Peter Hook: Nigdy nie przepracowaliśmy traumy po stracie Iana Curtisa
Kamil Downarowicz
Peter Hook, legendarny basista Joy Division oraz New Order odwiedził właśnie Polskę ze swoim projektem The Light. Podczas koncertu we Wrocławiu zaprezentował publiczności kompozycje Joy Division z albumu "Substance" oraz najbardziej popularne utwory New Order. Przy tej okazji udało nam się porozmawiać z nim m.in. o Ianie Curtisie, manchesterskiej scenie muzycznej, pisaniu książek i młodzieży noszącej koszulki z pewnym znakiem graficznym.
Kamil Downarowicz, Interia: Na koncercie we Wrocławiu zaprezentowaliście utwory Joy Division z płyty "Substance" oraz niektóre piosenki New Order. Czy masz wśród nich swoje ulubione?
Peter Hook (The Light): - Kłopot z "Substance" jest taki, że to naprawdę mocna kolekcja "hitów". Bardzo ciężko wybrać mi utwory, które, że tak się wyrażę, darzę największym uczuciem. Myślę, że gdyby to samo pytanie zadać osobom, które przychodzą na nasze koncerty, też nie wiedzieliby, co odpowiedzieć...Podobnie sprawa wygląda u mnie w przypadku New Order. Słuchając płyt "Ceremony", "Temtation", "True Faith" można łatwo zauważyć progres, który był udziałem zespołu. Z czasem stawaliśmy się coraz lepsi, coraz bardziej wyraziści, udało nam się wypracować własny, rozpoznawalny styl, na którym zresztą wzoruje się wiele współczesnych kapel. Prawda jest też taka, że przed wydaniem "Substance" byliśmy niezręczni w tym, co robiliśmy i np. nigdy nie umieszczaliśmy singli na albumach. Nasz najbardziej znany utwór "Love Will Tear Us Apart" nie wszedł przecież na płytę.
A może masz do opowiedzenia o którymś z tych kawałków jakąś historię?
- Proszę bardzo! Na przykład nasza amerykańska wytwórnia płytowa dodała numer "Blue Monday" do albumu "Power, Corruption & Lies" za naszymi plecami. Przekonaliśmy się o tym przypadkiem, gdy poszliśmy do sklepu z płytami w Stanach Zjednoczonych. Wrzucamy krążek do odtwarzacza, a tu niespodzianka.
Utwory Joy Division i New Order gracie dosłownie 1:1. Dlaczego nie zmieniacie niczego w aranżacjach, nie dodajecie nic od siebie?
- Zawsze czuliśmy i wciąż czujemy, że The Light ma pewne obowiązki w stosunku do albumów i dźwięków produkowanych przez Joy Division i New Order. Chodzi o to, że utwory, które gramy właściwie nigdy nie były wcześniej prezentowane na żywo lub odbywało się to niezwykle rzadko. Ludzie są ich spragnieni. Fani, którzy są z nami od dłuższego czasu, a także ci przychodzący tylko okazyjnie na nasze koncerty, chcą przede wszystkim usłyszeć kawałki tych dwóch zespołów w niezmienionej formie. Dla mnie jest to całkowicie zrozumiałe i nie mam z tym problemu. Gramy w ten sposób całkowicie naturalnie, nie ma w tym żadnej pozy z naszej strony.
Czy kiedy ruszasz w trasę z The Light, to częściej powracasz wspomnieniami do czasów grania w Joy Divison i do Iana Curtisa?
- O tak, z pewnością są to bardzo emocjonalne chwile. Gdy po raz pierwszy zacząłem koncertować z The Light, poczułem, że aż mną trzęsie w środku. Jako zespół nie przepracowaliśmy nigdy traumy po stracie Iana Curtisa. Zakończyliśmy działalność Joy Division i niemal od razu uruchomiliśmy New Order. Nie zrobiliśmy sobie praktycznie żadnej dłuższej przerwy. Chcieliśmy rzucić się w wir pracy, aby nie myśleć zbyt dużo tym, co się wydarzyło. Z dzisiejszej perspektywy wydaje mi się, że nie był to chyba najlepszy pomysł... Wracanie do tekstów Iana było i nadal jest dla mnie niezwykle osobistym, trudnym doświadczeniem. Kiedy jestem na scenie i śpiewam rzeczy, które napisał, czuję na sobie pełną odpowiedzialność tego, co robię. I powiem ci, że nie jest to wcale łatwe do przełknięcia.
Co byś odpowiedział ludziom, którzy twierdzą, że grając koncerty z utworami Joy Division nie chodzi ci wcale o żadne oddawanie hołdu, tylko chcesz po prostu zarobić kasę na marce zespołu, który jest wciąż popularny?
- No cóż, jako oryginalny członek i współtwórca zespołu uważam, że mam pełne prawo do grania kompozycji, które sam współtworzyłem. Nie wykorzystuję przecież piosenek jakiejś obcej kapeli, tworzonej przez obcych ludzi. Nie jesteśmy też cover bandem. Poza tym, wiesz, Joy Division nigdy nie był na prawdziwej światowej trasie koncertowej. Raz jeden wybraliśmy się w małą podróż po Europie i tyle. Smutny koniec Iana nastąpił w przededniu naszej pierwszej amerykańskiej trasy koncertowej.
Kiedy zacząłem współpracę z The Light, zdałem sobie sprawę, że ludzie nigdy nie słyszeli wielu z piosenek Joy Division na żywo. To dało mi impuls do działania. Rob Gretton (zmarły w 1999 roku menedżer Joy Division i New Order - przyp. red.) mawiał, że Joy Division będzie wielkim zespołem przez najbliższe 30 lat. Cóż, miał rację, nie chciałem już dłużej ignorować tego faktu. Mamy z The Light fantastyczny czas, gramy albumy Joy Division i New Order dla wielkich tłumów dosłownie na całym świecie.
Do 2007 roku występowałeś w New Order. Jest jeszcze szansa, żebyś dołączył do tego zespołu z Bernardem - z którym popadłeś w konflikt - w składzie? Czy to już raczej zamknięta historia? Widziałem New Order na żywo w 2012 roku, muszę przyznać, że bardzo brakowało mi twojej osoby na scenie...
- Na razie nie przewiduję takiej możliwości. Ale wiesz, życie lubi przynosić niespodzianki...
Czy śledzisz współczesną muzyczną scenę manchesterską? Są jacyś wykonawcy, którzy szczególnie przykuwają twoją uwagę?
- Przyznam szczerze, że od zawsze zwracam uwagę na to, czy coś ciekawego muzycznie dzieje się w tym mieście. Obecnie dostrzegam wiele młodych zespołów, które w tej chwili walczą jeszcze o własną tożsamość i nie wypłynęły na szersze wody. Polecam sprawdzić ci grupy Blossoms i The Slow Readers Club. Manchester posiada ogromną spuściznę, jeśli chodzi o muzykę alternatywną. Jest tu całe mnóstwo koncertów, festiwali i ciekawych wydarzeń. Każdy kto tu przyjedzie w poszukiwaniu artystycznych wrażeń, z pewnością się nie zawiedzie.
Napisałeś już kilka książek. Planujesz wydanie kolejnej? Jeśli tak, to o czym będzie opowiadać?
- No cóż, właśnie skończyłem przygotowywać katalog na moją nadchodzącą wystawę i aukcję "Peter Hook Signature Collection". Będzie zawierać ona wszystkie moje pamiątki związane z Joy Division oraz Factory Records. Sam przygotowałem indywidualne komentarze do każdej z pozycji dodanej do katalogu, więc jest to taka jakby quasi książka. Jeśli chodzi zaś o pełnoprawną książkę, to myślę o napisaniu czegoś na temat muzycznej historii Manchesteru, o którym to mieście wspomniałeś przed chwilą. To bardzo interesujący i rozwlekły temat, który ciekawi ludzi. Tak przy okazji zauważ, że wszystkie moje poprzednie publikacje nie miały szczęśliwego zakończenia. Czas to chyba zmienić.
Czy oprócz występów z The Light masz zamiar zaangażować się w inne projekty w najbliższym czasie?
- Jest kilka rzeczy, które mnie interesują i nie ukrywam, że jestem zapraszany przez różnych artystów do współpracy. Na razie jednak chcę skupić się w pełni na The Light i obecnej trasie koncertowej. Później zobaczymy. Jestem otwarty na różne warianty.
Myślałeś kiedyś o tym, jakby wyglądało twoje życie, gdybyś nie zdecydował się na karierę muzyczną?
- Gdybym nie został muzykiem, to chciałbym pracować na złomowisku. Mój kolega ma takie jedno złomowisko w Old Trafford i uwielbiałem "bawić się" u niego tymi wszystkimi samochodami. Sprawia mi to kupę frajdy... co się tak patrzysz... serio!
Ok, przejdźmy może do kolejnego pytania: oba zespoły Joy Division i New Order wciąż są bardzo chętnie słuchane i popularne. Co twoim zdaniem sprawia, że przetrwały one próbę czasu?
- Myślę, że ilość pracy, jaką wykonaliśmy w tych grupach oraz wysiłek, jaki włożyliśmy w to, aby oba zespoły odniosły sukces, procentuje do dziś. Była między nami wszystkimi niezwykła chemia, bardzo dobra energia i zrozumienie. Dzięki temu udało się stworzyć coś bardzo szczególnego, coś, co doceniają osoby z różnych, nieraz odległych od siebie, pokoleń. Może zabrzmi to nieskromnie, ale napisaliśmy kilka naprawdę wspaniałych płyt. Staliśmy się trwałą częścią kultury popularnej. Mam ogromne szczęście, że mogłem uczestniczyć w tym procesie.
No właśnie, Joy Divison stało się częścią współczesnej popkultury. Dzieciaki noszą koszulki z okładką "Unknown Pleasures", niekoniecznie może znając nawet sam zespół. Lubią po prostu to fajne falujące logo. Co o tym myślisz?
- Nie sądzę, aby większość osób noszących koszulki "Unknown Pleasures" nie wiedziała czym jest Joy Division. Może co najwyżej nie znają wszystkich tytułów piosenek, nie znają historii grupy, nazwisk osób ją tworzących. Hej, sam nie wiem wszystkiego o zespołach, których jestem wielkim fanem. Jeśli ktoś ma ochotę nosić ciuchy z Joy Division to proszę bardzo. Nic mi do tego, z jakich powodów to robi.