał mi ją wciągnąć nosem. Tak mi zaimponował, że to zrobiłam. Myślę, że zmieniają się zasady bezpieczeństwa, kiedy znajdujesz się w podobnej sytuacji. Czymś innym jest przyjęcie podobnego "prezentu" od całkowicie obcego człowieka, co innego zaś, gdy znajdujesz się w centrum pewnego zbiorowego doświadczenia. Ale gdyby nie było tam widowni, gdyby nikt nie śledził Twittera i nie przyszedł do podziemi tego klubu, tylko wszedł ten mężczyzna z tym dziwnym tytoniem, pomyślałabym, że to osoba, która chce mnie otruć!
- Mam niezwykle wysoki poziom zaufania w stosunku do osób, które znajdują się wokół mnie, które przychodzą, żeby mnie poznać. Nie trzymam ludzi na dystans dopatrując się w zwariowanym fanie świra, który byłby gotów zabić za kawałek mojej bluzki. Z reguły ufam ludziom, którzy pojawiają się po koncertach przynosząc mi jedzenie, picie czy oferując mi dziwny polski tytoń... Ufam im, ponieważ przychodzą do mnie. Dla niektórych ludzi jest to niełatwe do zrozumienia, wydaje im się to szczytem naiwności; moje doświadczenie pokazuje jednak, że to działa.
Zapytam nieco prowokacyjnie: czego możemy spodziewać się po koncertach z Grand Theft Orchestra? Jak wspomniałaś, dotychczasowe występy w Polsce były solowymi przedsięwzięciami. Teraz przyjeżdżasz z dużym zespołem.
- Zespół jest... fantastyczny! Będzie bardzo głośno. Jesteśmy wspólnie w trasie od roku. Gramy piosenki z różnych albumów, mam też na scenie swoje 5 minut solo. Najważniejsze jednak jest to, że z kolejnymi koncertami całe show ewoluuje, dodajemy różne elementy, zmieniamy repertuar, gramy covery, bawimy się na scenie. Zżyliśmy się przez ten czas, więc nasze występy przypominają teraz coś w rodzaju rodzinnej imprezy. To nie jest ten rodzaj układu, kiedy wynajmujesz sobie ludzi, którzy ubrani na czarno stoją z tyłu sceny, a ty na pierwszym planie udajesz gwiazdę. Traktuję ich jako integralną część mojej scenicznej tożsamości.
- Bycie wokalistką dużego zespołu sprawia mi jednak wielką frajdę. Nie muszę ciągle siedzieć za pianinem, mogę tańczyć z widownią, mogę skoczyć w tłum. Słowem, mogę pozwolić sobie na wszelkie rodzaje szaleństwa, którym nie mogę się oddać występując solo, będąc przykutą do sceny.
Skoro jesteś teraz gwiazdą rockowego zespołu, zastanawiam się, jakie życzenia znajdują się w riderze, które otrzymali od Amandy Palmer organizatorzy polskich koncertów.
- To bardzo nudna lista. Wegetariańskie jedzenie, piwo, wino, woda, ręczniki. Nie jesteśmy zbyt wymagający. Czasem zdarza się jednak, że wpadamy w pewien rodzaj ekscytacji, myślimy, że być może powinniśmy zachowywać się jak te wszystkie szalone rock'n'rollowe zespoły... Na przykład kot! Uwielbiamy koty. Czasem miło byłoby po koncercie udać się do garderoby, siąść wygodnie na sofie i pogłaskać kota. Nieczęsto w trasie trafiają się jednak koty. Wygląda na to, że żaden nie przeszedł castingu... Żarty na bok, nie wydaje nam się, by było to uczciwe w stosunku do zwierząt.
Twoje występy w Polsce otwierać będzie Gaba Kulka. Czy to był twój wybór i czy jej rola ograniczy się tylko do rozgrzania publiczności przed występem gwiazdy wieczoru?
- Gaba skontaktowała się ze mną jakieś 5 lat temu. Przysłała mi swoją muzykę. Od tego czasu śledzę to, co robi. Będzie moim supportem przed koncertami w Warszawie i Krakowie. Zaśpiewamy też coś wspólnie. Jestem bardzo podekscytowana, mam nadzieje, że wreszcie podszkolę się w języku polskim. Może uda mi się nauczyć jakiejś polskiej piosenki, kto wie?
Zapowiedziałem, że pytanie dotyczące oczekiwań wobec twoich polskich koncertów było nieco prowokacyjne, bo przyzwyczaiłaś swoich fanów do tego, że wszystkie twoje występy są w pewnym sensie rodzajem niespodzianki. Potrafisz wykonać na scenie piosenkę będącą odpowiedzią na artykuł brytyjskiego brukowca "Daily Mail", którą ukończyłaś dwie godziny wcześniej, albo skomentować medialną przepychankę między Sinead O'Connor i Miley Cyrus, wykonując koncyliacyjnie przy akompaniamencie ukulele wiązankę ich dwóch największych przebojów. Niedawno opublikowałaś list otwarty do Sinead O'Connor, w którym bierzesz w obronę Miley Cyrus. Czy dostałaś jakąś odpowiedź od Sinead?
- Nie sądzę, żeby Sinead w ogóle przeczytała ten list. Nie. Wydaje mi się też, że w moim apelu nie było ani cienia braku szacunku dla Sinead, nie myślę też, żeby Sinead poczuła się urażona jego przesłaniem. Nie dam sobie jednak uciąć ręki. Sinead jest nieprzewidywalną osobą. Istotne jest to, że był to list otwarty, nie zaś sprawa osobista - nie chodziło w nim o Sinead, tylko o prawo kobiet do kreatywnej wolności we współczesnej kulturze... Nie oczekiwałam więc od Sinead żadnego odzewu. Miley Cyrus też nie zareagowała w żaden sposób.
Piosenka "Dear Daily Mail", która była twoją reakcją na artykuł z "Daily Mail" koncentrujący się na garderobianym aspekcie twego występu na Glastonbury, a którą zaśpiewałaś premierowo dwa tygodnie po prasowej publikacji podczas koncertu w Londynie, nie doczekała się kolejnych wykonań. Nie zamierzasz już nigdy do niej wracać w trakcie występów?
- Nie. To była jednorazowa akcja. To nie pierwszy raz, kiedy wykonałam na scenie piosenkę, której nie zamierzam więcej powtarzać. To był rodzaj reakcji na artykuł prasowy. Gdybym śpiewała tę piosenkę w kółko, brzmiałabym jak dziennikarz, który ciągle pisze to samo.
Koncertami w Polsce powoli kończysz trasę z zespołem Grand Theft Orchestra. Pod koniec listopada do sklepów trafi już nowy projekt - trzypłytowe wydawnictwo "An Evening with Neil Gaiman and Amanda Palmer".
- Nagraliśmy tę płytę 2 lata temu i udostępniliśmy około 3 tysiącom osób dzięki Kickstarterowi. Po prostu ci, którzy nas wsparli finansowo, otrzymali mejlem te nagrania w formie cyfrowej. To nie było wydawnictwo przeznaczone do sprzedaży, w ogóle nie trafiło na sklepowe półki. Teraz zdecydowaliśmy się jednak, żeby te nagrania ujrzały światło dzienne i trafiły do szerokiej publiczności. To bardzo radosna płyta. Składa się z trzech części, ja i Neil na scenie, czytający różne fragmenty, opowiadający na pytania z widowni, co bywa naprawdę zabawne. To taka osobista kolekcja nagrań z naszych wspólnych występów.
- Wiele piosenek, które znalazły się na tym albumie, to kawałki, które napisałam w ciągu ostatnich 5 lat, ale które nigdy nie znalazły się na żadnym oficjalnym wydawnictwie. Nie trafiły na ostatnią płytę, nie wiedziałam co, z nimi zrobić, wymyśliłam więc, że będę je wykonywać w trakcie tego tournée z zamiarem wydania na specjalnym albumie.
Pod koniec listopada występujecie z Neilem Gaimanem na dwóch wieczorach promujących "An Evening with Neil and Amanda". Będzie większa trasa koncertowa?
- Mimo że bardzo kocham swego męża, nie chcę z nim jechać w trasę koncertową. Myślę, że pozabijalibyśmy się nawzajem.
Czyżby najbliższe miesiące to był ten moment, kiedy zaczniesz pisać książkę. Wiem, że podpisałaś już kontrakt wydawniczy, czy możesz przybliżyć jakieś szczegóły?
- Otrzymałam tę propozycję kilka miesięcy temu. Zamierzam pracować nad książką zimą, gotowa rzecz powinna być dostępna jakiś rok później. Zajmie mi to więc trochę czasu. To jednak wielka przyjemność móc pracować nad czymś, w czym nie jest się dobrym. Nie jestem przecież pisarką. Sprawdzam się w pisaniu bloga, ponieważ robię to spontanicznie, nie wiszą nade mną terminy i nikt nie robi mi korekty. Teraz to inna bajka. Muszę siąść i poważnie przemyśleć to, o czym i w jaki sposób zamierzam napisać. To bardzo trudne. Książka musi być przecież zorganizowaną całością. Traktuję to jako wielkie wyzwanie.
- W ubiegłym tygodniu próbowałam napisać artykuł do brytyjskiego czasopisma. Chciałam powiedzieć tak dużo, a miałam ograniczoną liczbę znaków, w których musiałam się zmieścić. Zakładam więc, że pisanie książki będzie dla mnie ważnym doświadczeniem edukacyjnym. Poza tym mam w boku wspaniałego rywala, do którego będę się mogła zwrócić w chwilach nocnego zwątpienia, kiedy przerażona zapytam: "Mój Boże, co ja teraz mam zrobić?".