Reklama

"Robimy to, co chcemy"

Dżem to legenda polskiej sceny bluesowej. Zespół powstał jeszcze w 1973 roku i od tej pory wydał ponad 20 płyt. Śmierć w 1994 r. charyzmatycznego frontmana Ryszarda Riedla nie przerwała kariery grupy, która nadal wierna jest swemu stylowi. Dżem uznawany jest już za kultowego wykonawcę, mającego wiernych i oddanych fanów. W sprzedaży pojawiła się właśnie nowa płyta zespołu „Być albo mieć“. Korzystając z tej okazji Konrad Sikora rozmawiał z klawiszowcem grupy Pawłem Bergerem o nowym albumie, fenomenie Dżemu, koncercie z Rolling Stonesami i zbliżającym się występie na festiwalu w Opolu.

Czym wasza nowa płyta różni się od poprzednich?

Przede wszystkim jest na niej żeński chórek i sekcja dęta. Na poprzednich albumach pojawiał się czasem saksofon, ale były to tylko dodatki. Doszliśmy bowiem do wniosku, że trzeba by wesprzeć naszą muzykę paroma nowymi elementami. Zdarzyło się tak, że Jacek miał znajome wokalistki i postanowiliśmy spróbować. Brzmienie tej płyty jest nieco inne, gdyż chcieliśmy trochę poeksperymentować. Jest jeden utwór reggae, o nieco innym brzmieniu. Wydaje nam się, że jest ciekawiej. Brzmienie tej płyty jest efektem chwili, nic nie było planowane z góry. Możliwe, że gdybyśmy ją nagrywali rok później, byłaby mocniejsza, albo lżejsza. Być może poszlibyśmy w ogóle w innym kierunku. Wpływ na naszą twórczość mają nasze przeżycia i wszystko to, co nas otacza. W ten sposób ta płyta jest odzwierciedleniem tego, co w nas się teraz dzieje. Kompozytorem większości numerów na tej płycie jest Beno, cztery napisał Adam, a po jednym skomponowali Jacek i Jurek Styczyński.

Reklama

Czy po nagraniu w sumie już 20 albumów czujecie jeszcze jakąś presję? Czy czujecie, że musicie komuś coś udowadniać?

Nie, raczej nie. To, co gramy teraz, to jest dokładnie tym, co chcemy grać. Robimy to, co chcemy i jak chcemy nie ma żadnej presji.

Czym w takim razie różni się Dżem obecny od Dżemu sprzed lat?

Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta i zarazem trudna. Dzisiejszy Dżem różni się przede wszystkim upływem czasu, no i brakiem Ryśka. To był dla nas straszny szok i cios. Do dziś nie możemy się z tego otrząsnąć. To jest ciągle świeże. Można powiedzieć, że teraz dopiero do nas to dociera, w jakiś sposób powraca. Wtedy to był szok. Teraz już na ten temat mamy czas na przemyślenia i zdarzają nam się naprawdę ciężkie chwile. Przychodzi czas na refleksje, pytania typu - „Co by było gdyby”.

Na czym, twoim zdaniem, polega fenomen i legenda Dżemu?

Legenda jest tylko dla fanów. Dla przypadkowych odbiorców ona nie istnieje. Są ludzie, którzy grają przy ognisku „Whisky” i nawet nie wiedzą, że to piosenka Dżemu. Zdarza się też tak, że przychodzą na koncert młodzi ludzie i podoba im się jak gramy. Zaczynają się dowiadywać i odkrywają, że my już mamy tyle płyt, że śpiewał z nami ktoś taki jak Rysiek Riedel. Istnieje więc takie koło, które ciągle się toczy. Te teksty, nasze granie, są ponadczasowe. To, co udało nam się osiągnąć z Ryśkiem, to, co on robił, na zawsze będzie gdzieś tam żyło i krążyło wśród ludzi. To emanuje.

Czy jesteście zadowoleni ze swej nowej płyty?

Staraliśmy się, aby brzmiała świeżo i nowatorsko, słychać na niej poszukiwanie i chęć ciągłego rozwijania się. Pod tym względem jesteśmy z niej na pewno zadowoleni.

Czy po tylu latach grania nie obawiacie się oskarżeń, że to już rutyna, że Dżemu już na nic nowego nie stać?

Na pewno. Takie zdania zawsze będą się pojawiały. My nagrywając każdą płytę chcemy coś zmienić. Dlatego czasami zmieniamy studio, czasami zmieniamy ludzi, którzy czuwają nad zgrywaniem i producentów. Tym razem nagrywaliśmy i miksowaliśmy w Niepołomicach, w studiu Preisnera.

Czy masz jakiś ulubiony utwór na tej płycie?

„Być albo mieć” – chyba ten. Jest to takie spokojne reggae. Poza tym tekst mówi o tym, co nas obecnie dotyczy. Stoimy właśnie przed takim dylematem. Ciągle zadajemy sobie to pytanie. Wystarczy się rozejrzeć dookoła. Istnieje ogromna pogoń za tym „mieć”, a „być” czasami gdzieś ucieka i nie potrafimy tego w żaden sposób pogodzić.

W tym roku będziecie gwiazdą festiwalu w Opolu. Jak się w związku z tym czujecie?

Tak, po raz pierwszy zagramy w Opolu. Jest to okazja do tego, aby pokazać się szerszej widowni. Być może dzięki temu obejrzą nas ludzie, którzy w inny sposób nigdy by tego nie zrobili. Jest to duża okazja. Nie jest to gra w żadnym konkursie, tylko mini recital. Zrobimy więc taki mały przegląd naszego całego repertuaru. Zagramy nasze flagowe utwory, które wyznaczały nam drogę. Nie przygotowujemy żadnej gali, żadnych specjalnych efektów. Nie będzie żadnego show, bo to ma pokazać nas takimi, jakimi jesteśmy. Będzie to po prostu kolejny koncert.

Mieliście kiedyś okazję zagrać przed the Rolling Stones – jak to wspominacie?

No, to jest uczucie, które wbija w ziemię. To jest rzecz, której nie da się zapomnieć i którą ciężko jest opisać. Bardzo żałujemy tego, że Rysiek tego nie dożył. Wiele, wiele lat temu, gdy zaczynaliśmy grać, w żartach mówiliśmy sobie - „Jak wspaniale byłoby kiedyś zagrać na jednej scenie z the Rolling Stones”. Marzyliśmy, żeby chociaż zobaczyć z bliska instrumenty, na których oni grają. Rysiek zawsze o tym marzył i - jak widać - marzenia się spełniają. Niestety, on nie doczekał tej chwili. Stojąc tam, na scenie, mieliśmy to wszystko w pamięci. To zawsze była jego wielka fascynacja.

Spotkaliście się z członkami zespołu?

Nie, przywitaliśmy się tylko z perkusistą Charlie Wattsem. Reszta muzyków była wtedy nieuchwytna. Każdy z nich osobno przylatywał na ten koncert. Na stadion przybywali każdy prosto z samolotu. Spotkaliśmy ich rodziny, bo przywieźli ciotki, wujków i kogo się dało. Do tego była niezła wyżerka. Ale nas to nie interesowało. Byliśmy zbyt spięci koncertem.

Czy uważasz, że udało wam się zrealizować te cele, które stawialiście sobie zaczynając?

Większość tak, ale nie do końca. Człowiek zawsze ma nadzieję, że coś potoczy się w inny sposób. Mieliśmy nadzieję, że będziemy razem. Nigdy nie przypuszczaliśmy, że tak się może wszystko ułożyć z Ryśkiem. Dlatego ciężko jest mówić o spełnieniu ambicji, bo to jest takie bardzo płynne i nieuchwytne. Pół biedy, że chociaż możemy grać dalej i ludzie nas słuchają. Nie gramy tylko po to, żeby to sztucznie przedłużać. Gramy, bo wiemy, że w ten sposób ludzie będą się interesować tym, co działo się kiedyś, bo to jest historia. Historia jest tym czym jest zespół.

Czy obserwując polską scenę bluesową znajdujesz na niej obecnie coś ciekawego?

Teraz mamy bardzo specyficzny okres. W bluesie niewiele się dzieje, bo zainteresowania ludzi idą w kierunku latynoskich i bałkańskich rytmów. To jest moda, która wkrótce przeminie. Blues nigdy nie był taką modą i nie cieszy się aż takim zainteresowaniem. Jest to muzyka, która musi dotrzeć głębiej i gdy już raz dotrze, pozostaje w nas na zawsze. I to jest najfajniejsze.

W tym roku odbędzie się jubileuszowa, już 20. edycja Rawa Blues Festiwal. Czy jest szansa, że znów na nim zagracie?

To Irek Dudek decyduje o tym, kto zagra. On jest szefem, tak że my nie bardzo możemy w tym kierunku coś zrobić. Graliśmy tam bardzo długo. Jest to bardzo dobry festiwal, ale uważam, że można by jeszcze podnieść jego poziom. Potrzeba tam większych gwiazd. Tak, aby festiwal stał się prawdziwym wydarzeniem. Jeśli jednak taka propozycja się pojawi, z wielką radością z niej skorzystamy. Myślę jednak, że co się odwlecze to nie uciecze, i jeszcze kiedyś tam zagramy.

Napisaliście piosenkę do nowego polskiego filmu „Ja, złodziej”, w reżyserii Jacka Bromskiego. Jak do tego doszło?

Dostaliśmy propozycję, aby wykorzystać w filmie parę naszych numerów. Później powstał pomysł, aby napisać nowy utwór. To była jednorazowa propozycja i nie wiemy, czy w przyszłości będziemy jeszcze coś takiego robić. Kto wie, może kiedyś napiszemy jakąś muzykę czysto filmową.

Dlaczego podczas reedycji waszej dyskografii zdecydowaliście się obciąć trzypłytowe pierwotnie wydawnictwo „List do R.” tylko do jednej płyty?

Chcieliśmy zachować z tego koncertu wszystko, ponieważ było to niesamowite wydarzenie. Ale zupełnie się to nie sprzedawało. Myśleliśmy, że to może z powodu ilości płyt, nie każdego przecież stać. Ale z tego też nic nie wyszło. Tamten cały materiał jest na razie zarekwirowany, ponieważ jest dowodem w sądzie przeciwko poprzedniemu wydawcy. Możliwe jednak, że kiedyś jednak ten materiał ujrzy światło dzienne i wydamy jakieś specjalne wznowienie..

Jaki jest wasz stosunek do Internetu?

Otworzyliśmy sobie właśnie oficjalną stronę. Uważamy, że nieważne, co i jak, ale z mediami trzeba być za pan brat. Młodzi ludzie bardzo się tym interesują i często z Internetu korzystają, dlatego choćby tylko dla informacji powinniśmy tam zaistnieć. Co prawda obawiamy się całego tego zamieszania ze ściąganiem albumów, ale mamy nadzieję, że wkrótce to jakoś się unormuje.

Dziękuję za rozmowę.

import rozrywka
Dowiedz się więcej na temat: nowa płyta | festiwal | koncert | Opole | legenda | Dżem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy