Reklama

"W Polsce normalność jest w undergroundzie"

Tytułowe słowa wokalisty Much Michała Wiraszki odnoszą się także do rzeczywistości panującej w muzycznym show-biznesie. Bo ciężko jest zrozumieć sytuację, kiedy zespół chwalony przez większość mediów i mający piosenkę na liście przebojów jednej z ogólnopolskich rozgłośni radiowych, nie może znaleźć wydawcy gotowego materiału. Na szczęście dla polskich fanów indie rocka już na jesieni ta sytuacja ma się zmienić. Wtedy to planowana jest premiera debiutanckiej płyty Much. Z wspomnianym Michałem Wiraszko (głos, gitara) oraz Piotrem Maciejewskim (bas, głos) i Szymonem Waliszewskiem (perkusja) z wciąż jeszcze "najgorętszego polskiego zespołu bez kontraktu" rozmawiał Artur Wróblewski.

Zamiast pytania "Jak to się wszystko zaczęło?", powiedzcie mi jaki pomysł mieliście na Muchy, kiedy zakładaliście ten zespół?

Michał Wiraszko: Jaki mieliśmy pomysł? O, to jest ciekawe pytanie, bo zakładając ten zespół mieliśmy zamiar grać rdzennego rock'n'rolla. W znaczeniu rockabilly, ewentualnie psychobilly. Taką mieliśmy wtedy - powiedzmy - zajawkę. Krótkotrwałą, ale...

Szymon Waliszewski: Właśnie poprzez zajawkę na rockabilly poznaliśmy się z Michałem na forum zespołu Komety. Stąd to się wzięło.

I w ten sposób trafiliście też na kompilację "Tribute to Partia"...

Reklama

Szymon Waliszewski: Zgadza się. Graliśmy kilka koncertów z Kometami. I być może na takiej fali zainteresowania rock'n'rollem, amerykańskim rockabilly, udało nam się z chłopakami dogadać.

To jak to się stało, że z rockabilly przeszliście na indie?

Szymon Waliszewski: Wiesz co... Chyba z samego grania tak wyszło.

Michał Wiraszko: Samo tak wyszło. Zagraliśmy kilka rock'n'rolli i stwierdziliśmy: "Ile można?". No bo ile można grać trzy te same akordy na krzyż. Postanowiliśmy zagrać to, co nam w duszy gra (śmiech). I tak to robimy do dzisiaj...

Miałem was zapytać, ile z waszych pierwotnych zamierzeń do tej pory zrealizowaliście, ale widzę, że - przynajmniej w kwestii stylistyki - prawie żadnego (śmiech).

Piotr Maciejewski: (śmiech) Masz rację, ale w innych kwestiach stało się dużo więcej, niż zakładaliśmy. Przede wszystkim wszystko potoczyło się bardzo szybko...

Gracie muzykę, która w cywilizowanych krajach jest stosunkowo popularna, a u nas to prawdziwy underground...

Michał Wiraszko: U nas ze wszystkim tak się dzieje. Normalne życie w Polsce jest także w undergroundzie głębokim. Ale trend jest zwyżkowy i miejmy nadzieję, że tak zostanie...

Skąd spostrzeżenie, że trend na indie jest zwyżkowy?

Michał Wiraszko: Wiesz, 15 lat temu na świecie był "Perl Dżem" i "Saundgarden" [Michał w sposób przerysowany wymawia nazwy tych zespołów]. W związku z tym "trendem" u nas 3 lata temu był zespół Coma (śmiech)...

Piotr Maciejewski i Szymon Waliszewski: bardzo głośny śmiech

(śmiech) Proszę, kontynuuj (śmiech)...

Zatem, kilka lat temu powstali The Strokes, Interpol i tak dalej. Na świecie to poszło w obieg jakiś czas temu, więc u nas - choć w Polsce nigdy nic nie wiadomo - pewnie jakikolwiek odzew pojawi się za kilka lat. Statystycznie liczę, że jesteśmy w plecy jeśli chodzi o nową muzykę średnio 7 lat (śmiech).

Jesteście określani jako "najlepszy polski zespół bez kontraktu". Kiedy przestaniecie nim być?

Michał Wiraszko: Wszystko wskazuje na to, że przestaniemy nim być jesienią (śmiech).

Jakieś szczegóły?

Piotr Maciejewski: Niekoniecznie... Jeszcze nie teraz. Na jesieni więcej ujawnimy... [w tym momencie Muchy nieoficjalnie opowiedziały o zainteresowaniu dwóch firm płytowych].

Jeżeli już jesteśmy przy wydawaniu płyt... Ponoć macie materiał na drugi album, nie mając wydanego jeszcze debiutu. Która płyta jest lepsza (śmiech)?

Michał Wiraszko: (śmiech) Drugi materiał jest lepszy.

Piotr Maciejewski: Zdecydowanie.

Michał Wiraszko: Z pierwszego demo na album trafi może 2-3 piosenki. Reszta to jest nowy, ale gotowy materiał. Na płycie zamierzamy umieścić około 12-13 piosenek. Tak jak powiedziałem, 2-3 z dema "Galanteria", a reszta wszystko nowe. Ale w rzeczywistości mamy piosenek na dwie płyty, a poza tym wciąż powstają nowe rzeczy.

Piotr Maciejewski: Problem jest taki, że te numery, które nazywamy "nowymi", są już dosyć mocno ograne na koncertach. Pojawiają się na jakichś demówkach... Trochę się obawiam, że ta specyficzna sytuacja zaowocuje tym, że w momencie ukazania się debiutu te wszystkie piosenki będą ludziom znane. Przez ostatni rok zdążyli je w taki czy inny sposób poznać. Trudno będzie czymkolwiek zaskoczyć...

Masz rację. Ale z drugiej strony jest to też dobra sytuacja, kiedy ludzie znają wasze numery...

Michał Wiraszko: Poniekąd. Na pewno będą znali je w wersji koncertowej, ale w wersji studyjnej one zabrzmią zupełnie inaczej. Mam taką nadzieję...

Zmieńmy temat... Na waszej stronie internetowej umieściliście fotografie swoich mam. To dosyć mało rock'n'rollowa akcja (śmiech)...

Michał Wiraszko: [zniżonym głosem] Musiałbyś poznać nasze mamy (śmiech).

(śmiech)

Michał Wiraszko: A tak naprawdę to banał. Został nam jeden "guzik" do wykorzystania na stronie i pierwsza myśl, która nas naszła - bo nie chcieliśmy robić jakichś bufoniastych rzeczy w stylu forum, linków i tak dalej - to było umieszczenie zdjęć naszych matek. A że dużo osób o to pyta, to okazało się być to dobrym posunięciem...

W Polsce tak naprawdę nie da się wyżyć z muzyki. Co robicie poza graniem w Muchach?

Michał Wiraszko: Jeszcze dostajemy od rodziców kieszonkowe (śmiech). Kończymy studia w tym roku. A co potem będziemy robić, to zobaczymy... Byłem ostatnio na rozmowie o pracę (śmiech).

To trzymam kciuki.

Michał Wiraszko: Wiesz, z jednej strony bym chciał, ale z drugiej to się aż boję... Chociaż jest 100 metrów od mojego mieszkania w Poznaniu.

To jest jakiś argument...

Piotr Maciejewski: Opowiedz jak wyglądała cała akcja...

Michał Wiraszko: (śmiech) Pan się mnie spytał: "A co ty robisz w życiu?". Powiedziałem mu, że studiuję. On na to: "Ale co jeszcze?". Powiedziałem, że jeszcze gram. Słyszę: "Właśnie! Byłem tydzień temu na twoim koncercie!" (śmiech).

A propos koncertu... Muchy po wywiadzie zagrały co najmniej udany koncert w krakowskim klubie B-Side. Występ tria oglądała liczna i żywiołowo reagująca - podkreślmy, na niewydane przecież jeszcze piosenki - publiczność. Jak się okazuje, "Galanteria", "Miasto doznań" czy "Terroromans" już stały się przebojami w podziemnym "światku". Miejmy nadzieję, że jesienią po planowanej premierze debiutu Much przymiotnik "podziemny" nie będzie już adekwatny do pozycji grupy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: piosenki | muchy | Indie | szymon | rock | śmiech
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy