Reklama

"Powrót do metalu"

Wiadomość o tym, że Gwar znów gra metal z pewnością ucieszyła fanów tej wyjątkowej grupy. Co więcej, kapela powróciła triumfalnie na europejskie sceny, występując na kilku letnich festiwalach, w tym na brytyjskim Bloodstock, gdzie ziemskie wcielenie Oderusa Urungusa - Dave Brockie zgodził się na udzielenie krótkiego wywiadu dla "Hard Rockera".

Otaczając się mgiełką dymu marihuanowego i bekając potężnie oparami pochłanianego w nadzwyczajnych ilościach Jagermeistra, Oderus z wielkim zaangażowaniem odpowiadał na zadawane mu pytania, zdradzając między innymi parę tajemnic dotyczących nowego albumu "Bloody Pit Of Horror". Choć słowo drukowane nie jest w stanie oddać klimatu tego wywiadu, z pewnością zachęci on Was do sięgnięcia po ostatnie, jak i nadchodzące wydawnictwa zespołu.

Z muzykiem rozmawiał Wojtek Gabriel.

Lemmy stwierdził kiedyś po obejrzeniu koncertu Gwar, że ma nadzieję, że nigdy nie będzie musiał tak ciężko pracować. Czy po 25 latach występów w kostiumach nadal cię to bawi tak, jak na początku?

Reklama

- Cóż, nie wiem, musisz zadać sobie pytanie - czy to wygląda jakbym nadal się dobrze bawił? Myślę, że tak. Bawię się tak samo, a właściwie jeszcze lepiej. Bo wiesz, kiedy Lemmy to powiedział, nie graliśmy jeszcze na Wacken, nie graliśmy na Bloodstock. Ciągle jeszcze nie graliśmy w Japonii i nie byliśmy na Marsie, więc wiele dobrego przed nami.

Kiss, który był dla was wielkim źródłem inspiracji, pogrywał jakiś czas bez masek. Myślisz, że Gwar wystąpi kiedyś bez kostiumów?

- Robimy to cały czas! Mamy w Stanach kapelę Rawg, czyli Gwar od tyłu i gramy materiał Gwar, szczególnie nowy, którego ludzie jeszcze nie słyszeli. Gramy bez kostiumów, ale upieramy się, że to nie Gwar, tylko tribute band. Dopiero co graliśmy na Gwar BQ, imprezie którą robimy co roku, i zrobiliśmy z Rawg seta zawierającego całą muzyczną historię Gwar. Wpadli nawet oryginalni muzycy z różnych okresów kapeli i było zajebiście. Poza tym przypomniało nam to, że oczywiście Gwar robi najbardziej szokujące show w historii rock'n'rolla, ale mamy 25 lat muzyki, żeby to wesprzeć. Wielu ludzi, którzy oglądają show zachwyca się, ale zapominają o tym, że tam jest pieprzona metalowa kapela. Trochę nas to boli, bo tak naprawdę chodzi nam o muzykę. Kostiumy, show, to przyszło później. Kapela zawsze była pierwsza. Od kiedy byliśmy dzieciakami, chcieliśmy być w zespołach rock'n'rollowych i byliśmy w tysiącach zespołów, aż w końcu narodziła się idea Gwar i wspięliśmy się na szczyt.

Czyli nie jesteś zbyt szczęśliwy, kiedy ludzie przychodzą tylko dla show, nie dla muzyki?

- Jedyne co mi przeszkadza to to, że czasem ludzie są takimi ignorantami. Muzycy z innych kapel są najgorsi, nie fani - fani są wspaniali. Nawet ludzie, którzy traktują metal bardzo poważnie, kiedy widzą i słyszą Gwar, wiedzą o co chodzi. Brzmi dobrze, podoba im się to, co widzą. Ale są ludzie, którzy podchodzą do metalu na tyle poważnie, że nawet nas nie posłuchają i nie mają ochoty obejrzeć show, wiesz: "Ehh, Gwar, to nie jest poważny metal." Żal mi ich, bo uważam, że to najwspanialsze show i idealny miks muzyki i sztuki. Ale każdy ma własne zdanie, a ja to szanuję.

Zobacz teledysk do utworu "Zombies, March!" promującego płytę "Bloody Pit Of Horror" Gwar:

Podejrzewam, że miałeś masę problemów z cenzurą, z powodu tekstów i obscenicznego zachowania. Miałeś kiedyś problemy z prawem?

- Tak, byłem aresztowany, zamknięty w więzieniu, straszyli mnie deportacją, ale nigdy nie zostałem pobity czy coś takiego i zawsze udało mi się wyślizgnąć legalnymi metodami i powiedzieć: "Pie****cie się, jestem artystą!", albo przynajmniej przyznać się do jakiejś mniejszej winy, czy pójść na układ z policją. Po jakimś czasie się poddali.

- Mieliśmy problemy z cenzurą we wczesnych latach, ale Gwar był na scenie tak długo, że w końcu stwierdzili: "Pieprzyć to. Za każdym razem kiedy próbujemy ich przygwoździć za obsceniczne zachowanie, sami wychodzimy na głupków." Teraz nas ignorują, co jest dla nich nawet gorsze - to zły pomysł, bo Gwar jest coraz większy i większy. Wydaje im się, że jak nas oleją, to sobie pójdziemy, a my szalejemy coraz bardziej.

Wczesne albumy były punk/metalowe, potem mieliście ten eksperymentalno-industrialny okres, by w końcu powrócić do metalu. Jak myślisz, ile szkód wyrządziły wam te eksperymenty, jeśli chodzi o popularność?

- Wydaje mi się, że nas udupiły, szczególnie w Europie, gdzie ludzie traktują metal poważnie. Ale z drugiej strony, dodało nam to sił, bo musieliśmy ciężko pracować i musieliśmy to wszystko przetrwać i upewnić się, że nie chcemy być tego typu zespołem. Zaczęliśmy mniej więcej w miejscu, w którym chcieliśmy być, potem wyruszyliśmy w tę wielką muzyczną podróż i wydaje mi się, że dało nam to długowieczność.

- Wiesz, zrobiliśmy bardzo eksperymentalne albumy, nie jeden album, to trwało 10 lat, ale w końcu doszliśmy do wniosku: "Metal - tam powinniśmy być!" Od dłuższej chwili siedzimy w metalu i metalowa publiczność ponownie nas przyjęła, może nie w stu procentach, ale prawie i teraz dobre albumy znacząco górują nad tymi eksperymentalnymi. Nadal wyrządza nam to dużo szkód, kiedy ludzie sięgają po Gwara, wrzucają jedną z tych płyt i stwierdzają: "Co to k***a jest!?", ale kiedy wrzucają nowy album, wiedzą o co chodzi. Tak więc zaszkodziło nam to, ale jednocześnie pomogło.

Ostatnia płyta została świetnie przyjęta, najlepiej od lat, czyli poszliście we właściwym kierunku...

- Cóż, muzycy naprawdę się postarali i stwierdziliśmy: "Napiszemy świetny, zachwycający metal." I tak właśnie się stało. Zamiast odrzucać to, o czym mówili nasi krytycy, uwierzyliśmy, że może mają rację. Stwierdziliśmy: "Wiecie co, postarajmy się i zróbmy konkurencję każdej kapeli, która tam jest". Wiedzieliśmy, że potrafimy grać tak dobrze jak ktokolwiek inny, a ja wiem, że jestem wykonawcą posiadającym tę rzadką cechę umiejętności bycia prawdziwym frontmanem. Przez całe życie byłem szkolony do bycia na scenie, całe życie, więc to nie ja powstrzymywałem zespół.

- Kiedy w końcu skład się zgrał, a zajęło nam to 15-17 lat, żeby w końcu się zgrać w tej konfiguracji, ale kiedy już się udało, jest świetnie. Teraz Gwar będzie się toczył przez wieki. Gwar nie jest kapelą, która musi się rozpaść. Nasze postaci są jak Superman czy Spiderman. Będą trwały wiecznie. Nikt nie wie kim jest Dave Brockie, każdy wie kim jest pieprzony Oderus Urungus. Oderus Urungus będzie żył, kiedy Dave Brockie będzie już szkieletem w ziemi.

Więcej w magazynie "Hard Rocker".

Hard Rocker
Dowiedz się więcej na temat: metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy