"The Ramones, blasty i darcie mordy"
Po pięciu latach od wydania "Witchmater", czwartym albumem "Trucizna" przypomniał o sobie osławiony Witchmaster, polska formacja, której początki sięgają drugiej połowy lat 90. Zardzewiałe riffy, potworne, jak to określają muzycy, "darcie mordy", gradobicia blastów, zatrute słowa, plugawe brzmienie, a nade wszystko swoista przebojowość będąca połączeniem filozofii "środkowego palca" i artystycznej bezkompromisowości - to właśnie za to wszystko Witchmaster stał się ulubieńcem fanów oldskulu, ikoną przepastnych głębin metalowego underground.
- Gramy taką muzę jaką lubimy i jaką sami chcielibyśmy usłyszeć, a że lubimy te wszystkie starocie, wychodzi takie archiwum, odrestaurowane, z nową energią - mówi w rozmowie z Bartoszem Donarskim, "drący mordę" gitarzysta Kali vel Geryon, filmowiec, producent, malarz, podróżnik, artysta o niejednym obliczu.
Poprzedni wasz album miał swą premierę pod koniec 2004 roku. Od tamtej pory trochę czasu minęło. Przez pewien okres chodziły nawet plotki, że Witchmaster zwinął żagle. Czy pogłoski te miały w ogóle jakieś podstawy w rzeczywistości, czy były to raczej kolejne bzdury na wasz temat?
Dobre pytanie. Jak zespół przez pięć lat nie nagrywa nic, no to raczej można się spodziewać, że już nie gra. W naszym przypadku można powiedzieć, że byliśmy na wakacjach. Nie zwinęliśmy, jak to określiłeś, żagli. Jak widać i słychać. Większość tego czasu w zespole nie działo się nic, dopiero przez około ostatni rok zaczęliśmy coś łupać.
Pomijając już sam okres dzielący "Witchmaster" i "Truciznę", nowy album i tak rodził się dość długo. Jak to właściwie wygląda w waszym przypadku? To raczej praca na odległość, etapami?
Rodził się długo, bo jakoś nie było ciśnienia, żeby rodzić go szybko. Po "Witchmaster" należało zrobić przerwę, bo ja na przykład czułem się wyprany z pomysłów. Poza tym, wiadomo było, że Infernus nie będzie za bardzo miał czasu, więc trzeba było czasu, żeby to przemyśleć, nabrać dystansu i takie tam. Trzeba było znaleźć i dostroić perkusistę. Praca nie przebiegała etapami ani na odległość, mieliśmy w miarę normalne próby, choć bez Reyasha zazwyczaj.
Z tego, co słyszę, męki wiernych fanów czekających na "Truciznę", wynagrodziliście z nawiązką. Album porywa do tańca od początku do końca. Znów udało się wam połączyć ekstremalne bestialstwo z charakterystyczną, co tu dużo mówić, przebojowością! Płyta naprawdę zmusza do ruchu. Zdaje się, że właśnie o to chodzi w Witchmaster. Zgadza się?
Tak. Ruch to zdrowie. Jak ta płyta będzie odbierana, o tym dywagować nie mogę. Faktem jest jednak, że tym razem chcieliśmy zrobić coś megaprostackiego. Nie to, żeby wcześniejsze płyty Witchnmasta były wirtuozerskie. Nie, wszystkie są prostackie. Ale uważałem, że na przykład "Witchmaster" jest nieco schematyczna, mało zróżnicowana. Więc tym razem pozwoliliśmy sobie na zagrywki w stylu The Ramones plus blasty i darcie mordy. Przeboje w ch**.
Choć w waszej muzyce sporo dla siebie znajdą zarówno zwolennicy Motörhead, jaki i starego Venom czy wczesnego Bathory, podstawą nadal wydaje mi się teutoński i amerykański thrash sprzed lat. Jak dla mnie pierwotny death metal, a przede wszystkim klasyczny black metal, to swoisty dodatek do waszej muzyki, a nie - jak większość zdaje się twierdzić - główny element zespołu pod szyldem "black/thrash". Jak wy to postrzegacie?
Nie chce się tu montować w sztywne ramki. Te wszystkie elementy jakoś się mieszają, te wszystkie kapele nas inspirowały, kiedy byliśmy gówniarzami; Motorhead, Sodom itd. Gramy taką muzę jaką lubimy i jaką sami chcielibyśmy usłyszeć, a że jak powiedziałem lubimy te wszystkie starocie, wychodzi takie archiwum, odrestaurowane, z nową energią.
Jak na moje ucho, na tym albumie znalazło się też co nieco z dobrego, klasycznego heavy/speed metalu. Odnajdujesz w tej muzyce podobne pierwiastki?
Myślę że jakby wdać się w szczegółową analizę formalną, to odnalazłoby się ślady heavy speed thash black death necro pagan occult dark satanic brutal grind hard rock metalu i nie tylko.
Kolejnym elementem tej trującej układanki wydaje się być, znany wam od dawna, punkowo-hardcore'owy sznyt w stylu d-beatowych potęg w rodzaju Discharge (albo i Motörhead na speedzie, jak kto woli). I właśnie w tym znajdowałbym źródło porywającej mocy z jaką atakuje Witchmaster. Bredzę?
Nie bredzisz, bo wiele kapel crustpunkowych ma potężnego kopa, i o ile można lubić lub nie lubić, lub być obojętnym wobec ich tekstów, o tyle prymitywizm i bezkompromisowość ich muzyki jest godna uznania. Posłuchajcie Wolfpack (dzisiaj Wolfbrigade).
Siłą Witchmaster są też wokale, a właściwie ich multiplikowana nawałnica; do mikrofonu drze się w końcu nie tylko Bastis, ale i ty oraz Reyash. Siedzi w tym i Cronos, i Quorthon, death/blackmetalowy ryk... Ta muzyka ma swoje różne odcienie i taki podział, czy też uzupełnianie się, naprawdę dobrze się sprawdza. Racja?
Ja to widzę inaczej. Trzy osoby stają przy mikrofonach i drą ryja, i wychodzą wokale Witchmaster.
Z tego, co obserwuję, sporo dużych wytwórni stara się dziś lansować powrót do grania starego thrashu; nowych nazw próbujących swych sił w tej dziedzinie nie chce mi się nawet wymieniać. Jest tego sporo. Masz jakieś zdanie na ten temat?
Niestety, nie mogę się wypowiedzieć, bo nie bardzo kumam, co w tym temacie się dzieje.
Na jakich zasadach funkcjonuje dziś Witchmaster. Nagrania tego materiału zamknęliście jeszcze w 2008 roku. Jak to wygląda na dziś? Pogracie coś na scenach polskich miast i wsi?
W kwietniu gramy niedużą traskę w Polsce i Niemczech, potem chyba też w UK, daty są na naszej stronie. Co potem, czas pokaże, pewnie znowu wakacje na pięć lat.
Album zarejestrowaliście w Londynie. Studio "New Moon" to jakaś twoja domowa sadyba? (Przy okazji, kim jest ów James?)
Nie, "New Moon" to nieduże studio mojego znajomego Jamesa. Nic wielkiego, po prostu miejsce, w którym mogliśmy spokojnie zarejestrować ścieżki. Miksem zajął się Jasiek ze "Screw Factory" w Dębicy.
W Polsce jesteście nazwą znaną i szanowaną. Zastanawiam się jednak, jak to wygląda poza granicami Polski...
Szanowani? To ciekawe. Powiem ci szczerze, że nie wiem. Z tego, co wiem to w Europie dużo ludzi słucha Witchmaster, no ale też "dużo" to jest pojęcie względne. Nie jesteśmy jakąś megagwiazdą, to pewne. Generalnie ludzie zlewają taką socjopatyczną muzę.
Na płycie pojawił się również gość. Kryje się za tym jakaś historia?
Chodzi ci o gościa, który zagrał solo w jednym kawałku, to Grimsturm, świetny gitarzysta i nasz dobry znajomy, który akurat nawinął się przy nagrywaniu solówek, grał wieki temu w jakichś skinolskich kapelach typu Screwdriver czy te klimaty, teraz gra w blackmetalowej kapeli. Spoko gość. Nagrał jedyną solówkę na płycie, która brzmi jak muzyka. Te, które ja nagrałem brzmią jak pomyłka.
W kwestii formalnej. Jak należy się dziś do ciebie zwracać; Geryon czy Kali? Zauważyłem, że ludzie mają z tym pewien kłopot.
Jakoś wszyscy ostatnio mówią mi Kali, nieświętych pseudonimów już nie używamy. "Krzysiu" też nie wchodzi w grę.
Jak wiadomo działasz na wielu polach. Masz w planach jakieś nowe przedsięwzięcia?
Mam wiele planów, muzyczno artystycznych i innych, jest ich tak wiele, że nie ma sensu się tu rozwodzić. Główne to kilka wystaw w całej Europie (malarstwo) i muzyka eksperymentalna, plus podróże i tatuaże. Acha, i trasa Witchmaster.
Życzę zatem powodzenia. Dzięki za rozmowę.