"Przebłyski przyszłości z innego wymiaru"
Za sprawą piosenki "Somebody That I Used To Know" belgijsko-australijski muzyk o pseudonimie Gotye stał się wykonawcą rozpoznawalnym na całym świecie.
Wokalista i multiinstrumentalista Gotye naprawdę nazywa się Wouter De Backer. Urodził się w belgijskiej Brugii w 1980 roku. W Melbourne zamieszkał gdy miał dwa lata.
Pierwsze muzyczne kroki w Australii stawiał w zespole Downstares. Kolejne nagrania powstały już pod szyldem grupy The Basics, w której zaczął wykorzystywać sample (tworzył także samodzielnie jako Gotye). Pierwsze dwa albumy Gotye - "Boardface" (2003) i "Like Drawing Blood" (2006) - miały jedynie lokalny zasięg, choć przyniosły artyście popularność w alternatywnych kręgach.
Trzeci, "Making Mirrors", ukazał się w 2011 roku w Australii i szybko pokrył się tam podwójną platyną. Płyta podbiła także listy sprzedaży w Belgii, Holandii i Nowej Zelandii. Wydany w lipcu 2011 roku singel "Somebody That I Used To Know" (duet z nowozelandzką wokalistką Kimbrą) zadebiutował na 27. miejscu australijskiej listy przebojów.
Jego popularność z czasem zaczęła lawinowo rosnąć (na swoich profilach na Twitterze umieścili go m.in. Ashton Kutcher i Lily Allen), osiągając status ośmiokrotnej platyny za ponad pół miliona sprzedanych singli.
Teledysk "Somebody That I Used To Know" w internecie dobija do 60 mln odtworzeń, doczekał się niezliczonych przeróbek, parodii i żartów. Dzięki temu album "Making Mirrors" (polska premiera 7 lutego) stał się pewnym kandydatem do miana odkrycia przełomu 2011 i 2012 roku.
Zobacz klip "Somebody That I Used To Know":
Jak wyglądało nagrywanie "Making Mirrors"?
- Album został niemal w całości nagrany w pomieszczeniu znajdującym się w wielkiej szopie na posesji moich rodziców, na półwyspie Mornington w australijskim stanie Wiktoria. Zainstalowałem tam najróżniejszy sprzęt nagraniowy, jaki udało mi się zebrać na przestrzeni lat; głównie taki, który był kompatybilny z MacBookiem Pro, oraz magnetofon na ćwierćcalową taśmę podarowany mi przez mojego przyjaciela filmowca. Szopa okazała się idealnym miejscem do tego, by zainstalować tam sprzęt, eksperymentować całymi godzinami i rejestrować efekty tych eksperymentów.
- Mój kumpel, Lucas Taranto, zagrał na gitarze basowej w większości utworów na "Making Mirrors". Graliśmy razem już jako nastolatkowie, w naszym pierwszym zespole. Kiedy ten zespół się rozpadł, zacząłem tworzyć muzykę na własną rękę. Dużo radości dała mi też gra w formacji The Basics.
Kiedy nagrywasz płytę sam, zdecydowanie zdarzają się takie chwile, w których czujesz się samotny - nie ma więc w tym nic złego, jeśli jest przy tobie drogi, stary przyjaciel, który podnosi cię na duchu.
Skąd czerpiesz inspiracje? Chętnie sięgasz po sample z płyt winylowych.
- Już jako nastolatek buszowałem w komisach - a jeden z nich, mieszczący się po sąsiedzku, kryje w sobie prawdziwą skarbnicę starych płyt, z której można wybierać do woli. Nagrywając i stosując multisampling brzmień akustycznych instrumentów w celu nadania nowej płycie brzmienia odmiennego od poprzednich, nie mogłem oprzeć się pokusie samplowania starych winyli.
- Chyba chodzi tu o moją fascynację tą ogromną ilością muzyki, jaka została zarejestrowana przez lata. Dzięki internetowi łatwiej jest dziś odkrywać muzykę, która inaczej byłaby skazana na zapomnienie - ale i tak coś ciągnie mnie do buszowania w komisach. To uczucie, kiedy znajdujesz coś osobliwego, czego nie spodziewałeś się znaleźć...
- Pomysły na piosenki biorą się u mnie z reakcji na konkretne rzeczy. Chyba każdy dźwięk, który kiedykolwiek wywołał u mnie reakcję, stał się zalążkiem pomysłu. Określiłbym to po prostu jako śmiałe kojarzenie dźwięków, które dla mnie jest ekscytującym punktem wyjścia do rejestrowania muzyki. Dzięki temu można uzyskać kombinacje, które wcześniej nie przyszłyby ci do głowy, a kiedy się już w to wciągniesz, otrzymujesz połączenia dźwięków, które brzmią tak, jakby ich poszczególne komponenty były wręcz stworzone dla siebie.
- Technologia potrafi oferować nam niesamowite, fantastyczno-naukowe wizje, które można porównać do przebłysków przyszłości. Jednocześnie wizje te bardzo szybko mogą stać się staromodne i przestarzałe. Muzyka organowa zaintrygowała mnie jako sztuka, w której zawiera się miniona epoka narodzin przełomowej technologii i pojęcie masowej rozrywki.
- Wszystkie te piosenki mają swoje źródło w natłoku przypadkowych i sprzecznych myśli, które kłębią się w mojej głowie jak fale dźwiękowe uwięzione między taflami szkła. A w sprzyjających okolicznościach pozwalają mi one jednocześnie snuć przemyślenia na temat świata, który mnie otacza.
Tłum. Katarzyna Kasińska
(Na podstawie materiałów promocyjnych Universal Music Polska)