"Powierzchowność jest inspirująca"

Krakowski zespół SoundQ może być sporym zaskoczeniem dla fanów grających ciężką muzykę grup Thy Disease i Delight. To w tych formacjach za klawisze odpowiada Kuba Kubica, który w SoundQ stanął za mikrofonem i odpowiada za całokształt brzmienia.

SoundQ - fot. Michał Czekaj
SoundQ - fot. Michał Czekaj 

Twórczość SoundQ określana jest jako alternatywny pop oparty na brzmieniach syntezatorów analogowych z dodatkiem etnicznych sampli. Przychylnym okiem na zespół powinni spojrzeć fani Depeche Mode, Placebo, U2 czy Radiohead.

- Od dziecka nuciłem sobie piosenki Iron Maiden czy U2 olewając muzykę, którą kazano mi grać na lekcjach fortepianu - mówi Kuba Kubicy w rozmowie z Michałem Boroniem.

Macie za sobą występ na Audioriver jako jeden z laureatów konkursu Rynek Niezależny. Jakieś wrażenia, przemyślenia, uwagi z tego występu? Czy tego typu projekt jest warty kontynuacji? Czy takie występy festiwalowe mają przełożenie na późniejsze działania wokół zespołu?

- Wiesz co... cieszymy się bardzo, że wygraliśmy ten konkurs. W końcu było tam duże jury i doceniło akurat nas. Ponadto towarzyszył temu względnie duży szum medialny i polecieliśmy w Polskim Radiu Euro. Natomiast sam występ zaplanowano na godzinę 13 w niedzielę, czyli, mówiąc wprost, po festiwalu. Garstka ludzi która nas oglądała praktycznie siedziała na bagażach, bo nie udało im się zebrać na wcześniejsze pociągi. Do tego mieliśmy problemy sprzętowe, bo na scenie pojawiły się trochę inne graty, niż te o które prosiliśmy. Na przyszłość uważam, że powinno się dać szansę zaprezentowania się laureatom na dużej scenie i to w trakcie trwania festiwalu.

Jaki ładunek muzyczny przygotowaliście na EP-ce "Cargo Planes"?

- Wybuchowy. To trzy numery z nowej płyty, które udało nam się najwcześniej zarejestrować. Jesteśmy z nich cholernie zadowoleni - podkręciliśmy trochę tempa i intensywność, co wyszło nam zdecydowanie na dobre. Świetnie hula to na żywca. Polecam też wsłuchać się w teksty, bo dodają one każdemu numerowi szczególnej perspektywy.

Mam wrażenie, że ta EP-ka to większy nacisk na pierwsze słowo w określeniu "alternatywny pop", zgodzisz się? Więcej tu niż na debiucie eksperymentów, kombinowania z dźwiękami...

- Dobrze, że zwracasz na to uwagę. Staramy się konsekwentnie realizować nasze ambicje muzyczne. Chcemy grać świetne piosenki unikając wszędobylskich oczywistości, nudnych akustycznych aranży, czy powtarzanych w kółko zagrywek syntezatorowych. Każdy utwór rodzi się tak na prawdę z jakiegoś eksperymentu dźwiękowego i zanim stanie się piosenką jest jakimś przedziwnym tworem, który po odtworzeniu wywołuje u mnie samego zaciekawienie: "Cóż to takiego?". Potem oczywiście pojawia się wokal i struktury aranżu, które trochę to wszystko zakrywają, ale jak się dobrze wsłuchać to pod powierzchnią wszystko żyje i pulsuje.

W nagraniach pojawiają się elementy kultur muzycznych z różnych stron świata, jakieś etniczne sample... To efekt twoich podróży, wyjazdów?

- Myślę, że tak. "Elephants' Graveyard" powstał po moim powrocie z Maroka. Myślę, że jest w nim duch "Czarnej Afryki" której akurat nie miałem szczęścia nigdy zobaczyć, ale ku której popchnął mnie myślami świat muzułmańskiego Maghrebu. Podróż na Saharę była pod tym względem szczególnie inspirująca. A sam tytuł to nawiązanie do "Mahoniu" Kapuścińskiego.

"Cargo Planes" to jedynie danie wstępne przed drugim albumem SoundQ. Możesz coś więcej zdradzić na temat przygotowywanego materiału, jak idą prace, kiedy możemy spodziewać się efektu końcowego? Czy te trzy nagrania znajdą się także na nowej płycie, czy będzie to całkowicie premierowe wydawnictwo?

- Kiedy nagrywaliśmy EP-kę miałem nadzieję, że płyta pojawi się w okolicach listopada, ale teraz widzę, że to zwyczajnie nierealne. Część numerów jest jeszcze całkowicie rozgrzebana, brakuje tekstów. Do tego promowanie "Cargo..." okazało się dużo bardziej czasochłonnym procederem niż się spodziewaliśmy i tak na prawdę dopiero teraz powoli zaczynam pracę nad płytą.

- Trzy numery z EP-ki prawdopodobnie wejdą w skład longplaya, bo takie było pierwotne założenie ale też nie widzę powodu, żeby rozdzielać numery które łączą się tematycznie i stylistycznie z całą resztą. No chyba, że spadnie na nas plaga urodzaju i nie znajdziemy na krążku miejsca dla EP-kowiczów.

Po raz pierwszy swoje partie zarejestrowali pozostali muzycy SoundQ. Czy jakoś to wpłynęło na oblicze "Cargo Planes"? Na ile są oni zaangażowani w prace zespołu, czy tylko ograniczają się do odegrania przygotowanego materiału?

- Tak - te partie na pewno dodały piosenkom kolorów. Ja jestem twórczym tyranem, więc jest to współpraca "pod ścisłą kontrolą", tym niemniej, ku mojej uciesze, nikomu ten typ pracy nie przeszkadza. Myślę, że w przyszłości przyniesie to same dobre efekty. Ania ma świetną rękę i wyczucie pianistki a do tego gra na flecie, Tommy ma głowę otwartą na przeróżne eksperymenty gitarowe, Michał ma stalową łapę i stawia bas w punkcie, a Ziemo to gość, który żyje groovem, który gra.

Opowiedz o tematyce tekstów z EP-ki, bo muszę przyznać, że bardzo intrygująco zabrzmiała wiadomość o "kulcie samolotów transportujących towary" pochodzącym z tubylczych tradycji plemion melanezyjskich. Gdzieś na to trafił, bo pewnie przeciętny słuchacz nie ma nawet pojęcia, gdzie leżą Wyspy Melanezyjskie?

- Tutaj za inspirację posłużyła literatura antropologiczna, ale i świetny dokument Jacopettiego, który pamiętam jeszcze z dzieciństwa a który odkryłem ponownie na studiach. Chodzi o "Mondo Cane" i o końcówkę filmu kręconą w Porcie Moresby, gdzie podczas II wojny światowej powstała ruchliwa baza wojskowa i lotnisko. Jest to chyba najbardziej sugestywny i przejmujący przykład zderzenia tradycji plemiennych z cywilizacją. Tubylcy w niektórych częściach Melanezji do dzisiaj wierzą, że samoloty rodzą się w niebie, skąd wysyłają je na ziemię ich zmarli przodkowie i, że jeśli tylko uda im się powrócić do starych, zapomnianych praktyk rytualnych to bogactwa białego człowieka wylądują na ich wyścielonych liśćmi pasach startowych.

Tytułowy utwór "Cargo Planes" to najbardziej przebojowa rzecz, co nie oznacza, że gdzieś tam w tle, na dalszym planie nic się nie dzieje. Powiedziałbym nawet, że to właśnie tam bywa ciekawiej. To kolejny przykład tego, co wielokrotnie mówiłeś, że chcecie pisać piosenki.

- Tak... chyba tak. To taki mocno singlowy misz-masz z jazzującym pianinem, fletem i old-schoolowym disco syntezatorem i masą poukrywanych tu i ówdzie smaczków. Dla mnie osobiście bardzo ważna jest ta popowa melodyjność. Od dziecka nuciłem sobie piosenki Iron Maiden czy U2 olewając muzykę, którą kazano mi grać na lekcjach fortepianu. Nie chciałbym tej melodyjności zgubić a komponowanie numerów w gąszczu synthów i sampli niesie takie zagrożenie (śmiech).

Za sprawą tytułu "Elephant's Graveyard" skojarzenia biegną w stronę Afryki, choć typowych brzmień rodem z Czarnego Lądu tu niewiele...

- Jest wirtualna kalimba (mbira, zanza, w zależności od miejsca występowania) zwana fortepianem buszu, więc to już coś (śmiech). Tak na prawdę to wiesz... my nie gramy world music czy fusion. Elementy kultur muzycznych traktuję jako pretekst do pewnej intertekstualnej gry. Przyznaję, jest to trochę powierzchowne, ale ta powierzchowność jest inspirująca. Może być impulsem.

Dziękuję za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas