"Bangkok nigdy nie zasypia"
Trio zaczęło też zdobywać swoich fanów w Azji Południowo-Wschodniej. W 2001 roku zespół zagrał doskonale przyjęte przez stęsknionych ciężkich brzmień Azjatów koncert w Bangkoku, a efekt podróży do tego miasta został upamiętniony kolejnym w karierze Sodom albumem koncertowym, zatytułowanym "One Night In Bangkok", który ukazał się w Polsce pod koniec lata 2003 r.
Z okazji wydania tej płyty z Tomem Angelripperem rozmawiał Lesław Dutkowski.
Tom, głównym powodem naszej rozmowy jest płyta "One Night In Bangkok". Wiem, że byliście tam w 2001 roku, podczas podróży promującej album "M-16", bo rozmawialiśmy tuż przed jej wydaniem. Interesuje mnie jednak, jakie masz wrażenia z samej podróży, a nie tylko z "Rockpub", gdzie zarejestrowaliście koncert?
W sumie byliśmy w Bangkoku już trzeci raz. Wszystko dzięki koneksjom naszego przyjaciela Manniego Eisenblättera z magazynu "Metal Hammer". On niemal bez przerwy jeździ do Tajlandii i już wiele lat temu powiedział nam, abyśmy pojechali z nim, zrobili sobie wspaniałe wakacje, bo Bangkok to piękne miasto, a ludzie są bardzo przyjacielscy.
Nie należy nas mylić z seks-turystami, którzy tam jeżdżą. Owszem, mieliśmy kupę zabawy, chodziliśmy sobie do barów, piliśmy z miejscowymi jak z przyjaciółmi. Wtedy też powstał pomysł, żeby zorganizować tam nasz koncert, bo widzieliśmy wielu fanów metalu wałęsających się po ulicach.
Najpierw myśleliśmy, żeby pojechać na trasę do Japonii, a potem do Wietnamu, ale okazało się to niemożliwe do wykonania, ponieważ w Wietnamie nie było szans na zorganizowanie koncertu. Zorganizowaliśmy więc koncert w "Rockpub" w Bangkoku i było niesamowicie - ludzie wariowali, bo żaden tak ostry zespół nigdy wcześniej tam nie grał. Wprawdzie nie jest to miejsce, w którym można zarobić pieniądze na koncertach, ale chrzanię to. Ludzie są tacy wdzięczni za to, że się tam zagrało. To było wspaniałe przeżycie dla mnie, dla całego zespołu i dla fanów również.
Sądzę, że po tym koncercie wasza popularność w Bangkoku znacznie wzrosła?
O tak. Ludzie czekali na nas. Chyba z każdym z nich zdarzyło mi się porozmawiać. Moim zdaniem trzeba nawiązywać kontakty z fanami również po koncercie. Napiłem się z każdym piwka i wielką radością wysłuchałem, że oni są nam wdzięczni, bo nigdy wcześniej żaden tego typu zespół u nich nie grał. Tego koncertu nie da się porównać z tym, co dzieje się w Niemczech czy w Europie. Zamierzamy wrócić tam w przyszłym roku i zagrać może na jakimś festiwalu metalowym z innymi zespołami. Tamtejsi fani mają na to wielką nadzieję. Na nasz koncert przyjeżdżali z Malezji i z Indonezji.
Czy po tym, jak koncert Sodom w Bangkoku już nastąpił, łatwiej jest tam kupić wasze płyty?
Nie sądzę. Cały czas oficjalnie nie można ich kupić. Wiem, że krąży tam wiele różnych bootlegów. Nie mamy tam kontraktu wydawniczego, a poza tym nie ma tam żadnej wytwórni, która mogłaby nas wydawać. Pytałem po koncercie fanów - którzy w czasie koncertu śpiewali z nami wszystkie kawałki - skąd znają starsze nagrania, a oni powiedzieli mi, że ściągnęli sobie wszystko z Internetu. Nie przeszkadza mi to. Jeśli jesteś fanem Sodom i nie masz kasy, by kupić naszą płytę, bądź nie masz gdzie jej kupić, musisz zadowolić się ściągnięciem z Internetu albo bootlegiem.
Zabraliście ze sobą swój merchandise do Tajlandii?
Nie. Mieliśmy tylko trochę koszulek, które zostały nam z trasy po Japonii oraz trochę promujących koncert w Bangkoku t-shirtów. Rozdaliśmy je fanom za darmo, bo ludzie tam są naprawdę bardzo biedni i nie chcieliśmy na nich zarabiać pieniędzy.
Na płycie jest jeden wideoklip z koncertu. Nie myślałeś, żeby coś więcej jeszcze dodać?
Zarejestrowaliśmy cały koncert, a poza tym gdy wylądowaliśmy w Bangkoku od razu powitała nas stacja telewizyjna, której udzieliliśmy wywiadu do programu muzycznego. Zebraliśmy wszystko, co się tylko da, ponieważ zaczęliśmy już produkcję DVD, które wyjdzie w 2004 roku, chyba w czerwcu. Zależy nam na tym, by to DVD było naprawdę wyjątkowe. Będzie na nim zarówno cała nasza historia, jak i najnowsze fragmenty. Mam pomysł, aby dla naszych fanów z Azji zrobić coś wyjątkowego.
Możesz ujawnić, co znajdzie się w sekcji specjalnej DVD? Jako lider zespołu na pewno od lat zbierasz różne rzeczy, które go dotyczą i na ten temat z pewnością wiesz najwięcej.
Marzy mi się, by to DVD było naprawdę wypasione. Powiem ci, że nie jestem znowuż takim wielkim kolekcjonerem pamiątek związanych z Sodom. Znam jednak takich gości, którzy zbierają absolutnie wszystko - plakaty, zdjęcia, koncerty, bootlegi. Zależy nam na tym, by na DVD znalazła się kompletna historia Sodom, począwszy od 1982 roku - pierwsze demówki, wywiady, rozmowy z fanami. Niebawem wejdziemy do studia, by przyjrzeć się zarejestrowanym tegorocznym koncertom podczas festiwali Wacken Open Air, With Full Force, Bang Your Head. Naprawdę jest przed nami wielka praca do wykonania i mam nadzieję, że uda się nam ją zakończyć do maja 2004 roku.
Porozmawiajmy trochę o koncercie w Bangkoku. To był wasz pierwszy występ tam. Miałeś tremę, czy byłeś tylko podekscytowany?
(śmiech) Nie, nie miałem tremy. Byłem troszeczkę zdenerwowany, ale z powodu kłopotów technicznych. Gdy zagraliśmy próbę po południu i nagraliśmy ją, brzmiało to fatalnie. Wszystko przez to, że nie mieli tam profesjonalnego sprzętu. Walczyliśmy razem z naszymi technicznymi, by wszystko zabrzmiało możliwie najlepiej. Gdy wychodzisz na scenę musisz mieć dobry odsłuch. Na szczęście mieliśmy go i z każdym kawałkiem grało nam się lepiej. Było cudownie. No i mogliśmy grać tak długo jak chcieliśmy. Żadnych ograniczeń. W Niemczech zwykle możesz grać 40 minut albo godzinę. Tamtejszy promotor powiedział nam, że jeśli mamy ochotę, to możemy grać nawet trzy godziny. Wytłumaczyłem mu, że to nie jest możliwie, bo padłbym martwy. (śmiech)
Produkcją całości zajął się Harris Johns, producent naszej płyty "M-16". Każdy kawałek obrobił tak, że sygnał był wyraźny. Ale żeby nie było nieporozumień - wszystko zagrane jest na żywo. Niektórzy mają co do tego wątpliwości. Sodom jest chyba jedynym zespołem, który wydał trzy płyty koncertowe i każda z nich zawiera materiał na żywo, bez dogrywek. Nie zamykam się w studiu po to, by nagrywać płyty koncertowe.
Ponoć wewnątrz klubu panowała niesamowita wilgotność. Czy ciężko ci było dotrwać do końca?
Nawet nie. Oczywiście nie da się tego porównać do tego, co dzieje się na naszych koncertach na przykład w Niemczech. W Bangkoku wielu fanów robiło stage diving. Czasami któryś mnie dotknął, ale to nie było żadnym problemem. Ludzie byli bardzo szczęśliwi i to było najważniejsze. Nie byli tak agresywni jak fani w Europie. Oni przypominają zachowaniem Japończyków.
Tam traktowano nas jak wielkie gwiazdy i wszyscy byli bardzo zaskoczeni, gdy po koncercie zszedłem ze sceny i piłem z nimi piwo. Ja tam żadną gwiazdą rocka nie jestem i zawsze staram się być blisko fanów, bo to oni mnie wspierają i dzięki nim mogę robić to, co robię. Muszę im się w jakiś sposób za to odwdzięczać.
Wspomniałeś, że to już trzecia płyta koncertowa Sodom. Czy którąś z nich jakoś szczególnie wyróżniasz?
Trudno mi na to odpowiedzieć. Niektórzy narzekają, że znowu wydaliśmy płytę koncertową. Ale nie jest to żadna tradycja tego zespołu. Gdy nagramy cztery płyty studyjne, chcemy po prostu wydać album koncertowy. I nie zamierzamy z tego rezygnować. "Mortal Way Of Life" jest w porządku. Nagraliśmy ją krótko po tym, jak Frank Blackfire dołączył do zespołu. "Marooned" z kolei to bardzo mocna płyta. Nagrana w Hamburgu, bardzo ciężka, ostra. Nie potrafię tego porównać, bo każda z tych płyt została nagrana w zupełnie innym składzie. Na "Marooned" grali Atomic Steif na perkusji a Andy Brings na gitarze. Na tej najnowszej płycie grają ze mną Brenemann i Bobby, z którymi gram już chyba z osiem lat. Dlatego też uważam, że dobrze zrobiliśmy nagrywając płytę koncertową. Porównania są raczej niemożliwe. Mogę tylko powiedzieć, że na "One Night In Bangkok" jest typowe brzmienie Sodom.
Czy ta podróż do Tajlandii zainspirowała cię może do napisania jakiegoś kawałka?
Nie. Inspiracją dla mnie była podróż do Wietnamu, gdzie zobaczyliśmy wiele ciekawych rzeczy. Pewnie mógłbym napisać kawałek o ludziach z Bangkoku, bo spędziliśmy tam chyba ze dwa tygodnie i miałem wrażenie, że codziennie jest weekend. Cały czas jedna wielka impreza. (śmiech) Bangkok nigdy nie zasypia. Gdyby ktoś mnie wtedy zapytał, jaki jest dziś dzień, nie potrafiłbym na to odpowiedzieć. Nie można tego z niczym porównać. Wiem jednak, że jest wielu takich, którzy jadą tam wyłącznie jako seks-turyści i piep**ą małe dzieci. To na pewno nie był nasz cel. Chcieliśmy miło spędzić czas. Już kiedyś napisałem piosenkę o Bangkoku i jest ona na pierwszej płycie Onkel Tom i nazywa się "Poppybar". Opowiada ona o taki wyjątkowym miejscu, w którym byliśmy w 1991 roku, gdy zawitaliśmy do Bangkoku po raz pierwszy. Nie sądzę jednak, by zdarzyło mi się napisać piosenkę o tym mieście dla Sodom.
A myślałeś kiedyś na przykład o wydaniu płyty Sodom z samymi przeróbkami? W końcu przez te ponad 20 lat trochę ich nagraliście...
Album z przeróbkami? Nie wiem... nie sądzę. Komu to potrzebne. (śmiech) Owszem, było tego trochę, kawałki Motorhead, Venom, Tank, Thin Lizzy. Ale rzeczywiście jest to problem, bo co jakiś czas powinniśmy zrobić coś wyjątkowego. W końcu wychodzi setki płyt każdego miesiąca. Kto to wszystko ma kupować? (śmiech) Na pewno czymś specjalnym z naszej strony będzie płyta DVD, o której już ci mówiłem. Przygotowujemy już także nową płytę. To będzie naprawdę dobra płyta.
Właśnie miałem cię zapytać o nową płytę. No to powiedz mi, czy napisałeś już coś na nią?
W tej chwili mamy napisanych osiem kawałków. Jestem bardzo miło zaskoczony, bo stworzyliśmy naprawdę bardzo dobre piosenki. Na "M-16" było sporo takich klasycznych kawałków, jak tytułowy czy "Napalm In The Morning". Na nowej płycie będą same klasyki Sodom. (śmiech) Jeśli posłuchasz ich raz czy dwa już nigdy ich nie zapomnisz. Staramy się też powrócić do tej ciężkości, która była na płycie "Code Red" czy nawet "Agent Orange". Robimy wszystko, by fani Sodom dostali od nas to, co najlepsze, ponieważ nigdy nie chcielibyśmy ich rozczarować.
A czy tym razem jest jakiś główny temat dla twoich tekstów na nową płytę?
Na "M-16" pisałem głównie o Wietnamie, ale na nowej płycie już czegoś takiego nie będzie. Napiszę po prostu o wszystkim. Będzie o polityce, o terroryzmie. Chcemy trochę odejść od tego militarnego wizerunku, który był na "M-16". Sodom to chyba najbardziej znany undergroundowy zespół na świecie. I chcemy znowu pokazać się w skórzanych kurtkach, być może w kolcach. Zależy nam na tym, aby wyglądać jak normalny thrashmetalowy zespół. Także nowe zdjęcia na płytę muszą to odzwierciedlać. W tekstach oczywiście znajdziesz coś o wojnie, coś antywojennego, bo w końcu wojna rozgrywa się wszędzie wokół nas.
Kiedy rozmawialiśmy dwa lata temu, przygotowywałeś się do wspólnej trasy z Kreator i Sodom. Patrząc z perspektywy czasu, jakie masz wspomnienia z tego tournee?
To było wspaniałe wydarzenie. Było to najlepsze tournee jakie kiedykolwiek zagraliśmy. Zarówno dla mnie, jak i dla fanów było to historyczne wydarzenie. Trzy największe thrashmetalowe zespoły z Niemiec zagrały wspólną trasę koncertową. Cudowne przeżycie. Spotkałem niedawno Schmiera i on chciałby, aby zorganizowano drugą część tej trasy. Ale trzeba by jeszcze przekonać Mille, bo on nie miał ochoty na jeszcze jedną taką podróż. Nie wiem, może miał rację, a może nie miał. Moim zdaniem był to absolutnie wyjątkowy zestaw i do tego do obejrzenia za bardzo niską cenę. To było też dobre dla nas. Każdy zagrał po godzinie. Chciałbym bardzo, by odbyła się część druga. Może uda się w przyszłym roku. Nie wiem...
Powiedziałeś, że DVD Sodom powinno być gotowe w maju 2004. Kiedy natomiast możemy się spodziewać nowej płyty?
Wydaje mi się, że ukaże się jesienią 2004. Gdyby to ode mnie zależało, płyta ukazałaby się znacznie wcześniej, ale jest jeszcze coś takiego jak polityka wytwórni płytowej. W przygotowaniach jest DVD, także płyta Onkel Tom. DVD postaramy się wydać tuż przed letnimi festiwalami, zaś płytę spróbujemy wydać krótko po tym.
Ostatnie pytanie dotyczy futbolu. Co się dzieje z twoim ukochanym Schalke 04 w tym sezonie?
Nic dobrego się nie dzieje. (śmiech) W 2004 roku jest setna rocznica klubu i każdy czeka na zdobycie mistrzostwa Niemiec. Nie będzie to wcale takie proste. Jest nowy trener, nowi piłkarze, wspaniały stadion Arena auf Schalke. Rudi Asauer, menedżer klubu, wydał masę pieniędzy. Ale oni mimo wszystko nie grają dobrze. (śmiech) Jednak jeżeli jesteś prawdziwym kibicem Schalke, nigdy nie przestaniesz nim być.
Rudi Asauer popełnił wiele błędów. To taki typowy wielki boss, z cygarem w ustach. Mówi, że coś ma być i tyle. Nie wiem, co z tego wyniknie. Setną rocznicę klubu wszyscy w Gelsenkirchen na pewno wszyscy będą bardzo hucznie obchodzić. Kiedy jednak przyjdzie sukces? Do tej pory go nie było. Mam tylko nadzieję, że w przyszłym roku będą grać lepiej niż w tym.
Dziękuję ci za rozmowę.