"Porządnie dostałam batem showbiznesu"

Najpierw rzuciła polską scenę muzyczną "Na kolana", teraz niebanalnie i zmysłowo zaprasza wszystkich do swojego wnętrza i pozwala "Zostać" na dłużej. Piękna, odważna i silna kobieta, "taka trochę emancypantka", która nigdy nie marnuje danej jej szansy. Przez życie idzie pewna swojej wartości i zamierza nigdy niczego nie żałować. To zaledwie namiastka tego, co można powiedzieć o Kasi Cerekwickiej. Z Eweliną Wiśniewską rozmawiała o swoim życiu, patrząc na nie przez pryzmat "Pokoju 203".

Kasia Cerekwicka
Kasia CerekwickaINTERIA.PL

Minął zaledwie tydzień od ukazania się twojego najnowszego albumu "Pokój 203". Jaka to jest płyta, co czeka nas w tym "pokoju"?

Przede wszystkim mnóstwo dobrej muzyki (śmiech). Na płycie znalazło się 14 utworów, do których wszystkie teksty napisałam sama, a realizacją i produkcją muzyki zajął się Piotr Siejka. Ten krążek diametralnie różni się od mojego poprzedniego albumu "Feniks", ponieważ jest utrzymany w klimacie popu, soulu i r&b, ale to takiego naprawdę bardzo nowoczesnego.

To bardzo odważny krok muzyczny z twojej strony...

Dosyć odważny to fakt, ale zgodnie z tym, co mówią, do odważnych świat należy. Dla mnie takim pierwszym odważnym krokiem muzycznym, a wręcz przełomem, był singel "Na kolana", któremu kilku radiowców wróżyło słabe i mało entuzjastyczne przyjęcie przez słuchaczy.

Jako argument podawali to, że piosenka jest "dość trudna", a wręcz "za trudna" i na pewno nie wpisze się w muzyczne gusty. A jak się okazało teraz śpiewa ją cała Polska. Co więcej już drugi raz słyszę w mediach, że jest to najczęściej słyszana piosenka w rozgłośniach radiowych, co bardzo mnie cieszy, bo rzeczywiście nie spodziewałam się aż takiego sukcesu.

Płyta od tygodnia jest już w sprzedaży, pojawia się coraz więcej ocen ze strony fanów i nie-fanów, a ja jestem ciekawa twojej oceny. Czy wszystko poszło zgodnie z planem, czy płyta jest taka jak chciałaś, czy taki był zamierzony efekt?

Tak, zdecydowanie tak i powiem nawet, że pierwszy raz w życiu tak w 200 procentach i obiema rękami podpisuję się pod czymś, czego dokonałam. Muszę przyznać, że praca nad tą płytą była dla mnie przyjemnością pomieszaną z poświęceniem, ponieważ wszystko powstawało w bardzo szybkim tempie, ciężkich warunkach i jawiło mi się jako jeden wielki chaos.

Miałam sporo swoich zajęć, koncertowałam, uczyłam się i jeszcze wystąpiłam w "Tańcu z gwiazdami", który już totalnie wyłączył mnie z pracy nad tym albumem. Ale jeszcze bardziej od tego okresu zapadły mi w pamięć dwa ostatnie miesiące, kiedy to próbowaliśmy złożyć album w jedną całość, bo ciągle pojawiały się niespodziewane przeszkody, a w tym i moja niedyspozycja głosowa. Ale na szczęście przetrwaliśmy te "bóle" i tak szczęśliwie zrodziła się nasza płyta (śmiech).

W tej chwili mam poczucie, że zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy i mieliśmy zrobić. Efekt oceniam jako zadowalający (śmiech).


Co zdarzyło się w pokoju 203, że postanowiłaś właśnie tak zatytułować swoją płytę?

Długo myślałam nad takim tytułem "kluczem", który zbierałby w jedną całość wszystkie piosenki. Piosenki, które są o emocjach i to jak zwykle tych najbliższych nam, o uczuciach, które nas spotykają, które niejednokrotnie nami targają, są po prostu o życiu...

Kiedy robiliśmy sesję zdjęciową do okładki tej płyty to miałam chwilę do namysłu, siedziałam w hotelowym pokoju i doszłam do wniosku, że to miejsce symbolizuje bogaty wachlarz życiowych historii, podobnie jak moja płyta. Skojarzyłam, że każda moja piosenka jest inna, opowiada o innym uczuciu, o osobie, która może się znaleźć w takim pokoju 203. Przez taki pokój codziennie przewija się ktoś inny, w tych ścianach miało miejsce za pewne wiele przeróżnych wydarzeń, okazywane były emocje i uczucia.

I idąc szlakiem tej myśli potraktowałam "Pokój 203" jako symbol, metaforę i jednocześnie zaproszenie, ponieważ tą płytą zapraszam do swojego wnętrza, do moich emocji, mojego życia...

Jakie uczucia i emocje czekają na nas w "Pokoju 203"? O czym śpiewasz?

Bardzo często piszę i śpiewam o miłości, bo wydaje mi się, że miłość i muzyka to są takie dwa słowa na "M", które doskonale ze sobą współgrają i nie powinny być rozdzielane. Śpiewam także o zazdrości, o kuszeniu, trochę jestem taką kusicielką, trochę jestem kobietą, która musi drugiej kobiecie nadepnąć na odcisk i zawalczyć z nią o swojego faceta. Śpiewam o kobiecie silnej, ale czasami i o kobiecie słabszej, choć zawsze jest to kobieta, która w tej nawet najgorszej chwili jest w stanie sama sobie poradzić, która nie jest uzależniona od mężczyzny.

Taka troszeczkę emancypantka, która, mimo, że cierpi to potrafi zebrać się w sobie i przejść przez życie z nosem uniesionym do góry. Tematów jest dosyć dużo - jestem czasem agresywna, słodka, wesoła, zakochana, ale przede wszystkim szczera.

Rozumiem, że ta silna kobieta, o której śpiewasz to ty?

Zgadza się, sama też bywam główną bohaterką swoich utworów (śmiech).

Czy to oznacza, że twój najnowszy album to twoja autobiografia?

Nie do końca. Rzeczywiście pisząc utwory do tej płyty inspiracje czerpałam głownie z uczuć, częściowo swoich, ale w większości ze zwierzeń moich najlepszych przyjaciółek, które non stop dbają o moją wenę twórczą (śmiech).

Bardzo często jest tak, że dzwonią: "Kaśka, jadę do Ciebie, zainspirować Cię", bo właśnie jakiś wątek miłosny w życiu jednej albo drugiej zaczął się rozwijać i wymaga kobiecej analizy. Takie historie rzeczywiście wpływają na moją wenę twórczą bardzo zbawiennie i wykorzystuję je z premedytacją, oczywiście za zgodą (śmiech).


Dlatego "Pokój 203" pod tym względem jest mniej autobiograficzny, gdyż inspiracje czerpałam z kręgu najbliższych mi osób. Ale jest kilka utworów, w których wylałam swoje emocje, zainspirowana filmem "Niczego nie żałuję" z Edith Piaf, napisałam dwie piosenki, takie bardzo osobiste i tylko o mnie. Opowiadają one o tym, co działo się w moim życiu, przez ostatnie 10 lat, jak dochodziłam do tego momentu, w jakim teraz się znajduję, co czułam, co przeżywałam... Takie swego rodzaju podsumowanie mojego życia do tej pory. Nie ukrywam, że mam pewien bagaż doświadczeń, niekoniecznie przyjemnych, które w moim dojrzewaniu odegrały ogromną rolę.

Zapraszasz do swojego wnętrza, otwierasz się przed ludźmi - czy nie boisz się, że różni ludzie różnie to mogą potraktować i twoje, w większości bardzo intymne piosenki, posłużą jako źródło insynuacji?

Okrutna prawda jest taka, że my artyści jesteśmy pozbawieni prywatności, czy tego chcemy, czy nie. I zdążyłam się to tego brutalnego zjawiska przyzwyczaić, co wcale nie oznacza, że podaję siebie na tacy i zdradzam wszystkie swoje tajemnice. Chciałam, żeby ta płyta była dużo bardziej odważna od poprzedniej i pokazywała, że Kasia Cerekwicka zmieniła się i dojrzała.

A czy jest coś w "Pokoju 203", co może zaskoczyć?

Hmm, zaskoczyć... Jest jedna piosenka, w której pokusiłam się o zrymowanie kilku wersów i jest to bez wątpienia coś nowego. Ale od razu uprzedzam proszę to traktować, jako intro i z przymrużeniem oka, bo raperka ze mnie żadna (śmiech). Choć wzięłam kilka lekcji i mam nadzieję, że efekt będzie zaskakujący, to proszę patrzeć na to, jako żart podsumowujący ostatnie 10 lat mojego śpiewania.

Dokładnie 10 lat temu wygrałaś "Szansę na sukces" i bez wątpienia swoją szansę pracowicie wykorzystujesz. A czy w ciągu tych lat opracowałaś swoją własną receptę na sukces?

Nie mam takiej recepty. Ja w ogóle wychodzę z założenia, że wszystko, co dzieje się w moim życiu jest dziełem przypadku. Wszystko to, co robię, robię spontanicznie i myślę, że tak jak nie ma recepty na przebój, nie ma też recepty na sukces. Według mojej filozofii to, co dzieje się w naszym życiu widocznie jest gdzieś tam zapisane, widocznie musiało się tak stać, z pełnym przekonaniem wierzę w przeznaczenie.

Uważam, że pewne rzeczy przytrafiają nam się po coś, nic, nawet, jeśli przypadkiem, nie dzieje się bez przyczyny.

U mnie w pewnym momencie, po naprawdę bardzo trudnych latach, nastąpił przełom i stanęłam pewnie na obie nogi. Tak jak bohaterka z moich piosenek powiedziałam - dosyć użalania się nad sobą, trzeba życie czerpać garściami, bo jest za krótkie by marnować je na żale. I od tamtej pory uśmiechnięta, pewnym krokiem i nie oglądając się za siebie idę przez świat. To zdaje się być moją jedyną wyznawaną "życiową receptą", którą mogę sprzedać.

Chciałabym, żeby każdy umiał uwierzyć w siebie, przede wszystkim w swoje możliwości i żeby, choćby nie wiem co, nie bał się spełniać swoich marzeń, by nigdy i niczego w życiu nie żałował. I w tym momencie po raz kolejny nawiążę do filmu z Edith Piaf (śmiech). To jest rzeczywiście piękne stwierdzenie - niczego nie żałować...


Twój najnowszy album w pierwszym dniu przedpremierowej sprzedaży uzyskał status złotej płyty, to oznacza, że twoi fani naprawdę z niecierpliwością czekali na kolejną płytę. A na czyje płyty ty czekasz z niecierpliwością, kto jest twoim muzycznym idolem?

Na początek chciałam powiedzieć, że moi fani to moja wielka radość, siła i jednocześnie mobilizacja. I bardzo im dziękuję za to, że są i za to, że kupują moje płyty. Natomiast, jeśli o mnie chodzi, to jest mnóstwo osób, które podziwiam za muzyczną twórczość. Gdybym miała wskazać polskiego idola to od lat, niezmiennie - Kayah, czekam na jej nową płytę i na pewno znów wyleje przy niej rzekę łez.

Jeśli chodzi o wzorce zagraniczne to również niezmiennie i od wielu lat muzyczną ikoną jest dla mnie Mary J. Blige. Mam jej wszystkie płyty i każda kolejna jest dla mnie niezwykłym zaskoczeniem oraz przeżyciem muzycznym. To jest artystka, która po prostu wyciska mnie totalnie z emocji i to również mnie inspiruje do pisania tekstów. Może to nie są teksty poetyckie, co też często mi się zarzuca, ale uważam, że do muzyki, która sama w sobie jest skomplikowana, do linii melodycznych, które same w sobie są trudne, gdybym jeszcze chciała kombinować bardzo poetycko to dykcyjnie nie dałabym rady.

Zresztą ja celowo pisze teksty bardzo szczere i wprost, żeby nikt nie musiał się zastanawiać, co autor miał na myśl, tylko żeby każdy mógł się z tym identyfikować. W życiu często bywa tak, że boimy się mówić o emocjach, bo nie wiemy jak to powiedzieć, a najlepiej i najprościej jest właśnie powiedzieć prostymi słowami, szczerze, bez zbędnych ceregieli i ozdobników, nie owijając w bawełnę i takie też są moje teksty - prosto z serca.

Ja nie kłamię, nie upiększam na siłę, nie szukam jakiś specjalnych wyrazów, czy porównań, ponieważ uważam, że nawet, jeśli 100 tysięcy razy powiem w każdej piosence "kocham cię" to jak po polsku można powiedzieć inaczej "kocham cię" - nie da się.

Język angielski jest jednak bardziej elastyczny, dostosowany do pisania, wszystko tak pięknie brzmi: "Kiss you, miss you" i miliard innych rymów. Człowiek może pisać i pisać, i rozbudowywać swoją warstwę emocjonalną za pomocą słów oraz na wiele więcej sposobów wyrażać uczucia. A w języku polskim cokolwiek by się nie zrobiło to niestety wychodzą rymy częstochowskie. Dysponujemy tylko "kocham cię" (śmiech).

To jak w takim razie, oceniasz upodobania muzyczne Polaków?

Moim zdaniem, poczyniliśmy gigantyczny krok na przód. Pamiętam, że pierwszy materiał r&b zrobiłam 7 lat temu, bo dokładnie tyle lat ma piosenka "Na kolana". Była wcześniej w różnych wytwórniach, gdzie sukcesywnie ją odrzucono, m.in. dlatego, że była za trudna. A mimo to wiedziałam i wierzyłam, że kiedyś nastąpi ten moment, że ktoś da mi szansę i ludzie będą chcieli słuchać mojej muzyki. Na co warto było czekać nawet te 10 lat (śmiech).


Według mnie, jest mnóstwo ludzi, którzy lubią i słuchają r'n'b i wydaje mi się, że problem tkwi w tym, że takiej muzyki nie ma. Jedyna stacja, na której można sobie posłuchać takich fajnych czarnych brzmień to jest MTV Base. Ta muzyka do nas nie dociera i u nas się nie rozpowszechnia, bo większość rozgłośni radiowych przejęło wzorzec, że wszyscy słuchają piosenek na jeden "szablon" - łatwych, lekkich i przyjemnych, szybko wpadających i wypadających z ucha, jednym słowem takiej papki. I to według mnie jest powód do zmartwień, ale jest również coś pozytywnego.

Mianowicie, jest coraz więcej rozgłośni radiowych, które preferują inną muzykę, są bardziej ukierunkowane, czy to na rock albo typowy chillout. To bardzo fajne przedsięwzięcie i chciałabym, żeby się rozwijało, ponieważ to szansa dla ludzi preferujących różne style muzyczne.

Znamy już twoich muzycznych idoli, znamy twoje preferencje muzyczne, zapewniłaś nas o sile swojego charakteru, jestem ciekawa, kto jest twoim życiowym autorytetem, kogo i za co podziwiasz?

Nie ma jednej osoby doskonałej, dlatego nie mam jednego autorytetu, zawsze było to kilka osób, które podziwiałam i podpatrywałam. Imponują mi ludzie, którzy mają jakąś mądrość życiową, ludzie, którzy całe życie idą do przodu i rozwijają się przede wszystkim duchowo.

Na początku naszej rozmowy wspomniałaś, że od pracy nad nowym albumem wyłączył cię "Taniec z gwiazdami". Jestem ciekawa jak z perspektywy czasu, oceniasz swoją decyzję o wzięciu udziału w tym programie? Powoli dobiega końca kolejna, podobno już naprawdę ostatnia, edycja tego "szoł", zdradź nam, komu kibicujesz?

Ja gorąco kibicowałam mojemu koledze Adamowi Fidusiewiczowi, ale niestety już nie tańczy. Także teraz trzymam mocno kciuki za Żorę, z racji tego, że to mój były taneczny partner. Zresztą wszystkim, których poznałam w trakcie 5. edycji życzę jak najlepiej, ponieważ to naprawdę niesamowici ludzie, których ciepło wspominam i wspominać będę.

Udział w "Tańcu" to z pewnością była moja przygoda życia. Myślę, że porównywalna do skoku na bungee, zjedzenia zdechłej żaby lub innych tego typu ekstremalnych wyczynów. Przyznam szczerze, że jeszcze nie obejrzałam żadnego odcinka, w którym tańczyłam, ponieważ nie jestem w stanie.

Kiedy tylko o tym myślę, to przypominam sobie jakie silne emocje i stres towarzyszyły mi przy każdym występie - to było naprawdę niesamowite przeżycie. Ja tak naprawdę na każdy odcinek przygotowywałam się z przeświadczeniem, że to dziś właśnie będzie ten ostatni. Nawet przeczuwaliśmy z Żorą, że odpadniemy już w pierwszym, mimo, iż w tym momencie nikt jeszcze nie odpadał (śmiech). Zdobyte miejsce bardzo pozytywnie nas zaskoczyło.


Był to dla mnie trudny okres, ogromna próba, sprawdzenie siebie, zarówno psychicznie jak i fizycznie, kosmiczny wysiłek, ale też udało mi się wyciągnąć z tego programu dużo dobrego dla siebie. Przede wszystkim udało mi się przełamać barierę wstydu, co zaowocowało, tym, że jestem teraz dużo bardziej odważna. Ten program zmusza uczestników, zwłaszcza kobiety do ogromnego ekshibicjonizmu. Mam na myśli i stroje, które tam się nosi, w których trzeba odkrywać coś, co zazwyczaj się ukrywało, i komentarze, które często bywają ostre i nieprzychylne.

Mam poczucie, że tak porządnie dostałam "batem show-biznesu", że już teraz to wszystko mogę i niczego się nie boję. Wiedziałam, co mnie czeka i z czym wiąże się mój udział w tym programie, dlatego tak długo zwlekałam z podjęciem tej decyzji. I dziś absolutnie jej nie żałuję, bo taka szkoła życia połączona ze szkołą tańca była mi bardzo potrzebna i nauczyła mnie samodyscypliny.

Oczywiście zapałałam ogromną miłością do tańca i to, czego zazdroszczę uczestnikom obecnej edycji, to możliwość tańczenia mambo. Uwielbiam ten taniec i zawsze chciałam się go nauczyć, ale może wezmę sobie kilka prywatnych lekcji (śmiech).

Masz jeszcze czas i siłę na dodatkowe lekcje tańca? Tańczyłaś w "Tańcu z gwiazdami", skończyłaś studia, napisałaś pracę licencjacką i obroniłaś ją na ocenę celującą, zagrałaś kilka koncertów, wydałaś płytę i wszystko praktycznie w tym samym czasie. A kiedy czas na odpoczynek?

A to bardzo dobre pytanie (śmiech). Mój organizm jest przyzwyczajony do dużego wysiłku, ale rzeczywiście funduję sobie ten wysiłek na przemian ze stresem już od bardzo bardzo dawna. Na najbliższy czas planuję kilka koncertów i promocję płyty, ale za nim rozpocznę intensywną trasę koncertową udam się oczywiście na zasłużone, wymarzone, wyczekane wakacje... (śmiech).

Bardzo dziękuję ci za rozmowę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas