"Narzędzie w rękach Boga"

Najpierw wymyślili muzykę hardcore. Potem połączyli ją z reggae. Bad Brains. Są jednym z najbardziej wpływowych i zarazem najbardziej niedocenionych zespołów we współczesnej muzyce rockowej. Chodzą wyłącznie własnymi ścieżkami i nikt już właściwie nie wie, kiedy istnieją, a kiedy po raz kolejny zawieszają działalność.

Darryl Jenifer (Bad Brains) w Jarocinie
Darryl Jenifer (Bad Brains) w JarocinieINTERIA.PL

O co chodzi z tym Bad Brains? Darryl Jenifer, basista grupy, tuż po zejściu z jarocińskiej sceny, odpowiedział na to pytanie Jarkowi Szubrychtowi.

Jak wrażenia po koncercie?

Nie przepadamy za graniem pod gołym niebem, bo to zwykle wiąże się z problemami technicznymi, albo brakiem czasu na próbę, a w naszej muzyce jest sporo smaczków, o które powinniśmy zabrać. Tutaj czułem się czasem, jakby zamiast uderzenia dźwięku rozchodził się obłok dymu. Szszszuuu? (śmiech) Ale bawiliśmy się dobrze, czuć było pozytywne wibracje.

Nie ma wątpliwości, że jesteście jednym z najbardziej wpływowych zespołów we współczesnym rocku, ale komercyjny sukces, który stał się udziałem waszych naśladowców, choćby Faith No More czy Living Colour, was ominął. Dlaczego?

Nasza droga różni się od dróg innych zespołów. Sukces ma wiele twarzy. Mówisz o pieniądzach? O złotych płytach? Nasz sukces mierzymy chwałą tego, co robimy. Wielki Duch spływa na nas i wskazuje nam odpowiedni kierunek. To nie jest nasz wybór, to Bóg.

Nie obchodzi nas więc cały ten gówniany wyścig o pieniądze, o to kto jest wyżej na listach przebojów. Jak to możliwe, że Living Colour mógł sprzedać milion płyt, a my sprzedajemy tylko 30 tysięcy w pięć lat? (śmiech) Nie wiem, nie interesuje mnie to. Jestem szczęśliwy, bo mogę grać muzykę, którą kocham. W tym jest chwała.

Może nie sprzedajecie płyt, bo śpiewacie o Bogu? Wiesz, seks lub przemoc w tekstach mogłyby wam pomóc...

Jesteśmy planem Wielkiego Ducha i to jest poza naszym rozumieniem. Nie wiem, dlaczego gramy w tę grę. Jestem szczęśliwy, że mogę robić to, co robię i dzielić się muzyką z innymi ludźmi.

Nigdy nie żałowaliście złych decyzji biznesowych?

Nieee... Wychowuję dzieci, mam dobre, pełne miłości życie, za które codziennie dziękuję Bogu. Nie jestem milionerem, ani gwiazdą rocka. Jasne, każdy chciałby mieć więcej kasy i nie jestem wyjątkiem, ale z drugiej strony wiem, że kasa może zniszczyć życie.

Gdybyśmy odnieśli sukces komercyjny podobny do Metalliki czy U2, nie rozmawialibyśmy dzisiaj. Zdaję sobie bowiem sprawę z tego, że kiedy byłem młodszy mój umysł, mój poziom świadomości, nie był wystarczająco rozwinięty, by poradzić sobie z sukcesem. Na szczęście zostałem pobłogosławiony i uniknąłem tego losu. Dzięki temu wciąż żyję...

Gdybym przed laty został wielką gwiazdą, zapewne pytałbyś dzisiaj kogoś innego: "Powiedz mi, jaki był Darryl?" (śmiech) Wiem, że tak by się stało, bo wiem, jak kiedyś żyłem...

Jesteś więc człowiekiem szczęśliwym? Niewielu potrafi tak o sobie powiedzieć.

Wielu jest bogatszych ode mnie, ale nie żyją życiem tak pięknym jak ja.


Skoro granie w Bad Brains to taka sielanka, dlaczego ciągle się kłócicie, kończycie działalność, by po krótszej lub dłuższej przerwie wznowić ją i... znów się rozpaść.

Musisz zrozumieć, że nie jesteśmy zespołem z castingu, nie dobieraliśmy członków grupy przez ogłoszenia prasowe, wiesz: "Basista poszukiwany"... Graliśmy razem na długo przed Bad Brains, jesteśmy rodziną. Czasem wujek kłóci się z ciotką, ale później wszyscy siadają zgodnie do obiadu. Te wszystkie nasze tarcia to po prostu rodzinne spory, nic poważnego.

Nigdy się nie rozpadliśmy, bo nie nawet kiedy poróżnisz się z bratem czy siostrą, oni nie przestają być twoim rodzeństwem. Nie możesz wymazać matki czy ojca ze swojego życia. A w Bad Brains wszyscy jesteśmy braćmi. Ludzie, którzy dzisiaj przyszli na nasz koncert dobrze to wiedzą. Nie spodziewali się show, aktorstwa, udawania. Przyszli zobaczyć coś prawdziwego.

Na początku lat 90., gdy H.R.'a zastąpił Chuck Mosley, też byliście braćmi?

Oczywiście. Rodzina dorastała, to wszystko... Kochamy się bezwarunkowo. Nie masz wpływu na to, jak zachowuje się twój młodszy brat, ale wciąż jesteście rodziną. Bad Brains to rodzina na dobre i złe.

Kiedy zaczynaliście, chcieliście zmienić świat. Hardcore był muzyką małolatów, którym zależało. Parę lat później równie nośnym społecznie ruchem był hip-hop. A teraz? Nie masz wrażenia, że młode zespoły unikają zaangażowania, że nie interesują ich żadne idee? Liczy się tylko dobra zabawa.

Czasy się zmieniają, to prawda. Ale w muzyce i sztuce w ogóle, zawsze kiełkuje coś nowego. Po prostu siedź spokojnie i obserwuj. W latach 80. też przez to przechodziliśmy. Myślisz, że ktoś spodziewał się Minor Threat, Dead Kennedys czy Bad Brains? Podobnie sprawy miały się z Little Richardem czy Chuckiem Berrym, oni też szli pod prąd.

I naprawdę uważasz, że to znów się wydarzy?

Ja to wiem. Nie wiem tylko, gdzie tego szukać. Może na scenie didżejskiej? Trudno to przewidzieć... Ale duch młodzieży nie da się stłamsić, to musi eksplodować. Muzyka żyje, nie da się jej zniewolić, nie da ograniczyć. Bądź cierpliwy.

Kiedy zaczynaliście łączyć elementy punka, metalu i reggae, patrzono na was jak na szaleńców. Dzisiaj łączenie różnych gatunków muzycznych jest na porządku dziennym. Muzycy do tego dorośli? A może publiczność?

Bóg nas pobłogosławił i ośmieliliśmy się wyjść z czarnej sceny, by mieszać gatunki, które nam się podobały. Niekoniecznie takie, które podobały się innym ludziom, ale o to właśnie chodziło. Wypowiadanie się przez sztukę to piękna sprawa, niezależnie od tego, co inni o tobie myślą. Nie wymyślaliśmy niczego, nie udawaliśmy Sex Pistols czy The Damned. Nie dbaliśmy o to, czy nasza publiczność jest czarna czy biała.

Wyprzedziliśmy wiele trendów, ale to nie nasza zasługa. Bóg posłużył się nami. Wielki Duch wykorzystał Bad Brains jako narzędzie, którym wskazał młodym ludziom nowe możliwości.


Oglądasz telewizję? Śledzisz medialną kanonizację Michaela Jacksona?

Michael Jackson to prawdziwy artysta, najczystsze skupienie Wielkiego Ducha. Niewielu jest ludzi w tym biznesie, których tak podziwiam. Może Stevie Wonder... Wielki talent Michaela Jacksona był zarazem jego największym przekleństwem.

Czasem zdarza się, że siła kreatywności jest tak wielka, że manifestuje się w problemach w innych dziedzinach życia. Wiele twórczych umysłów na to cierpiało. Kiedy Bóg daje ci jakiś dar, dla równowagi otrzymujesz też inne rzeczy.

Twierdzisz, że zabił go nadmiar talentu?

Nie wierzę w te wszystkie pogłoski o pedofilii. Myślę za to, że całe to zamieszanie związane z byciem Michaelem Jacksonem przerosło go fizycznie i psychicznie. Nie powinniśmy jednak pamiętać o chwilach jego słabości. Powinniśmy oglądać go w tańcu, słuchać jego muzyki i na tej podstawie go osądzać.

Ludzie są jak piramida. Widzimy jej szczyt, choć wiemy, że u dołu jest znacznie szersza postawa. Nie łudźmy się jednak, że zdołamy tę podstawę poznać, nigdy nie dowiemy się pełnej historii człowieka, nie wiemy przez co przechodził. Sądźmy więc Michaela Jacksona po szczycie jego piramidy.

To romantyczna wizja artysty, który musi cierpieć za miliony...

Droga do wielkości jest trudna. Jeśli chcesz być wielki, nie możesz być przeciętniakiem, który wiedzie nudne, bezpieczne życie. Ja też chciałbym być wielki, ale bez ich problemów. Chociaż zdarzały mi się w życiu trudne chwile, wciąż prę naprzód. To bardzo strome schody, ale idę, bo chcę być wielki, ale nie chcę być postacią tragiczną.

Nie będę pytał o plany Bad Brains, bo jak mniemam nie są sprecyzowane.

Oczywiście, że nie. Bad Brains to dzieło Boga. Nie planujemy niczego, wszystko samo przychodzi, a my na to reagujemy. Naprawdę jesteśmy tak uduchowieni. Nie religijni, nie chodzi o bieganie do kościoła i litanię do wszystkich świętych, ale o duchowe połączenie z Bogiem.

Lubię robić różne rzeczy, na przykład pielęgnować ogród albo grać w golfa, ale Bad Brains to sens mojego życia, to dzieło, któremu się poświęciliśmy jako dzieci. A wszystko dlatego, że zostaliśmy pobłogosławieni...

Dziękuję za rozmowę.

Ja również. Może wydawało ci się trochę dziwne, że te wszystkie rzeczy o Bogu mówi ci facet ze szklaneczką Jacka Danielsa w ręku. (śmiech) Ale to prawda. Szczera prawda.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas